– Najważniejsze dla mnie jest to, że ludzie, którzy wtedy po raz pierwszy zorganizowali Dzień Sąsiada robią to do dziś – mówi Agnieszka Matan. Prawdopodobnie gdyby nie ona, mieszkańcy Warszawy mieliby znacznie mniej możliwości, by działać lokalnie.
Na początek: wolontariat
Q-Ruch Sąsiedzki
Na pomysł programu, który miałby wspierać osoby chcące działać lokalnie wpadł Paweł Jordan z BORIS-a. Jednak wszystko, co działo się w nim, od stylu, przez sposób komunikacji, po szukanie ludzi zależało od Agnieszki Matan i Karoliny Kopińskiej. – Wymagało to może nie tyle odwagi, co bezczelności – mówi Agnieszka. – Masz 23 lata, wydaje ci się, że zebrałaś już mnóstwo doświadczenia. Jeździsz po dzielnicach, spotykasz się ze znacznie starszymi ludźmi i opowiadasz im, że można zorganizować coś takiego jak dzień sąsiada. Tak naprawdę dopiero potem sprawdziłam na własnej skórze, jak taką imprezę zorganizować – dodaje.
Wraz z Pawłem Jordanem, zdecydowali, że lepiej jest wybrać dzielnice, w których miał on już wyrobione kontakty, zamiast zaczynać od działań na terenie całej Warszawy. – Polegało to głównie na sieciowaniu ludzi, bo często okazywało się, że na danym terenie działa dużo aktywnych ludzi, którzy nigdy się nie poznali, nie wymienili doświadczeniami, wiedzą, pomysłami – opowiada Agnieszka. Przy okazji okazało się, że wyobrażenie o Stolicy, przez pryzmat Ochoty, nie do końca odpowiada rzeczywistości. – Grażyna Gnatowska zadbała o to, by na Ochocie wszystkie instytucje ze sobą współpracowały. Zorganizowanie tam Dnia Sąsiada to był pryszcz. Szybko jednak zrozumiałam, że nie wszędzie są wolontariusze, przychylni ludzie – mówi Agnieszka. – Jak jesteś sam, to bardzo trudno jest się tak po prostu odezwać do innych osób.
Q-Ruch Sąsiedzki odniósł jednak sukces, co w dużym stopniu było zasługą energii i zapału Agnieszki Matan. – Agnieszka to młoda, energiczna osoba, z mnóstwem pomysłów i inicjatywą – mówi Paweł Jordan. – Jest w ciągłym ruchu, z wiarą, że można zmieniać rzeczywistość ramię w ramię z mieszkańcami Warszawy – dodaje. Do pewnego stopnia Agnieszka Matan jest prekursorką działań sąsiedzkich w Stolicy. – Q-Ruch Sąsiedzki miał oczywiście jakieś wymogi formalne, ale poza tym to był czysty freestyle. Wszystko wymyślaliśmy na bieżąco, bo nikt się tym wcześniej nie zajmował – tłumaczy Agnieszka. – Ważnym aspektem było wciąganie we współpracę nie tylko NGO, ale też lokalne biznesy. Wtedy było to dla mnie dużym zaskoczeniem, jak wiele, na przykład niewielkich kawiarni, angażuje się w życie swojej okolicy.
Co uznaje za swój największy sukces? – Najważniejsze dla mnie jest to, że ludzie, którzy wtedy po raz pierwszy zorganizowali Dzień Sąsiada robią to do dziś. Są w tym już wielkimi ekspertami, przygotowują znacznie bardziej zaawansowane akcje – mówi Agnieszka. – Cieszę się, że udało się ich zachęcić. Wiele osób boi się zrobić pierwszy krok. A oni się nie bali.
Nie zawsze jest kolorowo
Brak zrozumienia niekiedy był widoczny także w mediach, które zainteresowały się działaniami Q-Ruchu Sąsiedzkiego. – Pamiętam, że któregoś razu szłam do radia, bardzo podekscytowana, bo to była moja pierwsza taka wizyta – wspomina Agnieszka. – Prowadzący program miał pięć minut na każdy temat, więc mój był dla niego którymś z kolei. Przeczytał informację na kartce, po czym spojrzał na mnie i spytał: „Ty nie masz przyjaciół, że się takimi rzeczami zajmujesz?”.
Jednak tym, co w największym stopniu wpłynęło na życie Agnieszki Matan była utrata pasji. – Bardzo długo jechałam na szaleństwie, zaangażowaniu, entuzjazmie. W którymś momencie zorientowałam się, że brakuje mi wiedzy i doświadczenia, w końcu ile można uczyć ludzi, jak zorganizować Dzień Sąsiada? – tłumaczy Agnieszka. – Myślę, że po prostu trochę przesadziłam. Ale tak to jest w tej pracy: nie możesz po prostu zamknąć laptopa i przestać o tym myśleć. Bardzo łatwo jest się więc wypalić.
Do tego doszły problemy ze zdrowiem. Kiedy stawia się swój projekt i innych ludzi na pierwszym miejscu, łatwo jest czasem zapomnieć o samym sobie. – Gdybym miała komuś coś doradzić, to powiedziałabym, żeby skupiać się też na własnych potrzebach. Twoje idee, cele są super ważne, ale musisz o siebie dbać, jeść. Ja się rozchorowałam, bo po prostu o tym nie myślałam – mówi Agnieszka.
Improwizacyjnie i po drugiej stronie
Ważną częścią życia stała się też improwizacja teatralna. – To nie jest tylko hobby, tylko sens życia – mówi Agnieszka. – Wpierw poszłam na warsztaty do Szkoły Impro, a potem zaczęłam współpracować z Klubem Komediowym i się wkręciłam. Jak ważna jest jej obecność, opowiada koleżanka z Klubu, Joanna Pawluśkiewicz: – Agnieszka nie zawodzi nigdy. Improwizacja polega na współpracy idealnej: trzeba się słuchać, zgadzać, szanować swoje wybory. Polega też na myśleniu o innych, a nie o sobie. Agnieszka potrafi na obu tych polach działać doskonale.
Podczas naszej rozmowy nawet przez chwilę nie uwierzyłem w to, iż Agnieszka straciła energię i zapał. Wystarczy wspomnieć jej o jakiejś ciekawej inicjatywie i od razu można dojrzeć w jej oczach ten specyficzny błysk. Najwyraźniej niektórzy nie zmieniają się nigdy.
Poznaj ludzi sektora pozarządowego, dowiedz się, kto jest kim w NGO. Odwiedź serwis ludziesektora.ngo.pl.
Wystarczy wspomnieć jej o jakiejś ciekawej inicjatywie i od razu można dojrzeć w jej oczach ten specyficzny błysk.
Źródło: Inf. własna [warszawa.ngo.pl]
Skorzystaj ze Stołecznego Centrum Wspierania Organizacji Pozarządowych
(22) 828 91 23