Zmiana pokoleniowa. Bez odmłodzenia sektora pozostaniemy w tyle
BATKO-TOŁUĆ: Może potrzeba nam innego podejścia? Takiego standardu minimum. Zadbania o reprezentatywność. I to nie tylko po kątem wieku, ale też płci i miejsca, w którym się działa.
Pierwszy raz o zmianie pokoleniowej – wcale nie w kontekście sektora pozarządowego – pomyślałam podczas wieczoru z okazji 25-lecia Fundacji imienia Stefana Batorego w 2014 roku. Czułam się zaszczycona, mogąc przebywać w otoczeniu największych sław opozycji demokratycznej z czasów PRL. Rozejrzałam się wokół i zobaczyłam kilka osób mniej więcej w moim wieku. Wszyscy staliśmy z boku, w małych grupkach. Poczułam żal, że my nigdy nie będziemy tak wielcy jak Oni.
Zmiana – znienawidzona i kochana
Refleksja pokoleniowa wróciła do mnie na początku 2016 roku, podczas nieformalnego spotkania z koleżankami szefującymi organizacjom. Część z nich płakała – miały poczucie, że nowy rząd niszczy dorobek ich życia. A ja pomyślałam: „ale przecież to, co się dzieje, to też szansa na zmianę rzeczywistości!”.
Moje doświadczenie nie obejmuje czasów, gdy obywatele mieli naprawę mocny wpływ na nasz kraj. Nie mam więc za czym tęsknić i mojego dorobku nikt nie zniszczył.
Zniesienie status quo – wprawdzie, jak się dziś okazuje, dosyć niebezpieczne – to jednak pierwsza od lat okazja do bycia usłyszanym dla wielu środowisk. I dotyczy to nie tylko promowanego przez rząd obozu konserwatywnego. To także szansa dla zróżnicowanego światopoglądowo, ale zainteresowanego jakością państwa i samorządu środowiska aktywnych lokalnie obywateli i obywatelek. To szansa dla sprawy kobiet, mniejszości seksualnych, praw pracowniczych, ochrony lokatorów czy osób w kryzysie bezdomności. To szansa dla uznania słuszności haseł ruchu antyfaszystowskiego. I nie dlatego, że rząd jest życzliwy lub nieżyczliwy, ale dlatego, że społeczeństwo jest zainteresowane.
Młodzi dziennikarze
Czy sektor pozarządowy to odmienna rzeczywistość społeczna?
A zatem ciekawy ferment dzieje się w środowisku dziennikarskim. Nie czuję go jednak w organizacjach. Mam ochotę napisać, że „rządzą wciąż te same osoby”, ale trudno mi ustalić, kto rządzi sektorem.
Pewnie chodzi jednak bardziej o obowiązującą mentalność i autorytety. Ostatnio podjęłam kilka prób zmiany myślenia ludzi wokół mnie i mam dojmujące poczucie porażki. Może to ja chcę zmian za szybko, a może to samotność i brak w moim środowisku osób, które byłyby i młode, i szanowane na tyle, by miały wpływ na podejmowane decyzje?
Czuję, że często młodych się doprasza, socjalizuje, daje głos, ale nie daje się wpływu – starsi nic dzięki nim nie odkrywają i nie bardzo chcą oddać przewodnictwo.
Może zatem potrzeba nam innego podejścia. Takiego standardu minimum. Zadbania o reprezentatywność. I to nie tylko po kątem wieku, ale też płci i miejsca, w którym się działa. To trochę sztuczne, ale dające szansę na wybrzmienie i wpływ rożnych głosów w czasie podejmowania decyzji czy planowania przyszłych wydarzeń. Można też działać, zapraszając nieoczywistych uczestników do zabierania głosu w wirtualnych i realnych debatach, czy do ciał podejmujących decyzje w naszych inicjatywach i organizacjach.
Czy ta reprezentatywność ma jakąś wartość, czy też jest znienawidzoną przez wielu „poprawnością polityczną”? Dla mnie jest koniecznością. Nowe grupy i tak sobie poradzą i dobiją się do głosu. Jeśli my im nie damy przestrzeni, zrobią to w alternatywnym świecie albo rozpoczną rewolucję. A starsi, którzy niegdyś byli awangardą sektora, staną się jego ogonem.
MASZ ZDANIE? CZEKAMY NA WASZE GŁOSY (MAKS. 4500 ZNAKÓW) PLUS ZDJĘCIE NA ADRES: REDAKCJA@PORTAL.NGO.PL
Nie czuję fermentu w organizacjach. Mam ochotę napisać, że „rządzą wciąż te same osoby”, ale trudno mi ustalić, kto rządzi sektorem.