O cudzoziemcach mieszkających w Lublinie, plusach i minusach pojawiania się cudzoziemców w mieście, projektach „Lublin dla Wszystkich” i „Komunikacja dla Integracji” z Anną Szadkowską-Ciężką rozmawia Wojciech Piesta.
Wojciech Piesta: – Czy Lublin jest miastem wielokulturowym?
Anna Szadkowska-Ciężka: – Jeśli przez wielokulturowość ma Pan na myśli duże zróżnicowanie populacji Lublina pod względem narodowości czy kraju pochodzenia, to niekoniecznie. Liczba cudzoziemców i cudzoziemek w Lublinie, choć stale rośnie, to wciąż niecałe 1% wszystkich mieszkańców i mieszkanek miasta. Jeśli porównamy Lublin do europejskich metropolii, to na pewno nie wypadamy na ich tle wielokulturowo. Ale wielokulturowość to coś znacznie więcej, niż zróżnicowanie populacji pod względem narodowości: musimy pamiętać, że w Lublinie, tak jak we wszystkich miastach Lubelszczyzny i Polski, od wielu pokoleń mieszkają mniejszości narodowe – ukraińska, żydowska, romska, a także wyznawcy innych religii, niż religia katolicka. I właśnie te grupy mniejszościowe, wraz z cudzoziemcami i cudzoziemkami, składają się na wielokulturowość Lublina, decydując o jego bogactwie i potencjale.
Dziś mieszka w Lublinie więcej obcokrajowców niż dawniej?
A. Sz-C.: – Zdecydowanie tak! Warto pamiętać o tym, że cudzoziemcy i cudzoziemki w Lublinie to przede wszystkim osoby studiujące na lubelskich uczelniach, i to właśnie liczba osób z tej grupy najwyraźniej wzrosła w ciągu ostatnich lat. Jak podaje Wydział Strategii i Obsługi Inwestorów Urzędu Miasta Lublin, który zajmuje się wsparciem lubelskich uczelni w pozyskiwaniu studentów i studentek zagranicznych w ramach programu Study in Lublin, w 2013 roku studiowały w Lublinie 3982 osoby z zagranicy, w 2014 było to już 4478 osób, w tym roku wspomina się już o blisko 6 tysiącach studentów i studentek zagranicznych. Ale oczywiście oprócz studentów i studentek mieszkają w Lublinie również inne grupy cudzoziemców – prowadzą w Lublinie firmy, pracują, mają swoje rodziny, innymi słowy prowadzą zwyczajne życie.
Jakie narodowości można spotkać w naszym mieście?
A. Sz-C.: – Kiedy rok temu przygotowywaliśmy kampanię „Lublin dla Wszystkich. Twarze Lublina”
http://dlawszystkich.lublin.eu), policzyliśmy, że w Lublinie mieszkają osoby z 87 państw świata i wszystkich kontynentów. W tym roku były to 84 państwa. Ale oczywiście są grupy bardziej i mniej liczne. Zdecydowanie najliczniejszą są obywatele i obywatelki Ukrainy, potem Tajwanu, Białorusi, Stanów Zjednoczonych i Norwegii. Oczywiście, wraz z początkiem nowego roku akademickiego, sytuacja pewnie nieco się zmieniła, ale na dokładne statystyki musimy jeszcze chwilę poczekać.
Media straszą nas dziś zalewem imigrantów głównie z Syrii, czy jest się czego bać?
A. Sz-C.: – Nie mam wrażenia, by media nas straszyły „zalewem imigrantów”, straszymy się tym sami. Media pokazują skomplikowaną, złożoną sytuację, a to, czy uznajemy ją za groźną czy nie to jednak nasza decyzja. Faktycznie, jeśli spojrzeć na komentarze pod artykułami w Internecie czy posty w mediach społecznościowych, można odnieść wrażenie, że Polacy wybrali w tej sytuacji strach, ale strach nie jest nigdy dobrym doradcą. W moim przekonaniu nie ma się czego bać. Fakty są takie, że Polska zgodziła się na przyjęcie 7 tysięcy uchodźców i uchodźczyń. Na cały kraj! Zestawmy to z prawie 6 tysiącami zagranicznych studentów i studentek w Lublinie i zobaczmy, jak absurdalne są te lęki.
Warto natomiast się tym lękom przyglądać i o nich spokojnie rozmawiać, przecież one nie wzięły się znikąd. Jednym z powodów, dla którego ludzie się boją, jest niewielka liczba doświadczeń międzykulturowych – z badań prowadzonych na zlecenie Urzędu Miasta wynika jednoznacznie, że zdecydowana większość mieszkańców Lublina nie ma w ogóle lub ma bardzo nieliczne kontakty z cudzoziemcami i cudzoziemkami. Nie ma co się dziwić, że najsilniejsze nastroje antyimigracyjne wybuchają w krajach takich jak Polska, o niewielkim zróżnicowaniu kulturowym i niewielkiej liczbie cudzoziemców i cudzoziemek – w Niemczech, Belgii, Szwecji czy Francji większość ludzi ma kontakty z przedstawiciel(k)ami innych kultur, zna ich, uczą się razem, pracują razem, wchodzą we wspólne związki czy interesy. To właśnie takie kontakty niwelują lęk, w końcu najbardziej boimy się tego, co nieznane. Druga sprawa to wiedza. Jeśli wiemy, że cudzoziemcy i cudzoziemki nie odbierają nikomu pracy, nie przyjeżdżają tutaj by żyć na naszym hojnym socjalu, nie stanowią żadnego zagrożenia dla porządku publicznego, co więcej, jeśli wiemy, co dzięki nim zyskujemy – łatwiej nam się tego lęku pozbyć. Takie informacje są ogólnie dostępne – w zeszłym roku przygotowaliśmy zestaw faktów i „antyplotek” w ramach antyplotkowego projektu „Komunikacja dla Integracji”; niedawno czołowe polskie media opublikowały informator na temat uchodźców i uchodźczyń „Więcej wiedzy, mniej strachu”.
Ale wracając do Pana pytania: nie, nie mamy się czego bać. W Polsce uchodźcy i uchodźczynie, również z krajów muzułmańskich, mieszkają od lat i większość z nich dobrze sobie radzi. Również w Lublinie mieszkają Syryjczycy. Ja bym raczej odwróciła pytanie i zastanowiła się nad tym, czy przypadkiem uchodźcy i uchodźczynie nie mają się czego bać. Proszę zestawić sobie 7 tysięcy z 38 milionami coraz bardziej wrogo nastawionych ludzi!
Jak powinien wyglądać proces integracji cudzoziemców, którzy chcą zamieszkać w obcej dla siebie kulturze?
A. Sz-C.: – W Pana pytaniu wyczuwam założenie, że odpowiedzialność za proces integracji spoczywa wyłącznie na cudzoziemcach i cudzoziemkach. To trochę tak, jakby powiedzieć dzieciakom, które idą do szkoły: tu jest budynek, tu są książki a nawet nauczyciele, ile sobie weźmiecie, tyle będziecie miały, i przerzucić odpowiedzialność za cały proces uczenia się wyłącznie na dzieciaki. To wygodne rozwiązanie, ale kompletnie nieskuteczne. Niestety bardzo często tak właśnie myślimy o integracji cudzoziemców/ek. Oczywiście nie podlega dyskusji, że cudzoziemcy i cudzoziemki muszą wykonać tytaniczną pracę – związaną z nauką języka, realiów, przystosowywaniem kwalifikacji, budowaniem więzów społecznych, w przypadku uchodźców i uchodźczyń również leczeniem traumy, której doświadczyli w swoim kraju. Ale to, na ile ta praca będzie skuteczna, zależy w dużej mierze od naszego wysiłku.
Integracja zakłada wychodzenie sobie naprzeciw obu stron – zarówno nowoprzybyłych, jak i „starych” mieszkańców i mieszkanek miasta. Ważne jest zapewnienie migrantom i migrantkom dostępu do tego wszystkiego, z czego korzystamy na co dzień: pracy, nauki, wsparcia prawnego, możliwości nauki języka, utrzymywania kontaktów towarzyskich, brania udziału i współtworzenia życia kulturalnego i in. Trzeba pamiętać, że integracja działa w obie strony: jedna musi chcieć się zintegrować, druga musi to tej pierwszej umożliwić. I w tym umożliwianiu tkwi sedno problemu – nie ma możliwości integracji, jeśli społeczność przyjmująca jest wroga, dyskryminująca czy wręcz agresywna! Dlatego tak ważne są działania skierowane do tak zwanej większości: budowanie kompetencji międzykulturowych, przeciwdziałanie dyskryminacji, wspieranie procesu uwzględniania potrzeb cudzoziemców i cudzoziemek we wszystkich zadaniach i usługach publicznych realizowanych na terenie miasta itp.
Przyglądam się działaniom, które wykonują europejskie miasta wobec coraz liczniejszej grupy mniejszościowej na ich terenie – Polaków i Polek. Od prowadzenia specjalnie dla nich profili po polsku na Facebooku, zatrudniania polskojęzycznych pracowników/czek urzędów i instytucji (Reykjavik), wyróżniania najbardziej zasłużonych dla społeczności lokalnej polskich pracowników/ek (Stavanger) czy poszukiwania rozwiązań do zachęcenia ich do nauki języka czy stowarzyszania się (Limerick). Wszystkie te działania prowadzone są w oparciu o model międzykulturowy, czyli zakładający możliwość spotkania z przedstawiciel(k)ami innych grup, bo dzięki niemu wszyscy czują się lepiej.
Co mieszkańcy Lublina mogą zrobić, żeby ułatwić cudzoziemcom integrację?
A. Sz-C.: – Myślę, że warto zacząć od tego wszystkiego, z czego do tej pory słynęliśmy – otwartości, życzliwości i gościnności w codziennych sytuacjach. Im więcej tej życzliwości dostaną, tym łatwiej im będzie odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Ale oprócz sympatii czy życzliwości, bardzo ważną sprawą jest traktowanie cudzoziemców i cudzoziemek tak samo, jak Polaków i Polki. Przez równe traktowanie rozumiem nie tylko brak dyskryminacji w dostępie do dóbr i usług (takich jak np. praca, rynek nieruchomości), ale również włączanie ich we wszystkie dziedziny życia czy uwzględnianie ich potrzeb (na uczelniach, w szkołach, placówkach służby zdrowia itp.). To są z jednej strony systemowe zadania dla osób zarządzających tego typu instytucjami, z drugiej jednak wysiłek i zrozumienie całej rzeszy indywidualnych osób.
Co jeszcze mogą zrobić mieszkańcy i mieszkanki Lublina? Przede wszystkim przemyśleć sobie tę sprawę dokładnie, uwzględniając argumenty obu stron sporu („za” i „przeciw” imigrant(k)om). To nie jest tak, że tylko jedna ze stron ma 100% racji! Jak mamy myśleć o integracji cudzoziemców(ek) i z cudzoziemc(k)ami – jest to wszakże proces wymagający nieustannego uzgadniania stanowisk, negocjowania, budowania konsensusu, definiowania granic – jeśli sami nie umiemy tego konsensusu zbudować w obrębie własnej społeczności? A więc do odrobienia jest lekcja rozmawiania ze sobą, niezależnie od różnic. To umiejętność, którą można i należy ćwiczyć. My proponujemy trening dla Agentów i Agentek Antyplotkowych – osób, które umieją rozmawiać na trudne tematy nie zaogniając konfliktu. W ramach projektu „Komunikacja dla Integracji” powstał nawet specjalny podręcznik trenerski dla wszystkich osób, które chciałyby nauczyć tej metody innych (dostępny na
http://stopplotkom.lublin.eu). .
Czy obcokrajowcy osiedlający się w Lublinie spotykają się z niechęcią lokalnych mieszkańców?
A. Sz-C.: – Na szczęście w większości przypadków nie można jeszcze mówić o otwartej, bezpośredniej niechęci czy wrogości, choć nastroje antyimigranckie rosną w zastraszającym tempie. Mimo wszystko mam nadzieję, że częściej spotykają się z życzliwością lub obojętnością. Myślę jednak, że to jest pytanie, które warto zadać cudzoziemcom i cudzoziemkom. Czasem jest tak, że obojętne (nie naładowane ani pozytywnie, ani negatywnie) z naszego punktu widzenia zachowanie, przez cudzoziemca/kę interpretowane jest jako wrogie – dlatego tak ważne są zajęcia objaśniające polską kulturę, w tym kulturę codzienną, nowoprzybyłym. Częściowo jest to wynik różnic kulturowych (czasem spotykam się z niepokojem wynikającym z tego, że w Polsce przyjęte jest przyglądanie się inaczej wyglądającym osobom na ulicy), częściowo pewnych braków interpersonalnych (zachowanie osób obsługujących klienta czasem odbiega od standardów światowych). Musimy pamiętać, że działa to dokładnie w obie strony – my też interpretujemy zachowania cudzoziemców i cudzoziemek przez pryzmat naszych doświadczeń kulturowych.
Jakie problemy wiążą się z przybywaniem cudzoziemców na Lubelszczyznę?
A. Sz-C.: – Domyślam się, że pyta Pan o problemy, które Lubelszczyźnie sprawiają cudzoziemcy i cudzoziemki, a nie problemy cudzoziemców/ek związane z tym, że trafili na Lubelszczyznę?
Tak.
A. Sz-C.: – Szczerze powiedziawszy, nie spotkałam się do tej pory z żadnym problemem, jaki powodują cudzoziemcy/ki na Lubelszczyźnie. Jeśli już, traktuję pojawiające się „problemy” w kategoriach wyzwań, tematów, które musimy „ogarnąć”. Niewątpliwie fakt, że coraz więcej osób z zagranicy wybiera Lublin jako swoje miejsce do życia sprawia, że wiele spraw musimy załatwić czy przygotować, ale mam wrażenie, że przynosi to korzyści całej społeczności Lublinian i Lublinianek, nie tylko cudzoziemcom/kom. Przykłady? Pojawienie się dzieci cudzoziemskich w szkołach powoduje konieczność zajęcia się tematem integracji międzykulturowej, który wzbogaca warsztat pracy nauczycielek i nauczycieli i przygotowuje nasze polskie dzieci do życia w coraz bardziej wielokulturowych społecznościach. Pojawienie się cudzoziemców/ek w Lublinie powoduje, że w wielu miejscach pojawiły się osoby komunikujące się po angielsku czy ukraińsku, dzięki czemu łatwiej jest także turystom i turystkom odwiedzających Lublin. I tak dalej, i tak dalej.
Co pozytywnego oferują obcokrajowcy?
A. Sz-C.: – Najłatwiej odpowiedzieć na to pytanie odwołując się do argumentów demograficznych i ekonomicznych, choć z mojego osobistego punktu widzenia są one najmniej interesujące. Argument demograficzny jest taki, że kurczą się nasze rodzime zasoby osobowe. Już w tej chwili, gdyby nie pracownicy i pracowniczki najemni z zagranicy, brakowałoby rąk do wykonywania wielu prac. Wiedzą o tym doskonale rolnicy z Lubelszczyzny czy osoby prowadzące firmy budowlane. Argument demograficzny to również jeden z podstawowych powodów, dla którego tak bardzo inwestuje się w przyciąganie studentów i studentek zagranicznych – są jedynym ratunkiem dla lubelskich uczelni w czasach niżu demograficznego. Argument ekonomiczny to choćby fakt, że studenci i studentki zagraniczne zostawiają miesięcznie w Lublinie około 100 milionów złotych, i – cytując Mariusza Sagana, dyrektora Wydziału Strategii i Obsługi Inwestorów Urzędu Miasta Lublin - „są elementem stymulującym rozwój branży deweloperskiej zwiększają przychody sektora usług, w tym restauracyjnych”.
Z mojego punktu widzenia o wiele bardziej interesujące są nieco mniej mierzalne korzyści, jakie mamy z różnorodności. Nie od dziś wiadomo, że społeczności bardziej zróżnicowane są bardziej twórcze i innowacyjne. Program Miast Międzykulturowych Rady Europy, którego Lublin jest częścią od 2008 roku, posługuje się terminem przewaga dzięki różnorodności (diversity advantage). Zjawisko to jest świetnie opisane na poziomie organizacji (firmy prowadzące politykę zarządzania różnorodnością radzą sobie lepiej – osiągają większe zyski i są bardziej innowacyjne), ale też na poziomie miast. Wierzę też, że różnorodność zmusza do ciągłego rozwoju, który nie jest konieczny w społecznościach homogenicznych – tam reguły gry nie muszą podlegać ciągłej redefinicji.
Jaki cel ma projekt "Komunikacja dla Integracji"?
A. Sz-C.: – „Komunikacja dla Integracji” to projekt Rady Europy, do którego zaprosił 11 europejskich miast, w tym Lublin. Przez rok budowaliśmy naszą własną, lubelską „politykę antyplotkową” - badając plotki na temat cudzoziemców i cudzoziemek, tropiąc fakty, przygotowując agentów i agentki antyplotkowe oraz szereg wydarzeń o tematyce społeczno-kulturalnej. Dzięki Sieci Lokalnej, złożonej z przedstawicieli/ek lokalnych instytucji i organizacji oraz osób zainteresowanych tematem, udała nam się organizacja Punktu Wymiany Plotek czy Warsztatów Medialnych „Lubelskie Plotkojady”, w ramach których powstały genialne krótkie filmy promujące różnrodność. Zapraszam na stronę stopplotkom.lublin.eu i na Facebook Lublin dla Wszystkich po wiecej!
Anna Szadkowska-Ciężka – koordynatorka projektu „Komunikacja dla Integracji”, psycholożka, trenerka. Do Lublina przyjechała na studia i tu została.