Przeglądarka Internet Explorer, której używasz, uniemożliwia skorzystanie z większości funkcji portalu ngo.pl.
Aby mieć dostęp do wszystkich funkcji portalu ngo.pl, zmień przeglądarkę na inną (np. Chrome, Firefox, Safari, Opera, Edge).
– Ptaki podlatują do rusztowań lub ścian i nie mogą znaleźć swoich gniazd. Bo miejsca, w których te gniazda były, są zaklejone styropianem, tynkiem bądź zakratowane – mówi Magda Kuropatwińska z Fundacji „Noga w łapę”, opowiadając o wojnach o życie ptaków z urzędami oraz administratorami budynków i osobami pracującymi na budowach.
Marta Chowaniec: Co się kryje pod nazwą "ptasia interwencja"?
Magdalena Kuropatwińska: Tworzymy patrol interwencyjny ratujący ptaki, które gniazdują w budynkach i których życie oraz siedliska są zagrożone podczas remontów i ociepleń. Prace te są zwykle prowadzone w okresie lęgowym, czyli od początku marca do połowy października, kiedy ptaki zakładają w budynkach gniazda i wysiadują jajka, a następnie karmią młode.
Dlaczego fundacja Fundacja "Noga w łapę" zajęła się tym problemem?
M.K.: – Renata Markowska, moja przyjaciółka z Fundacji, malarka, w jednej z gazet przeczytała artykuł o problemach ptaków, wyjrzała przez okno i zobaczyła, że to samo dzieje się u niej na osiedlu. Zaczęła więc szukać pomocy i okazało się, że jest o nią bardzo trudno. Są w Warszawie organizacje chroniące ptaki, ale nie przyjmują takiego rodzaju interwencji. Nie było osób, które miałaby wiedzę ornitologiczną i chęci, by prowadzić wojny o życie ptaków z urzędami oraz administratorami budynków i osobami pracującymi na budowach. To punkt, gdzie spotyka się prawo budowlane, administracyjne i dotyczące ochrony środowiska. Odgórne przepisy regulujące tę dziedzinę niby są, ale nie są wystarczająco spójne i szczegółowe. Na przykład w Warszawie kilka dzielnic wprowadziło obowiązek wykonania opinii ornitologicznej przed remontem czy ociepleniem budynku, w kilku zaś taka opinia nie jest wymagana. Skutkuje to tym, że inwestorzy, choć nie mają o tym pojęcia, zazwyczaj zakładają, że w ich budynku ptaki nie gniazdują. Wtedy zaczyna się tragedia. I to tragedia na ogromną skalę, bo to się dzieje w każdym mieście i miasteczku (nierzadko także w wioskach) na obszarze całej Polski.
Gdzie konkretnie działacie?
M.K.: – Na terenie całej Warszawy. Interweniowaliśmy praktycznie w każdej dzielnicy i to wielokrotnie. Zdarzało się nam też udzielać porad i drogą telefoniczną oraz mailową kierować interwencjami w innych miastach. Dostajemy zgłoszenia od ludzi, którzy wiedzą, że mają skrzydlatych sąsiadów i są zaniepokojeni, że prowadzone prace im zagrażają. Widzą na przykład, że ptaki podlatują do rusztowań lub ścian i nie mogą znaleźć swoich gniazd. Bo miejsca, w których te gniazda były, są zaklejone styropianem lub/i tynkiem bądź zakratowane... W Warszawie w każdym sezonie prowadzi się setki a może i więcej tego typu prac. Tylko mały procent z nich odbywa się w sposób bezpieczny dla ptaków. Niewielu też mieszkańców zdaje sobie sprawę, że w ich budynkach są ich siedliska, a i ci, którzy wiedzą, nie zawsze chcą się angażować i szukać pomocy. Dlatego też staramy się informować o problemie jak najszersze kręgi ludzi, publikując artykuły w prasie i internecie, występując w audycjach radiowych. Poruszając się po mieście, mamy zwyczaj zwracać uwagę, czy na budynkach nie widać rusztowań lub wind budowlanych. I w ogóle najczęściej chodzimy z głowami zadartymi do góry.
I tam zauważacie...
M.K.: – Głównie jaskółki, jerzyki, wróble, sikorki, kawki, szpaki i gołębie. Ptaki te pierwotnie zamieszkiwały dziuple drzew i skalne nisze, ale w zmienionym przez człowieka krajobrazie nauczyły się wykorzystywać kwatery zastępcze w budynkach. Gnieżdżą się na strychach i balkonach, we wszelkich ubytkach elewacji np. za rurami spustowymi i rynnami, pod parapetami i blacharskim wykończeniem dachu, za blachą falistą na ścianach oraz w szparach między wielkimi płytami. Czasem są to tak niewielkie szczeliny, że trudno uwierzyć, by ptaki mogły się w nie wcisnąć. Ulubionym miejscem są tzw. stropodachy – niskie, puste przestrzenie między dachem a ostatnią kondygnacją, zwykle niedostępne dla ludzi. Ptaki dostają się do nich przez okrągłe otwory wentylacyjne na ścianie poniżej krawędzi dachu. Budynki są niemal jedynym miejscem ich gniazdowania. Można śmiało powiedzieć, że ich istnienie zależy od tego, czy znajdą w naszych domach zakamarki, w których będą mogły złożyć jajeczka i wychować młode. Wszystkie te gatunki są pod ścisłą ochroną, a liczebność populacji niektórych, np. jerzyków i wróbli, drastycznie spada, co spowodowane jest głównie właśnie utratą siedlisk. Podczas remontów i ociepleń wszystkie szczeliny i dziury są zaklejane a otwory wentylacyjne w stropodachach kratowane (choć nie ma takiego przymusu). Pisklęta w gniazdach, a często i dorosłe ptaki, które nie opuszczają swoich dzieci w niebezpieczeństwie, zostają żywcem zamurowane i skazane na powolne umieranie w cierpieniu.
Jak przebiega interwencja?
M.K.: – Idzie się do kierownika budowy i informuje, że w budynku gniazdują ptaki i prace powinny być przerwane w celu dokładnego ustalenia sytuacji i podjęcia stosownych dalszych kroków. Spisuje się dane, kto jest inwestorem budowy, kto prowadzi prace i zadaje się to klasyczne pytanie: czy jest opinia ornitologiczna? Z tym samym pytaniem idzie się do inwestora czyli administratora budynku bądź zarządu wspólnoty. Oni czasem zdają sobie sprawę, że powinna być ta opinia, czasem nie. Często świadomie ryzykują, choć opinia nie jest droga, bo a nuż się uda? Myślą, że nikt ich nie złapie. Zwykle jesteśmy traktowani wrogo, zdarza się, że słyszymy obelgi i jesteśmy wyrzucani za drzwi. To są sytuacje bardzo trudne i bardzo mocno je przeżywamy. Jednocześnie wzywamy na miejsce zdarzenia eko patrol straży miejskiej i – jeśli tego wymaga sytuacja – policję. Trzeba przyznać, że w Warszawie i jedni i drudzy są coraz lepiej przygotowani do interwencji chroniących środowisko przyrodnicze, choć jeszcze trzy lata temu wezwany policjant wzruszał bezradnie ramionami i twierdził, że nic nie może zrobić. Zostaje sporządzona notatka, istotna w razie zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa. Jeśli miejsca, gdzie były gniazda, zostały już zalepione, domagamy się ich natychmiastowego odkrycia. W tych wypadkach obecność policji jest bardzo przydatna, bo nasze żądanie bywa zlekceważone. Liczy się tutaj czas, bo każda godzina zmniejsza szansę na uratowanie życia zamkniętym ptakom. Najgorzej, gdy dowiadujemy się o sprawie w piątek, bo zaraz sobota, nikt nie będzie pracował, urzędy nieczynne... Często sytuacja jest beznadziejna, bo kto tam się przejmuje, że jakieś ptaki umierają? Następnie piszemy pismo do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska informujące o sytuacji, najczęściej też telefonujemy, by przyśpieszyć ich działanie. Pismo idzie swoim torem, a my codziennie jeździmy na miejsce i sprawdzamy, co się dzieje.
W jaki sposób?
M.K.: – Podstawową informację przynosi po prostu obserwacja budynku. Cierpliwie stoimy pod każdą po kolei ścianą i patrzymy na ruch i zachowanie ptaków. Bacznie przyglądamy się wszystkim szczelinom i otworom, które są prawdopodobnymi ptasimi lokalami. O obecności gniazd świadczą też głosy ptaków. Jeśli jest potrzeba i możliwość, wchodzimy na dach lub stropodach i sprawdzamy, co się tam dzieje. Obserwacje prowadzimy wcześnie rano i pod wieczór, kiedy np. jerzyki wracają do gniazd. Robimy zdjęcia – to konieczne, bo to dobre materiały dowodowe. Każda interwencja wymaga bardzo wiele czasu. W dane miejsce trzeba jeździć wielokrotnie, często spędza się tam cały dzień. Dodatkowy czas to negocjacje. Praktycznie na nic innego nie zostaje już czasu, więc odbywa się to kosztem naszych spraw zawodowych i życia rodzinnego.
Czy coś się udaje?
M.K.: – Tak, po pierwsze – uratować życie konkretnych ptaków w konkretnym miejscu. Czasem to jest nawet kilkaset osobników, gdy mamy do czynienia z dużą kolonią jerzyków. Po drugie – zachować przynajmniej część dotychczasowych siedlisk, gdy mieszczą się one w stropodachu. Negocjujemy wtedy, ile i które otwory wentylacyjne mają pozostać drożne, ustalamy ich wielkość, w zależności od tego, jaki gatunek ptaków tam gniazdował. Gdy siedliska muszą być zniszczone, bo mieściły się w dziurach elewacji, ustalamy wspólnie z Regionalną Dyrekcją Ochrony Środowiska tzw. kompensację.
Co to jest kompensacja?
M.K.: – Zapewnienie ptakom zastępczych lokali, którymi są skrzynki lęgowe. W przypadku takich ptaków jak jerzyk czy wróbel muszą one być powieszone na budynku, ponieważ ptaki te nie zagnieżdżą się w skrzynkach na drzewach. Dodatkowo w przypadku jerzyka powinny, o ile to możliwe, wisieć dokładnie w miejscach dotychczasowych siedlisk, gdyż ptaki te mają niesamowitą tzw. pamięć gniazda i z ogromnym trudem zakładają je w innym miejscu, często dopiero po latach, co skutkuje straconymi sezonami lęgowymi. Niestety skrzynki lęgowe nie są zasiedlane w 100%, zazwyczaj udaje się to w ok. 30-50%. Oznacza to, że mimo kompensacji liczba siedlisk po remoncie zazwyczaj w znacznym stopniu maleje.
Czego potrzeba, żeby nie było "po ptakach"?
M.K.: – Przede wszystkim uzupełnienia przepisów, by w ogóle nie było możliwe przystąpienie do prac remontowych bez posiadania opinii ornitologicznej. Nie załatwi to sprawy całkowicie, bo przecież konieczna jest jeszcze wola ich przestrzegania, ale z pewnością będzie znacznie mniej powodów do interwencji. Ponadto uczniowie i studenci szkól budowlanych powinni być szkoleni w zakresie ochrony środowiska, w każdym razie tych jego elementów, z którymi będą się bezpośrednio stykać w swojej pracy. I w ogóle bardzo jest potrzebna lepsza edukacja polskiego społeczeństwa w tym zakresie, bo jest z tym u nas bardzo marnie. Może wtedy mielibyśmy więcej wolontariuszy, bo w tej chwili trudno jest nam znaleźć osoby chętne do współpracy. Żeby podejmować te działania, trzeba mieć w sobie naprawdę dużo empatii, cierpliwości, siły i determinacji. Marzymy też o powołaniu stałego ptasiego patrolu przy Urzędzie Miasta. Chcielibyśmy mieć większe umocowanie prawne i dostawać pieniądze za swoją pracę. W zeszłym sezonie udało się nam uzyskać dofinansowanie w ramach małych grantów, w poprzednich latach pracowaliśmy za darmo. A jak już mówiłam, nie są to działania, które skutecznie można wykonywać w wolnych chwilach po godzinach. Mamy już marzec, ze strachem myślimy, że sezon na zabijanie ptaków znów się zaczyna.
Po co chronić ptaki?
M.K.: – Ptaki gniazdujące w budynkach są ważną częścią miejskiego ekosystemu, zwiększają jego ubogą różnorodność biologiczną. Zjadając ogromną ilość owadów, są jedyną skuteczną i bezpieczną bronią w walce z plagami dokuczliwych insektów. Ich obecność sprawia, że miejskie blokowiska są dla nas bardziej przyjazne. Zadbajmy o to, by nasze dzieci również mogły się nimi cieszyć.
Źródło: inf. własna (warszawa.ngo.pl)
Teksty opublikowane na portalu prezentują wyłącznie poglądy ich Autorów i Autorek i nie należy ich utożsamiać z poglądami redakcji. Podobnie opinie, komentarze wyrażane w publikowanych artykułach nie odzwierciedlają poglądów redakcji i wydawcy, a mają charakter informacyjny.