Zakładajcie małe spółdzielnie mieszkaniowe
Na początku grudnia byłam w „Pracowni Duży Pokój” w Warszawie (róg Wareckiej i Kubusia Puchatka) na spotkaniu liderów organizacji społecznych, poświęconemu planowaniu prac w 2026 roku pt.: „Gdzie jesteśmy, dokąd idziemy”. W spotkaniu wzięło udział dużo młodych osób z nowych organizacji, których już nie kojarzę. No cóż, jestem „babcią Alinką”, nie powinien mnie dziwić szybko upływający czas w ciągle zmieniającej się rzeczywistości. Uczestnicy spotkania wśród kilku nierozwiązanych problemów wymienili kwestię mieszkaniową.
Tym tematem zajmowałam się bardzo dawno temu w czasach „karnawału solidarności”. Pomyślałam, że może młodym z III sektora przyda się moje wspomnienie z 24 grudnia 1980 roku? Wtedy to w świątecznym wydaniu gazety „Życie i Nowoczesność” (dodatek do „Życia Warszawy”) ukazał się artykuł napisany chyba przez Stefana Bratkowskiego pt. „Zakładajcie małe spółdzielnie mieszkaniowe” i parę innych tekstów dotyczących spółdzielczości mieszkaniowej, jej historii i prawnych podstaw działania.
O ile dobrze pamiętam, był też wywiad ze Stanisławem Kukuryką, prezesem Centralnego Związku Spółdzielczości Budownictwa Mieszkaniowego i członkiem Komitetu Centralnego. Przy wigilijnym stole z moim bratem Jackiem i przyszłym szwagrem Piotrem zaczęliśmy rozmawiać o tym, że wybudowanie domu w spółdzielni wydaje się najlepszym rozwiązaniem, by nie czekać 20 i dłużej lat na własne mieszkanie w dużej spółdzielni. Wszyscy byliśmy na studiach, z planami o własnych rodzinach z gromadkami dzieci. Brak mieszkania był tym, z czym musieliśmy się mierzyć, by móc zrealizować te marzenia. A że wychowywaliśmy się na warszawskim Żoliborzu, mieszkaliśmy w domku szeregowym, to marzyliśmy też o takich domkach.
Siła małych spółdzielni
W efekcie tych rozmów powstały dwie małe spółdzielnie budowlano-mieszkaniowe. SBM OAZA założył mój brat z przyszłym szwagrem. To była wtedy pierwsza zarejestrowana spółdzielnia z tzw. nowych inicjatyw po 1980 roku. Jej prezesem był Piotr Sowa, wtedy student fizyki. Drugą zarejestrowaną była Pracownicza Spółdzielnia Mieszkaniowa „Idealne Mieszkanie” założona przez pracowników Politechniki Warszawskiej. Jej prezesem był Jan Szmidt, późniejszy profesor i rektor PW. Ponieważ opowiedziałam moim przyjaciołom ze studiów (studiowałam archeologię) o zakładaniu spółdzielni, to trzecią założyli archeolodzy. W ten sposób jako pomysłodawczyni zostałam prezesem SBM ATRIUM. Tak to dzięki kilku artykułom, na fali entuzjazmu „Solidarności”, zaczął się ruch zakładania małych spółdzielni mieszkaniowych.
W całej Polsce powstało wtedy około 800 małych spółdzielni z nowych inicjatyw. Warto byłoby zbadać, ile z tych spółdzielni zbudowało, jakie były ich doświadczenia i koleje losu. Zarówno OAZA, jak i ATRIUM zbudowały swoje osiedla. SBM ATRIUM dopiero po 1989 roku zaczęło budowę pierwszych domków na Zaciszu. Decydujące o sukcesie spółdzielni było zdobycie terenu pod budowę. O tym mogłabym napisać całą epopeję. Jako humaniści wymyśliliśmy koncepcję osiedla integracyjnego. Bardzo to się przydało, gdy Ani, jednej z założycielek SBM ATRIUM i jej mężowi Pawłowi urodził się syn, Kuba, z silnym porażeniem mózgowym. Kuba jest już dorosły, używa wózka inwalidzkiego. Wraz z rodzicami mieszka na parterze, w dostosowanym do jego potrzeb mieszkaniu z ogródkiem.
Gdyby nie nasze osiedle SBM ATRIUM, to mieszkałby na 4 piętrze w dwupokojowym mieszkaniu z maleńką łazienką i kuchnią przy ruchliwym skrzyżowaniu ulic. Do windy trzeba byłoby wciągać wózek po 10 stopniach, co z upływem czasu byłoby dla rodziców coraz trudniejsze. Dzięki naszej dawnej inicjatywie i wspólnej pracy dziś spotykamy się na towarzyskich imprezach w przestronnym mieszkaniu bez progów, z oddzielną dużą łazienką specjalnie dla Kuby.
Państwo niczego za nas nie załatwi
Obecnie w pełnym wymiarze zajmuję się edukacją, zwłaszcza edukacją na wsi. Ale nadal interesuję się budownictwem mieszkaniowym. Gdy mój brat architekt i konstruktor wraz z żoną oraz wspólnikiem Grzegorzem z gminy Dubicze Cerkiewne założyli firmę Dworek Polski, to towarzyszyłam ich zmaganiom. Marzyli o budowaniu tanich mieszkań dla zwykłych ludzi, nie dla bogaczy. Znali dobrze Warszawską Spółdzielnię Mieszkaniową i jej przedwojenną historię, a także inne dawne budowy, jak śląski Giszowiec, których cele były znacznie szersze, niż tylko zaspokojenie potrzeb mieszkaniowych.
Cele społeczne budowania zintegrowanej wspólnoty sąsiedzkiej bezpiecznej i samowystarczalnej pod względem podstawowych funkcji społecznych nie były nazywane, ale były w naturalny sposób realizowane. Czasy powojenne skażone ideologią komunistyczną wypaczyły także spółdzielczość mieszkaniową. Wśród 21 postulatów wymienionych w porozumieniu z Sierpnia 1980 roku 19 postulat mówił o skróceniu oczekiwania na mieszkanie.
Dziś po doświadczeniach transformacji i budowania kapitalizmu coraz mniej wierzę w to, że cokolwiek załatwi za nas „państwo”.
Nadzieję pokładam w społeczeństwie obywatelskim i naszej Konstytucji, zwłaszcza 4 artykule i zasadzie pomocniczości. Czyli proponuję – zbierzmy doświadczenia, dobrze się zorganizujmy, zmieńmy prawo w ramach inicjatywy obywatelskiej i sami zbudujmy sobie domy.
Mój brat zawsze mówił, że największą barierą w rozwoju budownictwa mieszkaniowego w Polsce jest bariera biurokracji i absurdalnego prawa stworzonego po to, aby kontrolować coraz więcej obszarów. To, co przez tysiące lat było naturalne, budowanie domów dla rodzin, aby mogły rodzić się dzieci, tak jak naturalne jest budowanie przez ptaki gniazd, zaczęło być tak zbiurokratyzowane, że doprowadziło do katastrofy demograficznej. Pisaliśmy o tym na stronie Federacji Inicjatyw Oświatowych. Zachęcam zwłaszcza do przeczytania tekstu „Skąd się biorą dzieci”.
Warto wrócić do idei spółdzielczości mieszkaniowej
Współczynnik korelacji pomiędzy budowanymi mieszkaniami a rodzącymi się dziećmi jasno pokazuje, że sami sobie zafundowaliśmy katastrofę demograficzną. W 2024 roku wybudowano 200 tys. mieszkań, w obecnym roku jeszcze danych nie ogłoszono. Dla porównania - „za komuny” w najlepszym 1978 roku wybudowano 278 tys. mieszkań. To co ważne. Obecnie mieszkania budowane przez developerów są nabywane w znaczącym stopniu jako lokata kapitału i mieszkania na wynajem. Odeszliśmy prawie zupełnie od mieszkań budowanych przez spółdzielnie. Próbuje się natomiast zachęcać samorządy do budowania mieszkań komunalnych. Nie uważam, aby budowa mieszkań komunalnych mogła stać się wiodącym czy nawet znaczącym, sposobem rozwiązywania problemu mieszkaniowego w Polsce.
Myślę, że warto powrócić do idei spółdzielczości mieszkaniowej. Ta idea – słabi jednoczą się w małe wspólnoty, aby wspólnie rozwiązywać swoje problemy, jest nadal aktualna. Nie ma ona nic wspólnego z tym, co działo się i nadal dzieje się w ogromnych molochach, nazywanych spółdzielniami. Spółdzielnia wymaga relacji międzyludzkich. Uważam, że małe spółdzielnie mieszkaniowe mogą być tym, co doprowadzi w szybkim tempie do rozwiązania problemu mieszkaniowego, o ile powstanie ruch społeczny zakładania małych spółdzielni. Ruch ten powinien przygotować obywatelski projekt ustawy o małych spółdzielniach.
Kolejny warunek, to to, aby spółdzielcy zdecydowali się zostać jednocześnie „osadnikami kresów wiejskich”. Aby móc zacząć budować potrzebna jest ziemia, teren przyszłego osiedla. Poza granicami metropolii ziemi jest wystarczająco dużo, aby pomieścić wszystkich chętnych „osadników wiejskich”. Jeśli młodzi zechcą osiedlić się w małych wspólnotach na wsi, to stworzą sobie także miejsca pracy.
Na obszarach wiejskich najbardziej brakuje ludzi dobrze wykształconych, z dużymi umiejętnościami, kulturą współpracy, umiejących tworzyć innowacyjne zespoły projektowe nastawione na realizację konkretnych celów, przy konkretnych wskaźnikach i w konkretnym czasie.
Uważam, że zespoły ludzi niebojących się wyzwań, przeciwnie umiejących mobilizować się, gdy pojawią się trudności mają ogromne możliwości stworzenia sobie bardzo dobrych miejsc do życia, wychowywania dzieci i pracy. Innymi słowy – aby pokonać problem mieszkaniowy i wiele innych problemów potrzebna jest mobilizacja ludzi z organizacji pozarządowych i wyjazd na prowincję.
Zachęcam więc do zakładania małych spółdzielni mieszkaniowych. Obiecuję pomoc w znalezieniu terenów pod budowę zwartych, ekologicznych osiedli integracyjnych w zaprzyjaźnionych gminach.
Mała spółdzielnia mieszkaniowa przy Małej Szkole – to moje marzenie na Nowy Rok 2026.
Alina Kozińska-Bałdyga – działaczka społeczna łącząca wiedzę archeologiczną, organizacji i zarządzania, nauk społecznych zdobytą w czasie studiów na Uniwersytecie Warszawskim i w Szkole Nauk Społecznych IFIS PAN oraz doświadczenie uczenia w liceach ogólnokształcących i Kolegium Nauczycielskim we wdrażaniu zmian w oświacie. Promotorka szkoły prowadzonej przez stowarzyszenie rozwoju wsi i modelu szkoły/przedszkola jako wielofunkcyjnego ośrodka rozwoju wsi. Wiceprezeska Federacji Inicjatyw Oświatowych, organizacji tworzącej obywatelską politykę edukacyjną opartą na współpracy organizacji pozarządowych i samorządów. Członkini Związku Dziewcząt i Kobiet Chrześcijańskich Polska YWCA oraz Przewodnicząca Rady Spółdzielni Budowlano-Mieszkaniowej ATRIUM.
Śródtytuły pochodzą od redakcji.