Dwa lata rządu Szydło. Wielka zmiana wśród kobiet. Czy „dobra”?
KUCHARSKA-DZIEDZIC: Obywatele dają organizacjom sygnały, że są potrzebne i że będą partycypować w ich utrzymaniu. Bez organizacji broniących słabszych i mniej licznych demokracja nie przetrwa. I społeczeństwo zaczyna to rozumieć. Miejmy nadzieję, że nie za późno.
Dwa lata rządów Prawa i Sprawiedliwości w Polsce to czas wyjątkowego wzmożenia obywatelskiego. Paradoksalnie żaden poprzedni rząd po 1989 roku nie zrobił tyle dla budowy obywatelskiego społeczeństwa, ile rząd Beaty Szydło. Setki tysięcy obywateli i obywatelek porzuciło domową strefę komfortu i wyszło na ulice. W deszcz, w mróz, w porze niedzielnego grillowania.
Organizacje – jesteście potrzebne!
Dwa wielkie protesty przetoczyły się przez kraj: w obronie Konstytucji i praworządności oraz w obronie praw kobiet. O ile sedno konfliktu o Trybunał Konstytucyjny i sądy powszechne nie było zrozumiałe dla dużej części społeczeństwa, o tyle protesty kobiet spotkały się z akceptacją i zrozumieniem. Atak na organizacje pozarządowe, choć propagandowo skuteczny, spowodował także większe finansowe zaangażowanie obywateli wpłacających datki na utrzymanie NGO, których władza PiS nie lubi. Protesty kobiet przyniosły ich organizatorkom – Barbarze Nowackiej i Agnieszce Dziemianowicz-Bąk – międzynarodowy prestiż, w kraju Polska Rada Biznesu przyznała nagrody (przepraszam za wątek prywatny) przedstawicielkom organizacji pozarządowych walczących z przemocą wobec kobiet (BABA) i dzieci (Monika Sajkowska z Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę) – obu pozbawionym dotacji z Ministerstwa Sprawiedliwości. Trzecia z organizacji pozbawionych dotacji – Centrum Praw Kobiet – otrzymała nagrodę z rąk aktora Kacpra Kuszewskiego wygraną przez niego w telewizyjnym show.
Kiedy władza uderza w organizacje pozarządowe zmagające się z przemocą, upominające się o prawa kobiet i grup defaworyzowanych, troszczące się o jawność życia publicznego, stosując metody na zagłodzenie i zamęczenie (kontrolami, nasyłaniem policji), w tym samym czasie obywatele dają organizacjom sygnały, że są potrzebne i że będą partycypować w ich utrzymaniu. Bez organizacji broniących słabszych i mniej licznych, broniących standardów, demokracja nie przetrwa. I społeczeństwo zaczyna to rozumieć. Miejmy nadzieję, że nie za późno.
Zerwałyśmy z „mnie to nie dotyczy”
Rząd Prawa i Sprawiedliwości przez dwa lata osiągnął więcej na polu zmiany świadomości obywateli w zakresie praw kobiet i praw reprodukcyjnych niż zastępy nas – feministek – przez ostatnich 25 lat. Słowo „patriarchat” zaczęło być powszechnie odmieniane przez wszystkie przypadki. Akceptacja dla dostępu do aborcji bez podawania przyczyn wzrosła, zwolenników liberalizacji jest nieznacznie więcej niż zwolenników pozostawienia tak zwanego kompromisu aborcyjnego, zwolenników zaostrzenia ustawy, które zaakceptowaliby i premier Beata Szydło, i prezydent Andrzej Duda, jest około 10%.
Przez lata Polki nie odnosiły zapisów ustawowych łamiących ich reprodukcyjne prawa do siebie personalnie. „Mnie to nie dotyczy” najbardziej charakteryzowało postawę Polek, gdy przykręcano im przez lata przysłowiową śrubę. Jeśli pytano Polki bardziej szczegółowo o hipotetyczne, co by było, gdyby jednak, wtedy padała kolejna symptomatyczna odpowiedź: „jakoś się załatwi”. W kraju obłudnej świętoszkowatości, w państwie teoretycznym z niezamierzonego bon motu ministra Sienkiewicza, żyło się Polkom bezpiecznie. Kiedy jednak obłudnicy zostali zastąpieni przez równie obłudnych, ale jednak nieznających umiaru w szermowaniu fanatyzmem, kobiety straciły poczucie bezpieczeństwa. Knajacki język stał się powszechny w ustach polityków nowego mainstreamu. Kiedy publicznie obrażano na przykład Wandę Nowicką, można sobie było tłumaczyć, że taka jest cena wejścia do polityki. Kiedy obrażano kobiety protestujące, pojawiła się powszechna solidarność z nimi, do protestów dołączyli mężczyźni. Kiedy były minister sprawiedliwości (dziś nauki) słyszał krzyk mrożonych zarodków lub opowiadał o polskich zarodkach sprzedawanych do niemieckich laboratoriów, można było się pośmiać, bo jednocześnie rząd PO-PSL wprowadzał dofinansowanie do in vitro. Dziś rząd nie tylko już nie finansuje in vitro, ale ma w planach uniemożliwienie tego finansowania przez lokalne samorządy. Kiedy trwała skandaliczna dyskusja o gender i Konwencji o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej, społeczeństwo uznało to za polityczne tokowanie, bo Konwencję przyjęto. Dziś prezydent otwarcie mówi, żeby jej zapisów nie stosować, minister pracy, rodziny i polityki społecznej mówi, że należy konwencję wypowiedzieć, a w Ministerstwie Sprawiedliwości nad wypowiedzeniem pracują. I właściwie nie wiadomo, czy w Konwencji nie podoba się owo gender, czy raczej mechanizm monitoringu wprowadzania jej zapisów (GREVIO), bo przecież rząd PiS bardzo nie lubi, jak mu jakaś zewnętrzna instytucja patrzy na ręce.
Chwalić i ganić jednocześnie
PiS wygrał wybory także dlatego, że Polki były niezadowolone ze swojego statusu materialnego, bo przecież większość kobiet w Polsce zarabia najniższą krajową lub niewiele więcej. Prawie wszyscy Polacy mają kogoś pracującego na przykład na Wyspach, narastały więc pretensje do władzy, że wsparcie materialne dla rodzin z dziećmi jest niewielkie. 500+ nie było zatem tylko łapówką wyborczą, ale krokiem do osiągnięcia standardów obserwowanych przez Polaków poza granicami Polski. To realne finansowe wsparcie w połączeniu z przywilejami emerytalnymi przekonało wiele Polek do poparcia rządu Beaty Szydło.
Dla minister rodziny, pracy i polityki społecznej, Elżbiety Rafalskiej, 500+ jest także remedium na przemoc domową: „Rząd PiS chociażby przez program 500+ daje wolność i wybór. Kobieta, która była matką rodziny wielodzietnej dostała wsparcie w wysokości 1,5-2 tysiąca złotych. Jeżeli w rodzinie zdarzała się przemoc, to mogła podjąć decyzję o wynajęciu mieszkania, o uniezależnieniu się ekonomicznym. Te pieniądze dawały jej samodzielność, zmieniły jej pozycję w rodzinie”. Co prawda, to prawda, zważywszy, że mieszkań chronionych jest coraz mniej, Ministerstwo Sprawiedliwości wycofuje się okrakiem z pomocy materialnej przyznawanej ofiarom przemocy domowej. Ale ta wypowiedź pokazuje też filozofię myślenia o sposobach przeciwdziałania przemocy: ucieczka kobiety i dzieci, zamiast izolacji i karania sprawcy; troska o kobiety z co najmniej dwójką dzieci, zamiast oferty dla wszystkich pokrzywdzonych; wartość kobiety oparta na kwocie, która za sprawą jej dzietności trafi do rodzinnego budżetu… Ministerstwo Sprawiedliwości też można ganić i chwalić jednocześnie, bo przecież zadbało, by poprawiła się w Polsce ściągalność alimentów – problem latami nierozwiązywalny. I to docenią samodzielne matki, także te z jednym dzieckiem.
Kto rozumie, a kto nie?
Kwestie kobiece przestały być tematem zastępczym i marginalnym, rozumieją to już Nowoczesna i Razem (oraz pozostałe ugrupowania lewicowe), nadal nie rozumie tego PO, a Kukiz’15 działa wbrew oczekiwaniom swoich wyborców w przypadku kwestii praw reprodukcyjnych, bo zwolenników liberalizacji ustawy antyaborcyjnej jest więcej niż zwolenników zachowania status quo wśród wyborców Kukiza. PiS wysyła do suwerena sprzeczne sygnały. Na jedne oczekiwania kobiet odpowiada, w przypadku innych zraża do siebie swój własny elektorat (zwolenników liberalizacji ustawy antyaborcyjnej najwięcej jest wśród osób o niskim statusie i niskim poziomie wykształcenia; zakaz aborcji najbardziej uderza w te grupy, których nie stać lub nie potrafią sobie poradzić z funkcjonowaniem w szarej strefie dostępu do zabiegów).
Pytanie, które kwestie będą dla kobiet istotniejsze, kiedy przyjdzie im wrzucić kartkę do urny.
MASZ ZDANIE? CZEKAMY NA WASZE GŁOSY (MAKS. 4500 ZNAKÓW) PLUS ZDJĘCIE NA ADRES: REDAKCJA@PORTAL.NGO.PL
Czym żyje III sektor w Polsce? Jakie problemy mają polskie NGO? Jakie wyzwania przed nim stoją. Przeczytaj debaty, komentarze i opinie. Wypowiedz się! Odwiedź serwis opinie.ngo.pl
Rząd przez dwa lata osiągnął więcej na polu zmiany świadomości w zakresie praw kobiet niż my – feministki – przez ostatnich 25 lat.