Z Ewą Stoecker z Towarzystwa Edukacji Antydyskryminacyjnej rozmawiamy o tym, co robić, by Polska była dobrym domem dla uchodźców – również dla tych najmłodszych. Jak się okazuje, Polska nadal nie ma tutaj idealnych rozwiązań. A młode pokolenie ma już pierwsze doświadczenie integracji – szkoły w regionie województwa lubelskiego przyjęły uczniów z Czeczenii.
Marcel Wandas: – Ostatnio widać wyraźny wzrost niechęci do muzułmanów, co odbija się przede wszystkim na poziomie dyskusji w Internecie. Dotyczy to również uczniów?
Ewa Stoecker: – W Polsce mamy do czynienia z mową nienawiści przede wszystkim w stosunku do osób nieheteroseksualnych, ale też czarnoskórych, Romów, muzułmanów i Ukraińców. I teraz ten uchodźczy wątek w tych ostatnich dwóch przypadkach jest bardzo obecny, rzeczywiście to się nasiliło. Szczególnie odkąd media są pełne doniesień o uchodźcach właśnie. Osobiście najczęściej ostatnio spotykam się z mową nienawiści pod adresem muzułmanów. Powstał zlepek „muzułmanin-terrorysta”. To jest wyjątkowo niebezpieczne, ponieważ nie jest zakorzenione w wiedzy. Z jednej strony Polacy często nie wiedzą nic o samej mowie nienawiści i jej granicach. Z drugiej brakuje wiedzy o sytuacji Syryjczyków i innych narodów, które przybywają teraz do Europy.
No, ale przecież są memy, które powiedzą wszystko i które są łatwe w odbiorze, za pomocą których można przekazać naszą wizję rzeczywistości w atrakcyjny sposób. I nieważne, czy ona jest prawdziwa.
E.S: – To jest jedno z wyzwań naszych czasów. Wiedzę dzisiaj tworzy każdy, kto potrafi zrobić mema. Ta forma komunikacji rzeczywiście sprawdza się jako ta najbardziej chwytliwa, przegrywają z tym opasłe raporty wysokiego komisarza ds. uchodźców.
Czy można zrobić, by te memy opierały się na informacjach? Można przeciwstawić się fali hejtu?
E.S: – Od jakiegoś czasu obserwuję taką falę obrazków, które próbują stawać w opozycji do tej fali hejtu. Kiedyś, już bardzo dawno temu, powstał mem z napisem „Kupując kebaba, osiedlasz Araba”. I teraz powstają kolejne parodie.
Kupując krupnioka osiedlasz Ślązoka!
E.S: – No właśnie! Być może to jest jakaś odpowiedź, prześmiewcza, ale jednak. Natomiast nie niesie ona niestety ze sobą żadnych informacji. Mam więc poczucie, że trzeba działać na dwóch frontach. Z jednej strony sięgać po narzędzia, które trafiają do młodego pokolenia, które to młode pokolenie rozumie.
Z drugiej jednak wydaje mi się, że nie wystarczy odbić piłeczkę. Trzeba wprost powiedzieć młodym ludziom o tym, że nie należy się bać każdej osoby, która szuka u nas schronienia. To jest wysiłek, który musimy podjąć. Ostatnio wiele polskich mediów przyłączyło się do wspólnej akcji informacyjnej o kryzysie uchodźczym. To nie była akcja skierowana tylko do młodych ludzi, ale myślę, że to dobry trop.
Jak Pani patrzy na ewentualne pojawienie się dzieci uchodźców w polskich szkołach? Czy to będzie zderzenie kultur, które wywoła skrajne reakcje? Czy ta mowa nienawiści, która teraz pojawia się na profilach społecznościowych polskich nastolatków, może przerodzić się w czyny?
E.S: – Muszę wyjaśnić, że w polskich szkołach są już takie dzieci, ponieważ w ostatnich latach przyjechała do nas spora grupa uchodźców z Czeczenii. Prowadziliśmy badania w tych placówkach. I to rzeczywiście jest ogromne wyzwanie dla szkoły, żeby takie dziecko mogło się zintegrować, odnaleźć i dobrze czuć w nowych środowisku. Ta odpowiedzialność spoczywa na rówieśnikach, rodzicach i kadrze.
Wszyscy, łącznie z lokalną społecznością, powinni być do tego przygotowani do tego, by takie dziecko wspierać. Musimy sobie zdać sprawę z tej odpowiedzialności, my, Polacy, jako grupa większościowa. O tym, jak będzie wyglądało życie tych osób w naszym kraju zależy właśnie od nas. To my determinujemy stosunki społeczne, mamy władzę, która pozwala na wyciągnięcie ręki. Więc na pewno już teraz powinniśmy o tym rozmawiać i sądzę, że szkoła jest dobrym miejscem na rozpoczęcie takiego dialogu.
A w przypadku tych szkól, które mają wśród swoich uczniów imigrantów i uchodźców – jak to wygląda?
E.S: – Podczas naszych badań zdecydowanie widać było, że dzieci uchodźcze nie są zintegrowane – nie lubię słowa asymilacja. Zdecydowanie jest z tym problem, ale wiem też, z czego to się bierze. Takie szkoły powinny mieć wsparcie. I mówię tutaj o personelu – asystentach międzykulturowych, którzy pomogą w integracji takich uczniów. Te dzieci często w momencie rozpoczęcia nauki nie mówią po polsku. Ta bariera jest tak ogromna, że zanim zdążą się nauczyć porozumiewania się, rówieśnicy im odskakują w rozwoju intelektualnym, społecznym. Taki dystans jest potem bardzo trudny do nadrobienia. I mówię tutaj tylko o języku. Są jednak i inne różnice. Na przykład sposób ubierania się, zwyczaje religijne.
Jest jednak wiele organizacji pozarządowych, które pomagają w takich sytuacjach. Wśród nich jest między innymi Fundacja Różnorodności Społecznej, która wspiera szkoły, zajmując się ich indywidualnymi przypadkami. Wśród działań, które oferują NGO jest na przykład opracowanie planu działań, kodeksu etycznego. Chodzi o to, by stworzyć taką szkołę, w której każdy uczeń i każda uczennica mogą się dobrze czuć.