Początków społecznej przedsiębiorczości w Polsce trzeba szukać, co nie jest zaskakujące, zaraz po przełomie z końca roku 1989. I każdy, kto będzie ich szukać, musi trafić na Jacka Kuronia. To także nie jest niespodzianka, takie działania nie mogły się zacząć bez jego udziału, a nawet więcej – inicjatywy. Dlaczego?
– Jacek nie uważał się za polityka, ale raczej za pedagoga, którego misją jest edukacja, przede wszystkim poprzez praktykę. Gdy przychodziło się do niego z kolejnym genialnym pomysłem, to słuchał, a potem mówił, skoro masz pomysł, to go zrealizuj – wspomina Henryk Wujec, przypominając czasy KOR.
Rok 1990
Ci, którzy pamiętają czasy rządu Tadeusza Mazowieckiego, w którym Jacek Kuroń był ministrem pracy, nie zapomnieli na pewno jego wtorkowych pogadanek telewizyjnych. Mówił w nich nieraz o ludziach, którzy potrafili sami rozwiązywać swoje problemy, którzy nie czekali biernie na pomoc, ale brali sprawy w swoje ręce. Nic dziwnego, o idei samoorganizującego się społeczeństwa Jacek Kuroń pisał i mówił od dawna.
W roku 1990 zaczęły się już zmiany w gospodarce, znane jako reformy Balcerowicza oraz reforma samorządowa i równocześnie zaczął się wielki ruch inicjatyw lokalnych, pozarządowych. Wielu ludzi z „Solidarności” nie poszło do polityki, do samorządów, ale chcieli robić coś pożytecznego. I wielu z nich trafiło do organizacji pozarządowych.
– Ten wielki ruch bardzo Jacka Kuronia interesował, bo był w pewnym sensie realizacją jego marzeń o samoorganizującym się społeczeństwie. I dla wielu organizacji i inicjatyw Jacek był ojcem chrzestnym, zaczynając od pierwszego społecznego liceum na Bednarskiej w Warszawie – mówi Henryk Wujec. Wiele z tych inicjatyw było związanych z bezrobociem, więc bezpośrednio dotyczyło tego, za co Jacek Kuroń odpowiadał jako minister pracy.
Z przekonania, że jest w Polsce wielu ludzi, którym trzeba tylko wskazać kierunek, a sami zadbają o to, by poprawić los swój i przy okazji jeszcze wielu innych osób wzięły się trzy inicjatywy, w zapoczątkowanie których był oczywiście zaangażowany także Jacek Kuroń.
FISE, BISE i TISE
– FISE była od promocji i edukacji, BISE dawał narzędzia finansowe, a TISE know-how. Korzystaliśmy z zachodnich, głównie francuskich doświadczeń. Jacek cały czas wspierał te działania, wszędzie, gdzie pojawiał się element społeczny, jako forma radzenia sobie, Jacek patronował takim działaniom. Motywem przewodnim było, żeby ludzie, którzy mają problemy, sami brali udział w ich rozwiązywaniu. Z takich działań wyłoniły się później spółdzielnie socjalne, gdy specjalna ustawa stworzyła taką możliwość – mówi Henryk Wujec.
W tym miejscu trzeba krótko przypomnieć, co kryje się za tymi trzema skrótami.
Bank Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych (BISE) był polsko-francuską spółką akcyjną, utworzoną w 1990 roku z inicjatywy Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej (czyli Jacka Kuronia) oraz francuskiego banku etycznego Crédit Coopératif. Jego celem była pomoc dla przedsiębiorczości społecznej oraz dla małych i średnich firm, we współpracy z władzami lokalnymi, samorządami i organizacjami pozarządowymi. W listopadzie 2007 roku BISE połączył się z DnB Nord, poszerzając swoją działalność bankową.
Dla nas i wnuków
Ostatnią książką, którą Jacek Kuroń napisał (i której nie zdążył skończyć) była „Rzeczpospolita dla moich wnuków”. Sporo w niej jest odniesień do problemów związanych z edukacją, bezrobociem i ludzką aktywnością czyli ze sprawami, które zawsze były dla autora ważne i których rozwiązywaniu poświęcił wiele lat.
W „Rzeczpospolitej…” ostro skrytykował neoliberalizm, sprowadzający się do tego żeby „jak najmniej płacić, znieść świadczenia, obniżyć podatki”. Zgadzał się z alterglobalistami opowiadającymi się za redystrybucją bogactwa i transferem wiedzy pomiędzy globalną Północą a Południem. Uważał, że konieczna jest globalna rewolucja edukacyjna, która umożliwi każdemu dostęp do całej kultury. Szanse jej realizacji widział w informatycznym przewrocie, który wtedy, gdy Jacek Kuroń (tuż przed śmiercią w 2004 roku) pisał tę książkę, był już dostatecznie zaawansowany, żeby można było docenić szanse, jakie z sobą niesie.
Według wizji, którą przedstawił w „Rzeczpospolitej…” „nowy społeczny podział pracy wraz z rewolucją edukacyjną doprowadzi już niedługo do sytuacji, w której pracą zarobkową – utrzymaniem światowej gospodarki w jej rozmachu – trudzić się będzie 40-50% ludzi”.
Zanim ta wizja się urzeczywistni jest wiele miejsca na to, co dziś nazywane jest ekonomią społeczną. Można by długo wymieniać nazwy inicjatyw takich jak spółdzielnie socjalne, które działają w większości regionów Polski. W wielu województwach opracowano plany wsparcia ekonomii społecznej, wychodząc z założenia, że może ona zaspokoić wiele potrzeb, a jej olbrzymią wartością jest odbudowa społeczności lokalnych.
Do urzeczywistnienia idei samoorganizującego się społeczeństwa jest od obecnego stanu rzeczy jeszcze daleko, ale z pewnością bliżej niż jeszcze kilka lat temu. Choćby dlatego, że działające obecnie w Polsce przedsiębiorstwa społeczne można już liczyć na setki.
Źródło: Ekonomiaspoleczna.pl