Gdy obostrzenia zaczynały być powoli łagodzone, zastanawialiśmy się, jak to jest, że dla kempingów, schronisk, baz namiotowych czy nawet hoteli nic się nie zmienia, za to spokojnie można już organizować wesela na 150 osób i to w zasadzie bez żadnych obostrzeń – mówi Adrian Dudziak, prezes Studenckiego Koła Przewodników Górskich w Krakowie.
Pandemia koronawirusa i związane z nią obostrzenia uderzyły w wiele organizacji pozarządowych. Najbardziej te, w których kontakt z drugim człowiekiem jest koniecznością, a większości działań nie da się przenieść do Internetu. Do takich NGO z pewnością można zaliczyć Studenckie Koło Przewodników Górskich w Krakowie. Organizuje ono wyjazdy w góry dla ludzi, którzy chcieliby odbyć wyprawę z przewodnikiem i dowiedzieć się czegoś więcej o odwiedzanym miejscu, prowadzi kursy przewodnickie oraz kieruje aż trzema baza namiotowymi, gdzie każdy może przyjechać, rozbić obozowisko, a następnie wybrać się na trekking.
Gdy w Polsce nastąpił lockdown, z obszarów tych w szybkim tempie udało się przywrócić tylko wykłady na kursach przewodnickich, które robione były w formie online. W pozostałych przypadkach od marca do czerwca nie można było robić zupełnie nic. Trzeba też było odwołać imprezę o nazwie Korona Pogórzy, która była zaplanowana na koniec marca. Na szczęście nie doszło do sytuacji, gdy turyści mieli pretensje o odwołanie wyjazdów z przewodnikiem, gdyż plany na nie dopiero kiełkowały, łatwo je było zatem zawiesić.
Zapytany o opinię na temat skali obostrzeń, Adrian Dudziak, prezes Studenckiego Koła Przewodników Górskich w Krakowie, mówi, że można zrozumieć początkowe zdecydowane działania rządu. LIczba informacji była ograniczona, prawie wszędzie na świecie robiono podobne rzeczy. Nawet jeśli z obecnej perspektywy ocenia się je jako przesadne, to trudno mieć o to pretensje. To się jednak zmieniło.
– Potem faktycznie można było odnieść wrażenie, że część decyzji było wprowadzanych z niejasnych pobudek, jak chociażby zakaz wstępu do lasu. Zagrożenie oczywiście wciąż istniało, ale nie ma co się dziwić, że ludzie byli coraz mocniej zdezorientowani. Tym bardziej, że zabrakło jasnych komunikatów. Gdy obostrzenia zaczynały być powoli łagodzone, sami zastanawialiśmy się, jak to jest, że dla kempingów, schronisk, baz namiotowych czy nawet hoteli nic się nie zmienia, za to spokojnie można już organizować wesela na 150 osób i to w zasadzie bez żadnych obostrzeń – wspomina Adrian Dudziak.
Trudno się dziwić, że w związku z tego typu absurdami oraz wciąż dość surowymi wytycznymi związanymi z kwestiami sanitarnymi, Studenckie Koło Przewodników Górskich wróciło do organizowania wyjazdów dopiero od czerwca. A i one na razie przeznaczone są tylko dla członków organizacji, wciąż są obawy, czy można bezpiecznie zapraszać osoby z zewnątrz.
Wyzwania związane z bazami namiotowymi
Jednym z ważniejszych działań Studenckiego Koła Przewodników Górskich w Krakowie są wspomniane bazy namiotowe, prowadzone na zasadach wolontariatu. Kwestia tego, czy je rozbijać także pojawiła się w czerwcu. Jak mówi Adrian Dudziak, temat dotyczył całego środowiska studenckiego przewodnictwa górskiego. Inne zaprzyjaźnione koła – z Gliwic, Katowic, Łodzi, Lublina, Rzeszowa, Warszawy – także bardzo długo zastanawiały się, czy uruchamiać bazy. Zielonym światłem było pojawienie się wytycznych dla kempingów oraz zmniejszenie obostrzeń związanych z gromadzeniem się ludzi. Większość organizacji zdecydowała się otworzyć przynajmniej część baz.
Nie wszystkie jednak działają. Studenckie Koło Przewodników Górskich w Krakowie postanowiło uruchomić wyłącznie bazę na Gorcu, nie odważyło się zrobić tego samego w przypadku Lubania i Radocyny. Była to trudna decyzja, na którą wpływało zarówno to, czy da się dostosować do przepisów, ale też natężenie ruchu turystycznego. Na przykład na Lubaniu nie ma schroniska i tamtejsza baza w sezonie ma zawsze duże obłożenie.
– Dochodziły do nas słuchy, że wiele osób planuje przejść Główny Szlak Beskidzki i rzeczywiście ruch jest tam duży. Stąd obawa, że nie będziemy w stanie kontrolować, kto faktycznie przyszedł na bazę, a w razie jakichkolwiek problemów lub pojawienia się zagrożenia epidemicznego nie będziemy mogli skontaktować się ze wszystkimi, którzy nas odwiedzili. A to bardzo ważna kwestia. Podstawowym założeniem podczas uruchamiania bazy na Gorcu było prowadzenie ewidencji, by w razie czego wiadomo było, kogo należy poinformować o potencjalnym zakażeniu koronawirusem. Dlatego też wprowadziliśmy ograniczenie, że w ciągu doby w bazie nie może przebywać więcej niż pięćdziesiąt osób. Nie osiągnęliśmy jeszcze tego poziomu, ale to chyba kwestia czasu. Turystyka indywidualna ruszyła z kopyta – tłumaczy Adrian Dudziak.
Nadzieja na przyszłość
Bazy, jak co roku, będą funkcjonować do końca wakacji. Powstaje jednak pytanie o to, jak wyglądać będzie jesień. Jak przyznaje Adrian Dudziak są obawy, że każda działalność społeczna będzie wiązać się z ryzykiem wpadnięcia w wir kwarantanny. Tym bardziej, że pojawi się też grypa, więc mieszać się będą objawy różnych chorób, co tylko spotęguje chaos, a na więcej osób może zostać nałożony obowiązek izolacji.
Nie wiadomo więc na przykład, czy Studenckie Koło Przewodników Górskich w Krakowie będzie mogło nadal prowadzić charytatywne wycieczki dla dzieci znajdujących się w domach dziecka oraz pod opieką wyspecjalizowanych ośrodków adopcyjnych. Pod znakiem zapytania stoi też reaktywowany rok temu Rajd górski im. Włodzimierza Kulczyckiego. Planowanie jest tym trudniejsze, jeśli wiąże się z inwestycją funduszy, bo w przypadku konieczności odwołania czegoś po prostu się je straci.
Paradoksalnie jednak są też powody do tego, by w przyszłość patrzeć z optymizmem. Pojawiły się programy samorządowe – na poziomie zarówno miast, jak i województw – promujące krajową turystykę, sami ludzie zresztą też ruszyli w Polskę. Adrian Dudziak żywi nadzieję, że dzięki temu łatwiej, oby już w przyszłym roku, będzie wychodzić do ludzi z ofertą Studenckiego Koła Przewodników Górskich w Krakowie.
– Zainteresowanie zostało rozbudzone, więc poznawanie lokalnych – chociaż stojących często na światowym poziomie – atrakcji będzie łatwiejsze. A ponieważ w popularnych miejscach jest więcej ludzi, to szuka się też miejsc jeszcze nie odkrytych.
Mamy w związku z tym sporo pomysłów na wyjazdy i prezentowanie treści zarówno przyrodniczych, jak i kulturowych. Szczególnie ciekawa może być na przykład architektura drewniana południa Polski. Mam nadzieję, że uda się nam przebić przez tak zwaną turystyczną papkę i pokazać prawdziwy kontekst kulturowy i folklor wielu miejsc. To wszystko jest na wyciągnięcie ręki – podsumowuje Adrian Dudziak.
Źródło: informacja własna ngo.pl