Przeglądarka Internet Explorer, której używasz, uniemożliwia skorzystanie z większości funkcji portalu ngo.pl.
Aby mieć dostęp do wszystkich funkcji portalu ngo.pl, zmień przeglądarkę na inną (np. Chrome, Firefox, Safari, Opera, Edge).
ngo.pl używa plików cookies, żeby ułatwić Ci korzystanie z serwisuTen komunikat zniknie przy Twojej następnej wizycie.
Dowiedz się więcej o plikach cookies
Ochrona praw konsumentów, usługi publiczne, prawa pracownicze, ekologia, kultura, prawa cyfrowe – te i nie tylko te obszary działania organizacji pozarządowych mogą być dotknięte przez regulacje wynikające z Transatlantyckiego Porozumienia Handlowo-Inwestycyjnego (TTIP). Dlatego coraz więcej organizacji w Polsce i w Europie protestuje przeciw tej umowie i negocjacjom prowadzonym przez Unię Europejską i Stany Zjednoczone.
Magda Dobranowska-Wittels: – Na początek może wytłumacz, co się kryje pod skrótem TTIP?
Marcin Wojtalik, Instytut Globalnej Odpowiedzialności, inicjatywa "Uwaga TTIP": – TTIP to w tłumaczeniu na polski Transatlantyckie Porozumienie Handlowo-Inwestycyjne, znane także jako Transatlantyckie Porozumienie o Strefie Wolnego Handlu – TAFTA. Od półtora roku Unia Europejska i Stany Zjednoczone negocjują umowę, która nazywana jest największą umową handlową w historii. Rozmowy te przyciągają bardzo duże zainteresowanie w Europie, gdyż de facto nie jest to umowa handlowa, albo nie przede wszystkim handlowa, ale głównie ma ona zlikwidować tak zwane bariery pozataryfowe.
Reklama
To technokratyczne określenie oznacza wiele regulacji, które wprowadzają państwa, na przykład w Unii Europejskiej. Mogą one dotyczyć ochrony środowiska, ochrony praw konsumenta, standardów żywności, ograniczeń dotyczących produktów modyfikowanych genetycznie, praw pracowniczych i zasady pracy, praw cyfrowych związanych z użytkowaniem Internetu, czyli na przykład prawa do prywatności itd. Określenie „bariery pozataryfowe” usypia czujność polskiej opinii publicznej. Mówi się nam, że są negocjacje handlowe, handel międzynarodowy jest dobry, wszystkim nam się lepiej żyje, więc nie musimy się tym interesować. Ale jeśli przyjrzymy się dokładniej, to okazuje się, że umowa TTIP będzie dotyczyła większości aspektów życia w Europie.
Naprawdę może wpłynąć na nasze życie w odczuwalny sposób? Regulacji, które obowiązują w Stanach Zjednoczonych chyba nie można nam narzucić?
M.W.: – Negocjatorzy europejscy uspokajają, że nie dopuszczą do obniżenia standardów w Europie. Ponieważ, gdy porówna się na przykład standardy dotyczące pracy w Europie i w Stanach, to wiadomo, że w Europie mamy więcej urlopów, są większe wymogi w stosunku do pracodawców, aby zapewnili pracownikom różne świadczenia, bezpieczeństwo pracy jest na o wiele większym poziomie, są urlopy wychowawcze itd. Negocjatorzy mówią: „nie dopuścimy do obniżania tych standardów”. I mamy do wyboru: albo po prostu czekać i zobaczyć, czy faktycznie nie dopuścili, albo – wnioskując na podstawie innych negocjacji handlowych i ich skutków – jednak domagać się szerszej wiedzy o przebiegu rozmów.
Wiemy na przykład dokładnie, jakie skutki miała umowa NAFTA, czyli Północnoamerykańska Umowa Wolnego Handlu między Stanami Zjednoczonymi, Kanadą i Meksykiem. Generalnie miała negatywny wpływ na zwyczajnych obywateli, chociaż pod względem biznesowym dla wielu wielkich firm była opłacalna. Mamy za sobą wiele innych umów, które też były negocjowane w tajności, na przykład ACTA. W tym przypadku społeczeństwo na szczęście nie dopuściło do jej podpisania. Na tej podstawie wiele organizacji w Europie wychodzi z założenia, że nie można zaufać decydentom, którzy prowadzą tajne negocjacje.
Problem dotyczy, po pierwsze, treści tych porozumień, a po drugie, także sposobu, w jaki do tego się dochodzi?
M.W.: – Tak. Ten sposób wiele mówi. Gdyby nie było co ukrywać, to zapewne nie byłoby ukrywane. Tym bardziej, że w wielu krajach jest ogromny społeczny sprzeciw wobec tej umowy. To są naprawdę bardzo silne ruchy społeczno-obywatelsko-polityczne. To dotyczy demokracji w Europie, przejrzystości działania itd. Ale jest też warstwa dotycząca treści, tego, które europejskie standardy mogą być zagrożone.
Na przykład?
M.W.: – Opowiem o dwóch mechanizmach, które mogą spowodować, że europejskie regulacje mogą się zmienić. Pierwszy to arbitraż inwestycyjny, w skrócie ISDS, Investor State Dispute Settlement. To jest mechanizm, który daje zagranicznym inwestorom – podkreślam, tylko zagranicznym, polska firma w Polsce nie może z niego skorzystać – prawo do żądania odszkodowania od państwa, jeśli to państwo zrobiło coś, co zagroziło interesom inwestora. Przykład. Niemieckie miasto Hamburg wprowadziło wyższe standardy dotyczące czystości wody. I zostało z tego powodu zaskarżone przez szwedzką firmę Vattenfall, dlatego, że te wyższe standardy oznaczają dodatkowe koszty dla firmy.
To znaczy, że arbitraż inwestycyjny już obowiązuje w Europie?
M.W.: – Obowiązuje na dwóch zasadach. Po pierwsze, jest przewidziany w Europejskiej Karcie Energetycznej (Energy Charter Treaty), która dotyczy tylko sektora energetyki. Po drugie, są dwustronne umowy inwestycyjne pomiędzy poszczególnymi krajami, które były zawierane na początku lat 90. Wtedy na przykład Polska zabiegała o inwestycje i podpisała umowy, przewidujące arbitraż inwestycyjny zarówno ze Stanami Zjednoczonymi, jak i z krajami Europy Zachodniej. Podobnie jak szereg innych państw, późniejszych nowych członków UE. Wówczas byliśmy krajami drugiego świata. Na początku lat 90. była całkiem inna sytuacja, niż teraz. Na podstawie tych umów Polska jest już oskarżana. Najsłynniejsza sprawa związana była z konsorcjum Eureko. Przegrana kosztowała Polskę 9 miliardów złotych. Dla porównania, centralny odcinek metra warszawskiego kosztuje 4,5 miliarda.
Natomiast kraje Europy Zachodniej nie mają takich umów ze Stanami Zjednoczonymi. Duża aktywność organizacji pozarządowych w tych krajach wynika właśnie z tego, że wydaje im się kompletnie nie do zaakceptowania, aby amerykański inwestor pozywał jakiś kraj europejski za wprowadzenie pewnych uregulowań. W zachodnich krajach Unii Europejskiej jest ogromy sprzeciw. Pod Europejską Inicjatywą Obywatelską STOP TTIP podpisało się już milion trzysta tysięcy ludzi. W wielu krajach, w mediach ten temat nie schodzi z agendy. Protestują nie tylko organizacje, negatywnie wypowiadają się też poszczególne parlamenty. Kilka dni temu francuska izba wyższa przyjęła rezolucję, w której absolutnie nie zgadza się na arbitraż inwestycyjny w umowie ze Stanami Zjednoczonymi i z Kanadą. Kanclerz Austrii powiedziała, że nie dopuści do arbitrażu, nawet gdyby miała pójść do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości.
Arbitraż to jeden z mechanizmów, który może wpłynąć na nasze życie w Europie. A inne?
M.W.: – Drugi mechanizm to tak zwana Rada do spraw Współpracy Regulacyjnej. Jest to ciało, które ma być stworzone pomiędzy Komisją Europejską, reprezentującą Unię Europejską a Stanami Zjednoczonymi. Rada ta będzie oceniać wszystkie planowane ustawy, ale też już obowiązujące przepisy pod względem tego, czy są przyjazne dla "wolnego" handlu. I tylko pod tym kątem. Można sobie więc wyobrazić, że Europa chce jeszcze bardziej domknąć drzwi przed GMO albo chce jeszcze bardziej chronić prawo do prywatności. A to są kwestie forsowane przez amerykańskie korporacje. Wtedy Rada do spraw Współpracy Regulacyjnej stwierdza, że jest to niekorzystne dla wolnego handlu, ponieważ go ogranicza, ponieważ są to bariery pozataryfowe, więc proszą, aby takiego prawa nie przyjmować. Jest to oczywiście zaburzenie całego ładu demokratycznego w Europie. Mamy przecież parlamenty krajowe, mamy Parlament Europejski, jest podział władzy. A tutaj nagle powstaje ciało – bardzo przyjazne wielkiemu biznesowi i też bardzo przez ten przemysł pewnie będzie lobbowane – które, jeśli uzna, że coś jest nieprzyjazne wolnemu handlowi, to będzie mogła podjąć kroki, aby te regulacje powstrzymać lub zmienić.
Powiedziałeś, że pod protestami przeciwko negocjacjom i umowie podpisało się już ponad milion obywateli Unii Europejskiej. Jednak zwolennicy tego porozumienia podnoszą, że ponad 50% tych samych obywateli Unii Europejskiej jest jednak za tymi porozumieniami.
M.W.: – Tak. Czytałem dokładnie opracowanie Eurobarometru, w którym było zadane to pytanie. Ono brzmiało tak: „ Czy popiera Pan/Pani umowę handlowo-inwestycyjną pomiędzy Unią Europejską a Stanami Zjednoczonymi?”. Przytłaczająca większość ludzi zdroworozsądkowo może powiedzieć, że popiera. Dlaczego by nie? Gdybym nie wiedział, co jest w TTIP i jakie się z tym wiążą zagrożenia, też pewnie bym tak odpowiedział, bo dlaczego mielibyśmy nie popierać umowy handlowej, która ma być dla nas dobra. Zwolennicy TTIP posługują się wynikami badań opinii publicznej, żeby udowodnić, że Europejczycy popierają TTIP. Spróbujmy ocenić, ilu Polaków albo ile polskich organizacji pozarządowych w ogóle słyszało o TTIP, a przede wszystkim, czy słyszało czego dokładnie dotyczy ta umowa, co ona dla nas oznacza? Myślę, że bardzo, bardzo mała część.
To wynik też tego, że rozmowy dotyczące TTIP do tej pory były bardzo tajne. W tej chwili, pod naporem opinii publicznej, zostały nieco otwarte…
M.W.: – Nowa komisarz do spraw handlu, Cecilia Malmstroem, ma wyraźnie lepsze podejście do opinii publicznej niż jej poprzednik i rzeczywiście podejmuje pewne inicjatywy, aby tę przejrzystość zwiększyć. Powoli są publikowane kolejne dokumenty. Ale warto na to spojrzeć w szerszym kontekście. W ubiegłym roku dochodzenie w sprawie tajności TTIP podjęła europejska rzeczniczka praw obywatelskich, zaalarmowana przez organizacje pozarządowe. Dochodzenie to zakończyła w styczniu 2015 roku, dając konkretne rekomendacje, w 10 punktach. Skrótowo ująłbym to w ten sposób: wszystko, co absolutnie nie musi być tajne, powinno być jawne. A wyjątki powinny być merytorycznie uzasadnione. Oznacza to, że wszystkie dokumenty robocze, które krążą pomiędzy negocjatorami powinny być jawne. Rzecznika mówi także bardzo wyraźnie, że nawet sprzeciw ze strony Stanów Zjednoczonych co do publikacji jakiegoś dokumentu nie powinien być skuteczny, dopóki solidnie i w sposób przekonujący dla UE nie zostanie uzasadnione, dlaczego ten dokument ma być tajny. Dopiero wtedy może zostać utajniony.
Wracając do inicjatywy Cecili Malmstroem. Faktem jest, że w sumie kilkadziesiąt nowych dokumentów zostało ujawnionych. Ale ponieważ wiemy, że negocjacje toczą się od półtora roku, w każdej rundzie negocjacyjnej bierze udział co najmniej dwustu negocjatorów, a jest teraz ósma runda negocjacyjna, to wyobrażam sobie, że dokumentów powstało tysiące. Czyli uchylono nam tylko rąbek tajemnicy, ten fragment, który negocjatorzy postanowili odkryć. O ile więc pozytywnie należy odbierać działania nowej komisarz, to i tak jest to tylko mała kropla w morzu tajemnic.
Wspomniałeś, że w Niemczech czy we Francji temat TTIP jest nagłaśniany, obecny w mediach i w wypowiedziach polityków. W Polsce to tak nie wygląda. Dlaczego?
M.W.: – Jest to bardzo niepokojące. Polscy politycy nie odrobili pracy domowej. Nie wgłębili się wystarczająco w temat, żeby samodzielnie określić, jakie są interesy Polski, co jest ważne, a co nie, na czym można stracić, na czym można zyskać. Od większości polityków – nie wszystkich, bo niektórzy lepiej się orientują w sprawie – słyszymy tylko, że jest to umowa o strategicznym partnerstwie Europy ze Stanami Zjednoczonymi. Brzmi to ładnie i mało kto by się z tym nie zgodził. Gdy jednak popatrzymy na szczegóły, wiemy, że jest się czym niepokoić. Staram się czytać wszystko, co na ten temat publikuje się w polskiej prasie. Przeważająca część opracowań, artykułów, wywiadów jest bardzo powierzchowna. Trochę zaczyna się to zmieniać po debacie,zorganizowanej dwa tygodnie temu przez Biuro Informacyjne Parlamentu Europejskiego i Instytut Spraw Publicznych. Wielu dziennikarzom otworzyły się wówczas oczy. Zrozumieli, że trzeba o wiele głębiej pytać polityków o konkretne sprawy, a nie tylko przyjmować za dobrą monetę zapewnienia negocjatorów, że będzie dobrze, nie martwcie się, działamy w waszym interesie.
Z polskiej strony też ktoś bierze udział w negocjacjach?
M.W.: – Prawdopodobnie tylko pracownicy Komisji Europejskiej, którzy nie reprezentują Polski, tylko są po prosu Polakami. Tajność dotyczy większości osób, które są poza wąskim kręgiem negocjatorów. Nie wiemy dokładnie, ile wie polskie Ministerstwo Gospodarki. Marysia Świetlik, działaczka praw cyfrowych, na podstawie europejskiego prawa o dostępie do informacji publicznej zgłasza kolejne wnioski o udostępnienie korespondencji pomiędzy Komisją Europejską a Ministerstwem Gospodarki. Chce się dowiedzieć, jakie było w ogóle stanowisko Polski i na co zwracano uwagę. Zarówno nasze Ministerstwo Gospodarki, jak i Komisja Europejska odmówiły opublikowania tych informacji. Nie pokazały dosłownie żadnego dokumentu. To jest przykład, czego może się dowiedzieć obywatel, gdy naprawdę czymś się interesuje. Sprawa toczy się już około roku, weszła na drogę prawną, Marię wspiera w tym Sieć Obywatelska Watchdog Polska. Ale na razie nie przynosi to żadnego skutku. Nadal nie wiemy, jakie dane ma Ministerstwo Gospodarki, jakie stanowisko przedstawia w szczegółowych kwestiach, nie ma się tego jak dowiedzieć.
Dostępu do tych informacji nie mają także polscy posłowie czy senatorowie, ponieważ jest to w ogóle poza parlamentem krajowym. Do niedawna dostęp do tajnych dokumentów miało tylko dwudziestukilku europosłów. Teraz, w wyniku działania nowej komisarz, więcej europosłów zostało dopuszczonych do tych dokumentów. Wygląda to tak, że dokumenty są w zamkniętym pomieszczeniu, wchodząc do niego, trzeba oddać wszystkie długopisy, ołówki, aparaty telefoniczne, fotograficzne itd., podpisać deklarację, że zdaje sobie sprawę z tego, że są to tajne informacje, a ich ujawnienie tego grozi uszczerbkiem dla pozycji negocjacyjnej Europy. Europosłowie są cały czas pod nadzorem osób, które pilnują, czy posłowie mimo wszystko nie robią notatek.
Czy ktoś z polskich europosłów zabierał głos w tej sprawie?
M.W.: – Śledzimy to, co dzieje się w Parlamencie Europejskim. W Komisji ds. Handlu Międzynarodowego jest poseł Jarosław Wałęsa, który podczas ostatniej debaty w tejże Komisji wypowiadał się na temat TTIP. Bardzo aktywni są posłanka Danuta Hübner i poseł Michał Boni. W grudniu ubiegłego roku interpelację do Komisji Europejskiej zgłosiła posłanka Anna Fotyga z PiS-u, pytając o dwie rzeczy: o tajność negocjacji i o to, czy interesy krajów członkowskich Unii są faktycznie reprezentowane. Na razie nie ma odpowiedzi na jej zapytania. Parę dni temu poseł Michał Ujazdowski opublikował na Twitterze swoje pismo skierowane do Ministerstwa Gospodarki, w którym pyta między innymi, czy odbyły się konsultacje z organizacjami społecznymi. Odpowiedzieliśmy mu, też na Twitterze, aby porównał sobie notatkę ze spotkania konsultacyjnego dla organizacji pozarządowych, które się odbyło w maju ubiegłego roku, opublikowaną na stronie Ministerstwa Gospodarki z informacją z tego samego spotkania, która jest dostępna na naszej stronie. Ministerstwo Gospodarki napisało okrągłą, niewiele mówiącą notateczkę, że odbyło się spotkanie, że były jakieś głosy krytyczne, ale generalnie Polska ma takie stanowisko jakie ma i nie będzie go zmieniać. My napisaliśmy, jak ta debata przebiegała. 90% czasu, w którym mogliśmy się wypowiadać, krytykowaliśmy różne aspekty arbitrażu inwestycyjnego. Gdyby ktoś zawierzał notatce na stronie Ministerstwa Gospodarki, to by myślał, że polskie organizacje może mają lekkie wątpliwości, ale generalnie wszystko jest ok.
To znaczy, że były jakieś spotkania z organizacjami na ten temat?
M.W.: – Tak, było kilka spotkań: na temat mechanizmu ISDS, na temat usług w umowie TTIP i analogicznej, równolegle negocjowanej umowie TiSA, Trade in Services Agreement. A na początku ubiegłego roku było też spotkanie na temat praw cyfrowych. Organizacje pozarządowe odgrywają coraz większą rolę. Do tej pory 56 polskich organizacji podpisało się pod naszym wspólnym stanowiskiem, które stworzyliśmy na podstawie tekstu przygotowanego przez organizacje europejskie. Podpisy zbieramy nadal. Stanowisko nazywa się „Uwaga TTIP” i pod takim adresem można je znaleźć w sieci (uwagattip.pl). Zwracamy w nim uwagę właśnie na te rzeczy, o których mówiłem: tajność, arbitraż inwestycyjny, rada regulacyjna.
Czy Twoim zdaniem te regulacje mogą wpływać także na prace polskich organizacji?
M.W.: – Zależy czym się zajmują. Jeśli ochroną konsumentów czy na przykład żywnością to inaczej to wpłynie, niż na te, które działają w sferze praw cyfrowych czy usług publicznych. Wszystkie te sektory będą jakoś dotknięte przez TTIP, chociaż teraz nie wiadomo jak, ponieważ jest to tajne.
Weźmy na przykład usługi publiczne.
M.W.: – Tutaj można podać przykład Wielkiej Brytanii, gdzie główna siła sprzeciwu wobec TTIP odnosi się do prywatyzacji służby zdrowia. Wielu Brytyjczyków obawia się, że ich obecny rząd chce sprywatyzować National Health Service, czyli służbę zdrowia, a TTIP zabetonuje ten stan na zawsze. Nie będzie można już renacjonalizować, ponieważ będzie to wbrew interesom korporacji. Jest obawa, że bardzo mocny sektor firm komercyjnych zajmujących się ochroną zdrowia w Stanach Zjednoczonych wejdzie do Wielkiej Brytanii i wykosi stamtąd wszystkich do tej pory najważniejszych graczy. I już tam na zawsze zostanie. Jeśli więc chodzi o sprawy związane z opieką społeczną czy służbą zdrowia, to wydaje mi się, że warto zainteresować się tym, co mówią brytyjskie organizacje pozarządowe.
Ekologia?
M.W.: – Podałem już przykład pozwu przeciwko Niemcom. Takie sytuacje mogą się stać powszechne. Jeśli chodzi o organizacje ekologiczne, to jest kilka nurtów. Część tych organizacji zwraca uwagę na możliwość dopuszczenia o wiele większej ilości pestycydów. Niedawno główne organizacje zajmujące się tym tematem w Europie opublikowały raport, w którym pokazują, że amerykańskie regulacje dotyczące pestycydów będą mocno wpływały na to, co się dzieje w Europie. Inna rzecz to zmiany klimatyczne. Jest to związane ze spodziewanymi zmianami na rynku energii, które wejdą wraz z TTIP. Ma być poluzowany rynek energii. Co ciekawe, ten argument jest też wykorzystywany przez niektórych polskich zwolenników TTIP. Europa ma mieć lepszy dostęp do ziemnego gazu skroplonego ze Stanów Zjednoczonych. Jest on tam o wiele tańszy. Organizacje pozarządowe obawiają się, że całe TTIP wpłynie na znaczne zwiększenie zużycia środowiska, emisję dwutlenku węgla itd. Właśnie poprzez łatwiejszy dostęp do taniej energii. Nie trzeba będzie oszczędzać, wprowadzać odnawialnych źródeł energii, bo paliwa kopalne będą bardziej dostępne. Są też organizacje zwracające uwagę na zagrożenia wynikające z wydobycia gazu łupkowego. Polscy zwolennicy TTIP mają nadzieję, że ponieważ w Stanach jest to bardzo rozwinięty przemysł, to TTIP pomoże wprowadzić tę technologie w Polsce.
A kultura?
M.W.: – Nie jestem specjalistą od tej sfery działań organizacji, ale na przykład w ubiegłym roku Główne Zgromadzenie Instytutu Goethego w Niemczech wydało swoje jasne stanowisko przeciwko TTIP. Napisali, że ich zdaniem TTIP dąży do kompletnego skomercjalizowania kultury, a kultura jest dobrem publicznym i nie powinna działać wyłącznie na zasadach rynkowych. Znowu wiemy, że podejście w Stanach Zjednoczonych jest inne, kultura jest tam domeną całkowicie prywatną, w którą państwo nie ingeruje. W Europie jest inaczej. Pewien wyjątek został zrobiony dla produkcji audiowizualnej, gdzie z góry – z powodu zdecydowanego stanowiska Francji – w umowie z Kanadą zostało zapisane, że ta gałąź jest wyłączona spod jurysdykcji TTIP. Ale wszystkie inne obszary działalności kulturalnej są otwarte. Ogólnie zagrożenie jest takie, że ingerencja czyli na przykład wspieranie przez państwo kultury może być zaskarżone przez prywatne firmy, dla których to jest ograniczenie zysków.
Jakie organizacje do tej pory interesowały się TTIP?
M.W.: – Te zajmujące się pomocą rozwojową i sprawiedliwym handlem. To też jest kolejny wątek. Jeśli TTIP ma skutkować większą wymianą handlową pomiędzy Stanami a Europą, to znaczy, że eksport krajów, które wysyłają swoje produkty do Stanów lub też do Europy, zostanie zastąpiony wymianą wewnętrzną. Weźmy na przykład cukier produkowany w Tanzanii. Tanzania należy do grupy krajów najuboższych na świecie, Least Developed Countries, ma zerowe stawki celne na eksport cukru, więc wszystko, co wyprodukuje może drożej sprzedawać w Europie. Za to sama importuje cukier z Brazylii, który jest tam jeszcze tańszy. I na tym zarabia. Efekt uboczny ściślejszych kontaktów handlowych między Europą a Stanami będzie taki na przykład, że Tanzańczycy nie będą mogli tyle eksportować do Europy, na czym stracą. Są różne prognozy ekonomiczne dotyczące tych problemów. Organizacja zajmujące się sprawiedliwym handlem protestują, ponieważ wiadomo, że przez intensyfikację wymiany transatlantyckiej o wiele trudniej będzie krajom biedniejszym.
20 lutego organizujecie konferencję poświęconą TTIP, skierowaną właśnie do organizacji.
M.W.: - Tak, 20 lutego 2015 roku w Centrum Konferencyjnym Zielna od 10 do 16 zapraszamy na konferencję „Uwaga TTIP”. Pierwsza część to będzie debata panelowa z udziałem decydentów. Zapowiedzieli się już europosłowie, przedstawiciele Ministerstwa Gospodarki, także ludzie ze świata nauki. Mam nadzieję, że będzie bardzo ciekawie. Druga część to równoległe warsztaty planistyczne: jeden o współpracy z europarlamentarzystami, drugi o zbieraniu podpisów pod Europejską Inicjatywą Obywatelską i o Światowym Dniu Akcji w sprawie umów handlowych. Taki dzień będzie 18 kwietnia i chcemy coś na tę okazję wspólnie przygotować. Trzecia część konferencji to będzie narada strategiczna, tylko i wyłącznie dla organizacji, które podpisały apel dostępny na stronie uwagattip.pl. Można go jeszcze podpisać, szybko się zarejestrować i wtedy będzie można uczestniczyć w tej naradzie. Liczymy na kilkadziesiąt organizacji.
Teksty opublikowane na portalu prezentują wyłącznie poglądy ich Autorów i Autorek i nie należy ich utożsamiać z poglądami redakcji. Podobnie opinie, komentarze wyrażane w publikowanych artykułach nie odzwierciedlają poglądów redakcji i wydawcy, a mają charakter informacyjny.