Przeglądarka Internet Explorer, której używasz, uniemożliwia skorzystanie z większości funkcji portalu ngo.pl.
Aby mieć dostęp do wszystkich funkcji portalu ngo.pl, zmień przeglądarkę na inną (np. Chrome, Firefox, Safari, Opera, Edge).
ngo.pl używa plików cookies, żeby ułatwić Ci korzystanie z serwisuTen komunikat zniknie przy Twojej następnej wizycie.
Dowiedz się więcej o plikach cookies
O miłości do funduszu lokalnego, potrzebie współpracy i o tym, dlaczego nie warto robić z siebie sieroty opowiada Dorota Komornicka, prezes zarządu Funduszu Lokalnego Masywu Śnieżnika i Federacji Funduszy Lokalnych w Polsce.
Irena Gadaj: – Jakie są twoje związki z Funduszem Lokalnym?
Dorota Komornicka: – Są to typowo emocjonalne związki, bo ja po prostu nie umiem inaczej. Fundusz Lokalny Masywu Śnieżnika jest moim dzieckiem, które otoczyłam czułością, któremu pomagałam dorastać i wciąż jestem pełna obaw, czy coś złego mu się nie stanie.
Reklama
W przypadku naszego Funduszu jestem jednocześnie dawcą i biorcą. Zarządzam Funduszem od początku jego powstania, napisałam i zrealizowałam kilkadziesiąt projektów, finansuję od wielu lat stypendia i cieszę się każdym sukcesem naszej organizacji. Tutaj tak naprawdę zrozumiałam, czym jest świat organizacji pozarządowych.
Nie tak dawno podjęliśmy decyzję o założeniu Funduszu Wieczystego Rodziny Komornickich. Doszliśmy bowiem do wniosku, że Fundusz jest wiarygodny i tak długo działa, że warto zbudować coś bardziej trwałego. Zatem kiedy już przestanę pracować w Funduszu, to i tak coś po mnie zostanie.
Jakie były początki waszego Funduszu Lokalnego?
D.K.: – Wszystko zaczęło się od Michała Kotta, który był przekonujący i pełen determinacji. Zadzwonił i zapytał, czy nie bylibyśmy zainteresowani założeniem funduszu lokalnego – organizacji na wzór amerykańskich community foundations. Wtedy nasza starsza organizacja, „Klub Zdanie”, realizowała projekt finansowany przez Academy for Educational Development, kierowaną właśnie przez Michała Kotta.
I tak w ramach projektu zorganizowaliśmy konferencję „Filantropia z lewa i z prawa”. W dyskusji wzięły udział osoby z pierwszych stron gazet, niekwestionowane autorytety w swoich dziedzinach: Danuta Piontek, Jan Lityński, Włodzimierz Cimoszewicz, Janusz Korwin-Mikke i last but not least – Karol Modzelewski.
Danuta Piontek wręczyła przy wszystkich czek na 10 tysięcy dolarów jako pierwszą wpłatę na kapitał założycielski. I wtedy zrozumieliśmy, że musi się udać. Zaraz potem Akademia Rozwoju Filantropii w Polsce obiecała nam 100 tysięcy złotych (środki CEE Trust i Fundacji Batorego) pod warunkiem, że sami zbierzemy taką sumę w ciągu dziewięciu miesięcy. I kiedy traciliśmy nadzieję, że się uda, w ostatniej chwili wpłynęła wspaniała darowizna od Fundacji Kronenberga.
Początki nie wydawały się specjalnie trudne, bo choć zabrzmi to śmiesznie, to niewiedza i brak doświadczenia były naszym sprzymierzeńcem. Gdybym wiedziała wtedy to, co wiem dzisiaj, to pewnie nigdy nie podjęłabym się takiego wyzwania.
Jakie są najważniejsze osiągnięcia waszego Funduszu Lokalnego? Co się udało? Z czego jesteś dumna?
D.K.: – Przede wszystkim jestem dumna z tego, że przetrwaliśmy w dobrym zdrowiu i kondycji 17 lat. To samo w sobie jest wielkim osiągnięciem. Poza tym udało nam się wypracować stabilną, niezależną pozycję dla naszej organizacji. Zebraliśmy pokaźny, jak na polskie warunki, kapitał żelazny w wysokości 540 tysięcy złotych, przekazaliśmy społeczności lokalnej 5,5 mln złotych na lokalne inicjatywy, na stypendia, świetlicę środowiskową i gabinety rehabilitacyjne.
Mamy modelową wręcz współpracę z czterema samorządami: Bystrzycy Kłodzkiej, Lądka Zdroju, Międzylesia i Stronia Śląskiego, gdzie prowadzimy naszą działalność. Uczymy ludzi pozytywnego myślenia i chyba udało nam się choć trochę zmienić świadomość społeczną, że razem warto działać i robiąc coś dla innych sami czujemy się lepiej. Staramy się wciąż być kreatywni, wdrażamy nowe pomysły i idee, choćby takie, jak fundusze wieczyste.
Jestem także dumna z tego, że „zwijamy” różne nagrody i wyróżnienia – lokalne, regionalne i ogólnopolskie… I ciągle wierzymy, że niemożliwe może być możliwe.
Co ci się podoba w działalności innych Funduszy Lokalnych? Czego im zazdrościsz? Czym się wyróżniają?
D.K.: – Fundusze Lokalne wyróżniają się kreatywnością i wielką aktywnością.
Biłgorajowi zazdroszczę, że lepiej zbierają pieniądze i potrafią przekładać pomysły partnerskie na konkretne działania (np. projekt przestrzeni SOWA). Nidzicy zazdroszczę payrolli, oraz współpracy i opieki silnego partnera – Fundacji NIDA (np. projekt wioska garncarska).
Wszystkim amerykańskim Fundacjom Lokalnym zazdroszczę bogatych ludzi i lepszych tradycji w „dawaniu”. W USA dawanie jest czymś ważnym, ludzie mają potrzebę dzielenia się z bardziej potrzebującymi. I dotyczy to nie tylko Buffeta, Gatesa czy Bono, ale przede wszystkim przedsiębiorców lokalnych. My jesteśmy na początku drogi budowania kapitalizmu i uczymy się dopiero takich zachowań.
Czy uważasz siebie za lidera? Z kim współpracujesz?
D.K.: – Kiedy tak długo prowadzisz organizację, kiedy 5,5 miliona zostawiasz społeczności lokalnej, to jesteś siłą rzeczy liderem, który powoduje w niej zmiany i przyczynia się do budowania kapitału społecznego, ale nowy świat wymaga młodych ludzi, nowych technologii, nowoczesnych sposobów zbierania funduszy i oryginalnej, chwytliwej reklamy. W tym zakresie bardzo pomaga mi moja córka, Zuzanna, która jest wykładowcą PR i komunikacji WSE w Krakowie oraz Ewa Bachman zatrudniona od siedmiu lat w naszej organizacji.
Mamy bardzo dobre relacje z samorządami lokalnymi czterech gmin Masywu Śnieżnika, pomogły nam one zbudować dobrą markę. Lista współpracujących jest znacznie dłuższa, m. in.: 20 szkół, przedszkola, domy kultury, biblioteki, organizacje pozarządowe, rady sołeckie, kluby sportowe i całe mnóstwo aktywnych mieszkańców tworzących grupy inicjatywne. Bez udziału ludzi całe nasze działanie nie miałoby przecież sensu.
Jako prezes muszę myśleć o następcach. Zarząd pracuje społecznie i do tego faktu jestem bardzo przywiązana, dlatego też nie łatwo będzie kogoś znaleźć, bo młodzi ludzie z czegoś muszą żyć, czyli chcą zarabiać.
Czy uważasz, że twoja praca jest doceniana?
D.K.: – Absolutnie tak. Zarówno ja osobiście, jak i Fundusz Lokalny Masywu Śnieżnika, zostaliśmy wielokrotnie wyróżnieni. Nasza organizacja dwukrotnie została uznana za najlepszą organizację pozarządową na Dolnym Śląsku („Dolnośląski Klucz Sukcesu” i „Najlepsza Organizacja Pozarządowa Angażująca Społeczność Lokalną”), nasz Program Stypendialny „Z rączki do rączki” otrzymał nagrodę w ogólnopolskim konkursie „Najlepsze Stypendia Lokalne”.
Jesteśmy członkiem Forum Darczyńców i Transatlantyckiej Sieci Funduszy Lokalnych i traktujemy to jako wyróżnienie, a ja osobiście odebrałam z rąk Prezydenta RP Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski, a od Komisji Edukacji Narodowej jej medal. W 2013 roku otrzymałam tytuł honorowego obywatela Stronia Śląskiego, a w 2014 roku zostałam laureatką ogólnopolskiego konkursu „Newsweeka” – „Społecznik Roku”.
Dowodem wielkiego uznania jest również dla Funduszu to, że ludzie bardzo wysoko cenią sobie wyróżnienia przyznawane corocznie przez naszą organizację. Zabiegają o naszego „Ptaka” (specjalny, odręcznie wykonany dyplom z podziękowaniami za działania społeczne, współpracę z nami i innymi organizacjami społecznymi) i są z tego dumni.
Co jest najważniejsze w zarządzaniu Funduszem Lokalnym? Jaką najważniejszą rolę powinien odgrywać Fundusz Lokalny? Czym Fundusz Lokalny powinien się wyróżniać spośród innych organizacji?
D.K.: – Moim zdaniem najważniejsza jest pozytywna, zauważalna zmiana w świadomości lokalnej. Trzeba ludzi mądrze zachęcić do działania, wyzwalać w nich energię i wzbudzać entuzjazm. Ludzie powinni traktować pomysły jako swoje własne. Jeśli ten „manewr” się udaje, to jest super! Czasami porównuję nasze działania do kuli śnieżnej. My robimy mały początek, a dalej kula toczy się sama i pięknie rośnie. Uczymy ludzi pisać projekty. Zdarza się tak, że pierwszy projekt napisany niezdarnie, ale już następne są zawsze lepsze. Z czasem ludzie nabierają wprawy i skutecznie pozyskują kolejne dotacje.
Ale przede wszystkim, fundusze powinny być łącznikiem między darczyńcami a beneficjentami, czyli powinniśmy tworzyć programy tak, by spełnić oczekiwania dających, a równocześnie wychodzić naprzeciw oczekiwaniom lokalnej społeczności i wspierać inicjatywy warte takiego wsparcia. Nie chodzi tylko o granty, ale także o budowanie żywych pomników w formie funduszy wieczystych.
Trzeba też pamiętać, że fundusze lokalne, podobnie jak każda firma, mają pewne wartości: finansową, kompetencyjną, relacyjną i rynkową. Choć brzmi to przemądrzale, to tego wciąż trzeba się uczyć i o to wszystko wciąż trzeba zabiegać i pielęgnować.
Jakie najważniejsze wyzwania stoją przed twoim Funduszem Lokalnym i Funduszami Lokalnymi w Polsce?
D.K.: – Fundusze różnią się tym od innych organizacji pozarządowych, że budują trzy kapitały równolegle: materialny, ludzki i społeczny, czyli innymi słowy, nie tylko działają na rzecz dobra wspólnego w lokalnych społecznościach, ale też posiadają kapitał żelazny. Daje on niezależność i podstawy stabilności, bo przecież przyjdzie dzień, kiedy międzynarodowe i krajowe organizacje i instytucje przestaną finansować różnego rodzaju przedsięwzięcia i wtedy będziemy zdani sami na siebie .
Trudne jest również przekonanie ludzi, by nie tylko brali, ale zaczęli dawać. Obserwowaliśmy prawdziwy fundraising w czasie wizyt studyjnych w community foundations: Cleveland, Dublinie, Dallas, Silicon Valley i innych fundacjach. Jesteśmy jeszcze co najmniej spóźnieni o pokolenie. Zatem wszystko przed nami.
Ważne jest także, by coś się działo. Ludzie nie lubią nudy. Trzeba przygotowywać programy i projekty edukacyjne, które wychodziłyby naprzeciw oczekiwaniom ludzi młodych. Trzeba w nich inwestować, bo to oni po nas będą zmieniać świat na lepsze.
Jak oceniasz wkład swojego Funduszu Lokalnego w proces 25 lat transformacji ustrojowej? Jak wyglądałoby twoje życie, gdyby nie transformacja ustrojowa 1989 roku?
D.K.: – Od czasu uchwalenia przez Sejm Kontraktowy ustawy o Stowarzyszeniach rozpoczął się niesłychanie ważny dla nowej Polski proces budowy społeczeństwa obywatelskiego, który jest fundamentem demokracji. W procesie tym Fundusz uczestniczy od swego powstania. Od początku zapatrzeni jesteśmy w działanie Fundacji Batorego czy Fundacji Rozwoju Demokracji Lokalnej, bez których Polska nie byłaby tym, czym jest. Pewnie gdyby nie rok 1989 nadal hodowałabym owce, sprzedając wełnę i mięso, po cenach ustalanych przez Biuro Polityczne, dla inteligencji pracującej miast i wsi, w tym dla dysydentów.
Jakie dobre rady masz dla nowych Funduszy Lokalnych?
D.K.: – Nie robić z siebie sieroty we własnej ojczyźnie! Potrzeba energii, entuzjazmu i wiary w sens działania. Konieczny jest charyzmatyczny lider. To nie może być urzędnik, to ma być ktoś, kto rozumie świat organizacji pozarządowych, widzi potrzeby społeczności lokalnej. Natomiast wśród urzędników należy znaleźć sojuszników. Partnerów i sojuszników trzeba szukać też w świecie lokalnego biznesu.
Fundusze Lokalne zmieniają świat działając lokalnie. Warto włożyć dużo pracy na samym początku, by zgromadzić kapitał żelazny, uniezależnić się, a potem to już tylko trzeba zachęcać ludzi, by bardziej optymistycznie zaangażowali się w sprawy, które ich dotyczą.
Dziś w pojedynkę niewiele można zdziałać, dlatego warto pozostawać w stałym kontakcie „ze starszymi braćmi”, czyli m.in. funduszami: nidzickim, biłgorajskim, sokólskim, radomskim, zelowskim czy właśnie naszym, bystrzyckim. Od nich można się wiele nauczyć. A najlepiej zostać członkiem Federacji Funduszy Lokalnych w Polsce.
Dorota Komornicka ukończyła Wydział Zootechniki Akademii Rolniczej we Wrocławiu, specjalizacja hodowla koni. Po studiach pracowała w Sudeckim Stadzie Ogierów w Książu, a następnie w Wojewódzkim Ośrodku Postępu Rolniczego. Spędziła rok w USA w ramach programu 4H. Od 1979 mieszka w Wójtowicach, małej sudeckiej wsi, gdzie m.in. hodowała owce. W 1989 r. była stypendystką Departamentu Stanu USA. Od 1990 r. działa społecznie. 1997 r. założyła jeden z pierwszych w Polsce fundusz lokalny. Jest członkinią Światowego Stowarzyszenia Ashoka – Innowatorzy dla Dobra Społecznego, Transatlantic Community Foundation Network oraz European Mountain Forum. Obecnie pełni również funkcję prezesa Federacji Funduszy Lokalnych w Polsce.
Rozmowę przeprowadziła Irena Gadaj, prezes Funduszu Lokalnego Ziemi Biłgorajskiej i Wiceprezes Federacji Funduszy Lokalnych w Polsce.
Tekst posłużył jako kanwa podrozdziału książki "Change comes from the bottom up" – plik pdf z tą publikacją dostępny jest na stronie: http://ffl.org.pl/pl/federacja/aktualnosci/71.
Ten tekst został nadesłany do portalu. Redakcja ngo.pl nie jest jego autorem.
Teksty opublikowane na portalu prezentują wyłącznie poglądy ich Autorów i Autorek i nie należy ich utożsamiać z poglądami redakcji. Podobnie opinie, komentarze wyrażane w publikowanych artykułach nie odzwierciedlają poglądów redakcji i wydawcy, a mają charakter informacyjny.