Przeglądarka Internet Explorer, której używasz, uniemożliwia skorzystanie z większości funkcji portalu ngo.pl.
Aby mieć dostęp do wszystkich funkcji portalu ngo.pl, zmień przeglądarkę na inną (np. Chrome, Firefox, Safari, Opera, Edge).
- W wolontariacie się spełniam. Cieszę się, że pracując na co dzień w dużej korporacji, w Muzeum mogę robić coś dodatkowego i sprawiać ludziom radość, wykorzystując przy tym swoje kompetencje. Rozmowa z Kają Gdowską, trenerką biznesu i wolontariuszką Muzeum Powstania Warszawskiego.
Magdalena Micuła: – Czy Muzeum Powstania Warszawskiego to dobre miejsce dla wolontariuszy?
Kaja Gdowska: – Tak, wolontariat jest tu bardzo zróżnicowany i tak rozwinięty, że każdy może znaleźć swoje miejsce. Jest wiele różnorodnych zadań – od zaklejania kopert, po pracę z ludźmi. Działa tu wielu wolontariuszy, a ich poziom świadomości na temat wolontariatu jest bardzo wysoki. Są również ekspertami w dziedzinie wydarzeń historycznych.
Ilu wolontariuszy przeszło przez Twoje szkolenia?
K. G.: – Około czterystu. I śmieję się, że chyba najwyższy czas już przestać liczyć... Najmłodszą uczestniczkę miałam na pierwszym szkoleniu, miała 14 lat. Bałam się, jak się dogadamy, ale była bardzo otwarta, nie bała się rozmawiać ze starszymi osobami.
A największy sukces? Czy udało Ci się na przykład osiemdziesięcioletnią wolontariuszkę nauczyć nowoczesnych technik komunikacji?
K. G.: – Najstarsza osoba, którą szkoliłam, to pan ok. 70 lat. Niesamowite było to, że pracował w grupie z ludźmi od 17 do 25 lat. I świetnie się dogadywali. Myślałam, że to nie do pogodzenia, ale wyszło super. Największy sukces osiągam za każdym razem, kiedy ludzie po warsztatach mówią mi: „Fajne szkolenie, dziękuję”.
Czy były w Twojej rodzinie tradycje społecznikowskie, a może zaangażowanie w wolontariat to coś w Twoim środowisku nowego, wyjątkowego?
K. G.: – Nie było jakichś wielkich idei społecznikowskich. Wcześniej zajmowałam się zbiórką pieniędzy na Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy albo pracowałam na rzecz osób niepełnosprawnych. Ale to Muzeum Powstania Warszawskiego jest pierwszą tak poważną instytucją, którą stale wspieram. Znalazłam się tu dzięki bratu, który zaproponował mi szkolenia z komunikacji dla wolontariuszy. I zostałam. Od trzech lat je prowadzę.
Czyli jednak miałaś gdzieś zakorzenioną potrzebę pomagania.
K. G.: – Idee pomocy innym były obecne w mojej szkole, a ja zawsze chętnie angażowałam się w takie akcje. To, w połączeniu z moimi cechami, jak empatia czy potrzeba niesienia pomocy powodowało, że idea wolontariatu towarzyszyła mi w zasadzie odkąd pamiętam.
Czy impuls, by pomagać wziął się z tego, że kiedyś sama potrzebowałaś pomocy?
K. G.: – Jestem dość samodzielną osobą, więc to raczej kwestia charakteru. Ale przez kontakt z chorymi w hospicjum, czy z niepełnosprawnymi, zrozumiałam, że mogę pomagać i mam komu pomóc. Tak mi się trafiło w życiu, że miałam szczęśliwe dzieciństwo i jestem zadowolona z tego, co osiągnęłam, więc uważam, że mogę dać coś z siebie innym. I podoba mi się to, bo wierzę, że nawet małe rzeczy mogą zdziałać wiele. W wolontariacie się spełniam. Cieszę się, że pracując na co dzień w dużej korporacji, tu, w Muzeum, mogę robić coś dodatkowego i sprawiać ludziom radość, wykorzystując przy tym swoje kompetencje.
Spotkałaś się z pytaniami: „A właściwie po co ci to? Przecież pracujesz w korporacji, jest kryzys, czasy są ciężkie, a ty jeszcze pracujesz gdzieś za darmo”.
K. G.: – Faktycznie, w mojej korporacji dostałam łatkę „społecznika”, ale w sensie pozytywnym! Wiem, że byłam inspiracją dla paru osób, które też przystąpiły do wolontariatu. Dzięki temu, że prowadzę szkolenia w Muzeum Powstania Warszawskiego, także mój prezes przystąpił do stowarzyszenia „Prezesi-wolontariusze”. W firmie są bardzo promowane wartości, między innymi ważne dla mnie: pasja i szacunek. Dzięki ich promowaniu – mojemu udziałowi w wolontariacie, akcjom zbierania kapsli czy krwi, zostałam doceniona i wygrałam rejs po Morzu Śródziemnym, w konkursie „Very Lyreco People”.
Często zdarza mi się pracować po dwanaście godzin, a potem jeszcze szkolić wolontariuszy. Ale dla mnie to jest ważne, bo mogę wesprzeć ideę. Dzięki temu mam do czynienia z dwoma światami. I cieszę się, że zostaję doceniana przez wolontariuszy, że podoba im się to, co robię i że mogę im pomóc w komunikacji, w prezentacji, czy choćby pomagam w napisaniu CV. To mi daje dużą satysfakcję.
W pracy społecznej wykorzystujesz swoje zawodowe kompetencje.
K. G.: – Tak, w moim przypadku jest to wolontariat kompetencyjny. Wykorzystuję swoje umiejętności trenera, by szkolić wolontariuszy głównie z tzw. miękkich kompetencji, bo większość ma styczność z ludźmi, przedstawia historię Powstania Warszawskiego. Ale także uczę, jak radzić sobie w trudnych warunkach, z trudnymi klientami czy skutecznie zaprezentować siebie.
Jaką masz metodę na łączenie pracy z wolontariatem?
K. G.: – To kwestia chęci znalezienia tego czasu. Podejmując się szkolenia, muszę wygospodarować 6–7 godzin. Zajęcia odbywają się po południu czy w weekendy, więc potrafię to pogodzić z życiem zawodowym. Czasem muszę jednak zrezygnować ze swojego wolnego czasu, ale to jest koszt, który chcę ponieść.
Co masz z tego oprócz satysfakcji?
K. G.: – Dumę, że udaje mi się robić coś dodatkowego, ze wspaniałymi ludźmi, bo bardzo doceniam wolontariuszy. W ten sposób mogę im podziękować. To dla mnie sposób okazania szacunku dla osób, które tu są. Oprócz satysfakcji i dumy jest więc też frajda, że nakładem swojej pracy jestem w stanie dać komuś radość. Mogę też pokazać malkontentom, że małym wysiłkiem można zrobić bardzo dużo. Muzeum Powstania Warszawskiego ma bardzo fajnych wolontariuszy; ludzie, których tu spotkałam są dla mnie inspiracją.
Jaka była najtrudniejsza sytuacja podczas twojej pracy w Muzeum?
K. G.: – Największym wyzwaniem jest bardzo duża rozpiętość wiekowa wolontariuszy. Przez to muszę jeszcze bardziej się skupić, czasem przezwyciężyć trudne sytuacje, bo szkolenie idzie inaczej, niż sobie założyłam. Także duża liczba wolontariuszy to wyzwanie. Zdarzają się grupy po 25–30 osób, muszę zapanować nad ludźmi, sprawnie przeprowadzić proces szkoleniowy.
Jacy ludzie powinni zgłaszać się do wolontariatu?
K. G.: – W Muzeum jest sformalizowany proces rekrutacji, wypracowany konkretny profil kandydata. To powoduje, że na moje szkolenia trafiają osoby, które już przeszły selekcję, są pasjonatami, mają ogromną wiedzę i świadomość idei wolontariatu.
Jakie teraz stoją przed tobą zadania?
K. G.: – Zaangażowałam się w projekt dwóch muzeów – Muzeum Powstania Warszawskiego i powstającego Muzeum Historii Żydów Polskich – poświęcony uczczeniu 70. rocznicy Powstania w Getcie. Jestem odpowiedzialna za szkolenia wolontariuszy. Mamy grupę koordynatorów i grupę osób, która będzie pracować w terenie i wręczać żonkile. Ideą jest pamięć o Powstaniu w Getcie. To dla mnie wyzwanie, bo czeka mnie przeszkolenie około 350 wolontariuszy. Mam na to kilka dni. Będę szkolić osoby, jak wręczać symboliczne żonkile i przygotowywać na ewentualne trudne sytuacje. Koordynatorów będziemy szkolić z zarządzania pracą wolontariuszy.
Czy jest coś, z czego musiałaś zrezygnować dla wolontariatu?
K. G.: – Staram się tak planować swój czas, żeby znaleźć go na pracę, wolontariat i swoje przyjemności. Czasem jest tak, że chciałabym pobyć więcej z rodziną, znajomymi czy pójść na basen, bo jest słońce, sobota... a ja mam szkolenie. Ale właśnie to ono mi sprawia wielką frajdę, bo zarządzam swoim czasem, planuję, a to powoduje, że chce mi się robić to, co robię.
Czy to znaczy, że sama lepiej zarządzasz swoim czasem dzięki wolontariatowi?
K. G.: – Tak, planuję czas z kalendarzem i telefonem w ręku. I, jak się okazuje, im więcej obowiązków - tym lepiej mi to wychodzi.
Jakie są twoje najbliższe plany pracy w Muzeum?
K. G.: – Szkolić wolontariuszy cały czas. Badać ich potrzeby. Fajnie też byłoby szkolić wolontariuszy razem z pracownikami, żeby ich codzienna współpraca była jeszcze bardziej efektywna. Zachęcać, doceniać i motywować do pracy.
Jakie są twoje rady dla tych, którzy chcą rozpocząć pracę w wolontariacie. Jako trenera i jako osoby, która sama jest wolontariuszem?
K. G.: – Trzeba zastanowić się, ile naprawdę mamy czasu i ile chcemy go poświęcić, by później nie narastała frustracja z tego powodu, że nie dajemy rady. Warto spróbować, więc każdego do tego zachęcam. Jest mnóstwo bardzo różnorodnych miejsc, gdzie można zmierzyć się z zadaniami wolontariatu i znaleźć coś odpowiedniego dla siebie. Wolontariat uzależnia. Jeśli dobrze się czujemy z tym co robimy, spotykamy ciekawych ludzi, to poświęcamy mu coraz więcej czasu.
Rodzina i przyjaciele są z ciebie dumni?
K. G.: – Myślę, że tak. Cieszę się, że wiele osób wspiera mnie w tych ideach, że cieszą się z tego, co robię. To pomaga.
Rozmawiała: Magdalena Micuła
Magdalena Micuła jest dziennikarrką portalu NaTemat.pl i stałym współpracownikiem wielu magazynów. Była zarówno reporterem, jak i redaktor naczelną. Jest współautorką przewodnika po Cyprze. Działa w zarządzie Stowarzyszenia Dziennikarzy Podróżników "Globtroter", prowadzi kobiece biuro przewodniczek warszawskich „Syrenki”. Jest również wolontariuszem-dziennikarzem przeprowadzającym wywiady dla Archiwum Historii Mówionej MPW: http://ahm.1944.pl/
Źródło: Muzeum Powstania Warszawskiego
Teksty opublikowane na portalu prezentują wyłącznie poglądy ich Autorów i Autorek i nie należy ich utożsamiać z poglądami redakcji. Podobnie opinie, komentarze wyrażane w publikowanych artykułach nie odzwierciedlają poglądów redakcji i wydawcy, a mają charakter informacyjny.