Przeglądarka Internet Explorer, której używasz, uniemożliwia skorzystanie z większości funkcji portalu ngo.pl.
Aby mieć dostęp do wszystkich funkcji portalu ngo.pl, zmień przeglądarkę na inną (np. Chrome, Firefox, Safari, Opera, Edge).
ngo.pl używa plików cookies, żeby ułatwić Ci korzystanie z serwisuTen komunikat zniknie przy Twojej następnej wizycie.
Dowiedz się więcej o plikach cookies
Problemy młodych narastają. Młodzi oczekują coraz lepszej jakości życia, co jest zaniedbywane, a jednocześnie chcą się coraz mocniej angażować w rzeczywistość wokół siebie. Sektor pozarządowy na tym zyskuje, bo stał się atrakcyjnym miejscem, alternatywą dla korporacyjnej ścieżki kariery – mówi Paweł Dębek.
Ignacy Dudkiewicz: – Rok temu mówiłeś, że jest nadzieja, że na jesieni 2014 roku uda się wprowadzić w życie Krajowy Program na rzecz Młodzieży „Aktywna Młodzież”. Nie udało się.
Paweł Dębek: – To prawda. Myślę, że mimo to wciąż możemy być optymistami, licząc na szczęśliwy finał tej inicjatywy. Rzeczywiście – spóźniony. Przy czym, pamiętajmy, że rolą Rady Działalności Pożytku Publicznego jest w tym względzie tylko i aż doradztwo. Przygotowaliśmy pewne rozwiązania, ale nie my decydujemy o ich wprowadzeniu. To rola dla rządzących.
Reklama
Czemu się nie udało?
P.D.: – Zapewne zaważyły między innymi względy budżetowe. Ale – patrząc szerzej – trzeba powiedzieć, że kwestie młodzieżowe przez lata nie przebijały się do świadomości rządzących. Być może musiało coś tąpnąć, tak, jak tąpnęło parę tygodni temu, żeby ta grupa została zauważona. Nie jest przecież tak, że owi zbuntowani, którzy dzisiaj masowo wynoszą „antysystemowych” kandydatów do władzy, wzięli się znikąd albo zostali przywiezieni z zagranicy. To proces, na który złożyło się wiele różnych czynników, między innymi brak zainteresowania polityków kwestiami młodych ludzi.
Z czego on wynika?
P.D.: – To często kwestia priorytetów i postawienia akcentów. Nie chodzi przecież o to, żeby dokonywać wielkiej rewolucji. Młodzi ludzie w gruncie rzeczy nie oczekują obecnie tego, żeby ktoś ich wyprowadził ze sztandarami na ulicę. Chcą podniesienia jakości życia. Nie chodzi im o podpalanie Polski, ale o osiągnięcie tego, co uznają za „normalność”. A widzą ją w Anglii, Niemczech, Holandii – po drugiej stronie podróży Ryanairem.
Czyli młodzi są według ciebie pragmatyczni. Oczekują konkretów, a nie wartości czy sprawiedliwości społecznej.
P.D.: – Być może tak właśnie jest. Być może intuicja „ciepłej wody w kranie” wcale nie była nietrafiona, tylko nie została zrealizowana w sposób, który młodzi by rzeczywiście odczuli. Z ich kranów ciągle leci woda najwyżej letnia.
No właśnie. Sensowna polityka dotycząca młodzieży musi zawierać także propozycje rozwiązań jej problemów egzystencjalnych, związanych z sytuacją na rynku pracy czy choćby mieszkalnictwem. Sama aktywizacja nie wystarczy.
P.D.: – Rzeczywiście politykę młodzieżową można podzielić na dwa obszary: jeden dotyczący edukacji pozaformalnej i pracy z młodzieżą w czasie wolnym – głównie rękoma organizacji pozarządowych – oraz drugi obszar „dużej” polityki oddziaływującej na rozmaite kwestie: rynek pracy, mieszkalnictwo, system opieki zdrowotnej i wiele innych.
Które z tych kwestii wydają ci się najważniejsze?
P.D.: – Myślę, że dostępność pracy jako takiej nie jest najważniejszym wyzwaniem. Jest nim jednak jej jakość i to, co można kupić sobie za otrzymywana pensję, w jaki sposób można za nią żyć. Drugi ważny obszar dotyczy postrzegania państwa i jego instytucji. Młodzi mają głód prostego, przyjaznego, bezstresowego państwa, które jest osiągalne on-line, tanie, nie stwarza kłopotów, nie obciąża nas swoimi sprawami, ale załatwia to, co trzeba. Pokolenie osób urodzonych po 1989 roku nie stało w kolejkach, za to dziwi się, że czegoś nie można załatwić przez internet.
Niedawno profesor Tomasz Szlendak postawił tezę, że dla młodych ludzi przykładowo komisja wyborcza – z jej całą otoczką – przypomina bardziej ministerstwo dziwnych kroków z Monty Pythona, a nie poważną instytucję demokratycznego państwa…
P.D.: – Dotyczy to też innych instytucji. Gdyby zrobić plebiscyt na najbardziej znienawidzoną instytucję przez młodych ludzi, zapewne wygrałby…
ZUS.
P.D.: – Otóż to. Ma bowiem wizerunek molocha, który zabiera pieniądze, buduje sobie za nie pałace, a potem wylicza, że jak dobrze pójdzie, to dostaniesz tysiąc złotych emerytury. Trudno nazwać to ciekawą perspektywą dla młodego człowieka.
I myślisz, że polityka młodzieżowa może się okazać ważnym tematem w tak gorącym politycznie czasie?
P.D.: – Właśnie teraz jest na to największa szansa. W powyborczej, dla wszystkich nieco nowej, rzeczywistości, temat ludzi młodych stał się wiodący. Wszyscy się nimi zajmują i próbują im przypodobać. Może będzie to okazja do tego, by kilka kwestii przyspieszyć. Sytuacja sprzyja dopominaniu się o młodych.
Ale trzeba podkreślić, że pracowaliśmy nad propozycjami od dawna. To propozycja systemowa, a nie stworzona doraźnie na potrzeby chwili.
Program został stworzony między innymi w oparciu o diagnozę z raportu Młodzi 2011. W nowej sytuacji pojawia się naturalne pytanie o jej aktualność…
P.D.: – Problem z diagnozowaniem rozmaitych zjawisk w Polsce polega także na tym, że zwykle robimy to dorywczo, nie porywając się na regularne działania. Stąd też wynika wskazany przez ciebie kłopot. Niemniej, program tworzyliśmy także w oparciu o doświadczenie organizacji pozarządowych pracujących z młodzieżą. Dzięki temu, jak sądzę, wciąż jest on aktualny. Być może nawet bardziej niż wcześniej…
To znaczy?
P.D.: – Już w styczniu przewidywałem, że to młodzi rozstrzygną o wyniku wyborów prezydenckich, a później parlamentarnych. Ma to swoje konkretne podłoże. Przede wszystkim wynika ze wspomnianego braku zainteresowania sprawami młodych ludzi oraz z braku angażowania ich w poszukiwanie rozwiązań. A problemy młodych narastają. Młodzi oczekują coraz lepszej jakości życia, co jest zaniedbywane, a jednocześnie chcą się coraz mocniej angażować w rzeczywistość wokół siebie. Sektor pozarządowy na tym zyskuje, bo stał się dla młodych ludzi atrakcyjnym miejscem, alternatywą dla korporacyjnej ścieżki kariery. Widać to chociażby w skali rozwoju spółdzielni socjalnych.
Biorąc to pod uwagę, propozycje zawarte w programie są jak najbardziej aktualne, bo procesy, o których mówiła diagnoza z 2011 roku, tylko się pogłębiły.
Ostatnio na portalu prowadziliśmy debatę nad jakością zatrudnienia w sektorze pozarządowym. I wyłania się z niej mało optymistyczny obraz… Pytanie, na ile ta alternatywa dla modelu korporacyjnego będzie wciąż atrakcyjna dla młodych, jeśli coś się w tym względzie nie zmieni?
P.D.: – Brakuje nam, nazwijmy to, klasy średniej organizacji, które ustabilizowałyby cały system. Mamy całe mnóstwo małych organizacji – słabych organizacyjnie i infrastrukturalnie, żyjących od projektu do projektu, mamy kilkanaście bardzo mocnych organizacji, ale brakuje nam licznej grupy organizacji będących gdzieś pośrodku, które przez swój lobbing mogłyby doprowadzić na przykład do ustabilizowania systemu grantów i dotacji. Życie od projektu do projektu jest dla organizacji zabójcze. W ten sposób nie da się zbudować przewidywalnego systemu wsparcia inicjatyw obywatelskich, jeśli można przez lata realizować ważne cele i z dnia na dzień znaleźć się w pustce, bo we wniosku o dotację nie użyło się odpowiedniego słowa. To dzieje się w małych miejscowościach, gdzie przy każdej zmianie władzy nagle przestaje być promowana piłka nożna, a zaczyna siatkówka. Tak się nie da zbudować społeczeństwa obywatelskiego, ale nie da się też zbudować solidnego sektora usług publicznych.
W tym sensie środki unijne tworzą nierzeczywisty obraz – wydaje się, że w sektorze pozarządowym wciąż są duże pieniądze. Ale to nie są środki z tych źródeł, które gwarantowałyby stabilność. Być może rok 2020 wymusi na nas zmianę. Pytanie tylko, ilu młodych ludzi, którzy naprawdę świetnie pracują w organizacjach, do tego czasu wytrzyma, nie przechodząc do biznesu…
Jak zatem wyobrażasz sobie finansowanie programu „Aktywna młodzież”?
P.D.: – To szersze pytanie o to, jak my wszyscy wyobrażamy sobie finansowanie usług społecznych, publicznych i sektora pozarządowego po zakończeniu napływu funduszy unijnych. Nie może być tak, że cały sektor przez cały czas, za przeproszeniem, wisi na funduszach unijnych. Doskonale wiemy, kiedy się to skończy. Najwyższy czas, żeby zacząć tworzyć rozwiązania, które są finansowane z budżetu krajowego. Kiedy uda się coś zaszczepić, to później następuje stabilizacja. Tak było z Funduszem Inicjatyw Obywatelskich czy z programem senioralnym. Podobnie mogłoby być z programem „Aktywna Młodzież”. Myślę, że dobrze, żeby był on finansowany ze środków własnych państwa, żeby już teraz myśleć o tym, co robić, gdy skończą się środki europejskie. To może być zdrowe dla całego sektora.
Współwystępowanie tych dwóch zjawisk, o których mówisz: oczekiwania lepszej jakości życia, które się nie realizuje, oraz zwiększającej się aktywności, wydaje mi się nieintuicyjne. Jeśli masz niestabilną pracę i niskie zarobki, to nie będziesz miał siły i czasu, by działać społecznie. Chyba że młodzi są pod tym względem wyjątkiem?
P.D.: – Trzeba odróżnić od siebie młodzież i młodych dorosłych. Te grupy radykalnie się od siebie różnią. Mają też różne potrzeby. W wypadku młodzieży można i warto wspierać jej aktywność i działania prospołeczne. Młodzi dorośli, a więc osoby żyjące pomiędzy młodością a dorosłością, w większym stopniu potrzebują stabilizacji.
Przy czym, to wszystko, co się obecnie dzieje, jest ciekawe i wciąż nie do końca oczywiste. A na duże zjawiska społeczne warto patrzeć z perspektywy. Widzimy w większym stopniu pojedyncze fotografie niż pełen obraz.
Do nabrania owej perspektywy potrzebna jest diagnoza?
P.D.: – Otóż to. Brakuje regularnego sprawdzania kondycji młodzieży nie tylko pod kątem wyników edukacyjnych, ale także jej sytuacji społecznej i ekonomicznej. Sporo wiemy o tym, jak młodzi ludzie zdają egzaminy, ale niewiele o tym, czego potrzebują. A im mniej wiemy o tym pokoleniu, tym bardziej będzie nas ono zaskakiwać. Tak, jak ostatnio.
Program „Aktywna Młodzież” jest więc tylko częścią szerszej strategii.
P.D.: – Staraliśmy się ją jako zespół doradczy w ramach RDPP współtworzyć. Program „Aktywna młodzież” miał zapewniać stałe finansowanie konkretnych działań z młodzieżą. Drugim ważnym wyzwaniem jest potrzeba prawnego uregulowania zawodu pracownika młodzieżowego. Jesteśmy do tego przygotowani – przeprowadziliśmy poważną analizę, zorganizowaliśmy konferencję, na której po raz pierwszy różne środowiska pracujące z młodzieżą spotkały się ze sobą i zaczęły wspólnie o tym rozmawiać. Trzecim ważnym elementem, którego realizacja jest raczej wyzwaniem na przyszłość, byłoby zbudowanie systemu, który uwiarygodniałby kompetencje zdobyte w obszarze wolontariatu czy aktywności społecznej i obywatelskiej na rynku pracy.
Mówisz o pracownikach młodzieżowych. To pojęcie w Polsce wciąż mało znane.
P.D.: – Niestety.
Co więc dokładnie oznacza?
P.D.: – Pracownicy młodzieżowi to osoby pracujące z młodzieżą przede wszystkim w zakresie edukacji pozaformalnej, w przestrzeni czasu wolnego – poza czasem przeznaczonym na szkołę i tym spędzanym w rodzinie. Chodzi więc o osoby wykwalifikowane w pierwszej kolejności do budowania dobrych relacji z młodymi i wspierania ich rozwoju. Chodzi o naprawdę szerokie grono ludzi: pracowników świetlic środowiskowych, instruktorów, trenerów, edukatorów, animatorów… Chodzi o działanie wspólnie z młodzieżą.
W Polsce natomiast, jeśli chcesz pracować w młodzieżą, musisz wpisać się albo w edukację, albo w wychowanie – najczęściej realizowane podczas obozów – albo w pracę z tak zwaną „trudną młodzieżą”. Mało jest zaś przestrzeni do pracy z przeciętnymi młodymi…
P.D.: – Z „młodymi lemingami”.
Na przykład.
P.D.: – Niestety, masz rację. Trudno w polskim systemie nastawić się nie na leczenie i radzenie sobie z deficytami młodzieży, ale na wspieranie jej rozwoju. A właśnie tym powinna się zajmować polityka młodzieżowa.
Czego więc potrzeba, by umieścić zawód pracownika młodzieżowego w przestrzeni prawnej?
P.D.: – Najsłuszniejszym nie byłoby ani zamykanie tego zawodu, ani też wpisanie go wyłącznie jako numeru statystycznego – jako kolejnego zawodu do rejestru. Model, do którego osobiście się skłaniam, polega na dobrowolnym certyfikowaniu, także przez organizacje pracujące z młodzieżą, według pewnego standardu.
Od samego początku swojej obecności w Radzie zajmujesz się sprawami młodzieży. Jesteś zadowolony z tego, co się udało osiągnąć?
P.D.: – Zdecydowanie tak. Jeszcze trzy lata temu nie mieliśmy w ogóle do czynienia z pojęciem „polityka młodzieżowa” w przestrzeni publicznej. Dzisiaj jest ono przynajmniej rozpoznawalne, wypracowaliśmy też konkretne narzędzia do jej prowadzenia. Zrobiliśmy to, co było możliwe, biorąc pod uwagę ograniczenia, jakie mają ciała doradcze. Ostateczną decyzję i tak podejmuje ktoś inny.
Bardzo często jest to Minister Finansów…
P.D.: – Otóż to. Położyliśmy na stole gotowe rozwiązania i to jest nasze osiągnięcie. Co z nimi zrobią politycy, zobaczymy.
Paweł Dębek – psycholog zdrowia, socjolog organizacji i zarządzania. Od piętnastu lat pracuje jako coach, trener i doradca. Ukończył szkoły psychoterapii, socjoterapii i psychologicznego treningu grupowego. Od 2010 roku doradza rządowi RP w zakresie rozwiązań systemowych na rzecz ludzi młodych. Szef Instytutu Edukacji Społecznej, think-tanku pracy z młodzieżą.
Cały sektor nie może ciągle wisieć na funduszach unijnych. Najwyższy czas stworzyć rozwiązania finansowane z budżetu krajowego.
Teksty opublikowane na portalu prezentują wyłącznie poglądy ich Autorów i Autorek i nie należy ich utożsamiać z poglądami redakcji. Podobnie opinie, komentarze wyrażane w publikowanych artykułach nie odzwierciedlają poglądów redakcji i wydawcy, a mają charakter informacyjny.