W każdy ostatni piątek miesiąca dwa kółka napędzane siłą ludzkich mięśni przejmują władzę nad Warszawą. To sprawka Masy Krytycznej, której uczestnicy wspólnym przejazdem ulicami stolicy chcą zwrócić uwagę na obecność rowerzystów w mieście i zamanifestować swoją sympatię do tego wciąż niedocenianego w Warszawie środka lokomocji.
Masa jeździ już od kilku lat i z roku na rok przybywa jej
zwolenników. A przecież obecność rowerzystów w przestrzeni naszego
miasta nie zaczęła się w XXI, ani nawet w XX wieku. Mało kto wie,
że jedna z najstarszych warszawskich organizacji zajmowała się
właśnie propagowaniem sportu, który dziś nie tylko w piątkowe
popołudnia wyciąga na ulice tysiące mieszkańców stolicy.
Warszawskie Towarzystwo Cyklistów, bo to o nim mowa, zostało
założone ponad 120 lat temu - w 1886 roku, jako jedna z
pierwszych organizacji sportowych na ziemiach polskich. Edward hr.
Chrapowicki jasno określił na pierwszym zebraniu cel działania
towarzystwa: miało to być krzewienie i popieranie sportu cyklowego.
Jak powiedział, tak się stało: Towarzystwo zaczęło organizować
pierwsze otwarte dla publiczności wyścigi kolarskie, na początku na
terenie Pola Mokotowskiego.
Wkrótce jedną z głównych atrakcji działalności Towarzystwa stała
się turystyka kolarska. Pierwsza wycieczka rowerowa WTC wyruszyła
18 lipca 1886 r. z Warszawy do Płocka. Jak to często bywa, początki
nie były łatwe: uczestnicy wycieczki narzekali na dzikość
mieszkańców tego miasteczka i okolic, którzy okrzyknęli cyklistów
„antychrystami”.
Najważniejszy i chyba najpiękniejszy kawałek historii
Towarzystwa wiąże się z tajemniczą nazwą Dynasy. Nieliczni
Warszawiacy znają pewnie malutką uliczkę o tej właśnie nazwie,
która kryje się w kwartale ograniczonym ulicami Tamka, Dobrą,
Oboźną i Sewerynów. To tutaj w 1892 roku powstał tor kolarski
zbudowany siłami Warszawskiego Towarzystwa Cyklistów. Już w końcu
XIX wieku odbywały się tam liczne imprezy sportowe, z początku
głównie wyścigi, potem także, na zaaranżowanym wewnątrz toru
lodowisku – zimowe konkursy łyżwiarskie i
maskarady.
Po odzyskaniu niepodległości tor kolarski na Dynasach
zmodernizowano – w 1921 zmieniono nawierzchnię z ziemnej na
betonową, a w 1926 przebudowano obiekt według zachodnich
standardów. Tor zyskał miano jednego z najlepszych w Europie.
Przybywali tu kolarze zagraniczni, odbywało się wiele
międzynarodowych zawodów. Dynasy stanowiły swoiste „centrum
dowodzenia” WTC, ale lata 20. i 30. obfitowały w różnorodne
imprezy, poczynając od wyścigów dla niestowarzyszonych, a kończąc
na wyścigach wieloetapowych. Do największych zaliczyć należy
zainicjowany przez WTC i redakcję "Przeglądu Sportowego" w 1928
roku Wyścig Dookoła Polski, a także mający wówczas duże znaczenie
polityczne Wyścig do Morza Polskiego.
W 1924 roku na Igrzyskach VIII Olimpiady w Paryżu czteroosobowa
drużyna kolarzy (w tym trzech członków WTC) zdobyła srebrny medal w
wyścigu torowym na 4 km - pierwszy w historii Polski medal
olimpijski.
Październik 1937 to data ostatnich wyścigów na Dynasach. Mijał
bowiem termin dzierżawy terenu, a Towarzystwo wobec braku funduszy
nie mogło protestować, gdy rozbierano ten najnowocześniejszy w
Europie tor kolarski. O popularności Dynasów niech świadczy fakt,
że na ich „pogrzeb” przyszło ponad 5 tysięcy ludzi. Atmosfera mimo
to była wesoła, i, jak pisał Przegląd Sportowy, „ten i ów tylko
zafrasował się i zapadł w siebie, na myśl, że to już po raz
ostatni, że nigdy więcej, że koniec…”. I choć działalność WTC
reaktywowano w 1946 roku, to warszawscy cykliści na Dynasy nie
wrócili już nigdy.
Dziś po torze kolarskim Dynasy pozostała tylko pusta,
niezagospodarowana przestrzeń. Kto chce wyobrazić sobie, jak
wspaniale było przed wojną na Dynasach, niech zboczy kiedyś z
Krakowskiego Przedmieścia i uda się na spacer (a może przejażdżkę?)
w stronę Powiśla. Gdy minie budynki Uniwersytetu Warszawskiego i
spojrzy w prawo, jego oczom ukaże się dość smutny widok – pusty
plac z zaniedbanym boiskiem piłkarskim i tajemniczymi ruinami,
które są pozostałościami wybudowanych tu później magazynów.
Dlatego pozostaje nam życzyć szczęścia organizatorom Masy
Krytycznej, którzy zapewniają na swojej stronie internetowej:
Będziemy jeździć dopóki codzienna jazda rowerem po Warszawie nie
będzie tak przyjemna i bezpieczna jak udział w naszej imprezie.
Zgodnie z ich wizją Warszawa powinna być miastem przyjaznym
rowerzystom, w którym można swobodnie i bezpiecznie poruszać się na
rowerze oraz bezpiecznie go parkować. Miejmy nadzieję,
że te słowa jak najszybciej staną się rzeczywistością, a mieszkańcy
Warszawy będą mogli przypomnieć sobie czasy dawnej świetności
sportu związanego z dwoma kółkami i cieszyć się nim następne 120
lat, a może nawet jeden dzień dłużej.
Źródło: inf. własna