Koordynuje pracę ponad dwudziestu związanych z Fundacją Helsińską prawników. Reprezentuje poszkodowanych w Strasburgu. Cieszy go każdy sukces, szczególnie te, dotyczące równego traktowania lub zgromadzeń publicznych – bo „dotykają istoty demokracji”. Jak zwycięska sprawa Bączkowski i inni vs Polska, dotycząca zakazu Parady Równości w Warszawie. Lub uchylony przez Naczelny Sąd Administracyjny zakaz organizowania poznańskiej Masy Krytycznej.
Był na sali sądowej razem z Wojnarowskimi – małżeństwem, które w precedensowej sprawie skarżyło szpital w Łomży za odmowę badań prenatalnych. Jeździł do Gdańska w sprawie Bożeny Łopackiej, pracownicy dyskontu Biedronka, w pierwszej w Polsce sprawie przeciwko dużej sieci handlowej. Pomagał aktywistom zatrzymanym w zakazanej przez miejskie władze poznańskim Marszu Równości. Przez sześć lat śledził działania CIA w Polsce i walczył o odszkodowanie dla dwójki więźniów torturowanych w tajnym więzieniu przez amerykańskie służby.
Nauczyciel
Na półce w gabinecie stoi prospekt emisyjny akcji Banku PKO SA. Bodnar przygotowywał go w 1998 roku. Wówczas dzisiejszy wiceszef zarządu Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka wcale nie miał zamiaru zajmować się prawami człowieka. Na piątym roku studiów prawniczych na Uniwerystecie Warszawskim zatrudnił się w prestiżowej kancelarii prawnej Weil Gothsal & Manges. Obsługiwał fuzje, przejęcia kapitałowe i prywatyzacje.
– Zrozumiałem tam gospodarkę – wspomina dziś. – Ze świata teorii prawa trafiłem do miejsca, w którym pod koniec dnia ważne są notowania giełdowe. Odebrałem też doskonałą szkołę rzemiosła prawniczego. Kancelaria przyciągała osoby, które były w stanie podołać trudnym zadaniom, rzucone od razu na głęboką wodę. Sukces tam był wynikiem twardej pracy i porządnego rzemiosła. Przyszedłem do Helsińskiej i ustawiłem podobne standardy pracy: jeśli wysyłamy opinię do Trybunału Konstytucyjnego, to w terminie i taką, żeby po jakimś czasie móc ją przeczytać bez wstydu.
– Jest wymagający, bo sam stawia sobie wysoko poprzeczkę – mówi Dominika Bychawska-Siniarska, dyrektorka „Obserwatorium Wolności Mediów w Polsce”. – Dla mnie jest przede wszystkim moim nauczycielem. To on nauczył mnie rozumienia praw człowieka, czego na Uniwersytecie nie robiono, i zmotywował do działalności obywatelskiej. W pierwszym dniu mojej obecności w Fundacji siedział ze mną w malutkim pokoiku i wyjaśniał, czym jest litygacja strategiczna. A kiedy byłam już na tyle mocna, żeby wyjechać do pracy w Europejskim Trybunale Praw Człowieka, to mi na to pozwolił i zapewnił, że zawsze mogę wrócić.
Marzyciel
Do Fundacji Helsińskiej przyszedł w 2004 roku. Został koordynatorem Programu Spraw Precedensowych. Był po rocznych studiach z prawa konstytucyjnego porównawczego w Budapeszcie – zajęcia prowadzili wybitni konstytucjonaliści. Mówi, że George Soros tchnął w niego ducha społeczeństwa obywatelskiego. Jeden z ówczesnych mentorów Bodnara, Wiktor Osiatyński, przekonywał Fundację Helsińską, że przydałby się w Polsce program litygacji strategicznej. To praktyka przystępowania organizacji do spraw sądowych po to, by osiągnąć przełomowe wyroki i wpłynąć na zmianę prawa lub praktykę jego stosowania. Osiatyński przekonywał Fundację, że ma kandydata, który taki program pociągnie. Bodnar przyszedł i zaczął od czytania napływających do Fundacji spraw:
– To była porażająca lektura. Myślałem: mamy Konstytucję i właśnie weszliśmy do Unii Europejskiej – jak możliwe są tak tragiczne historie?
Lidia Kołucka-Żuk, do 2013 r. dyrektorka Funduszy Trust for Civil Society for Eastern and Central Europe, a dziś członkini Rady Cyfryzacji Pelion, pamięta ich pierwsze spotkanie:
– Adam przyszedł opowiedzieć mi, jak wygląda jego marzenie o Fundacji. Zrobił tym na mnie ogromne wrażenie: mądrego, nienastawionego na własny cel, charyzmatycznego ideowca. Miał ogromną wiarę w to, że Fundacja ma do odegrania wielką rolę. Jego nie była łatwa: wchodził do liderskiej organizacji ze spuścizną Marka Nowickiego i Zbigniewa Hołdy. Trochę się go bałam, takiego marzyciela. Szybko okazało się, że to marzyciel twardo stąpający po ziemi.
Strażnik
Dziś koordynuje pracę ponad dwudziestu związanych z Fundacją prawników. Reprezentuje poszkodowanych w Strasburgu. Cieszy go każdy sukces, szczególnie te, dotyczące równego traktowania lub zgromadzeń publicznych – bo „dotykają istoty demokracji”. Jak zwycięska sprawa Bączkowski i inni vs Polska, dotycząca zakazu Parady Równości w Warszawie. Lub uchylony przez Naczelny Sąd Administracyjny zakaz organizowania poznańskiej Masy Krytycznej.
Adam Bodnar zdecydował o kandydowaniu, gdy obecna rzecznik Irena Lipowicz zakomunikowała, że wybiera się na drugą kadencję.
– Odważne posunięcie, jeśli wziąć pod uwagę fakt, że wiele osób oraz organizacji pozarządowych ma do jej pracy poważne zastrzeżenia – Bodnar ma profesor Lipowicz za złe, że z każdą sprawą trzeba się do Rzecznik tygodniami „dobijać”. Dodaje też drugi powszechny jego zdaniem zarzut – zachowawczość:
– Oczekiwałbym od rzecznika zdecydowanie aktywniejszych działań. Przykłady? Ostatnio w Knurowie policjant zastrzelił młodego chłopaka z broni gładkolufowej. Zatrzymany mężczyzna zginął też zastrzelony na posterunku w Kutnie. Nie widać, by Rzecznik, która ma do dyspozycji trzystuosobowe biuro, przyglądała się czujnie przemocy służb mundurowych wobec obywateli, chociażby szybko reagując i komentując sprawę, powołując się na standardy ochrony, a następnie dogłębnie badając, co zaszło.
Kandydat
Bodnar konsultował pomysł na kandydowanie ze swoimi mistrzami – profesorami Andrzejem Wyrzykowskim, Wiktorem Osiatyńskim i Ewą Łętowską. Wszyscy go wsparli. Lidia Kołucka-Żuk mówi, że byłby świetnym rzecznikiem:
– Jest stuprocentowym, nowoczesnym państwowcem. Rozumie, jaką rolę mają do odegrania instytucje państwa, słucha ludzi dookoła, stale – mimo ogromnej wiedzy – sam się uczy.
– Ma olbrzymie doświadczenie i wrażliwość – mówi Dominika Bychawska-Siniarska. – Wiem, że takiego rzecznika dziś potrzeba, ale dla Fundacji będzie to olbrzymia strata.
Wizję urzędu kandydat na rzecznika przedstawił w swoim programie. RPO jest w nim bliżej spraw obywateli i organizacji, częściej reprezentuje obywateli przed sądami (i ma długoterminową strategię w tej sprawie), wykorzystuje potencjał swojego biura, a na naruszenia praw człowieka reaguje szybko.
Jego pierwszym działaniem jako Rzecznika byłoby zwołanie kongresu organizacji prawoczłowieczych i skonsultowanie planowanych działań. Drugie – zajęcie się bezdomnością. Polska nie jest na tyle biedna i niewydolna, żeby utrzymywała bezdomność na tym poziomie – twierdzi kandydat. Dlatego hostele dla bezdomnych powinny powstać w ciągu dwóch, trzech lat.
Aktywista
Pochodzi z Gryfic w Zachodniopomorskiem. Jest pierwszym prawnikiem w rodzinie. Mama pracowała kiedyś jako rzeczoznawca majątkowy, tata był zaopatrzeniowcem. Adam dobrze się uczył. W liceum był pierwszy w olimpiadzie nautologicznej (to wiedza o morzu). Dostał za to stypendium Krajowego Funduszu na rzecz Dzieci dla wybitnie zdolnych uczniów i wyjechał z tej okazji w swoją pierwszą „naukową” podróż – na seminarium do Warszawy. Tam nabrał odwagi do studiowania daleko od domu. W 1995 roku dostał się na prawo na UW. W 2006 roku obronił tam doktorat – wyróżniony przez „Przegląd Sejmowy” w konkursie na najlepszą pracę doktorską poświęconą prawu konstytucyjnemu.
Czas wolny skutecznie wypełniają mu synowie – ośmio- i dziesięcioletni. Zapewniał ich ostatnio, że jeśli zostanie Rzecznikiem, ich czas dla siebie nie ulegnie zmianie. Na wywiadówki chodzi, ale w sprawie praw ucznia nie interweniuje, żeby nie mieszać prywatnego z zawodowym. Choć czasami „miałby ochotę”. Dużo, często tłumaczy: dlaczego nie wszyscy mają tyle samo, skąd się bierze bezdomność, jakie się ma wtedy problemy (na spacerze). Co myśli o Korwin-Mikkem. Co o Igrzyskach Europejskich w Baku.
– Kilkoro moich przyjaciół, w tym Rasul Jafarof i Intigam Alijew, aktywiści praw człowieka w Azerbejdżanie, właśnie siedzą w więzieniu. Robimy z Dominiką Bychawską kampanię na rzecz ich uwolnienia. Pamiętam, że kilka lat temu uspokajałem Alijewa mówiąc, że nie mogą go wsadzić go więzienia, bo nie mam czasu chodzić przed ambasadę demonstrować w sprawie jego uwolnienia. A dzisiaj chodzę.