- Każdy człowiek ma potrzebę bycia ważnym, traktowanym sprawiedliwie, rzeczywiście szanowanym itd. Jeśli nie doświadcza tego w państwie, w którym żyje, znajduje grupę, która go dowartościowuje… - O otwartości na drugiego człowieka, wyborach konsumenckich, które mają znaczenie i niepotrzebnej seksualizacji zabawek z Sylwią Janasz, założycielką Fundacji Słoneczny Pokój, rozmawia Wojciech Piesta.
Wojciech Piesta: – Otwartość na innych jest czymś dobrym. Problem zaczyna się wtedy, kiedy ci inni próbują miejscowym narzucić swoją wizję świata. Czy takie zjawisko można zauważyć w Lublinie?
Sylwia Janasz : – Fundacja Słoneczny Pokój pracuje pozytywnie z tematem otwartości. Ludzie mają wielką, naturalną potrzebę wymiany swoich doświadczeń życiowych, a to jest właśnie otwieranie się na innych. Kiedy spoglądasz na drugiego człowieka według optyki jego pochodzenia, inności, religii – widzisz jakiś twór zupełnie inny od ciebie. Jeśli popatrzysz na niego personalnie i będziesz rozmawiać o jego głębokim doświadczaniu życia jak z partnerem i człowiekiem równym tobie, jest wielka szansa że pojawi się między wami szacunek, troska, akceptacja...
System społeczno-polityczny, w którym funkcjonujemy, tworzy w nas różne kody, jest nacechowany hipokryzją wynikającą z doraźnych korzyści, z komercjalizacji relacji międzyludzkich, te zaś konstruują rzeczywistość pełną iluzji i taką samą narrację. Ludzie, których traktuje się jak tanią siłę roboczą i na zawsze wtłacza w system wymiany komercyjnej, żądając w zamian lojalności – czegoś, czego nie jest w stanie taka relacja zbudować; to przykład tej nieudolności chyba już ogólnoświatowego systemu, w którym żyjemy.
Każdy człowiek ma potrzebę bycia ważnym, traktowanym sprawiedliwie, rzeczywiście szanowanym itd. Jeśli nie doświadcza tego w państwie, w którym żyje, znajduje grupę, która go dowartościowuje… Czy większość systemów religijnych na tym nie buduje swojej potęgi? Naszym zadaniem jest działanie na poziomie międzyludzkim – staramy się odczarowywać świat, tworząc bezpieczne przestrzenie dla spotkań ludzi.
Nie da się zupełnie uciec od kontekstów i polityki.
S.J.: – Nie da się, ale proponuję redefinicję tego słowa. Czym jest polityka? Jakie zachowanie jest polityczne, a jakie nie? Według mnie wszyscy jesteśmy politykami i świadomość tego może być zbawienna, w przeciwieństwie do systemu polityków, którym zwykliśmy oddawać swoją wolność... My politykę sprowadzamy do wyborów konsumenckich, bo każdy z nas codziennie dokonuje mniej lub bardziej świadomych wyborów politycznych. Intencją Fundacji jest pokazanie zwykłym ludziom, że tak naprawdę to oni tworzą politykę. Można kupować towary pochodzące z etycznej produkcji lub te produkowane za marną wypłatę przez zmęczonych ludzi w Chinach czy Bangladeszu.
Chcemy uczulać na to, że nawet najmniejszy wybór konsumencki ma jakiś skutek, realnie wpływa na świat, w którym żyjemy, każdy z nas może zrobić coś dla siebie, dla innych i dla swoich dzieci przede wszystkim, bo to one właśnie będą spłacały nasze długi i żyły na naszych ugorach, a do tego zmierzamy nadal wierząc w system, który po prostu nie działa i potrzebuje redefinicji.
A imigranci, są zagrożeniem dla społeczeństw Zachodu?
S.J.: – Społeczeństwa zachodnie same dla siebie są zagrożeniem, więc jak tzw. „inni'' mogliby nie być zagrożeniem? Stereotypy i komercyjne narracje, jakimi wybrukowaliśmy naszą egzystencję są w istocie bardzo groźne dla nas samych i dla całej planety, na której żyjemy.
Co zrobić, żeby nie byli zagrożeniem?
S.J.: – Myślę, że człowiek dla człowieka nie jest zagrożeniem. Po prostu. Oczywiście możemy wychodzić z założenia, że jest, i na przykład ty będziesz moim wrogiem, bo będę się bała, że możesz zabrać moje miejsce pracy czy mój dom. Ale to nie prowadzi do niczego dobrego. Wystarczy docenić potencjał kontaktu, porozumienia, wymiany myśli i personalnej relacji. Powinniśmy wchodzić w interakcje z konkretnymi osobami, a nie wpisywać się w narzucone i sformatowane wizje polityczno-społeczne. Zamiłowanie do wielkich narracji umożliwiło zaistnienie koszmaru II wojny światowej.
Rozumiem, że Fundacja Słoneczny Pokój stara się budować takie interakcje?
S.J.: – Tym się zajmujemy. Ja z wykształcenia jestem artystą. Język sztuki jest mi bardzo bliski, ponieważ jest związany z obserwacją rzeczywistości, z poszukiwaniem tego, co uniwersalne i szacunkiem do tego, co osobiste. Poruszanie się w przestrzeni pewnych wrażliwości pozwala zachować dystans do uproszczeń komercyjnej kultury. Ten wymiar jest dla mnie bardzo istotny, tak jak to, że Słoneczny Pokój założyły kobiety, a mężczyźni dołączyli do tego projektu, bo uznali, że chcą z nami działać.
Co jeszcze robicie i co macie w planach?
S.J.: – Współtworzyliśmy od początku niezależną kulturalno-społeczną przestrzeń, jaką było Autonomiczne Centrum Społeczne oraz bezgotówkową Kawiarnię Miłość na ul. Cichej 4, które właśnie straciły lokal. Aktywnie działamy, aby idea, jaką było to miejsce, nie zniknęła z mapy Lublina i miała swą realną kontynuację.
Na Cichej 4 narodził się TuTarg. W Lublinie nie było targu, na którym można byłoby kupić tylko i wyłączne żywność roślinną, gdzie sprzedawcami byliby sprawdzeni ekologiczni, lokalni producenci i rolnicy. TuTarg rozwija się bardzo sympatycznie, bo ma już ponad rok i oprócz wymiany handlowej i rzeczowej jest też wydarzeniem towarzysko-społeczno-kulturalnym. Spotykamy się raz w miesiącu, w rodzinnej atmosferze. Odwiedza nas wtedy od stu do trzystu osób.
Lubimy i mamy już doświadczenie we współpracy z lubelskimi instytucjami kultury, dlatego wiosną chcemy stworzyć razem z Wojewódzkim Ośrodkiem Kultury plac zabaw z żywej wierzby i wikliny. Planujemy też akcję odzyskiwania, czyli udziecinniania lalek typu Barbie. Mam małe dzieci, więc jestem przekonana, że to wartościowa akcja, która dzieci i rodziców nauczy większej świadomości konsumenckiej i wyczuli na problem niepotrzebnej seksualizacji zabawek, a co za tym idzie, oswajania z uprzedmiotowionym obrazem kobiecego ciała.
Budujecie społeczeństwo obywatelskie.
S.J.: – Bardzo nam na tym zależy. Chcemy, żeby ludzie się przyjaźnili i robili coś razem, mieli satysfakcjonujący kontakt z innymi, oparty na zaufaniu i szacunku. To my jesteśmy zmianą, jakiej oczekujemy w świecie.
Czyli społeczeństwo obywatelskie w Lublinie ma się dobrze?
S.J.: – Nie lubię oceniać innych, więc moja odpowiedz brzmi: „tak”. Z mojej perspektywy tak. Wszystkie przedsięwzięcia, które organizujemy, cieszą się coraz większym zainteresowaniem. Przez półtora roku ACS i Kawiarnia Miłość funkcjonowały bez dotacji, dofinansowań i sponsorów, aby pozostać przestrzeniami działań niezależnych, i które od tych działań aż kipiały, więc to też skłania do odpowiedzi twierdzącej.
A jak namówić młodych ludzi, żeby zostawili świat cyfrowy w domu i zaangażowali się w tworzenie lepszej rzeczywistości?
S.J.: – W nasze projekty angażuje się sporo młodych ludzi. A do tych, którzy izolują się może warto trafić pokazując, że mogą mieć wpływ na rzeczywistość. Myślę, że szkoły mogłyby się tym zająć organizując wycieczki do miejsc, gdzie młodzież może się angażować wolontariacko i myślę tu nie tyle o instytucjach kultury, ale np. o schroniskach dla zwierząt czy innych instytucjach, w których masz to poczucie, że jeśli ty czegoś nie zrobisz, to sytuacja się nie zmieni i ktoś będzie cierpiał. Myślę, że wielu młodym ludziom potrzeba doświadczenia takiej hiperrealności.
Sztuka jest dobrym sposobem na angażowanie ludzi?
S.J.: – Przestrzenią sztuki jest wolność, więc jej język zawsze jest wyzwaniem, drogą procesem, zmianą. Ludzie lubią doświadczać swej kreatywności, bawić się, odkrywać i lepiej rozumieć siebie poprzez kontakt z drugim człowiekiem. Język sztuki daje też poczucie bezpieczeństwa, ponieważ nie jest dosłowny, korzysta z metafor, pastiszu i innych form, które zapewniają mu odpowiedni poziom dystansu. Obcowanie ze sztuką zwykle wyostrza widzenie i rozumienie rzeczywistości, a tworzenie to świetna arteterapia.
Lublin to dobre miejsce dla działaczy?
S.J.: – Myślę, że Ziemia to dobre miejsce dla ludzi, ale jeśli nie obudzimy się ze snu, w którym daliśmy sobie prawo do jej dewastowania i korzystania, w sposób niekontrolowany, z jej zasobów, może stać się dla nas piekłem. W tym sensie Lublin jest tak samo dobrym miejscem dla działaczy, czyli, jak rozumiem, ludzi zaangażowanych w działania na rzecz zmiany społecznej, budowania solidarności międzyludzkiej, świadomości ekologicznej, zaangażowania w kulturę niezależną, jak każde inne miejsce na ziemi.
Sylwia Janasz – założycielka Fundacji Słoneczny Pokój, z wykształcenia grafik, arteterapeutka.