10 września, Pracownia Duży Pokój, spotkanie i dyskusja w ramach Tygodnia Obywatelskiego; o tym kim są warszawiacy, jacy są i co świadczy o ich wyjątkowości.
Rozmowę rozpoczyna jednak pytanie nie o to, kto i dlaczego mieszka w Warszawie, ale co realnie znaczy słowo „mieszkać”. Pozornie błahe, zarysowuje wkrótce główną oś dyskusji. Bo jeśli „mieszkać” w mieście to znaczy identyfikować się i działać w nim, to czy nie jest ono integralnym składnikiem tożsamości jej mieszkańca? Co budowałoby wtedy tę część tożsamości? Zgromadzeni szukają odpowiedzi.
Historia? Warszawę po 1945 w niewielkiej mierze zamieszkują ludzie związani z nią przed wojną. Najczęściej jest to ludność napływowa, robotnicy pracujący przy odbudowie, czy przesiedleńcy. Nowa władza, brak samorządu, przemieszanie kulturowe wywołuje nieodwracalną zmianę w strukturze miasta i jego tkance. Czuć nostalgię za międzywojenną „warszawskością”, za powrotem do korzeni. Pytanie, nienowe, o to, co by było gdyby to inni ludzie zarządzali Warszawą po wojnie, tym razem pozostaje chyba nietrafione. Martyna Obarska punktuje warszawską traumę i równoczesną gloryfikację 20-lecia międzywojennego.” Mieszczaństwo i miejski styl życia nie są przed wojną dobrze wykształcone, panuje raczej ziemiańskość”, uważa. Tym samym niejasna jest rola świadomości historycznej w kształtowaniu miejskiej tożsamości. Pokazuje to choćby stosunek do Powstania Warszawskiego, dla niektórych istota bycia Warszawiakiem, dla innych element narodowej, a może bardziej lokalnej, warszawskiej mitologii.
Dzielnica? Być może człowiek w Warszawie nowy (ale niekoniecznie) wrasta w miasto właśnie poprzez dzielnicę; stając się częścią jej społeczności zaczyna się z nią utożsamiać. Istnieje przecież ogromne zainteresowanie historią poszczególnych dystryktów. Ujawniają się Żoliborzanie, trwa dyskusja o prawdziwym, nie wyobrażonym, obrazie dzielnicy. To nieprawda, że wszyscy mają tam poczucie sąsiedzkiej więzi i konieczności „współtworzenia” Żoliborza.
Oferta? Miasto daje każdemu szereg możliwości: miejsce rozwoju, pracy, rozrywki, nawet miejsce parkingowe. Co dostaje w zamian? Jaką ofertę ma dla miasta przybysz, imigrant? Jeśli Warszawiaka definiować można poprzez płacenie podatków, stałe zamieszkanie, korzenie, to tych „prawdziwych” może zostać niewielu. Oponuje, wydawałoby się, modelowy „niewarszawiak”. Od sześciu lat w stolicy, zostawia tu co najwyżej podatek VAT, rodzina zmienia miasto zamieszkania co pokolenie. Ale jest aktywny. Działa na rzecz dzieci w trudnej sytuacji rodzinnej i materialnej, z trudniejszym startem w dorosłe życie. Czy może nazwać się warszawiakiem?
Życzliwość? Kultura popularna? „To nie takie trudne, nie pluć na miasto, w którym się mieszka i z którego się jest (nie trzeba się w nim urodzić, żeby tak było). Prawdziwy Warszawiak nie będzie tego robił”, uważa uczestniczka rozmowy. Poza tym coraz więcej młodych ludzi zainteresowanych jest warszawskim folklorem, lansuje się stolicę i jej tradycje, to jest przecież lwia część warszawskiej tożsamości. Ale znowu, czy to znaczy, że miasto musi się podobać? Czy niechęć i sceptycyzm odbierają legitymację Warszawiaka?
Myślę, że dobrym podsumowaniem dla tych rozważań może być wypowiedź jednego z uczestników spotkania: „Warszawa już od czasów carskich była po pierwsze centrum administracyjnym kraju, po drugie miejscem, gdzie znajdowało się najwięcej wyższych uczelni. Przybywanie do stolicy w celach zarobkowych i edukacyjnych nie jest zjawiskiem nowym. Większość moich szkolnych znajomych to byli ludzie, którzy nie mieli przedwojennych korzeni, ich rodzice przyjeżdżali w latach 60/70. do Warszawy na studia. Warszawę tworzą ludzie, którzy razem z nią dojrzewają, którzy asymilują się z miejską tkanką i w niej wychowują swoje dzieci”.
Należałoby zatem zadać pytanie nie o to, skąd się wzięli warszawiacy, a czyje jest miasto Warszawa i czy warto rozbijać tożsamość warszawiaków na jakieś kryteria. Próba wyznaczenia takich cech wydaje mi się nieudana, dlatego w ocenienie mieszkańców Warszawy i ich „warszawskości” zgadzam się z przedmówcą.