Przeglądarka Internet Explorer, której używasz, uniemożliwia skorzystanie z większości funkcji portalu ngo.pl.
Aby mieć dostęp do wszystkich funkcji portalu ngo.pl, zmień przeglądarkę na inną (np. Chrome, Firefox, Safari, Opera, Edge).
ngo.pl używa plików cookies, żeby ułatwić Ci korzystanie z serwisuTen komunikat zniknie przy Twojej następnej wizycie.
Dowiedz się więcej o plikach cookies
O pisaniu nowej strategii dla Warszawy, nowym programie dla mieszkańców chcących się włączyć w działania władz miasta na poziomie lokalnym oraz o budżecie na projekty realizowane przez organizacje pozarządowe rozmawiamy z wiceprezydentem miasta, Jarosławem Jóźwiakiem.
Warszawa.ngo.pl: Niedawno pojawiła się publicznie informacja, że zaczęły się prace na aktualizacją Strategii Rozwoju Warszawy. Co miasto chce w niej zmienić, kogo chce zaprosić do pracy nad tym? I właściwie: po co ją zmieniać, skoro zapisy w niej zawarte są tak bardzo ogólne, że większość spraw się w niej mieści?
Prezydent Jarosław Jóźwiak: – Rzeczywiście nasza Strategia Rozwoju Warszawy jest dość ogólna. Do tego nie miała nigdy dobrze wykonanych mierników, które pozwalałyby w sposób właściwy ją ewaluować. Poza tym obowiązuje tylko do roku 2020 i w większości zakładane działania zostały już zrealizowane. W niektórych latach przekraczaliśmy 100% realizacji tych mierników, które były w niej założone.
Reklama
Od 2005 roku, kiedy to została przyjęta, zmienił się świat wokół, zmieniły się też wymagania i oczekiwania mieszkańców. Dlatego chcemy przystąpić do aktualizacji, a tak naprawdę to będzie praktycznie zbudowanie nowego dokumentu strategicznego miasta.
Kto ma pisać nową strategię miasta?
J.J.: – Do pisania chcemy zaprosić wszystkich, czyli z jednej strony oczywiście ekspertów i specjalistów, ale z drugiej strony widzimy też dużą potrzebę włączenia mieszkańców. Właśnie odbyła się już pierwsza prezentacja założeń do prac nad tą strategią dla rady budżetu partycypacyjnego. Chcemy skoncentrować się na trzech obszarach, ja wraz z wiceprezydentem Włodzimierzem Paszyńskim, będę się zajmował szeroko rozumianym obszarem społeczeństwo. Dwoma pozostałymi obszarami zajmą się inni koledzy wiceprezydenci. Przestrzenią – Jacek Wojciechowicz, a gospodarką – Michał Olszewski.
Czy do tych prac będą zaproszone organizacje pozarządowe?
J.J.: – Tak. Tak jak mówię, to jest proces, więc chcemy tak naprawdę zaprosić wszystkich, którzy są zainteresowani. Także organizacje społeczne, które zawsze były dla nas partnerem, a także różnego rodzaju grupy aktywnych mieszkańców.
A kiedy planujecie skończyć ten proces?
J.J.: – Proces pisania strategii to jest proces na lata. Moim zdaniem, aby przygotować ten dokument i go przekonsultować, przerozmawiać, potrzebujemy co najmniej dwóch lat. Skoro dziś mamy rok 2015, a strategia jest do 2020, to akurat tak planujemy, aby te dokumenty płynnie przeszły jeden po drugim.
Tak, to bardzo dobrze, że nie planujecie tego zrobić „na szybko”, w miesiąc… Program, który ostatnio został przyjęty przez miasto, „Program wzmacniania wspólnoty lokalnej na lata 2015 – 2020” był pisany bardzo długo. Po co miastu taki program?
J.J.: – Wyjaśnijmy na początku, jaka jest struktura tych dokumentów. Najwyżej mamy Strategię Rozwoju Warszawy, potem jest Strategia społeczna. Do tej strategii powstały i powstają programy operacyjne. I jednym z takich programów operacyjnych, nad którym pracowało Centrum Komunikacji Społecznej jest Program wzmacniania wspólnoty lokalnej.
W tym czasie dużo się działo, dwukrotnie zmienił się dyrektor CKS, ale wreszcie udało ten program doprowadzić do końca. Jako program operacyjny został przyjęty zarządzaniem prezydenta. Dla Warszawy to bardzo ważny program, dlatego że ostatnio i miasto bardzo mocno postawiło na aktywność lokalną, i mieszkańcy coraz bardziej tej aktywności lokalnej wymagają.
Ta oddolna współpraca rozwija się przy budżetach partycypacyjnych, przy inicjatywie lokalnej i przy różnych aktywnościach sąsiedzkich. Jednak do tej pory nie było to uregulowane i nie zebraliśmy tego wcześniej w taką ustrukturyzowaną formę.
Program daje wytyczne, w jaki sposób z jednej strony obywatele mogą się włączać w działania miasta, ale też przede wszystkim, co miasto powinno swoim obywatelom, mieszkańcom oferować. Częścią Programu jest kodeks współpracy lokalnej – określający zasady dobrej współpracy. Mam nadzieję, że to stanie się pomocą dla różnego rodzaju miejskich instytucji. Bo miasto rozmawia z mieszkańcami nie tylko bezpośrednio, ale też za pomocą swoich jednostek czy instytucji. To jest niewątpliwie nowe zjawisko.
Popatrzymy choćby na inicjatywę TEDxWarsawSalon // Dobre historie o Warszawie. Przyszło mnóstwo ludzi. I bardzo różne osoby zabrały głos: i Ewa Stokłuska ze Stoczni, i Wojtek Kacperski, który dzisiaj pracuje w urzędzie i zajmuje się reklamą. To pokazuje, że ludzie mają naturalną potrzebę współpracy. Trzeba raz na zawsze rozbić tę szybę, przełamać barierę, która zawsze dzieliła urząd od mieszkańca. Próbować zerwać ze stereotypowym wyobrażeniem, o którym opowiadała Ewa: że jest petent, który pisze pisma i jest urzędnik który siedzi za ścianą i tylko na te pisma odpisuje, a o mailu nigdy nie słyszał. Tym programem będziemy próbować tę barierę przełamać.
Wracając do samego Programu: mam kłopot z tym, że jest to program operacyjny. Bo nie ma w nim za dużo konkretów: nie ma zadań, nieliczne wskaźniki są luźno związane z działaniami, nie ma harmonogramu. Jak wypełnić to treścią?
J.J.: – To jest nietypowy obszar. W jaki sposób mielibyśmy tu wstawić więcej wskaźników? W partycypacji trudno mówić o ilości… Podczas dyskusji nad projektami do budżetu partycypacyjnego mamy takie dylematy: czy jak jest więcej projektów to to jest lepiej, czy jak jest mniej projektów to to jest lepiej? I czy więcej głosujących to jest lepiej, czy lepiej mieć mniej głosujących, ale bardzo świadomych?
I tak jest z programem wzmacniania wspólnoty: trudno przyjąć wskaźnik, że w rezultacie liczba inicjatyw lokalnych ma się podwoić. Nam bardziej chodzi o jakość niż o ilość. I by tę jakość rozwijać.
Bez tego trudno będzie sprawdzić, czy Program działa…
J.J.: – Tak, i to jest zadanie skierowane do wewnątrz urzędu, aby to, co jest w tym programie, to nie było pracą, jednego, drugiego czy piątego koordynatora, albo CKS, tylko by to była powszechna praktyka, stosowana przez każde biuro w mieście, czy każdy wydział w dzielnicy, które mają styk z mieszkańcami. By mieć dla mieszkańców ciekawą ofertę. Więc raczej można byłoby szukać takich wskaźników wewnątrzurzędowych dotyczących stosowania tego Programu.
A kto to będzie robił? Za realizację odpowiada koordynator. Kto będzie tym koordynatorem, czy on już jest wybrany?
J.J.: – Prawdopodobnie koordynacja tego programu i nadzór nad nim będzie miało Centrum Komunikacji Społecznej – Zespół Inicjatyw Społecznych. To biuro zostało stworzone właśnie w tym celu, by działać w zakresie pobudzenia aktywności społecznej. CKS też od jakiegoś czasu ma taką formułę wspierająco-szkoleniową dla innych jednostek urzędu. Na początku samo zajmowało się konsultacjami społecznymi, a teraz jest sporo jednostek, które sobie z tym radzą same.
Przypominam, że jak robiliśmy pierwszą inicjatywę lokalną, to się uczyliśmy tego wszyscy – choćby jak to ugryźć od strony formalnej. Dzisiaj często do CKS-u już tylko spływają informacje o już zrobionych inicjatywach i przysyłane jest sprawozdanie. CKS ma być trochę taką awangardową instytucją. Ma pomagać rozwijać nowe formy współpracy, uczyć urzędników, kojarzyć ich z mieszańcami. W tej chwili nie ma konkretnej osoby, bo CKS się reorganizuje, ale sądzę, że w ciągu tam najbliższych tygodni uda się tego koordynatora przedstawić z imienia i nazwiska.
Jeśli nadzór i koordynacja będą centralne, to w jaki sposób dzielnice zostaną włączone? Jaki był ich udział w tworzeniu tego programu?
J.J.: – Program był przekonsultowany dzielnicowo i wielu urzędników, burmistrzów czy dyrektorów domów kultury z nami współpracowało. Chcemy ponadto, by każdej dzielnicy była taka umowna „delegatura CKS-u”, czyli taki urzędnik, który będzie odpowiadał za Program, za współpracę i za partycypację, w tym budżet partycypacyjny. To ma być osoba do kontaktów mieszkańców z CKS-em, usytuowana lokalnie. Dzielnice dostały na to specjalny etat i w części z nich te osoby już są. Inne jeszcze je tworzą lub szukają odpowiednich urzędników.
To potrzebne?
J.J.: – Dam taki przykład: pamiętam dyskusję z mieszkańcami z ulicy Oleandrów. Przychodzili do Baru Prasowego na debaty i prosili Urząd Miasta lub jakąś jego jednostkę, by im postawić ławeczkę i donice z zielenią. I tłumaczyłem im: jest inicjatywa lokalna, róbcie. I ta ławeczka dzisiaj tam stoi, te panie są szczęśliwe i dumne z tego, że mają swoją ławkę i że zrobią ją sobie same. To jest cenne. I po to mają być te osoby.
Rozumiem. Czyli to, że program jest centralny ma jedynie znaczenie porządkujące, zbierające, edukujące, gdyż ma dziać się lokalnie.
J.J.: – Tak, bo zawsze wszystkie programy miejskie będą powstawały na poziomie centralnym. Inną sprawą jest, że moim zdaniem przed urzędem stoi takie wyzwanie: na poziomie miasta i na poziomie miejskich biur powinno być myślenie i działanie strategiczne, przekrojowe. Natomiast poziom wykonawczy, produkcyjny, realizacji konkretnych rozwiązań powinien być na poziomie dzielnic i jednostek miasta.
Jednym z „narzędzi” realizacji programu mają być miejsca czy centra aktywności lokalnej. Czy miasto chciałoby je powołać w każdej dzielnicy, na każdym osiedlu, czy jaki jest pomysł na nie?
J.J.: – Tu mamy taki pomysł, aby miejsca centra aktywności były tam, gdzie powstały spontanicznie. Pierwsze powstało na Pradze Południe, na ulicy Paca…
W tym miejscu spontan był raczej umiarkowany.
J.J.: – Tak, gdyż mieliśmy lokal po wolontariacie na EURO. I postanowiliśmy tak go zagospodarować. Ale następne, jak choćby 3 pokoje zaczęły powstawać spontanicznie – bo była potrzeba takich miejsc. Kolejne powstaną na Woli, Targówku i jedno planujemy na Polu Mokotowskim.
Oczywiście miasto w sposób planowy też będzie tworzyło takie miejsca, zakłada to chociażby program rewitalizacji Pragi i jest to element polityki miejskiej.
W Warszawie jest dużo ludności napływowej, przez co sąsiedzi się nie znają. Tego typu inicjatywy pomagają się integrować i łączyć w społeczność lokalną. Ludzie się poznają, robią wspólne akcje. To są fajne rzeczy. Zastanawiamy się nad stworzeniem w CKS-ie rezerwy finansowej, by móc pomagać dzielnicom przy tworzeniu takich miejsc. Czasami wystarczy lokal, czasami jest potrzebne trochę na remont, czasami trochę na program. Szukamy więc takich form wsparcia, by centra lokalne się rozwijały. I z jednej strony spontanicznie, oddolnie, z potrzeby mieszkańców czy z potrzeby instytucji, która pracuje z mieszkańcami, a z drugiej strony by czasami miasto dawało tę iskrę.
Czyli pomysł jest taki, że to pieniądze z budżetu ogólnomiejskiego będą szły do dzielnic, tak? Bo skądinąd słyszy się, że nie wszystkie dzielnice są entuzjastycznie nastawione do takich pomysłów.
J.J.: – Tak. Choć część dzielnic jest w stanie sama wygospodarować środki na takie działania, to chcielibyśmy mieć niedużą kwotę, którą moglibyśmy zasilać takie centra.
Niedużą to znaczy jaką? Z tego co pamiętam, utrzymanie centrum na ul. Paca kosztuje ok. 200 tys.
J.J.: – Jeszcze nad tym pracujemy, ale powiedzmy, że byłaby to kwota ok. pół miliona złotych.
Czyli mniej więcej trzy centra lokalne.
J.J.: – Możliwy jest oczywiście model „imprezy składkowej”: część środków daje miasto, część dzielnica. I wtedy już mamy 6 nowych ośrodków przy tak oszacowanej kwocie. Z inicjatywą lokalną było podobnie: zaczynaliśmy od 300 tysięcy, a w tym roku to już było ponad pół miliona. Zakładam więc, że jeśli wszystko będzie szło dobrze, to można by ten pomysł rozwijać. Np. Białołęka zdobywała inne środki na otwarcie 3 pokoi z kuchnią.
A czy jako miasto nie macie takiej obawy, że wspieranie ze środków publicznych miejsc integracji, miejsc spotkań, może spowodować, że nie ujawnią się prywatne osoby, które chciałyby otwierać takie lokale? Chłodna 25 nie powstałaby, gdyby obok działało prężne centrum aktywności lokalnej, z kawiarnią, czytelnią, występami, koncertami… Chłodna 25 była takim prywatnym miejscem aktywności lokalnej, a potem ogólnomiejskiej.
J.J.: – Moim zdaniem takie miejsca mogą się świetnie uzupełniać. Miejsca aktywności lokalnej powstają tam, gdzie potrzebna jest interwencja i gdzie nie ma nic. Dla 3 pokoi z kuchnią został specjalnie znaleziony lokal, bo na Białołęce nie ma infrastruktury społecznej i lokali użytkowych, w których takie centra mogłyby powstać. To bardzo ważne, by takie funkcje się uzupełniały. Zresztą dzisiaj wiele klubokawiarni stawia sobie za cel nie tylko prostą usługę gastronomiczną, ale chcą być miejscami kultury.
Tak, tylko one są na gorszej sytuacji ponieważ jako firmy nie mają takiego dostępu do pieniędzy publicznych.
J.J.: – Popatrzmy, jak świetnie działa Bar Studio, Cafe Kulturalna, czy inne podmioty nad Wisłą – radzą sobie, prowadzą działalność i społeczną, i kulturalną. Nie ma potrzeby, by w Śródmieściu otwierać centrum aktywności lokalnej, ale są obszary, gdzie takie miejsca same nie powstaną.
W Programie założono, że monitoring będzie prowadził CKS. Jakie ma narzędzia, by sprawdzić, czy jakaś jednostka czy dzielnica stosuje się zasad z Programu? Na przykład inicjatywa, którą się wszyscy chwalimy, Artystyczna Skaryszewska na Pradze Południe, przestała już być modelowym konkursem na program kulturalny, stała się konkursem na to, kto da wyższą stawkę za metr wynajmowanego lokalu. I wygrywają niekonieczni ci, którzy mają jakąś super ofertę dla dzielnicy.
J.J.: – Po pierwsze, możemy z dzielnicą rozmawiać, negocjować, namawiać. Ale po drugie przypominam, że prezydent jest wyposażony w konkretne instrumenty nadzoru, które pozwalają dowolną decyzję czy dowolną uchwałę zarządu dzielnicy uchylić – jeśli jest taka konieczność. Więc ja zachęcam, że jeżeli zdarzają się takie sytuacje, że jakieś organizacje czy instytucje czują się pokrzywdzone przez dzielnice, to jak najbardziej proszę się zgłaszać do CKS-u czy pełnomocnika do spraw organizacji pozarządowych. Bo taka jest ich rola: by mediować. I te mediacje mają czasami bardzo dobre skutki i wcale nie trzeba uciekać się do twardych narzędzi nadzorczych. Bo przecież interes ogólnomiejski jest interesem ważniejszym.
Jeśli wspomnieliśmy o pełnomocniku ds. współpracy z organizacjami pozarządowymi, to zapytam: co z konkursem na to stanowisko?
J.J.: – Zgodnie z moją zapowiedzią z naszego poprzedniego wywiadu, który miał miejsce jeszcze w czasach, kiedy byłem dyrektorem CKS-u, w tej chwili rozpoczęły się procedury związane z przygotowaniem do rozpisania konkursu na stanowisko pełnomocnika do spraw organizacji pozarządowych. Sądzę, że w perspektywie najbliższych dni ogłosimy go oficjalnie. Prawdopodobnie będziemy chcieli do prac w komisji konkursowej, oprócz zawsze obecnej strony miejskiej, zaprosić przedstawicieli organizacji. Pewnie będziemy się zwracali do Warszawskiej Rady Pożytku Publicznego, by wskazała swoich przedstawicieli. To ważne, bo pełnomocnik to częściowo urzędnik, który jest rzecznikiem organizacji w urzędzie. W tej chwili jeszcze zapada decyzja, ale na 99% już mogę powiedzieć, że będziemy chcieli, by ta osoba też była odpowiednio umocowana w urzędzie, czyli żeby to był jednocześnie zastępca dyrektora Centrum Komunikacji Społecznej. Będzie nadzorował pion zajmujący się sprawami organizacji pozarządowych i jednocześnie będzie pełnomocnikiem prezydenta do spraw organizacji pozarządowych.
Na koniec nieśmiertelne pytanie: Czy budżet na zadania publiczne realizowane przez organizacje pozarządowe w następnym roku się zwiększy?
J.J.: – W tej chwili jesteśmy na etapie tworzenia założeń do budżetu miasta na 2016, które już zostały przekazane do Rady Miasta. Biura przekazują konkretne propozycje rozdysponowania tych pieniędzy tych pieniędzy. Na pewno mogę powiedzieć, że w moim pionie, bo to już sprawdziłem, czyli w zakresie kultury, spraw, którymi zajmuje się Centrum Komunikacji Społecznej oraz sportu, mamy większe pieniądze i w tym zakresie budżet na zadania publiczne realizowane przez organizacje będzie większy. Podejrzewam, że u kolegów powinno być podobnie, więc suma summarum pieniędzy powinno być więcej. Oczywiście w różnych działkach i w różnych biurach może być różnie. W kulturze, tak jak zapowiadaliśmy, prawdopodobnie zbliżamy się już do 20 milionów.
A czy wiadomo, jaka to będzie ogólnie kwota?
J.J.: – Biura dopiero przekazały założenia do budżetu do Skarbnika, trwa weryfikacja. Postaramy się pokazać szczegóły na spotkaniu Warszawskiej Rady Pożytku w najbliższym czasie.
Teksty opublikowane na portalu prezentują wyłącznie poglądy ich Autorów i Autorek i nie należy ich utożsamiać z poglądami redakcji. Podobnie opinie, komentarze wyrażane w publikowanych artykułach nie odzwierciedlają poglądów redakcji i wydawcy, a mają charakter informacyjny.