Jedynym lekarstwem na poprawę demokracji i budowanie zaufania jest mozolne budowanie kompetencji obywateli do oceniania tego, co robią politycy. Na nich od dawna już nie można liczyć. Dlatego – kimkolwiek jesteś, Czytelniczko i Czytelniku – nie spuszczaj oka z władzy i żądaj informacji.
W 2014 roku Ivan Krastev, bułgarski politolog światowej sławy, udzielił Jackowi Żakowskiemu wywiadu, w którym stawia tezę, że „nadmiar jawności szkodzi demokracji”. Ma to, jego zdaniem, wynikać z faktu, że im więcej informacji jest dostępnych, tym mniejszy użytek mogą z nich zrobić ludzie. Jednocześnie ich podejrzenia, że wciąż nie dostali wszystkich informacji, mają rosnąć. A zatem, mówi politolog, powinniśmy zaufać rządzącym i oceniać ich działania po skutkach.
Środowisko zajmujące się prawem do informacji często jest konfrontowane z tym poglądem. Krastev to autorytet, uważany za jednego z bardziej wpływowych intelektualistów na świecie.
Jest to więc konfrontacja trudna wizerunkowo. Nie jest ona natomiast trudna merytorycznie. Tezy Krasteva doskonale wpisują się w język liberalnych intelektualistów mających niezbyt dobrą opinię o społeczeństwie. To właśnie takie myślenie doprowadziło nas do rządów populistów.
„Jest dobrze, po co zmieniać, zaufajcie nam, wiemy, co robimy” – mówili przez lata rządzący. Dziś ich hasła, gdy im to potrzebne, powtarzają intelektualiści nurtu populistycznego, jak profesor Andrzej Zybertowicz.
Jaka piękna katastrofa!
Czytając wywiad z Krastevem, mam wrażenie zagłębiania się w dzienniki pasażerów Titanica. Praktycznie każda teza rzucana przez intelektualistę jest znakiem minionych czasów. Z perspektywy 2019 roku wyglądają one na Wielką Pomyłkę. Zresztą, polemika Szymona Osowskiego z Zybertowiczem i Krastevem, którą Sieć Obywatelska Watchdog Polska opublikowała kilka miesięcy temu, pokazuje kontrargumenty. W moim tekście – pisanym w przededniu Międzynarodowego Dnia Prawa do Informacji (28 września) – skupię się na konsekwencjach tego, co de facto sądziła większość elit w Minionych Czasach.
„Jest super, więc o co ci chodzi?”
Od kilku lat jednym z pytań, które zadajemy sobie w Sieci Watchdog, jest to: czy informacja ma znaczenie? Krastev twierdzi, że owszem. Ale jest to znaczenie negatywne: „Od pewnego poziomu, który w demokracjach dawno osiągnęliśmy, im więcej informacji władza udostępni, tym zwykli ludzie mniej wiedzą” – mówił.
Czy faktycznie – w 2014 roku – w demokracji osiągnęliśmy poziom, w którym mieliśmy dostateczną wiedzę? Czy to, co wiedzieliśmy, pozwalało nam budować zaufanie do władzy?
2011 rok – rząd nowelizuje Ustawę o dostępie do informacji publicznej. Trzeba ją było dostosować do przepisów europejskich o ponownym wykorzystywaniu informacji publicznej. W ostatniej chwili pojawiają się w niej jednak przepisy ograniczające prawo do informacji na dosyć nieokreślonych podstawach i na nieokreślony czas. Nie mają nic wspólnego z dostosowaniem do przepisów unijnych. Sieć Obywatelska Watchdog Polska chce dowiedzieć się, kto jest autorem przepisu. W końcu to podobna sytuacja jak ta, z którą opinia publiczna miała do czynienia przy tak zwanej aferze Rywina. Wtedy też nie było wiadomo, kto wprowadzał istotne, zmieniające znaczenie projektowanych przepisów, poprawki do Ustawy o radiofonii i telewizji. Oczywiście, nie chodzi nam o oficjalnie podawanych autorów. Chcemy zobaczyć maile osób zaangażowanych w proces zmieniania Ustawy o dostępie do informacji publicznej. W 2012 roku Naczelny Sąd Administracyjny orzeka, że jeśli obywatele mieliby prawo zaglądać do maili, w których tworzone jest prawo, to byłoby ono tworzone w nieoficjalnym obiegu.
W 2014 roku wybucha tak zwana afera taśmowa.
Okazuje się, że politycy od dawna ustalają wszystko nieoficjalnie. Choć – dzięki wyrokowi NSA – od 2012 roku wiedzą, że wcale nie muszą. Jaki z tego wniosek? Politycy i tak będą rozgrywać swoje interesy.
Jedyne, co może zrobić społeczeństwo, to przypominać im o odpowiedzialności. Wraz z wyrokiem z 2012 roku straciliśmy okazję do przypomnienia, że w polityce obowiązują jakieś standardy, że prawa nie tworzy się bez zasad, a politycy mogą być rozliczeni. Społeczeństwo straciło okazję do podwyższenia standardów. A politycy dostali sygnał: „róbcie, co chcecie”.
Zmiana perspektywy
Czy perspektywa w 2019 roku jest inna? W wakacje wybuchła tak zwana afera hejterska. Politycy z Ministerstwa Sprawiedliwości i awansowani przez nich sędziowie wykorzystują swoją pozycję i dostęp do niejawnych informacji, by manipulować opinią publiczną. Stowarzyszenie Sędziów „Themis” występuje do Ministra Sprawiedliwości z wnioskiem o udostępnienie kopii protokołów z posiedzeń Zespołu do spraw czynności Ministra Sprawiedliwości podejmowanych w postępowaniach dyscyplinarnych sędziów i asesorów sądowych. Rozumując przez analogię z tworzeniem Ustawy o dostępie do informacji publicznej, można zapytać, po co komu takie protokoły? Przecież jeśli obywatele będą wiedzieć, co dzieje się na spotkaniach takich zespołów, decyzje będą podejmowane gdzie indziej. I faktycznie są. To dziś wiemy. Ale nie dzięki przejrzystości, ale dzięki wyciekowi informacji. Dzięki informacjom, które nie miały ujrzeć światła dziennego.
Co spowodowało podejrzliwość? Przejrzystość czy nieprzejrzystość?
Ale wróćmy do Krasteva. Jak skomentowałby dociekliwość w tej sprawie? Redaktor Żakowski pytał w 2014 roku: „Im więcej wiemy, tym bardziej podejrzewamy, że najważniejszego nie wiemy?”. Krastev odpowiedział wówczas: „Oczywiście. I tym większa szansa, że przyłapiemy władzę na jakichś nieścisłościach, na których wyhodujemy kolejne paranoje. Vargas Llosa opisał kiedyś tajemnicze zabójstwo chłopca w peruwiańskiej wiosce. Ponieważ nie dało się znaleźć winnego, wszyscy przypuszczali, że winny jest wojskowy i armia go kryje. Kiedy aresztowano jakiegoś porucznika, ludzie zaczęli mówić, że widocznie armia kryje pułkownika. A kiedy pułkownik został aresztowany, rozeszła się plotka, że zamordował generał. Tak działa opinia publiczna, kiedy zaufanie do władzy jest niskie. Ludzie, którzy nie wierzą władzy, nigdy nie uwierzą, że ujawniła wszystko”.
Zaufanie
Słowem kluczem dla Krasteva jest zaufanie.
Potrzeba jakiegoś minimalnego poziomu zaufania do władzy, by państwo funkcjonowało. Z tym możemy się zgodzić. Ale fundamentalnie nie zgadzamy się z proponowaną strategią na budowanie zaufania.
Ma ona polegać na dawaniu nieustannego kredytu zaufania politykom. To kompletnie nierealne. W Polsce zaufanie do władzy jest niskie. Czy da się to zmienić? Bardzo mozolnie. I w wyniku szczerych i odpowiedzialnych wysiłków. Ich zwyczajnie zabrakło. Na jakimś etapie uznano, że już nie trzeba się starać. Bo… „osiągnęliśmy odpowiedni pułap demokracji”. Aż trudno się nie uśmiechnąć z goryczą. Jeśli chcieliśmy dobrego państwa, to nad demokracją powinniśmy byli pracować każdego dnia. To system trudny i pełen napięć. Pewien ideał. Do niego dąży się nieustannie.
Jedynym lekarstwem na poprawę demokracji i budowanie zaufania jest dziś uczciwe i mozolne budowanie kompetencji obywateli do oceniania tego, co robią politycy. Na nich od dawna już nie można liczyć i nie zmienią się, jeśli nie będziemy od nich tego oczekiwać. Cała nadzieja w obywatelach domagających się informacji. Dlatego – kimkolwiek jesteś, Czytelniczko i Czytelniku – nie spuszczaj oka z władzy i żądaj informacji.
A 28 września, Dzień Prawa do Informacji, niech będzie twoim świętem, kiedy powiesz sobie: „ponieważ pytam, mam kompetencje do wypowiadania się o działaniu państwa i instytucji, mogę żądać zmian i faktycznie uczestniczę w rządzeniu. I panuję nad swoim życiem. A mam je tylko jedno”.
Wszystkiego najlepszego Obywatelko/Obywatelu z okazji Międzynarodowego Dnia Prawa do Informacji. Ucz się i pracuj, by było co świętować!
Katarzyna Batko-Tołuć – Dyrektorka Programowa Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska. Tworzy oddolny ruch społeczny nakierowany na przejrzystość rządzenia i budowanie poczucia odpowiedzialności decydentów.
Komentuj z nami świat! Czekamy na Wasze opinie i felietony (maks. 4500 znaków plus zdjęcie) przesyłane na adres: redakcja@portal.ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.