Zamieszki w Londynie. Niszczą również przedsiębiorstwa społeczne
Złe wieści płyną z Wysp Brytyjskich. Podczas zamieszek w kilku londyńskich dzielnicach, ucierpiały biura wielu przedsiębiorstw społecznych. Złość na chuliganów miesza się ze współczuciem. „Winą za zamieszki możemy obarczyć gangi, serwisy społecznościowe, media i policję, ale to nieuniknione - młodzi ludzie bez pracy i bez szans na zatrudnienie wychodzą na ulice” - pisze w „Guardian” Allison Ogden-Newton, dyrektor Social Enterprise London
Zniszczenie biura CDG wpłynie negatywnie na codzienną, ciężką pracę z młodzieżą ze środowisk wykluczonych w dzielnicy Brixton. „Jaki był zatem sens puszczania z dymem ich siedziby?” - pyta w artykule Ogden-Newton, sugerując, że to potencjalni beneficjenci CDG mogą być winni podpaleniu.
W obliczu tak bezsensownych zniszczeń dominuje złość, rozgoryczenie i frustracja. Coraz więcej mieszkańców Londynu, w tym również znanych muzyków, aktorów i celebrytów apeluje do policji o bezpardonowe rozprawienie się z chuliganami. Nieco inaczej sytuację ocenia Ogden-Newton: „Może potrzebujemy dziesiątek tysięcy policjantów na ulicy, kamer monitoringu miejskiego na każdym rogu. Możemy też pójść krok dalej i stworzyć getta.(…) Możemy jednak zastanowić się nad tym i zrobić wszystko, co tylko można, aby dać ludziom pracę”.
Równie ważne, jak apelowanie do policji o zdecydowane działania, jest nawoływanie do inwestowania w społeczeństwo, tworzenia i integrowania organizacji pracujących z bezrobotnymi i promującymi rozwój lokalnych przedsiębiorstw, które mogłyby stworzyć nowe miejsca pracy. To trudne wobec polityki cięć wydatków socjalnych, którą realizuje rząd Davida Camerona. Zdaniem Allison Ogden-Newton zamieszki mogą sprawić, że wreszcie decydenci przejrzą na oczy i zrozumieją, że na społeczeństwie oszczędzać zwyczajnie się nie da.
Źródło: „Guardian”