BATKO-TOŁUĆ: Zgłoszenie kandydatury Adama Bodnara na Rzecznika Praw Obywatelskich ustanowiło model dobrego działania. Pytanie, na ile uda się nam wykorzystać tę sytuację, oderwać od projektowego myślenia, ustanawiać własną agendę spraw, którymi powinni się zająć politycy. Powinien nam w tym pomóc sam Rzecznik.
Zaproponowanie Adama Bodnara na Rzecznika Praw Obywatelskich przez dwie partie to sukces, który można rozpatrywać na wielu płaszczyznach.
Odżywa wiara w logikę
Po pierwsze, co bardzo rzadko się zdarza, stało się coś, co postulowały organizacje i co było wynikiem pozytywnej akcji. W ostatnich czterech latach mieliśmy stosunkowo mało sukcesów, a jeszcze mniej nieokupionych negatywnymi emocjami. Jedyne chyba uskrzydlające doświadczenia to ustawa o zbiórkach publicznych czy ustawa o petycjach. Poza tym jednak dominowało poczucie, że nikt się nie liczy z ludźmi. I nie chodzi mi o to, że wszystko ma się dziać zgodnie z wolą organizacji, zwłaszcza że nie mówimy jednym głosem i nie zawsze jesteśmy doskonali. W większym stopniu chodzi o styl. Zdecydowanie politycy nie patrzyli na nas ani jak na ekspertów, ani jak na partnerów, ani jak na wyborców. Patrzyli na nas raczej jak na petentów poszukujących pieniędzy lub mało kompetentnych i męczących lobbystów. Nie podejmowali inicjatywy, nie byli skłonni rozważać naszych postulatów, nie debatowali. To oni definiowali, co jest dla nas ważne, a my nie umieliśmy przyciągnąć ich uwagi i sprawić, aby nas posłuchali.
Po drugie, sukces dotyczy kwestii, na którą wpływ obywateli powinien być oczywisty. Chodzi przecież o naszego rzecznika. Początkowa niska wiara wszystkich zaangażowanych osób wymownie obrazuje to, co się z nami stało. Doszliśmy do punktu, w którym zupełnie przestaliśmy wierzyć w logikę i porządek rzeczy oraz w swój wpływ na podejmowane decyzje.
Nieliczni sprawiedliwi
Po trzecie, co również rzadkie, tego samego kandydata zgłosiły dwie partie niebędące w koalicji oraz posłowe i posłanki niezrzeszeni. To także w ostatnich latach się nie zdarzało. A stanowi także sygnał przełamania męczącego nas wszystkich oderwania polityków od ludzi. Bo na moment zrezygnowali z myślenia, żeby ewentualny sukces był tylko ich.
Wiem, że te słowa są w pewnym sensie krzywdzące, używam uogólnień. Pojedynczy politycy umieli współpracować z organizacjami, Prezydent prowadził Forum Debaty Publicznej, są organizacje, którym udawało się wpływać na decyzje, a zmiany miały miejsce. Mówię jednak o ogólnym, raczej lekceważącym, nastawieniu polityków do ludzi i generalnym obywatelskim poczuciu bezsilności.
Jeden z nas
Są jeszcze satysfakcje innego rodzaju. Widzę, że bardzo dojrzało środowisko organizacji działających na rzecz ochrony praw i tych, które chcą wpływać na podejmowanie decyzji. Kompetencje merytoryczne, doświadczenie praktyczne, lata pracy włożone w spotykanie się, uczenie, łączenie środowisk lokalnych i ogólnopolskich, wcześniejsze wspólne działania i infrastruktura organizacyjna, a przede wszystkim zaufanie, które mamy do siebie, dały nam możliwość stosunkowo szybkiego i sprawnego zorganizowania się. Wszystko odbyło się w Internecie. Podzieliliśmy się podpisywaniem listów, wypowiedziami, chodzeniem do mediów, podrzucaliśmy sobie aktualne informacje, a teraz pracujemy nad ulepszeniem infrastruktury technologicznej.
Umieliśmy też dostrzec i wykorzystać możliwości, które dosyć nieoczekiwanie się pojawiły. Apetyt rośnie w miarę jedzenia i mam nadzieję, że teraz nasz wpływ będzie normą. Ba, może nawet kiedyś można liczyć na prawdziwie partnerską współpracę polityków z organizacjami. Bo oczywiście nie mam wątpliwości, że nic byśmy nie zdziałali, gdyby nie niepokój i niepewność sytuacji politycznej. Oraz, oczywiście, świetny kandydat, który wykonał pielgrzymkę po mediach, przygotował program i poddał się ocenie. Naszą zasługą jest głównie to, że kandydat jest jednym z nas i że gdy partie zastanawiały się co zrobić i rozglądały wokół, musiały nas zauważyć.
Co dalej?
To wydarzenie ustanowiło pewien model dobrego działania. Docelowo powinno nam jednak zależeć, aby następnym razem to sami politycy poszukiwali miejsc, z których mogą się dowiedzieć, jakie są potrzeby i oczekiwania społeczne. A to zależy od tego, na ile uda się nam jako organizacjom wykorzystać tę sytuację, oderwać od projektowego myślenia, ustanawiać własną agendę spraw, którymi powinni się zająć politycy i stać się nową elitą. Powinien nam w tym pomóc sam Rzecznik. Mam nadzieję, że nasz kandydat zostanie wybrany. A znając skuteczność i innowacyjność Adama, wierzę że wspólnie zaczniemy widzieć, że nie jesteśmy bezsilni i że rzeczywistość krzywdzącą dla różnych osób, można zmieniać.
Początkowa niska wiara zaangażowanych osób wymownie pokazuje, że przestaliśmy wierzyć w nasz wpływ na podejmowane decyzje.