Życie Afganek i Afgańczyków w Polsce po dwóch latach od ewakuacji nadal jest bardzo trudne
Nie mamy dla Ciebie pracy, żeby ją dostać musisz mówić bardzo dobrze po polsku - usłyszała 23-letnia Kobra w Urzędzie Pracy w Toruniu zaraz po tym, jak ukończyła dwumiesięczny kurs tego języka, na który skierował ją ten sam urząd. To ją złamało.
Brak pracy, pieniędzy i kłopoty z językiem
Ewakuowani w sierpniu 2021 r obywatele i obywatelki Afganistanu mogli ubiegać się w Polsce o udzielenie ochrony międzynarodowej. Tym samym mogli korzystać z pomocy socjalnej i opieki medycznej przysługującej cudzoziemcom. Urzędnicy zapewniają, że było to szerokie wsparcie.
– Otrzymali zakwaterowanie, wyżywienie, środki higieny osobistej, pomoc medyczną, psychologiczną oraz rzeczową - informuje Jakub Dudziak, rzecznik prasowy Urzędu do Spraw Cudzoziemców – Ponadto mieli zapewniony dostęp do szkół publicznych, niezbędnych pomocy dydaktycznych np. podręczników, wyprawek oraz możliwość bezpłatnej nauki języka polskiego. Zostali poinformowani w zrozumiałym dla siebie języku o zasadach dalszego pobytu i procedurach. Informacje były przekazywane podczas osobistych spotkań z przedstawicielami urzędu. Cudzoziemcy otrzymywali również materiały informacyjne w językach: dari, paszto i angielskim, w zależności od deklarowanej znajomości języka. Dotyczyły one udzielanej pomocy socjalnej, regulaminu pobytu w ośrodkach, praw i obowiązków cudzoziemca, wysokości udzielanej pomocy, a także danych kontaktowych podmiotów udzielających nieodpłatnej pomocy prawnej, medycznej i oświatowej – wymienia.
Jak jednak było w praktyce?
Niegościnne warunki
Kobra do Polski przyjechała z rodzicami i czterema młodszymi siostrami. Cała rodzina musiała uciekać. Ojciec, ceniony i znany w okolicy wojskowy, współpracujący z Polskim Kontyngentem stał się celem Talibów. Po upadku Kabulu musiał ukrywać się, by nie podzielić losu swoich przyjaciół – zamordowanych przez fundamentalistów. Kobra również miała się czego obawiać. Pracowała w telewizji i studiowała dziennikarstwo, a takich – samodzielnie myślących kobiet – nowa, skrajnie ortodoksyjna władza nie lubi. W ojczyźnie zostawili wszystko – przyjaciół i krewnych, pieniądze w banku, dom i samochód. O Polsce wiedzieli niewiele, a to co usłyszeli już na miejscu sprawiło, że nie chcieli tu zostać.
– To była straszna sytuacja – wspomina Kobra – Wylądowaliśmy w Warszawie i bardzo długo czekaliśmy. Nie mogliśmy po prostu pokazać paszportów i sobie pójść. Urzędnicy pomogli nam z dokumentami, ale nic nie rozumieliśmy. Nie było tłumacza. Nikt nie był w stanie wyjaśnić nam, co się dzieje i co dalej robić. Nie wiedzieliśmy, na jakich warunkach możemy zostać. W dodatku słyszeliśmy bardzo dużo złych informacji o Polsce, że Polacy nas nie zaakceptują, bo jesteśmy muzułmanami. Byliśmy przerażeni. O Unii Europejskiej i tutejszych zwyczajach też nie wiedzieliśmy praktycznie nic. W dodatku mówiliśmy tylko po angielsku, a pracownicy socjalni, z którymi mieliśmy kontakt nie mówili po angielsku – tylko po polsku i rosyjsku, a my rosyjskiego nie znamy. W dodatku baliśmy się, że zostaniemy odesłani do Afganistanu, że Polska zdoła nas ochronić tylko przez krótki czas, a bardzo baliśmy się wracać. Dlatego zdecydowaliśmy się od razu wyjechać do Niemiec. Tam było lepiej. Znaliśmy ten kraj, wiedzieliśmy że ma lepszą gospodarkę i że przykłada większą wagę do spraw migrantów – wspomina.
Pluskwy
Rodzina Kobry złożyła w Polsce wniosek o ochronę międzynarodową, dlatego nie mogła zostać w Niemczech i musiała tu wrócić. Trafiła do Ośrodka dla Cudzoziemców w miejscowości Grupa koło Grudziądza.
– To był nasz trzeci ośrodek, odkąd opuściliśmy Afganistan – wspomina Kobra – Za pierwszym razem trafiliśmy do Białej Podlaskiej. Następnie przetransportowano nas do ośrodka w miejscowości Bezwola w województwie lubelskim. Tam spędziliśmy 2 miesiące. Ten ośrodek był w środku lasu. Wszędzie było daleko. Nie było sklepów, szkół. Jedna z moich sióstr musiała iść do szkoły, ale nie było dla niej placówki w okolicy. W Grupie pod tym względem było lepiej, ale warunki i tak ogólnie były trudne. Największym problemem były robaki – pluskwy. Pracownicy próbowali je zwalczać, ale ciągle wracały. Nie działały spreje, ani środki medyczne. To było najgorsze. Warunki do życia też nie rozpieszczały. Na sześć osób dostaliśmy dwa pokoje. Był lekarz, była też pielęgniarka. Jedzenie? Niezbyt dobre. No i presja. Ciągle czuliśmy presję ze strony pracowników, którzy chcieli żebyśmy szybko opuścili ten ośrodek. Na długo zapamiętam pewną pracownicę tego ośrodka. Codziennie, każdego dnia przychodziła do nas i mówiła, że musimy opuścić to miejsce, że już nie mamy czasu. To było dla nas nie do zniesienia. Od początku ewakuacji byliśmy w strachu, że Talibowie rozpoznają mojego ojca lub mnie, że nasza najmłodsza siostra gdzieś się zgubi na granicy albo, że zostaniemy rozłączeni. Potem stres z powodu nieznajomości polskich zasad i teraz duża presja ze strony ośrodka. To był straszny czas dla nas – wspomina.
– Rodzina Kobry miała 60 dni by znaleźć mieszkanie, pracę i wyprowadzić się z Ośrodka w Grupie. Jest to ustawowy czas dla wszystkich osób z pozytywną decyzją, dlatego też pracownicy ośrodka ciągle przypominają o konieczności znalezienia mieszkania i wyprowadzce. Największym problemem były pieniądze, bo nikt nie chciał zatrudnić Afgańczyków, którzy nie mówią po polsku - tłumaczy Sylwia Żulewska z Fundacji Emic.
– Na początku próbowaliśmy szukać jakiś rządowych lokali, ponieważ nadal byliśmy uchodźcami i na nic innego nie było nas stać – wspomina – Czegoś takiego jednak nie znaleźliśmy. Ostatecznie pożyczyliśmy pieniądze od naszych przyjaciół i wujka, którzy żyją we Francji i dzięki temu mogliśmy wynająć małe mieszkanie w Toruniu. Ono jest naprawdę bardzo małe, ma około 35 metrów na naszą sześcioosobową rodzinę – dodaje.
Stanąć na własnych nogach, a nie na barkach rządu
Ojciec Kobry pracuje od miesiąca. To jego pierwsza praca, odkąd dwa lata temu przekroczył z bliskimi po raz pierwszy polską granicę. Wcześniej nikt nie chciał go zatrudnić.
– Teraz ma zaledwie 3 miesięczny kontrakt i może być tak, że po tym czasie znów stanie się bezrobotnym – mówi z przejęciem Kobra – Ja nadal nie mogę znaleźć pracy dla siebie. Mówię w językach angielskim i niemieckim. Mój polski nie jest jeszcze zbyt dobry, ale od 4 miesięcy intensywnie uczę się tego języka. Na razie znam same podstawy. Mam jednak bardzo złe wspomnienia z Urzędu Pracy z Torunia. Miesiąc temu poszłam zapytać czy jest dla mnie jakaś praca. Ale usłyszałam, że nie ma, bo za słabo mówię po polsku. Jak w ciągu 2 miesięcy miałam się nauczyć mówić bardzo dobrze po polsku?! Chyba nikt tego nie potrafi. Język polski jest bardzo trudny, jest przecież jednym z trudniejszych języków na świecie. Usłyszałam, że skoro nie mówię bardzo dobrze po polsku, to oni nie mogą mi nic zaoferować. To złamało mi serce. Miałam lekcje 2 razy w tygodniu, uczyłam się codziennie, ale to i tak było za mało. Wymagano ode mnie więcej kursów, więcej lekcji i więcej umiejętności językowych – dodaje z żalem.
Brak ofert dla Afgańczyków to nie jedyny problem. Są też inne np. z założeniem konta.
– Żaden bank nie chce nam na to pozwolić dlatego, że pochodzimy z Afganistanu – tłumaczy Kobra – Traktuje się nas jak osoby, które mogą pomagać terrorystom, a to bardzo niesprawiedliwe. Próbowaliśmy wielokrotnie i się nie udało. A przecież konto w banku, na które przychodzi wypłata to podstawa – tłumaczy.
Kobra z całej rodziny jest w najtrudniejszej sytuacji. Jej rodzice oraz 2 młodsze siostry korzystają z pomocy realizowanej w ramach Indywidualnego Programu Integracji. Przysługuje im wsparcie finansowe na pokrycie wydatków związanych z nauką języka, wydatkami na żywność, opłatami za mieszkanie w wysokości od 721 zł do 1450 zł miesięcznie na osobę Kobra nie ma jeszcze przyznanego świadczenia. Nadal czeka.
– Nie chcę jednak bazować na zasiłkach i jakiejś innej tego typu pomocy – zaznacza – Ja chcę tylko pracować i stanąć na własnych nogach, a nie wisieć na barkach rządu. Nie oczekuję, że rząd mi pomoże. Każda osoba, która przyjeżdża do Polski potrzebuje pracy i powinna dostać pomoc w jej znalezieniu, by się usamodzielnić. Takie jest moje zdanie – mówi.
Największe marzenie: studia
Rodzina Kobry w Kabulu żyła normalnym życiem. Mieli wszystko czego potrzebowali. Ojciec pracował, matka zajmowała się domem, Kobra pracowała i studiowała. Była na 3 semestrze dziennikarstwa. Jej siostra studiowała prawo. W Polsce chciały kontynuować naukę, ale na razie nie mają na to szans.
– Aby iść na studia musimy znać język polski na poziomie B1 i to jest warunek konieczny – wyjaśnia – Mogłybyśmy studiować po angielsku, ale to kosztuje. Mój ojciec nie jest w stanie płacić za nas dwie. To bardzo bolesna sytuacja – mówi.
20-letni Ferooz także marzy o studiach i robi wszystko, aby pewnego dnia złożyć podanie na uniwersytet. Chciałby zostać stomatologiem. Jak jego tata, który zmarł 5 lat temu. Na razie jednak drzwi uczelni są dla niego zamknięte.
– W Afganistanie ukończyłem szkołę, podobną do polskiej szkoły średniej, ale Talibowie nie pozwolili mi odebrać świadectwa jej ukończenia – wspomina – Próbowałem przez ciotkę, która tam uczyła, ale to też nic nie dało. Talibowie zakazali jej wysyłania jakichkolwiek dokumentów, a ostatecznie budynek zamknęli. Próbowałem zarejestrować się na uczelnię. Bez zaświadczenia o ukończeniu liceum, mogę jednak o tym tylko pomarzyć. Rozmawiałem nawet z prawnikiem, mam udokumentowane 3 lata nauki w liceum. Musiałem więc w Polsce zacząć naukę w 3 klasie. Nie idzie mi jednak za dobrze. W poprzedniej, afgańskiej szkole miałem problemy z matematyką. I tu są one jeszcze większe, m.in. z powodu nieznajomości języka. Za kilka dni muszę zdawać egzamin poprawkowy, by przejść do czwartej klasy. Chciałem wziąć korepetycje, ale nie stać mnie by zapłacić 60 zł za lekcje. Z innymi przedmiotami w poprzedniej szkole nie miałem problemów, ale tutaj nauka biologii, fizyki czy chemii jest bardzo trudna, bo polskiego uczę się raptem od 4 miesięcy – dodaje.
Głodówka na kwarantannie
Ferooz do Polski przyjechał z braćmi, matką i siostrami. Łącznie 7 osób. Pochodzą z Dżalalabadu, ale ostatnie lata, z uwagi na chorobę ojca mieszkali w Kabulu. Jeden z jego braci pracował w rządowej organizacji na rzecz rewitalizacji afgańskich wiosek. Był tłumaczem. Z obawy o własne życie, ukrywał się w domu ich babci. Gdy Talibowie opanowali kraj, cała rodzina znalazła się w niebezpieczeństwie. Fundamentaliści chcieli aresztować i pozbawić życia każdego, kto pracował dla afgańskiego rządu lub współpracował z polskimi czy amerykańskimi organizacjami. Do samolotu w kierunku Uzbekistanu wsiedli tak, jak stali. Nie mieli czasu na spakowanie ubrań, butów, przedmiotów codziennego użytku. Po wyjściu z samolotu zostali w Polsce objęci kwarantanną. Trafili do ośrodka pod Warszawą. To były dla nich najtrudniejsze dni:
– Nie mieliśmy ubrań na zmianę, ani wystarczającej ilości jedzenia – wspomina – Dostawaliśmy tylko mleko, chleb i jakieś ciasteczka. Codziennie przez 10 dni. Później to się poprawiło, ale ten czas był najgorszy – zaznacza.
Po odbyciu kwarantanny rodzina została przeniesiona do Ośrodka dla Cudzoziemców w Grupie koło Grudziądza. Przebywali tam 8 miesięcy i w tym czasie musieli spać po kilka osób w ciasnych pokojach.
– Było nawet tak, że musieliśmy w szóstkę mieszkać w jednym pokoju – wspomina – To było, gdy przyjechali uchodźcy z Ukrainy. Poza tym okresem na 7 osób dostaliśmy 2 pokoje – mówi.
Mieli tylko jeden garnek
Rodzina Ferooza miała duży problem ze znalezieniem mieszkania.
– Im większa rodzina, tym większe problemy z opuszczeniem Ośrodka dla Cudzoziemców, a w przypadku osób z Afganistanu w większości były to dwupokoleniowe rodziny – wyjaśnia Sylwia Żulewska, pracowniczka Fundacji Emic – To dlatego, że duże rodziny potrzebują dużych mieszkań, a te są kosztowne. Kaucja i czynsz są wysokie, a znacząca większość rodzin deklarowała problemy finansowe. Niektóre osoby miały oszczędności, ale podejrzewam, że naruszali je mieszkając jeszcze w ośrodku, w którym są zapewnione podstawowe potrzeby dotyczące dachu nad głową, opieki lekarskiej czy wyżywienia, ale pełnowartościowa dieta, odzież, artykuły higieniczne już nie. Ponadto uchodźcy nie przyjeżdżają do nas z bogatych krajów, tylko z miejsc, w których często są wojny lub konflikty zbrojne. A te obniżają wartość ich waluty. Na szczęście znajdowali się właściciele, którzy albo godzili się poczekać na kaucję albo rozkładali ją na raty. Zaangażowała się również spora grupa wolontariuszek z całej Polski, które pomagały znaleźć pracę, zapisać dziecko do szkoły i wreszcie znaleźć mieszkanie. Często też Afgańczycy z dobrą znajomością angielskiego radzili sobie sami – np. pożyczali pieniądze od bliskich, od innych migrantów lub od znajomych – wyjaśnia.
Problemy ze znalezieniem mieszkania pogłębiły się po eskalacji wojny w Ukrainie.
– Osoby które zostały ewakuowane w sierpniu 2021 roku, w listopadzie i grudniu tego samego roku zaczęły dostawać ochronę międzynarodową – wyjaśnia Sylwia Żulewska – okres od listopada do lutego to były miesiące, kiedy wyprowadzali się z ośrodków. I tak naprawdę to był ostatni dobry moment. Z końcem lutego 2022 duża grupa osób z Ukrainy zaczęła potrzebować tej samej pomocy. W trudnej sytuacji znalazły się też rodziny z Afganistanu, które wyjechały za granicę, ale dokumenty o ochronę międzynarodową złożyły w Polsce. Musiały wrócić do naszego kraju i całą procedurę związaną z przyznaniem ochrony międzynarodowe rozpocząć od nowa, tak jak rodzina Kobry – tłumaczy.
Rodzina Ferooza mieszkania szukała 8 miesięcy. Ostatecznie zamieszkali w pustym lokalu na jednym z osiedli w Toruniu.
– Tam niczego nie było – wspomina – w całym mieszkaniu na wyposażeniu był tylko jeden garnek. Musieliśmy wszystko kupić: szafę, stół, krzesła, łóżka, wyposażenie kuchni. Dosłownie wszystko. Pomagała nam w tym zaprzyjaźniona polska rodzina, Fundacja Emic i jeden z moich braci. Miał wtedy pracę i mógł nas wesprzeć. Najtrudniejsze były cztery pierwsze miesiące. Nie mieliśmy wystarczająco pieniędzy, a rachunki za energię, gaz i prąd trzeba było opłacić. Teraz mieszkamy w piątkę w trzypokojowym mieszkaniu. Ja i dwaj moi bracia zajmujemy jeden pokój i jest nam bardzo ciasno. Przeszkadzamy sobie wzajemnie. Jak chcę się uczyć, to bracia robią coś innego. Nie jest łatwo – zaznacza.
Pracy dla was nie ma
Ferooz poza nauką w liceum pracuje dorywczo w restauracji. Właściciel zatrudnił go na weekendy. Wcześniej imał się tymczasowych zajęć. Udało mu się łącznie przepracować około 40 dni. Pracę w restauracji załatwiła mu koleżanka, bo w urzędzie pracy ani w agencjach, ofert dla niego nie było.
– Znam wiele osób z Ukrainy, oni czasem w ciągu 3-4 dni znajdują zatrudnienie, ale nie my – wyjaśnia – Na pierwszą pracę czekałem 8 miesięcy. Gdy pytałem o oferty w Urzędzie Pracy usłyszałem, że na razie nic dla mnie nie ma, bo pochodzę z Afganistanu i nie znam dobrze polskiego – mówi.
W toruńskim Urzędzie Pracy od sierpnia 2021 roku zarejestrowało się 12 uchodźców i uchodźczyń z Afganistanu. Zatrudnienie znalazły tylko 3 osoby.
– Każda z nich dostała kilka ofert – zapewnia Violetta Weroniecka, dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy dla Miasta Torunia – Do tego korzystali z doradztwa zawodowego oraz z kursów językowych. Szkolenia były realizowane w 2 turach wspólnie z Polskim Centrum Pomocy Międzynarodowej. Pierwszą turę rozpoczęło dziewięć osób, a 7 osób ukończyło. Drugi etap rozpoczęło 7 osób i tyle samo ukończyło. Ponadto niektóre z zarejestrowanych osób uczestniczyły w szkoleniach języka polskiego organizowanych przez Fundację Emic. Zdecydowana większość z nich jednak cały czas pozostaje bez zatrudnienia, ponieważ kłopotów z aktywizacją uchodźców jest bardzo dużo. Największą trudnością jest język. Jeśli nasi klienci nie znają polskiego, to ani my nie możemy się z nimi porozumieć, ani pracodawcy. W Urzędzie Pracy nie mamy tłumacza, nasi pracownicy znają angielski, ale zdarza się, że musimy korzystać z pomocy osób z zewnątrz podczas spotkań. Z kolei pracodawcy, z którymi się kontaktowaliśmy, wyraźnie mówili, że nie widzą możliwości zatrudnienia obywateli Afganistanu, którzy nie znają choćby podstaw polskiego, ponieważ przyjęcie ich do firmy, mogłoby generować problemy komunikacyjne z pozostałymi pracownikami, ze zrozumieniem poleceń, a nawet z przestrzeganiem zasad BHP. Migranci są często kierowani do zakładów produkcyjnych, więc muszą najpierw przejść szkolenie z bezpieczeństwa i higieny pracy. Muszą się nauczyć, co robić a czego nie, by nie stracić zdrowia i życia, a do tego potrzebna jest znajomość języka polskiego. Kolejna trudność w aktywizacji osób z Afganistanu wynika z różnic kulturowych. Różnice te powodują, że pracodawcy są mniej otwarci i mniej chętni, żeby zatrudniać Afgańczyków, przy czym nie jest tak, że pracodawców chętnych do zatrudniania w ogóle nie ma. Mamy na przykład panią, która jest osobą starszą, ale zgodnie z polskimi przepisami nadal może pracować, ponieważ do emerytury brakuje jej jeszcze kilku lat. Nie jest jednak zainteresowana pracą, ponieważ w jej kulturze jest zwyczaj, że kobiety w tym wieku są utrzymywane przez dzieci. Obywatele Afganistanu muszą więc pokonać pewną barierę kulturową, żeby dostosować się do polskich warunków. A różnice są i to ogromne. Z tego względu obywatele Ukrainy mają łatwiej, bo naszych kultur i języków nie dzieli aż tak dużo. Kolejny problem z aktywizacją wynika z braku kwalifikacji i dotyczy większości osób z Afganistanu u nas zarejestrowanych. Mamy dla nich oferty najprostszych prac, przy których nie są wymagane specjalne umiejętności, ale nie korzystają z nich, bo wiąże się to z minimalnym wynagrodzeniem. Druga rzecz, osoby które pracowały w jakimś konkretnym zawodzie w Afganistanie, chciałyby to samo robić w Polsce, ale nie mogą, ponieważ zbyt słabo znają nasz język. Bariera językowa jest nadal bardzo duża. Kierujemy naszych klientów na kursy językowe, bo to podstawa. Mieliśmy osoby, które już pod koniec szkolenia znalazły pracę. To pokazuje że warto inwestować w naukę. Obywatele Afganistanu muszą poświęcić bardzo dużo czasu na doskonalenie języka polskiego, bo tylko tak poprawią swoją sytuację. Jeśli przyłożą się do nauki języka, jest bardzo duża szansa że uda się im pomóc – wyjaśnia.
Z danych Urzędu do Spraw Cudzoziemców wynika, że po upadku Kabulu w sierpniu 2021 roku, do Polski przyjechało 1101 osób, w tym 113 w ramach współpracy z NATO. Do Grupy koło Grudziądza trafiło 188 osób, w tym 58 kobiet, 57 mężczyzn i 73 dzieci. Najczęściej byli to pracownicy organizacji międzynarodowych, działacze społeczni i osoby współpracujące z polskim wojskiem oraz ich rodziny. W Polsce przywitały ich bardzo trudne realia. Do Rzecznika Praw Obywatelskich docierały sygnały o złych warunkach bytowych w ośrodkach dla cudzoziemców i o niskiej jakości wyżywienia. Ponadto we wrześniu 2021 cześć ewakuowanych Afgańczyków nadal nie złożyła wniosków o ochronę międzynarodową[2], a zgodnie z ustawą[3] ochrona taka przysługuje osobom, które uciekają ze swojego kraju przed prześladowaniami – mają wówczas prawo do uzyskania statusu uchodźcy – lub z powodu zagrożenia życia wówczas mogą ubiegać się o ochronę uzupełniającą. W obu przypadkach przyznanie ochrony daje prawo do legalnego pobytu w Polsce oraz do rejestracji w urzędzie pracy. Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej zapewnia, że każdy uchodźca może liczyć na Indywidualny Plan Działania, czyli spersonalizowany program, który ma pomóc wejść na rynek pracy. Obejmuje on wsparcie doradcy zawodowego, szkolenia językowe, staże, dotacje na założenie firmy, pomoc w przygotowaniu dokumentów aplikacyjnych i pośrednictwo pracy[4]. W praktyce jednak zarówno procedury legalizacji pobytu jak i znalezienia pracy się wydłużają, a pomoc urzędu pracy okazuje się niewystarczająca, z uwagi na brak ofert i trudności z językiem.
– Faktycznie bez znajomości języka polskiego, nawet przy dobrej znajomości angielskiego, bez oszczędności na start jest bardzo trudno zacząć żyć samodzielnie – wyjaśnia Sylwia Żulewska z Fundacji Emic – Może łatwiej jest w dużych miastach gdzie społeczność migrancka jest większa, prowadzi własne biznesy i może pomóc z zatrudnieniem. Z drugiej strony bywa tak, że jak osoba znajdzie już pracę, to jest to zajęcie poniżej jej kwalifikacji i to nie dotyczy tylko osób z Afganistanu, ale również innych krajów. To może być bardzo trudne, zwłaszcza dla mężczyzn, którzy zajmowali wysokie pozycje, bo np. współpracowali z wojskiem, z placówkami dyplomatycznymi albo pełnili ważne funkcje publiczne i utrzymywali całe rodziny. Jeden pan prowadzi razem ze swoim bratankiem bar z kebabem. Nie jest to spełnieniem jego marzeń, czy ambicji, gdyż wcześniej był kierownikiem banku w Afganistanie. Mnie to wzrusza i budzi duży podziw, że ci ludzie tutaj, mimo trudności, różnic kulturowych, tęsknoty za rodziną pozostawioną w Afganistanie idą naprzód i zaczynają od nowa – zaznacza.
Zapuszczanie korzeni trwa
Po dwóch latach od przyjazdu do Polski uchodźcy i uchodźczynie z Afganistanu nadal walczą o lepszą codzienność – usiłują znaleźć sobie pracę, pójść na studia, zrobić prawo jazdy, zmienić mieszkanie na większe. Usilnie uczą się języka, bo to od niego zależy czy uda im się zadomowić.
– Dążenie do pewnego rodzaju normalności trwa nadal – przyznaje Sylwia Żulewska – Po 2 latach osoby z Afganistanu nadal potrzebują naszego –- tj. społecznego wsparcia. Mam poczucie, że do fundacji osoby te przychodzą w ostateczności. Rodziny, które otrzymały duże wsparcie w postaci mieszkań socjalnych (w Toruniu jest to rodzina Ferooza i jeszcze jedna z czwórką małych dzieci) mają znacznie łatwiejszy start mimo wyzwań związanych ze znalezieniem pracy. To czego potrzebują od nas, to wyrozumiałości i danie im szansy, mimo kiepskiej znajomości polskiego. Po 2 miesiącach pracy z Polakami znajomość języka będzie już lepsza, a po 6 miesiącach będzie to super zaangażowany pracownik. Do fundacji przychodzi wiele osób, które się zadomowiły i mają teraz potrzebę działań społecznych, więc zostają naszymi wolontariuszami i wolontariuszkami. Jest też bardzo duża grupa osób, która po prostu dobrze sobie radzi, ma dobre życie, pracę, dom i nie ma potrzeby zaglądać do Fundacji. Tak też może być w przypadku osób z Afganistanu, dla których najważniejsza jest rodzina i najbliższe otoczenie. Niemniej o integracji społeczeństwa nie można mówić, że to jest proces, który ma swój początek i koniec. To jest obustronna, ciągła praca którą musimy wykonać również my.
Artykuł powstał w ramach projektu "Uchodźcy mają glos!- wzmocnienie praw migrantów i migrantek". Projekt finansowany przez Islandię, Liechtenstein i Norwegię z Funduszy EOG w ramach Programu Aktywni Obywatele – Fundusz Regionalny.
[1] Oficjalne dane Ministerstwa Rodziny i Polityki Społecznej, „Pomoc społeczna dla cudzoziemców. Na jakie wsparcie w Polsce mogą liczyć?”, https://www.gov.pl/web/rodzina/pomoc-spoleczna-dla-cudzoziemcow-na-jakie-wsparcie-w-polsce-moga-liczyc , 26.08.2021, dostęp w dn. 17.08.2023
[2] Biuletyn Informacji Publicznej Rzecznika Praw Obywatelskich, Sytuacja ewakuowanych z Afganistanu, Marcin Wiącek pyta Urząd ds. Cudzoziemców, 13.09.2021, https://bip.brpo.gov.pl/pl/content/sytuacja-ewakuowanych-z-afganistanu-marcin-wiacek-pyta-urzad-ds-cudzoziemcow-aktualizacja dostęp w dn. 17.08.2023
[3] Ustawa z dnia 13 czerwca 2003 r. o udzielaniu cudzoziemcom ochrony na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej Dz.U. 2003 nr 128 poz. 1176
[4] Serwis informacyjny Ministerstwa Rodziny i Polityki Społecznej, Cudzoziemcy na rynku pracy w Polsce. Na co mogą liczyć? 28.08.2021, https://www.gov.pl/web/rodzina/cudzoziemcy-na-rynku-pracy-w-polsce-na-co-moga-liczyc dostęp w dn. 17.08.2023