Czy urzędy pracy są nadal w stanie aktywnie przeciwdziałać bezrobociu?
W tym roku na aktywizację bezrobotnych przeznaczono ok. 3,2 mld zł. z Funduszu Pracy, podczas gdy w 2010 roku było to ok. 7 mld zł. – To stanowczo za mało, by normalnie realizować nasze zadania – podkreślają pracownicy powiatowych urzędów pracy.
W tym roku na aktywizację bezrobotnych przeznaczono ok. 3,2 mld zł. z Funduszu Pracy, podczas gdy w 2010 roku było to ok. 7 mld zł. – To stanowczo za mało, by normalnie realizować nasze zadania – podkreślają pracownicy powiatowych urzędów pracy. Jak przyznają, coraz więcej bezrobotnych muszą odsyłać z kwitkiem, bo kryteria finansowania m.in. szkoleń, staży, czy udzielania dotacji na założenie firmy są coraz wyższe lub urzędy musiały w ogóle zrezygnować z niektórych form aktywizacji. W nowym roku nie zapowiada się poprawa sytuacji.
– W 2011 roku na realizację zadań przewidzianych w ustawie o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy Powiatowy Urząd Pracy w Poznaniu otrzymał 60% mniej środków niż w roku poprzednim. Było to 12 mln zł, podczas gdy w 2010 roku dysponowaliśmy kwotą 30 mln zł – mówi Magdalena Morze z Powiatowego Urzędu Pracy w Poznaniu.
– Taka sytuacja siłą rzeczy musiała wpłynąć na nasze działania – przyznaje. – Swoją pomoc mogliśmy skierować do ograniczonej liczy osób, co najlepiej obrazują dane statystyczne. W 2010 roku z bardzo popularnej formy pomocy, czyli wsparcia przy uruchomieniu działalności gospodarczej skorzystały 652 osoby, do września 2011 roku były to zaledwie 163 osoby. Wśród nich są osoby, które otrzymały środki z projektu „Lepsze jutro” finansowanego z EFS. Mniej osób skorzystało także ze szkoleń oraz staży – wyjaśnia Morze. –Niestety ze względu na ograniczone środki nie wszyscy mieli szansę na skorzystanie z przewidzianych ustawą form pomocy – podsumowuje.
W najtrudniejszej sytuacji są powiatowe urzędy pracy zlokalizowane na obszarach o najwyższym bezrobociu, gdzie często dominuje bezrobocie długotrwałe.– Na naszym terenie stopa bezrobocia wynosi 25,4% i jest najwyższa w woj. pomorskim. Nie ma u nas dużych zakładów produkcyjnych, są tylko jednoosobowe firmy, dużo ośrodków wczasowych dających jedynie sezonowe możliwości zatrudnienia. W naszym regionie jest też sporo terenów popegeerowskich – mówi Wioletta Lewandowska, dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy w Nowym Dworze Gdańskim.
Aż 57% osób zarejestrowanych w jej PUP jest długotrwale bezrobotna, a 65,5% nie ma nawet średniego wykształcenia, a 81,7% nie ma prawa do zasiłku. – Do tej pory bazowaliśmy na aktywnych formach promocji zatrudnienia, organizowaliśmy zwłaszcza prace interwencyjne, dzięki którym dawaliśmy ludziom często jedyne źródło utrzymania – przyznaje Lewandowska. W tym roku urząd nie ma już na to środków, bo priorytetowe stało się finansowanie działań, które gwarantują długotrwałe zatrudnienie. – Obniżenie wydatków na aktywne formy promocji zatrudnienia przyniosło dużo złego, zwłaszcza dla tych osób, które najmniej umiały poradzić sobie na rynku pracy. Osoby z wykształceniem podstawowym, bez stażu pracy, z wiosek popegeerowskich zostały bez pracy i bez pomocy. Jest to marginalizacja najbardziej potrzebujących – dodaje.
Obok zmniejszenia liczby bezrobotnych objętych aktywizacją, ograniczenie funduszy z FP wpłynęło także niekorzystnie na strukturę samego bezrobocia, zwłaszcza na obszarach o jego najwyższej stopie (utrwalenie lokalnej struktury bezrobocia). Przykładowo w woj. warmińsko-mazurskim wydatki na aktywizację bezrobotnych zmalały o 61,8% w stosunku do ubiegłego roku.
Drastyczne obniżenie środków wpłynęło w sposób zauważalny głównie na wzrost udziału osób w szczególnej sytuacji w ogólnej liczbie osób bezrobotnych. Wzrósł udział kobiet z 52,9% do 56,9%, osób długotrwale bezrobotnych z 41,4% do 46,9% ogółu bezrobotnych oraz osób niepełnosprawnych z 9,3% do 11,7%.
Brak środków FP i EFS spowodował, że duża grupa osób długotrwale bezrobotnych nie miała szans na chociaż krótkotrwały powrót na rynek pracy. – Myślę, że przy braku środków w latach następnych to niekorzystne zjawisko będzie się pogłębiać, powodując trwałe wyparcie dużych grup ludzi z rynku pracy bez szansy zmiany ich statusu – komentuje Anna Skass, Dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy w Giżycku.
Jak zauważają eksperci PKPP Lewiatan, w tym roku po raz pierwszy od wielu lat więcej pieniędzy przeznaczy się na wypłatę zasiłków i świadczeń, niż aktywizację zawodową bezrobotnych. Aktywizacją obejmuje się teraz mniej niż 20% bezrobotnych. W porównaniu do 2010 roku wydatki na szkolenia spadły o 80%, na stypendia w okresie odbywania stażu o 60%, a na przygotowanie zawodowe dorosłych i młodzieży o prawie 30%.
Znacznie mniej pieniędzy przeznaczanych jest na refundację pracodawcom kosztów tworzenia i doposażenia nowych stanowisk pracy oraz podjęcie działalności gospodarczej przez bezrobotnych. W obydwu przypadkach budżety zostały obcięte o ponad 80%.
Przykładowo, w 2011 roku w woj. warmińsko-mazurskim wydatki na zasiłki dla bezrobotnych wyniosły 60,5% ogółu wydatków. Na programy na rzecz promocji zatrudnienia przeznaczono zaledwie 33,6% (w 2010 roku było to odpowiednio: 46,7% i 49%). Tymczasem jedną z głównych ról powiatowych urzędów pracy powinno być przeciwdziałanie bezrobociu poprzez ułatwianie bezrobotnym powrotu na rynek pracy, czyli ich aktywizację.
W efekcie rośnie niezadowolenie osób korzystających z pomocy PUPów. - Jako pracownik urzędu pracy pragnę podkreślić, że praca w urzędzie przy bardzo ograniczonych środkach finansowych jest o wiele mniej „wdzięczna” – przyznaje Jolanta Filipek Kierownik Centrum Aktywizacji Zawodowej MUP i UPPO w Olsztynie.
– Większość oczekuje od urzędu konkretnej pomocy i jeżeli z powodu braku środków tej pomocy nie otrzymuje, nie dziwmy się, że jest niezadowolona i że będzie negatywnie postrzegać urząd pracy. Nawet przy otrzymaniu pomocy „zastępczej” np. zamiast propozycji stażu spotkanie informacyjne, zajęcia aktywizacyjne lub porada grupowa, choćby były najbardziej interesujące i pomocne dla tej osoby, nie zadowolą osoby, jeżeli w dalszym efekcie nie będziemy mieli dla niej żadnej propozycji stażu lub pracy – stwierdza.
Skąd te problemy?
Pomoc dla bezrobotnych finansowana jest z Funduszu Pracy. Jest to fundusz celowy i solidarnościowy. Pracodawcy odprowadzają do niego 2,25% funduszu płac i w ten sposób finansują zasiłki dla osób bezrobotnych oraz tzw. działania aktywizacyjne umożliwiające ich powrót na rynek pracy. PUPy w ramach aktywnej polityki zatrudnienia organizują m. in. prace interwencyjne, szkolenia grupowe i indywidualne, staże, subsydiują miejsca pracy oraz udzielają wsparcia finansowego osobom bezrobotnym chcącym rozpocząć działalność gospodarczą. O podziale środków z FP decyduje minister finansów na wniosek resortu pracy.
– Z dysponowania funduszem wynika konflikt polegający na tym, że wydawanie środków gromadzonych de facto przez pracodawców nie jest następnie przez nich ani planowane, ani realnie nadzorowane – mówi dr Wojciech Warski, przewodniczący Konwentu BCC, ekspert ds. gospodarki. Systematycznie przybywa tytułów do wydatkowania pieniędzy: z 46 tytułów w 2004 roku ich katalog został rozszerzony do 65, kolejnymi nowelizacjami – corocznie dodającymi nowe upoważnienia dla Ministra Pracy i Polityki Socjalnej.
– „Skokiem na kasę” było obciążenie Funduszu Pracy od 2009 r. kosztami stażów podyplomowych oraz szkoleń specjalizacyjnych lekarzy, dentystów, położnych i pielęgniarek, których obowiązek wynika z wprowadzonych przepisów o tych zawodach – mówi Warnicki. – Widać więc, że FP stał się swoistym uniwersalnym źródłem finansowania pomysłów legislacyjnych, na które rządzący nie znajdują bieżącego finansowania wprost z budżetu, oraz realizacją polityki finansowej Państwa, a nie funduszem solidarnościowym – stwierdza.
Tegoroczne zamrożenie środków wydatkowanych z FP na aktywizację bezrobotnych ma służyć racjonalizacji wydatków państwa oraz zmniejszeniu deficytu instytucji rządowych poniżej 3% w 2012 roku, do czego Polska została zobligowana przez Unię Europejską. Trudo więc oprzeć się wnioskowi, że Fundusz pracy stał się kołem ratunkowym dla budżetu państwa, zamiast dla rynku pracy.
Ministerstwo Finansów tłumaczy jednak, że PUPy nie potrzebują już tak dużych nakładów jak dotychczas na aktywne formy przeciwdziałania bezrobociu. – Istotny przyrost wydatków na aktywizację bezrobotnych był uzasadniony w okresie kryzysu. Polska gospodarka wychodzi z kryzysu i dlatego rok 2011 to dobry okres, żeby programy dotyczące aktywnego przeciwdziałania bezrobociu wygaszać –twierdzi Hanna Majszczyk, podsekretarz stanu w Ministerstwie Finansów, w odpowiedzi na interpelację posła Piotra Babinetza (PiS).
Zmniejszenie wydatków Powiatowych Urzędów Pracy na aktywizację bezrobotnych miało także skłonić je do lepszego gospodarowania środkami. To z kolei jest możliwe dzięki finansowaniu tych działań, które są bardziej efektywne dla przeciwdziałania bezrobociu i monitorowania ich efektywności.
W artykule Polski rynek pracy. Poukładajmy wreszcie te puzzle Ilona Gosk, Piotr Lewandowski i Joanna Tyrowicz piszą, że aktywizacja bezrobotnych w Polsce (w przeliczeniu na osobę) jest droższa niż w Holandii, ale nie bardziej skuteczna. Mimo tych nakładów na jednego pośrednika przypada kilkaset osób bezrobotnych, a na jednego doradcę zawodowego – ponad tysiąc. Dodatkowo, przeciętny czas poszukiwania pracy mamy najdłuższy w Europie. Wreszcie, według deklaracji pracodawców tylko od 5 do 10% firm szuka pracowników przez urzędy pracy. Powód? Brak zaufania do jakości pracy urzędów i przekonanie, że nie znajdą one kandydatów odpowiadających ich wymaganiom.
Dodatkowym przykładem braku efektywności działań prowadzonych w zakresie aktywizacji bezrobotnych są szkolenia. – Na fali popularności, motywowanej dopłatami unijnymi, rynek firm szkoleniowych rozrósł się do olbrzymich rozmiarów, kosztem dramatycznego spadku ich jakości i – wręcz – celu funkcjonowania. Powstał cały „przemysł wyłudzeń” zbudowany w celu pozyskiwania dopłat i korzystania z łatwego dostępu do pieniędzy m.in. Funduszu Pracy – zauważa dr Wojciech Warski, przewodniczący Konwentu BCC.
Innego zdania jest Ogólnopolski Konwent Dyrektorów Powiatowych Urzędów Pracy. W jego opinii zmniejszenie środków na aktywne formy promocji zatrudnienia uniemożliwiają normalne funkcjonowanie Powiatowych Urzędów Pracy i wypełnianie obowiązków zapisanych w ustawie. Nawet przy wzroście efektywności wydatkowania środków pieniędzy na aktywizację bezrobotnych jest stanowczo za mało. W rezultacie więc można aktywizować – może i efektywniej – ale mniejszą grupę bezrobotnych.
Jak urzędy pracy sobie radzą?
Dla wielu Powiatowych Urzędów Pracy jedynym sposobem na poradzenie sobie w tym roku stało się zmniejszenie limitów środków przeznaczanych na aktywne formy przeciwdziałania bezrobociu, a co za tym idzie zawarcie mniej umów (często na krótszy czas realizacji).
O zmianie struktury wydatków ponoszonych przez urzędy decydowało często to, która z form aktywizacji bezrobotnych jest najdroższa. – W tym roku ograniczyliśmy największe wydatki, na staże. Skróciliśmy też ich czas trwania do 6 miesięcy. W małym stopniu refundujemy też koszty z tytułu zatrudnienia w ramach robót publicznych. Organizujemy tylko takie prace interwencyjne, w przypadku których pracodawcy zobowiązują się na dłuższe zatrudnienie pracowników. W mniejszym stopniu refundujemy także koszty tworzenia miejsc pracy – wylicza Wioletta Lewandowska, z Powiatowego Urzędu Pracy w Nowym Dworze Gdańskim.
Z kolei woj. warmińsko-mazurskim, w porównaniu do pierwszego półrocza 2010 roku w największym stopniu zmniejszyły się wydatki na: refundację kosztów wyposażenia i doposażenia stanowiska pracy (o 82,8%), dotacje na podjęcie działalności gospodarczej (o 77,7%) i szkolenia (o 73,7%).
Dodatkowym kryterium ograniczenia wydatków na konkretne formy aktywizacji była ich skuteczność. – Część urzędów zaczęła sprawdzać na ile efektywne są prowadzone przez nie poszczególne działania w zakresie aktywizacji bezrobotnych. O ich aktywności świadczą statystyki, a zwłaszcza liczba osób, którym udało się znaleźć pracę i nie powróciła do rejestru PUP – wyjaśnia Grażyna Gwiazda z Powiatowego Urzędu Pracy w Lublinie.
Do takich, mniej efektywnych form aktywizacji, często zaliczane były staże i szkolenia. –Zredukowaliśmy środki przeznaczane na staże, bo okazało się, że ich efektywność jest niska (32,3%). Mało osób po takich stażach dostawało pracę – mówi Iwona Kurcz-Krawiec z Powiatowego Urzędu Pracy w Przemyślu. – Niestety w efekcie bardzo wiele młodych osób odchodzi z urzędu z kwitkiem i musi czekać na rozpoczęcie staży w przyszłym roku – dodaje.
Część urzędów pracy postanowiła także skrócić czas trwania staży (do pół roku) lub kierować na nie tylko wybrane osoby, które mają gwarancję zatrudnienia po ich ukończeniu lub nigdy wcześniej z takich staży nie korzystały. Innym rozwiązaniem była rezygnacja z droższych i mniej efektywnych szkoleń grupowych, na rzecz szkoleń indywidualnych. Częstym warunkiem wysłania na takie szkolenia było otrzymanie przez urząd gwarancji zatrudnienia osoby po jego zakończeniu. W podobny sposób postępowano w przypadku staży.
Znacznie zostały także okrojone ich wydatki na subsydiowane miejsca pracy oraz dofinansowywanie osób bezrobotnych rozpoczynających prowadzenie działalności gospodarczej. Urzędy pracy wprowadzają dodatkowe wymogi m.in. przedstawienie poręczycieli czy wkład własny. Dotacje są także niższe niż rok temu. Obcięto również refundację kosztów wyposażenia lub doposażenia stanowiska pracy.
Warto jednak wspomnieć, że urzędy starają się uzupełniać brakujące fundusze pozyskując środki na realizację projektów, czy realizować projekty w partnerstwie np. organizacjami pozarządowymi. Dzięki takim, dodatkowym źródłom dofinansowania udało się przeprowadzić kilka projektów dla bezrobotnych w Urzędzie Powiatowym w Lublinie. Dodatkowym środkom trudno jednak wypełnić istniejącą lukę w budżetach urzędów. – Poszukujemy środków zewnętrznego wsparcia poza Funduszem Pracy, ale nawet z ich udziałem nie wystarczyło nam środków – stwierdza Grażyna Gwiazda z PUP w Lublinie. – Te projekty nie zastąpią z resztą aktywizacji bezrobotnych. 30% naszych bezrobotnych to osoby bez wykształcenia, które trudno zakwalifikować do jakiegoś projektu – przyznaje.
W tym roku na aktywizację bezrobotnych przeznaczono ok. 3,2 mld zł. z Funduszu Pracy, podczas gdy w 2010 roku było to ok. 7 mld zł. – To stanowczo za mało, by normalnie realizować nasze zadania – podkreślają pracownicy powiatowych urzędów pracy. Jak przyznają, coraz więcej bezrobotnych muszą odsyłać z kwitkiem, bo kryteria finansowania m.in. szkoleń, staży, czy udzielania dotacji na założenie firmy są coraz wyższe lub urzędy musiały w ogóle zrezygnować z niektórych form aktywizacji. W nowym roku nie zapowiada się poprawa sytuacji.
Zmniejszenie środków płynących z Funduszu Pracy do PUP ma jednak wpływ nie tylko na bezrobotnych, ale także na samych pracowników urzędu. Część dyrektorów nie wyklucza, że pociągnie to za sobą redukcję zatrudnienia pracowników w przyszłym roku. Z resztą 2012 rok nie zapowiada poprawy sytuacji. W projekcie ustawy budżetowej przewidziano 3,4 mld zł, czyli tylko o 200 mln zł więcej na aktywizację bezrobotnych.
Źródło: Adelajda Kołodziejska, bezrobocie.org.pl