W Polsce zarówno państwo, jak i społeczeństwo obywatelskie są w istocie słabe. Trudność polega na tym, że potrzebują siebie nawzajem, aby się wzmocnić. W ich relacjach musi się pojawić język autentycznego partnerstwa – pisze Jakub Wygnański w swojej polemice z tekstem Agnieszki Graff w Gazecie Wyborczej.
Autor zauważa, że większość krytycznych ocen wypowiedzianych w artykule Agnieszki Graff pod adresem organizacji nie jest nowa. Same organizacje zdają sobie sprawę z tych problemów i od dawna dyskutują o swojej kondycji.
Jakub Wygnański odnosi się do kilku szczegółowych zarzutów A. Graff, m.in. nadmiernej orientacji na skuteczność w działaniach: „Rozumiem, że autorce chodziło o to, że pragmatyzm zwycięża z idealizmem. Niestety, nie jest aż tak "dobrze". W jakimś sensie problem jest wręcz odwrotny - często braki skuteczności usprawiedliwiane są idealizmem, woluntaryzmem czy czystością intencji. Tak więc paradoksalnie wzmocnić trzeba przede wszystkim skuteczność działań, jednocześnie starając się nie stracić niczego z marzeń".
Inny zarzut A. Garff to zgoda organizacji na to, aby państwo przerzucało na nie swoje obowiązki. Zdaniem J. Wygnańskiego w Polsce mamy do czynienia z problemem odwrotnym, administracja publiczna nie chce i nie umie dzielić się pracą. Organizacje domagają się, aby uczestniczyć w podziale pracy: „Bez takiego nowoczesnego podziału pracy - bez dopuszczenia samoorganizujących się obywateli do definiowania i dostarczania usług publicznych - na zawsze zostaniemy uwięzieni w dwubiegunowym fałszywym sporze między zwolennikami omnipotencji państwa i wyznawcami poglądu, że na wszystko pomoże niewidzialna ręka rynku. Wiele ważnych debat, np. dotyczących służby zdrowia, edukacji, kultury, rozgrywanych jest w właśnie w takiej fałszywej dwubiegunowej perspektywie państwa i rynku. W moim przekonaniu satysfakcjonujące rozwiązanie wymaga istnienia dodatkowej opcji - ani państwowej, ani rynkowej, ale właśnie społecznej. Na razie jest ona w ogóle rzadko zauważana.”
J. Wygański nie zgadza się także z tezą, że Kościół Katolicki jest z natury swej przeciwnikiem społeczeństwa obywatelskiego. Na dowód przytacza encyklikę Benedykta XVI i dodaje: „Problemem nie jest religijny fundamentalizm w Polsce, ale raczej pojawiający się często beznamiętny rytualizm w Kościele, brak żarliwości i praktykowania tego, do czego przywiązanie się deklaruje. Bardziej przejmuje się tym, że Kościół mógłby zrobić znacznie więcej na rzecz działań wspólnotowych. Bez systematycznego wysiłku maleć będzie szansa na to, żeby właśnie parafia stała się molekułą działań lokalnych i tworzenia więzi".
Wygnański zauważa także, że w Polsce zarówno państwo, jak i społeczeństwo obywatelskie są słabe: „Trudność polega na tym, że potrzebują siebie nawzajem, aby się wzmocnić. W ich relacjach musi się pojawić język autentycznego partnerstwa. (…) Konieczny jest rozwój czegoś, co określa się jako dialog obywatelski - niekoncesjonowany, otwarty, czytelny co do reguł i co najważniejsze - autentycznie wzajemny.
Po co to wszystko? To nie moda. To konieczność. Bez tego nie uda się zrealizować niczego, co wiąże się z koniecznością mobilizacji obywateli. Poczucie współodpowiedzialności nie bierze się ani z płacenia podatków, ani przywiązania do symboli narodowych, ale raczej z współuczestnictwa w decyzjach. Bez odbudowania elementarnego zaufania między władzą a obywatelami nie będziemy w stanie sprostać większości wyzwań, jakie stoją przed Polską. Wszystko jedno, czy mówimy o segregacji odpadów, o walce z korupcją, o późniejszym przechodzeniu na emeryturę, porzuceniu renty na rzecz pracy, o bezpieczeństwie na ulicy, a nawet o Euro 2012 - wszystkie te zadania wymagają zaangażowania obywateli. We wszystkich tych sprawach obywatele mają opanowane techniki społecznego weta. I takiego weta nie da się uchylić żadną większością w parlamencie.”