Newsweek przyznał nagrody „Społecznika Roku 2016”. Wszystkie kobietom
– Żyjemy w czasach, w których zło, podłość, głupota, prostactwo, populizm triumfują. Ponieważ tak jest, tym bardziej trzeba pochylać się przed ludźmi, którzy swoją postawą, życiem, dokonaniami promują wartości zupełnie inne: dobroć, empatię, solidarność, troskę o innych. W tym roku trzeba jeszcze bardziej docenić tych, którzy w jakimś obszarze życia dokonują nie wykrzykiwanej, nie skierowanej przeciwko komukolwiek innemu, ale realnej, prawdziwej „dobrej zmiany” – mówił Tomasz Lis, redaktor naczelny „Newsweeka”.
W tym roku wszystkie nagrody powędrowały w ręce kobiet. Kapituła konkursu przyznała dwie nagrody główne – tytuł „Społecznika Roku 2016” oraz dwie nagrody specjalne.
Wszystko dla bezcennego uśmiechu
Pierwszy tytuł „Społecznika Roku 2016” trafił do Ewy Błaszczyk, założycielki i szefowej fundacji „Akogo?”. Nagrodę odebrała jej córka Marianna Janczarska.
– Jako osoba, która jest blisko fundacji oraz kliniki „Budzik”, chciałabym powiedzieć, że trzeba zawsze walczyć do końca i nigdy się nie poddawać. Po drodze napotykamy wysokie przeszkody, ale jak widać warto je pokonywać. Proszę mi wierzyć, że uśmiech dziecka, które wybudziło się ze śpiączki, wart jest po prostu wszystkiego – mówiła odbierając nagrodę.
Na pytanie o to, czy zaangażowanie społeczne mamy nie sprawiło, że czuła się osamotniona, odpowiedziała: – To prawda, przez jakiś czas, co zrozumiałe, byłam trochę skazana sama na siebie. Nie powiem, czy to dobrze, czy źle. Wiem, czego mnie to nauczyło i bardzo się z tego cieszę. Ale nie jestem w stanie powiedzieć, że tego chciałam – przyznała otwarcie. Publiczność nagrodziła jej słowa brawami.
Latające Babcia
Drugi tytuł „Społecznika Roku 2016” przyznano Urszuli Machcińskiej ze stowarzyszenia kobiety.lodz.pl, koordynatorce projektu „Latające Babcie”.
„Latające Babcie” to grupa kobiet po pięćdziesiątce, które piszą wiersze i bajki dla dzieci, prezentują je w formie przedstawień, a wreszcie wydają je w książkach.
– Odwiedziłyśmy już ponad trzy tysiące dzieci. Latamy do szkół, przedszkoli, szpitali, domów dziecka, bibliotek. Tempo jest tak duże, że nie można nazwać tego chodzeniem – żartowała Halina Kwaśna, uczestniczka projektu, które odebrała nagrodę.
Na dworcu w Brześciu
Kapituła konkursu przyznała również dwie nagrody specjalne. Jedna z nich trafiła w ręce pisarki, działaczki społecznej, nauczycielki Mariny Hulii. Od zeszłego roku prowadzi na dworcu w Brześciu szkołę demokratyczną dla dzieci czeczeńskich uchodźców. Czeczeni koczują tam przez wiele miesięcy, próbują – nawet po kilkadziesiąt razy – wjechać do Polski, aby ubiegać się o status uchodźcy.
– Na dworcu w Brześciu dzieją się ludzkie tragedie. W mojej szkole jest kobieta, która jest wdową i ma ośmioro dzieci. Obok niej jest druga wdowa, która ma siedmioro dzieci. Większość koczujących osób to dzieci, którym kradnie się dzieciństwo, ponieważ od września nie chodzą do szkoły, żyją w dworcowym zamknięciu – mówiła Marina Hulia.
– Te dzieci nie mają tego, czego potrzebuje każde dziecko. Mają takie same potrzeby, takie same zachcianki. Tak samo wypadają im mleczne ząbki, tak samo lubią słodycze. Wszystko tak samo. Tylko że w Brześciu nic nie jest takie samo. Te dzieci śpią na ławkach w dworcowej poczekalni. Jeśli jest dobra pani pilnująca porządku i ciszy nocnej, to pozwala przykryć się śpiworem albo dywanikiem do modlitwy. Jeśli pani jest niedobra, to podchodzi, szturcha kluczami i mówi: „Proszę wstać, to jest miejsce publiczne, tu spać nie wolno”. Wtedy trzeba spać na siedząco – opowiadała.
Kiedyś jeden z jej uczniów zapytał ją: „Marino, a jeśli zabiją wszystkich Czeczenów na ziemi i zostanę tylko ja, to czy będę zagrożonym gatunkiem objętym ochroną?”.
28 lat Bednarskiej
– Minęło już 28 lat odkąd powstała Bednarska. Kiedy tworzyliśmy tę szkołę, najważniejszą myślą, która nam przyświecała, było to, że szkoła nie powinna być tylko miejscem, gdzie się uczy na pamięć rozmaitych formułek i faktów. Powinna być miejscem, w którym człowiek przygotowuje się do dojrzałego, społecznego życia – mówiła odbierając nagrodę.
Zwróciła uwagę, że od początku uczyli swoich uczniów zasad demokracji oraz otwartości na świat. – Kiedy w Polsce pojawili się uchodźcy po pierwszej wojnie czeczeńskiej, zaczęliśmy przyjmować do szkoły ich dzieci. W tej chwili w naszym gimnazjum na Raszyńskiej na 300 uczniów prawie 70 to dzieci z różnych stron świata – mówiła z dumą.
Zapytana o to, jak chciałaby wychowywać współczesnych uczniów, odpowiedziała: – Całe moje myślenie o dzieciach i wychowaniu opiera się na prostym zdaniu wielkiego pedagoga Janusza Korczaka, który powiedział, że dziecko nie dopiero będzie, a już jest człowiekiem. Wychowanie to dialog, który ma pomóc młodemu człowiekowi w odnalezieniu siebie. Nie tresura, nie lepienie z gliny, tylko zapytanie: Kim ty chcesz być, mały człowieku i co ja mogę zrobić, żeby ci w tym pomóc?
„Społecznik Roku” – dziedzictwo Szymborskiej i Kuronia
– W 1996 roku Wisława Szymborska otrzymała nagrodę Nobla, wtedy też wysłała słynny list do Jacka Kuronia, w którym poprosiła go, aby pomógł jej wykorzystać przynajmniej część pieniędzy, jakie otrzymała w ramach nagrody, na rozwój społecznego zaangażowania Polaków – opowiadał.
W ten sposób narodziła się idea konkursu o tytuł „Społecznika Roku”. Niestety w 2004 roku Jacek Kuroń zmarł i prowadzona przez niego fundacja „Pomoc Społeczna SOS” przestała organizować kolejne edycje konkursu.
– To ważne dziedzictwo – kontynuował Paweł Łukasiak – może na szczęście żyć dalej dzięki temu, że w 2009 roku „Newsweek Polska” podjął na nowo organizację konkursu. Od tego momentu jego głównym partnerem jest Polsko-Amerykańska Fundacja Wolności, a partnerem merytorycznym Akademia Rozwoju Filantropii w Polsce.