Kilka złamanych nóg, parę zasłabnięć i jedne wybite zęby podczas potańcówek. Spektakle, koncerty, wystawy, pokazy mody i kabarety. Tak się bawią seniorzy podczas swoich Juwenaliów.
Zobacz więcej zdjęć >>
Na pytanie, od kiedy zajmuje się pracą z seniorami, Bartłomiej Włodkowski z Fundacji AVE odpowiada wprost: – Od dziecka. Zawsze lepiej dogadywałem się z osobami starszymi niż rówieśnikami. W wieku piętnastu lat zacząłem prowadzić kościelny chór, który składał się z seniorów. Obecnie prowadzę dwa chóry seniora.
Organizuje także Juwenalia III wieku. W zeszłym roku już po raz szósty.
Wewnątrz nawiasu
A edycja była to wyjątkowa. Po raz pierwszy odbywała się równolegle na dwóch scenach i to nie byle gdzie, bo w trzeciej co do wielkości sali teatralnej w Warszawie, w Teatrze Palladium. Jak mówi Włodkowski, to już nie jest, jak dotąd, „jakiś dom kultury na peryferiach Warszawy” (których sale widowiskowe mieszczą po czterysta osób), tylko prawdziwy teatr w centralnym punkcie stolicy. A to ma znaczenie. Tak samo jak to, że jest to jedyny ogólnokrajowy (a także międzynarodowy) festiwal seniorów w Polsce. I chociaż na widowni zasiąść mogło prawie tysiąc widzów, to i tak niektóre grupy dostawały jedynie po dwie wejściówki na konkretne występy. Takie było zainteresowanie.
– Gdyby była możliwość zorganizowania Juwenaliów w Sali Kongresowej, to chętnie byśmy ją wzięli, ale ograniczają nas koszty – mówi Włodkowski.
– Jak znam pana Bartka, to i wynajęcie Kongresowej jest możliwe – śmieje się pani Taisa Katner, seniorka-wolontariuszka, która jest jedną z konferansjerek podczas imprezy. – Powiem panu taką rzecz. My byśmy z własnej woli nie wpadły na pomysł, żeby być wolontariuszkami. Ale pan Bartek ma niezwykły dar zauważania w ludziach tego, w czym też mogą się przysłużyć oraz angażowania ich w różne przedsięwzięcia. Kto żyw, kto tylko może, to idzie i go wspiera.
Wśród wolontariuszy nie brakuje ani seniorów, ani młodzieży, z którą na co dzień pracuje Fundacja AVE, dzięki czemu, jak mówi pani Taisa, seniorzy nie są stawiani poza nawiasem. Pani Wanda Gołębiowska, jedna z koordynatorek Juwenaliów, mówi: – Pan Bartek nas jednoczy, tę młodzież z nami, mamy z nimi bardzo dobre kontakty.
Festiwal pęczniejący
Wróćmy jednak do początków. Wszystko zaczęło się, jak to często, od obserwacji. Jakiej? – Pomysły na edukację kulturalną seniorów często nie idą w parze z jakością działań. Jasne, cieszymy się, że starsi ludzie w ogóle coś robią, że wyjdą na scenę, że zaśpiewają, ale doszedłem do wniosku, że warto zrobić coś, co będzie ich inspirować do jeszcze większej pracy, co im uświadomi, że po sześćdziesiątce można się jeszcze nauczyć poprawnie śpiewać i wykonywać zróżnicowany repertuar, a nie tylko piosenki biesiadne i retro. W tym tkwi potencjał – przekonuje Włodkowski.
Potencjał ten dostrzegł głównie w Uniwersytetach Trzeciego Wieku, które – skoro świetnie propagują wiedzę w różnych dziedzinach – mogą być także nośnikiem dobrych wzorców w ramach edukacji kulturalnej. I to się udaje. Poziom prezentacji z roku na rok znacząco wzrasta.
Potem przyszła refleksja, że skoro Uniwersytety, to przecież muszą być i Juwenalia.
Pierwsza edycja miała charakter stricte muzyczny, ale już wtedy zaczęła integrować całą Polskę – zgłosiło się pięćdziesiąt UTW z różnych miejsc kraju. Okazało się, że jest potrzeba ogólnopolskiego festiwalu, znalazło się ujście dla entuzjazmu i spontaniczności seniorów.
– Zdecydowaliśmy się na kolejne edycje i z roku na roku, z inicjatywy samych seniorów, Juwenalia zaczęły pęcznieć, aż rozrosły się do festiwalu interdyscyplinarnego – mówi Włodkowski.
Dziś na Juwenalia składają się występy muzyczne, taneczne, teatralne, wernisaż prac plastycznych, konkurs literacki, pokazy filmów i wystawy zdjęć. By zachować edukacyjny charakter imprezy, organizowane są również warsztaty i konsultacje z jurorami – kompozytorami i aktorami. Budżet nagród też nie jest mały – wyniósł 50 tysięcy złotych, za które wyróżnione grupy mogły kupić potrzebne sobie sprzęty.
Oswoić starość
Ale najważniejszy jest entuzjazm i żywiołowość artystów oraz publiki.
Pani Taisa: – Ileż to trzeba mądrego spojrzenia na siebie, na swój wiek, żeby wyjść w kusych spódniczkach i wydekoltowanych bluzkach na scenę i wykonywać hawajskie tańce… Nie płaczemy, że jesteśmy starzy, choć na co dzień starość ogromnie nam dokucza. Mimo to potrafimy się świetnie bawić, to jest nie do wiary, jak starzy ludzie potrafią się bawić…!
Pani Wanda: – To naprawdę wielkie święto.
Pani Teresa Witanowska, konferansjerka i solistka (wyśpiewała już dwadzieścia nagród na różnych konkursach i festiwalach): – Jakby popatrzyła na nas młodzież, to miałaby się czego od nas nauczyć: jak się bawić bez dodatkowych podniet. Podnieca nas samo to, co robimy: muzyka i świętowanie, to jest nasza euforia.
Właśnie, młodzi. Jak przekonuje Włodkowski, Juwenalia są też adresowane do ludzi w średnim wieku i młodzieży. Już dziś organizatorzy myślą nad tym, jak zwiększyć udział młodszych widzów wśród publiczności. Żeby mogli zobaczyć, jak starzeć się pięknie. By oswoić starość.
Od paru lat na festiwalu zaczęły też pojawiać się grupy międzypokoleniowe. – To pokazuje, że w różnych organizacjach seniorskich ten proces odbudowywania więzi międzypokoleniowych trwa. Podczas Juwenaliów było widać nić przyjaźni między tymi ludźmi: na scenie i za kulisami.
Pierwszy raz w stolicy
Z tego zakulisowego, technicznego punktu widzenia Juwenalia to olbrzymie przedsięwzięcie organizacyjno-logistyczne, angażujące kilkudziesięciu wolontariuszy. Opłacenie przyjazdu do Warszawy i dwóch noclegów w stolicy przekracza możliwości finansowe wielu grup z Polski, wobec czego organizatorzy muszą znaleźć też sposób na dofinansowanie udziału wielu zespołów. Ale warto.
– Dla bardzo wielu uniwersytetów z mniejszych miejscowości, które mają znacznie mniej możliwości korzystania z kultury w ogóle, w aspekcie warsztatowym i koncertowym, szansa udziału w takiej imprezie, a więc zaprezentowania się na forum całej Polski, skonfrontowania swoich umiejętności i doświadczeń, ma olbrzymie znaczenie – przekonuje Włodkowski, przywołując przykłady grup, dla których przyjazd na Juwenalia był pierwszą wizytą w Warszawie w długim życiu ich członków. Po stolicy oprowadzają ich zaś młodzieżowi wolontariusze.
Kontakty nawiązane podczas festiwalu procentują także później, gdy grupy seniorskie podejmują wspólne przedsięwzięcia w ciągu roku. W efekcie daje to wielu seniorom unikalną szansę na regularne wyjazdy, występy i poznawanie Polski.
Uciec z domu
Dla wielu grup Juwenalia są także okazją do spotkania twarzą z twarz z artystą z czasów młodości. Każdej edycji towarzyszy koncert gwiazdy. Był Jerzy Połomski, była Alicja Majewska i Irena Santor, był Zbigniew Wodecki, ostatnio Joanna Rawik. – Widzimy, że zwłaszcza dla osób z mniejszych ośrodków spotkanie na żywo z takim artystą jest czymś niebywałym – mówi Włodkowski.
Ale także dla seniorów z Warszawy festiwal obfituje w wyjątkowe chwile. – W zeszłym roku poza konkursem śpiewałam piosenkę z repertuaru Anny German „Skrzydlaty koń”. Akompaniował mi sam kompozytor tej piosenki, pan Adam Skorupka. To był dla mnie olbrzymi zaszczyt, czułam się tak usatysfakcjonowana, że nie wiem, co! – opowiada pani Teresa.
Ale motywacje do zaangażowania się w Juwenalia są też mniej spektakularne, choć nie mniej doniosłe: – Mam bardzo dużo czasu, więc chcę spożytkować go z korzyścią dla siebie i dla innych. Uciekam z domu tam, gdzie się coś dzieje, gdzie albo ja jestem potrzebna komuś, albo ktoś mnie. Juwenalia są takim miejscem – przyznaje pani Teresa.
– Ja za to jestem bardzo zajęta, naprawdę mam co robić, ale to jest sprawa warta dodatkowego wysiłku. Bartek potrzebuje pomocy, więc robię i się staram. To wciąga. Radość tych ludzi, którzy zjeżdżają z całej Polski, jest nieprawdopodobna – dodaje pani Taisa, zaś pani Wanda stwierdza prosto: – Jestem po prostu tam, gdzie potrzeba.
Chcemy więcej
Nie można nie zapytać jednak o seniorów spoza Uniwersytetów III Wieku. Włodkowski przyznaje, że jest to kłopot, ale przekonuje, że nie ma ambicji promowania gotowego wzorca tego, w jaki sposób edukować kulturalnie seniorów, ale raczej inspirowania i zachęcania do eksperymentów.
– Mam nadzieję, że w efekcie festiwal będzie też inspiracją dla tych seniorów, którzy nie uczestniczą w jakichś formach aktywizacyjnych. Fakt, ze swoją ofertą docieramy do tych, którzy już są zaangażowani i aktywni – mówi. A co z ogromną rzeszą seniorów, którzy wciąż siedzą w domach? – To dla nas wielkie wyzwanie. Festiwal jest otwarty, staramy się go szeroko promować, publiczność złożona jest nie tylko z występujących. Po jednej z edycji festiwalu parę osób dołączyło do naszego chóru. To już coś, chociaż chcemy więcej.
Ciągle trwać
Jak dotąd Juwenalia nieustannie są zresztą na fali wznoszącej. Impreza broni się przed hermetycznością, jest otwarta nie tylko na UTW, ale wszelkie, także nieformalne grupy seniorów. Co roku zgłaszają się nowe zespoły, ale wracają też dawni uczestnicy – około dwudziestu grup uczestniczyło we wszystkich edycjach. Wzrastająca popularność sprawia, że niedługo potrzebna okazać może się selekcja i wprowadzenie dwuetapowych kwalifikacji – regionalnych juwenaliów i warszawskiego finału.
Włodkowski: – Wciąż widzimy w tym pomyśle potencjał. Czasem imprezy się wypalają i może przyjdzie taki moment też dla nas, ale jeszcze nie teraz. Na razie mamy kolejne plany, marzenia i cele do osiągnięcia.
Swoim entuzjazmem zaraża innych. – Dla mnie jest ciągłą zagadką, czymś niezwykłym, że człowiek tak młody chce mieć kontakt z nami, ludźmi starymi. Tak go potwornie denerwujemy. A on, mając nas na co dzień, wymyśla jeszcze coś takiego jak Juwenalia? Myślę, że nieraz ma tych, za przeproszeniem, pierników dość, bo różne rzeczy dzieją się za kulisami. Przecież ludzie są i stetryczali, i zapominają, i czegoś nie rozumieją. Ciągle się zastanawiam: kiedy on nas porzuci, bo z nami nie wytrzyma. A on ciągle trwa.
A co motywuje Bartka? – Mam przed oczami taki obraz. Przed Teatrem Palladium, przy pasażu Wiecha, na ławeczkach wszędzie siedzą grupy seniorów, barwnie poprzebierane, gra muzyka, bo jakaś ekipa urządziła sobie próbę na powietrzu, przechodnie przystają, przypatrują się temu z uśmiechem. Wciąż mam obraz tej pląsającej…, tych pląsających seniorów w centrum Warszawy.
Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że na końcu języka miał słowo „młodzieży”…
Źródło: inf. własna (ngo.pl)