– Równość nie jest zagadnieniem, które dotyczy jakiejś grupy daleko od nas. Dotyczy nas wszystkich. Jeżeli ktoś nie ma w zwyczaju z empatią myśleć o innych, to czasami wystarczy, że spojrzy na to w sposób egoistyczny – mówi Agnieszka Siekiera, laureatka nagrody „Okulary Równości”.
Ignacy Dudkiewicz: – „Okulary Równości” – oprócz ciebie – dostali w tym roku między innymi Krystyna Janda, Maja Ostaszewska, Teatr Powszechny… Chyba miłe towarzystwo?
Agnieszka Siekiera: – Jak najbardziej. A jeszcze milsze wśród nominowanych, gdzie byli też Lekarze Nadziei, prowadzący jedyną w Warszawie przychodnię dostępną dla osób bezdomnych, ruch „Strajk Kobiet” oraz „Dziewuchy Dziewuchom”.
Była w tym roku duża konkurencja, zwłaszcza w kategorii prawa kobiet.
A jednak doceniono także ciebie. Za co?
A.S.: – Nagrodę dostałam głównie za pomoc pani Paulinie.
Ano właśnie. Byłaś zaangażowana przez wiele lat w rozmaite działania na rzecz równości, a doceniono twoje działania w bardzo konkretnej, pojedynczej sprawie.
A.S.: – Chyba uznano je za najbardziej spektakularne.
Opowiesz o nich?
A.S.: – W marcu zeszłego roku pogoda była podobnie nieprzyjemna, jak w marcu tego roku. Pani Paulina rozbiła swój malutki, zielony namiot dwie ulice od mojego domu. Pewnie bym tego nie zauważyła, bo ginął w trawie, gdyby nie to, że rozbiła się pod napisem „Tu powstaje wielka Polska”.
Pamiętam, zdjęcie hulało po mediach społecznościowych.
A.S.: – Też tam je zauważyłam. Przeszłam się na miejsce i zaczęłam rozmawiać. Pani Paulina mieszkała tam razem ze swoimi psami. Próbowała je oddać, bo do schroniska dla osób bezdomnych nie przyjmują ze zwierzętami. Ale jeden uciekł do lasu, a drugi strasznie przeżywał rozstanie. Dlatego je zabrała. Co więcej, miała doświadczenie pobytu w schronisku dla osób bezdomnych i nie chciała tam wracać.
Zaczęłyście budować relację?
A.S.: – Na początku przynosiłam jej po prostu jedzenie, o coś zapytałam, zagadnęłam. Małe rzeczy. Parę razy zorganizowałam zbiórkę funduszy, niektóre rzeczy sama finansowałam – pani Paulina dostawała jedynie niewielki zasiłek, bo ma orzeczoną niepełnosprawność.
I mieszkała w namiocie…
A.S.: – Trudno sobie to nawet wyobrazić. Spędziła w nim 7 miesięcy. Zorganizowaliśmy lepszy, a także regularnie zmienialiśmy materac, bo kolejne gniły. Ale wciąż mówimy o spartańskich warunkach.
W końcu udało się „wychodzić” mieszkanie…
A.S.: – I to nie jest tylko moja zasługa, bo interweniowało w tej sprawie mnóstwo osób. Tematem zainteresowały się media, przychodzili różni ludzie. Swoją drogą najtrudniejsze było, gdy ktoś się pojawiał, mówił, że pomoże, że załatwi mieszkanie i znikał. Przez to pani Paulina nie wiedziała, komu ufać.
A liczy się wierność.
A.S.: – Otóż to. Od początku października pani Paulina mieszka w mieszkaniu socjalnym i stara się oswoić z nową sytuacją. Ma 16 metrów kwadratowych – pokój i toaletę. Przekonuję ją, że należy zrobić łazienkę. A ona mówi, że jej nie potrzebuje, że myje się w misce i wystarczy. Cały czas funkcjonuje w pewnym lęku – boi się w cokolwiek uwikłać, w jakiekolwiek umowy, mówi, że potrzebuje tylko najmniejszych rzeczy. Nie ma wciąż poczucia stabilności.
To się zmienia?
A.S.: – Na szczęście tak. Już przebąkuje o łazience, a ja przez cały ten czas trzymałam rzeczy, które ktoś oddał – szafkę ze zlewem, pralkę…
Cały czas masz z nią kontakt?
A.S.: – Tak, bo ważna jest właśnie wytrwałość. Zresztą, chyba to ona została najbardziej doceniona. Bo nie miałam problemu ze znalezieniem ludzi do zrobienia czegoś na chwilę. Ale często potrzeba zaangażowania i poczucia odpowiedzialności na dłużej. Świadomości, że nie można danej osoby nagle zostawić.
Proces wychodzenia z bezdomności nie kończy się wraz z dostaniem mieszkania. Trzeba je jeszcze umieć utrzymać.
Być może najlepszym i o dziwo najtańszym sposobem na rozwiązywanie problemu bezdomności jest właśnie po prostu zapewnianie ludziom w pierwszej kolejności dachu nad głową, a nie system schroniskowo-noclegowy, który jest utrzymywany w Polsce.
A.S.: – Oczywiście, że tak. Przy okazji wsparcia dla pani Pauliny dużo rozmawiałam z Julią Wygnańską, która promuje model pomocy nazywający się „Najpierw mieszkanie”. Potrzebowałam jej pomocy, bo kwestia wsparcia dla osób bezdomnych to był temat mi obcy. Bardzo mi przy tym pomogła. Teraz planujemy zrobić razem duży projekt w tej dziedzinie. Chciałybyśmy przetestować system oparty o ideę „housing first”, by pokazać, jakie są jego efekty. Zwłaszcza że są dobre przykłady: w Finlandii, Hiszpanii, Kanadzie. Ale również w Polsce – w Gdańsku i Słupsku zaczyna się myśleć właśnie w ten sposób.
Trzeba myśleć całościowo, bo problemy osób bezdomnych są bardzo różne, również w zależności od tego, jak długo ktoś mieszka na ulicy. Pani Paulina cały czas żyła w niestabilnym układzie mieszkanie-ulica, mieszkanie-ulica. Jak miała akurat pracę, to coś wynajmowała. Ale kiedy ostatni właściciel zrezygnował z wynajmu i trafiła ponownie na bruk, okazało się, że za te pieniądze nic sobie nie znajdzie. Ważne jest też, by reagować nie tylko, gdy ktoś już jest na ulicy, ale wcześniej, gdy znajdzie się w trudnej sytuacji – na przykład w związku z zaległościami w płatnościach.
Dostałaś „Okulary Równości” w kategorii sprawiedliwość społeczna i zwalczanie ubóstwa, ale przecież równością zajmujesz się od lat w bardzo różnych przejawach.
A.S.: – W tym od ponad dziesięciu lat projektowo i systemowo. Na przełomie 2005 i 2006 roku zaczęliśmy w Fundacji Fundusz Współpracy prowadzić program szkolenia w zakresie równości płci osób i organizacji, które realizowały projekty w ramach Inicjatywy Wspólnotowej EQUAL. Przeszkoliliśmy wtedy około 2 tysięcy osób. W efekcie zainteresowało się tym Ministerstwo Rozwoju, które wprowadziło standard minimum dla wszystkich projektów, które są realizowane ze środków UE. Razem z Mają Branką i Martą Rawłuszko napisałyśmy też pierwszy podręcznik w tej dziedzinie.
Później zajmowałam się również dyskryminacją ze względu na inne przesłanki, w tym dyskryminacją wielokrotną…
To znaczy?
A.S.: – To dyskryminacja ze względu na więcej niż jedną przesłankę. Dotykać może na przykład kobiety z niepełnosprawnościami. Albo homoseksualnych przedstawicieli mniejszości etnicznych. Tych przesłanek może być oczywiście jeszcze więcej niż dwie.
Dlaczego to takie ważne, by o tej złożoności pamiętać?
A.S.: – Bo osoby, które doświadczają dyskryminacji wielokrotnej, mają inne i więcej problemów. Myślenie o tym zaczęło się między innymi od czarnoskórych przedstawicielek ruchu feministycznego, które wskazywały, że sytuacja czarnej kobiety z getta jest inna niż białej kobiety z klasy średniej. Mają zupełnie różne problemy. Nie można traktować grupy kobiet, osób z niepełnosprawnościami, mniejszości etnicznej i innych mniejszości jako jednorodnych grup, bo są one wewnętrznie mocno zróżnicowane. Dlatego lepiej działać na rzecz konkretnej, wyraźnie zdefiniowanej grupy, by lepiej odpowiadać na jej potrzeby.
Widać to także właśnie w przypadku osób z niepełnosprawnościami. Inaczej wygląda ich sytuacja w zależności od stopnia tej niepełnosprawności, płci, miejsca pochodzenia, wsparcia rodziny…
Tak było też w przypadku pani Pauliny?
A.S.: – Była skazana jedynie na system. Chorowała w dzieciństwie, więc opuszczała szkołę. Ponieważ opuszczała szkołę, to poszła do szkoły specjalnej i skończyła edukację na kilku klasach. Rodzina nie była w stanie zapewnić jej wsparcia, a system pomocy społecznej i edukacji powoli, dzień po dniu, wepchnął ją w sytuację bezdomności.
Dlatego trzeba o tym myśleć konkretniej. Jeśli będziemy realizować jedynie projekty skierowane do dużych grup – na przykład do wszystkich kobiet – to na pewno nie dotrzemy do wszystkich, a wykluczone w pierwszej kolejności będą te najbardziej potrzebujące. Jeśli na przykład ze środków UE będzie realizowany projekt dla kobiet w wieku 50+ (czyli grupy narażonej na dyskryminację ze względu na płeć i wiek), to ja się zgłoszę, ale pani Paulina już nie.
Bo nawet nie wie, że ma taką możliwość.
A.S.: – Otóż to. Dlatego tak ważna jest wrażliwość na dyskryminację wielokrotną. Trzeba w ramach takiej grupy zwracać uwagę na osoby najbardziej potrzebujące wsparcia. Najłatwiej je pominąć.
Do udziału w programie szkoleń zgłosiły się kiedyś do nas dwie osoby, które wymagały szczególnych nakładów. Jedna jeździła na wózku wymagającym specjalistycznego transportu, druga była głucha. Znaleźliśmy oczywiście pieniądze i na transport, i na tłumacza migowego, rezygnując z części cateringu. Ale zrobiliśmy wtedy małe badanie (w modelu mistery client), zgłaszając się do różnych organizacji prowadzących szkolenia z pytaniem, czy są w stanie sfinansować uczestnikom transport lub tłumacza migowego. Połowa odpowiedziała, że nie ma na to funduszy, a druga połowa nie odpowiedziała w ogóle.
Ale to problem systemowy – tego, czy w dotacjach są środki na takie działania lub przynajmniej środki, które można wykorzystać dowolnie wedle własnych preferencji.
A.S.: – Dlatego zgłosiliśmy (i na pewno nie my jedyni) taki problem do Ministerstwa Rozwoju i z tego, co wiem, w nowym okresie programowania te kwestie zostały uwzględnione. Powstał choćby podręcznik dotyczący realizacji zasady równości szans, w którym są dokładne informacje na temat tego, jak w ramach realizacji projektów uwzględniać specyficzne potrzeby osób uczestniczących.
Efektem tego projektu był również portal Równość.info.
Kolejne ważne działanie.
A.S.: – Które cały czas rozwijamy – częściowo bazując na tym, co wtedy wypracowaliśmy, częściowo dzięki pieniądzom z Fundacji Batorego, a częściowo w oparciu o własne środki i pracę. Założyliśmy Fundację Równość.info, informujemy o rozmaitych wydarzeniach, konkursach, działaniach. Zbiórki na rzecz pani Pauliny też robiliśmy przez ten portal. Nie mamy personelu i budżetu. Ale działamy.
Czy postawy w kwestii dbałości o równość w większym stopniu należy wymuszać (na przykład przez zmiany w prawie), czy zachęcać do nich?
A.S.: – Jeżeli mówimy ludziom tylko, że ma być tak, jak mówimy, bo tak i już, że oni się źle zachowują, bez tłumaczenia dlaczego, to rzadko odniesiemy skutek. Z drugiej strony przepisy nie chronią wielu mniejszości wystarczająco. Prawo powinno być więc doskonalsze, ale należy też edukować i uwrażliwiać tych, którzy je stosują – policjantów, prokuratorów, sędziów, ale też całe społeczeństwo. Jedno musi iść w parze z drugim. Przede wszystkim ludzie powinni zrozumieć, po co nam równość.
No właśnie – po co?
A.S.: – Przede wszystkim trzeba sobie uświadomić, że równość nie jest zagadnieniem, które dotyczy jakiejś grupy daleko od nas. Dotyczy nas wszystkich. Najłatwiej zrozumieć to przez własne doświadczenie. Nawet jeśli dziś jesteś białym, zdrowym mężczyzną, żyjącym w kraju, w którym się urodziłeś…
…do tego heteroseksualnym, żonatym i mającym zabezpieczenie socjalne…
A.S.: – …to nie możesz zakładać, że nigdy nie znajdziesz się w sytuacji wykluczenia. Jeżeli ktoś nie ma w zwyczaju z empatią myśleć o innych, to czasami wystarczy, że spojrzy na to w sposób egoistyczny. Możesz wyemigrować albo zachorować. Możesz zostać samotnym ojcem. Urodzi ci się dziecko z niepełnosprawnością lub innej orientacji seksualnej.
Mój syn postanowi ożenić się z dziewczyną innej narodowości albo moja żona ulegnie wypadkowi i zacznie jeździć na wózku…
A.S.: – I tak dalej, i tak dalej. Tysiące możliwości. Tkwiąc w przekonaniu, że społeczeństwo jest monolitem, sami sobie robimy krzywdę. A także wszystkim innym. Trzeba robić wszystko, by zetknąć się z różnorodnością, z różnymi grupami i ich problemami, ich życiem. Ogromną rolę w tej sprawie mają do odegrania media i szkoła.
Bo dopiero, kiedy zetkniemy się z inną sytuacją, zaczynamy ją jakkolwiek rozumieć. Pani Paulina tak bardzo boi się, żeby nie stracić tego, co już ma, że wszystkie rachunki płaci wcześniej. Mówi: „zapłacę od razu za dwa miesiące w przód”. A przecież jak to zrobi, to nie starczy jej na życie w tym miesiącu! Nasze wyobrażenia o tym, jak wygląda życie osób w innej życiowej sytuacji, wynika bardzo często z naszego oderwania od rzeczywistości. Trzeba z nim walczyć.
To trochę jak ruszanie z motyką na słońce. Przejawów tej niechęci, dyskryminacji wykluczenia jest mnóstwo. I w przepisach, i w mediach, i w wypowiedziach rozmaitych osób publicznych…
A.S.: – Ale trzeba działać. Część osób się zainteresuje, część nie. Dla tych, do których uda się dotrzeć, warto.
Nie tracisz zapału, pomimo tego, ile wyzwań przed tobą i że nie zawsze wszystko się udaje?
A.S.: – Nawet sobie nie wyobrażam, żebym mogła ten zapał stracić. To tak jak z panią Pauliną. Potrzebna jest wierność i wytrwałość.
Agnieszka Siekiera – koordynatorka projektów, badaczka i ewaluatorka specjalizująca się w programach i projektach wdrażanych w ramach funduszy strukturalnych, dotyczących polityki społecznej i rynku pracy, edukacji oraz równości szans na poziomie krajowym i europejskim. Prowadzi portal równość.info gromadzący informacje i materiały w obszarze równości szans.
Tkwiąc w przekonaniu, że społeczeństwo jest monolitem, sami sobie robimy krzywdę. A także wszystkim innym.