O przejrzystości w instytucjach publicznych, obywatelach, którzy mogą wpływać na transparentność działań władzy oraz Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska opowiada nam Kinga Kulik, członkini Stowarzyszenia Sieć Obywatelska Watchdog Polska.
Wojciech Piesta: – Czy władza – na różnych poziomach – działa na niekorzyść obywateli?
Dlaczego jawność w działaniu instytucji publicznych jest tak ważna?
Schody zaczynają się najczęściej w momencie, gdy interesujemy się pieniędzmi i pytamy o umowy, faktury czy nagrody przyznawane w urzędzie. Albo zadajemy pytania, których nikt do tej pory nie zadawał, i tylko z tego powodu są podejrzane. A tak naprawdę np.: opublikowanie wynagrodzeń urzędników i urzędników wcale nie musi doprowadzić do kontrowersji wokół nich czy skandalu. Sprawdzenie, co robi konkretny radny czy radna, pozwoli mi zdecydować, czy warto na taką osobę głosować w kolejnych wyborach.
Nie możemy mówić o włączaniu ludzi w zarządzanie miastem czy współdecydowanie, jeśli nie dajemy wiedzy o tym, co się dzieje w miejscowości. Kiedy odmawia mi się dostępu do nagrania z posiedzenia komisji Rady Miasta, na której się dyskutuje o moim życiu – cenach biletów MPK, ustala się budżet na kolejny rok, decyduje o zadłużaniu, inwestycjach i sprzedaży nieruchomości, to rozumiem, że odmawia mi się dyskusji na ten temat. W zamian dostaję możliwość zagłosowania w plebiscycie, jakim jest budżet obywatelski czy udziału w konsultacjach społecznych.
Jeżeli stawia się mnie przed takim wyborem, to ja dziękuję za wszystkie dodatkowe instrumenty i poproszę o przekazywanie mi informacji, do których mam prawo. Wiedza to władza. Myślę, że dlatego tak trudno przychodzi podzielenie się tym pierwszym, bo w rzeczywistości prowadzi do podzielenia się władzą z mieszkańcami i mieszkankami.
Do czego może prowadzić niejawność działania polityków?
Jest już mniej ciekawie, gdy sprowadzimy to na poziom codziennego kontaktu z urzędem czy radnymi. Kiedyś zapytałam o regulamin pewnej instytucji, ponieważ nie było jej w Biuletynie Informacji Publicznej. Wnioskowałam ustnie. Dwa razy mnie przekierowano. Ostatecznie trafiłam do dyrektora tej instytucji, a on zaczął mnie pytać: kim jestem, czy z jakiejś organizacji, do czego jest mi to potrzebne, że przecież to jest dostępne w siedzibie i mogę przyjść. Zaczęłam się zastanawiać, czy on ma coś do ukrycia? Co to za problem wrzucić ten regulamin na stronę internetową?
Uważam, że to jest największa negatywna konsekwencja – tracimy zaufanie do instytucji publicznych. Przecież nie mamy sprzecznych interesów. Wręcz przeciwnie, organy władzy publicznej reprezentują moje interesy. Skoro tak, dlaczego ukrywają, na co i w jakiej wysokości wydają pieniądze? Dlaczego nie informują mnie w szybki i łatwy sposób, jaki e-mail albo telefon służbowy ma każdy urzędnik/urzędniczka albo radny/radna, żebym mogła się skontaktować, kiedy mam taką potrzebę itd.?
W jaki sposób mieszkańcy mogą skorzystać z pomocy Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska?
Czy zwykli ludzie też mogą w jakiś sposób pomagać organizacji?
Pilnowanie administracji w sposób budzący zaufanie i wiarygodność, zmniejsza możliwości finansowania z pieniędzy publicznych. SOWP nie bierze pieniędzy od instytucji, które kontroluje. Dlatego ważne jest wsparcie finansowe ludzi. Można ustawić stałe polecenie zapłaty na swoim koncie, przekazać 1% podatku albo wpłacić darowiznę. Stabilne zaplecze finansowe pozwala konsekwentnie działać organizacji, a to z kolei gwarantuje nam ochronę dostępu do informacji.
Jak wygląda funkcjonowanie Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska w Lublinie?
Czy w Lublinie władza działa bardziej przejrzyście czy mniej niż w innych miastach?
Widzę w Lublinie wiele niepokojących praktyk. Wystarczy śledzić, ile wysiłku kosztuje chociażby Fundację Wolności, zdobycie informacji. Jakiś czas temu pytałam o nagranie z posiedzenia komisji Rady Miasta. Odmówiono mi, bo zdaniem urzędu nie jest to informacja publiczna. Zastanawiam się, czym jest w takim razie, jeśli nie informacją, która wiąże się z działaniem organu władzy publicznej, jakim jest Rada Miasta? I dlaczego nie mogę dowiedzieć się, o czym rozmawiają osoby, które zostały wybrane, żeby występować w moim imieniu?
Sprawa trafiła do sądu. Pamiętam, jak kiedyś jeden z urzędników podczas rozmowy ze mną – na inny temat – skwitował, że niektórzy to lubią chodzić do sądu. W pełni zgadzam się z refleksją, która kryje się za tym sarkazmem. To kuriozum, żeby ze sprawą o odmowę udostępnienia informacji trzeba było iść do sądu. Lubię jeździć na rowerze i spędzać czas ze znajomymi. Nie sprawia mi dzikiej satysfakcji każdorazowe proszenie o wydanie decyzji, żebym mogła się odwołać w zwykłym trybie, wydawanie pieniędzy na wpisy czy kilkugodzinne pisanie skargi do sądu. Mam nadzieję, że doczekam momentu, w którym administracja w Polsce zrozumie, że pełni służebną rolę wobec ludzi i będzie udostępniała informację – niezwłocznie i zgodnie z prawem.
Źródło: lublin.ngo.pl