Ze społeczeństwem obywatelskim jest jak z angielskim trawnikiem. Żeby wyhodować, wystarczy podlewać i strzyc. Ale przez 300 lat – pisze w Gazecie Wyborczej Rafał Szymczak z agencji Profile.
Duże zmiany społeczne, także takie, o które Agnieszka Graff zabiega, zajmują trochę czasu – zauważa Rafał Szymczak, ale dodaje: nie oznacza to jednak, że nie należy krytykować obecnego stanu społeczeństwa obywatelskiego.
Jego zdaniem zasadniczym problemem, na jaki napotyka budowa społeczeństwa obywatelskiego Polsce jest bardzo niski poziom zaufania do innych: „Wiadomo nawet, kiedy to zaufanie tracimy - wśród 12-latków odsetek "ufających" jest czterokrotnie wyższy niż wśród 18-latków. Trudno robi się cokolwiek wspólnie (także pozarządowo), jeśli innym się nie ufa (poza najbliższą rodziną). Dodać do tego należy bardzo niski poziom kooperatywności i gotowości do kompromisu - raczej zachowujemy się zgodnie z zasadą "wszystko albo nic". Widać to także na przykładzie III sektora.”
Najbardziej jednak drażniący w organizacjach pozarządowych jest pewien rodzaj misjonarstwa: „Nie chodzi mi bynajmniej o silną wiarę w słuszność własnych poglądów i sens własnego działania, lecz o manierę, w której własna szlachetność zwalnia z przestrzegania dość podstawowych zasad dobrej roboty: rozliczania się z pieniędzy, pracowitości, porządku w papierach, krytycznego przewidywania skutków własnego działania. W pewnym sensie w tym problemie mieści się też łatwość w chodzeniu na kompromis ze swoimi ideami dla zdobycia pieniędzy (skoro jesteśmy uświęceni naszą szlachetną intencją). W tej chwili - głównie ze źródeł europejskich, co przerabia działaczy w biurokratów. Trzeba nauczyć się grant rozliczyć, w czym całkowicie zgadzam się z Adamem Bodnarem i Jackiem Kucharczykiem.”