Dwóm mamom brakowało w Warszawie miejsca przyjaznego dla nich i ich małych dzieci. Wymarzyły sobie przestrzeń do życia, w której nikt by się nie skrzywił, kiedy dziecko nagle zacznie płakać. Tak powstała Fundacja Sto pociech – nie tylko edukacyjne zajęcia dla dzieci, ale i wspólne warsztaty dla maluchów i rodziców.
Siedziba Stu Pociech jest schowana na zapleczu kamienic przy ulicy Freta. Przy niskim, jasnym budynku, znajduje się ogródek dla dzieci. W ciepłe dni jest pełen maluchów – można się tam przygląda, jak rosną lub przekwitają rośliny, wcześniej zresztą zasadzone przez same dzieci. Jest też miejsce do zabaw muzycznych i mały placyk do zabaw jako takich. Z tych atrakcji mogą skorzystać wszystkie dzieci i ich rodzice. Wystarczy zgłosić się do Klubiku Maluchów i Rodziców.
Sto mam i jeden tata na sali
Sto Pociech jest fundacją adresowaną do rodzin z małymi dziećmi. To widać na pierwszy rzut oka: w siedzibie fundacji, gdzie są prowadzone różne zajęcia, na ścianach wiszą obrazki namalowane przez dzieci, a tuż przy wejściu stoi kilkanaście zaparkowanych wózków. Wózki stoją oczywiście puste, bo rodzice z dziećmi od godziny dziesiątej są już w Klubiku. Klubik Maluchów i Rodziców to miejsce, gdzie można wypić kawę i herbatę, a w czasie, kiedy maluchy są zajęte zabawą, porozmawiać z innymi rodzicami. Pośród kilkunastu mam wyróżnia się jedyny tata na sali. Filip Jaśmanowicz przyjeżdża do Stu Pociech z czternastomiesięcznym Michałkiem od ośmiu miesięcy. – Nie jesteśmy tu co tydzień, na zmianę z żoną bywamy tu raz czy dwa razy w miesiącu – mówi. – Pewnie przyjeżdżalibyśmy częściej, gdyby nie to, że do klubu mamy daleko, bo około pięćdziesiąt kilometrów. Oprócz Michałka mamy jeszcze dwójkę starszych dzieci: sześcioletniego Antka i dziewięcioletnią Maję. Bardzo mi się podobają wspólne warsztaty dla rodziców i dzieci, jak na przykład „Warsztaty dla smyka i taty – od deski do deski”, czyli warsztaty majsterkowania. Pewnie, że mam wszystkie potrzebne narzędzia w domu i mógłbym z Antkiem coś takiego zrobić we własnym zakresie, ale te warsztaty to jakby wyjście do restauracji z majsterkowaniem. Cała oprawa sprawia, że nawet gwoździe przybija się chętniej. W Klubiku lubię też spotkania z przyjaciółmi i możliwość poznania nowych ludzi, z którymi mogę się wymienić doświadczeniem w wychowaniu dzieci, ale też tak naprawdę porozmawiać o wszystkim.
Pomysł mam
Fundację założono w 2007 roku, sam Klubik jest o dwa lata starszy. Zaczęło się od dwóch mam, które właśnie urodziły swoje drugie dzieci. Wymyśliły go Katarzyna Dołęgowska-Urlich i Dorota Piszczatowska. Miał zaspokajać potrzeby mam takich, jak one – szukały przyjaznego miejsca, w którym mogłyby się spotykać z innymi rodzicami, a ich dzieci pobawić się z rówieśnikami. Kiedy okazało się, że budynek na Freta jest dostępny, one z już gotowym pomysłem zgłosiły się do jego właścicieli, czyli do ojców dominikanów.
Magda Bylka-Górska działa w fundacji od początku. – Pamiętam, kiedy pierwszy raz przyszłam do Klubiku, z ogromnym wzruszeniem pomyślałam, że wreszcie jest miejsce dla mnie i mojego dziecka – mówi. –W końcu moja córka nikomu nie przeszkadzała, a wręcz przeciwnie – była mile widziana, jak każde dziecko i każdy rodzic w tej przestrzeni. To było miejsce, do którego mogłam przyjść z małą nie tylko po to, żeby ona dobrze się rozwijała, ale też skorzystać z niego sama – mogłam poszerzać swoją wiedzę, pójść na jakieś ciekawe warsztaty, a jednocześnie wypić kawę i porozmawiać ze znajomymi.
Ideą tego miejsca jest właśnie to, żeby rodzic i dziecko czuli się mile widziani i ciepło przyjęci – żeby zarówno dorosły mógł „ponad głowami” maluchów zrobić coś dla siebie – na przykład pójść na warsztaty, na wykład czy pouczyć się angielskiego – a dziecko mogło poznać inne dzieci i przez to poznać zasady funkcjonowania w grupie.
Psycho- i duchogadki
W sali pełnej zabawek panuje harmider. Kilkanaście maluchów się bawi, mała dziewczynka uderzyła się i płacze, mama biegnie, żeby ją pocieszyć. Przy niskim stole siedzą mama i (wspomniany już wcześniej) tata rodzynek. Piją herbatę, karmią dzieci – tym starszym mamy robią kanapki z dżemem. Po sali kręci się też ojciec Mirek Pilśniak, z ramienia dominikanów opiekun Stu Pociech. Akurat w czwartki o tej porze ma dyżur zwany „Duchogadkami”. Rozmawia z osobami, które akurat tego potrzebują.
– Sto Pociech mieści się w budynku, który należy do dominikanów, którzy kiedy usłyszeli o pomyśle założenia Klubiku, pozwolili nam z niego korzystać – wyjaśnia Magda Bylka-Górska.
Sto Pociech nie jest fundacją kościelną. Zespół chce stworzyć atmosferę otwartości, przychodząc do nich, nikt nas nie zapyta, czy jesteśmy katolikami, czy nie, tutaj wstęp mają wszyscy. We wtorki odbywają się z kolei „psychogadki”. W Klubiku dyżur ma pani psycholog, do której można podejść i porozmawiać o problemach, jakie się ma z dzieckiem, o swoich problemach i tak naprawdę o wszystkim, o czym się chce. Dyżur psychologa kojarzy się z zamkniętym gabinetem, a zarówno „psychogadki” jak i „duchogadki” polegają na tym, że specjaliści są na sali, z dziećmi i rodzicami. Jeśli nikt ich nie potrzebuje, stoją z boku, nie narzucają się. A gdy jest taka potrzeba, po prostu siada się razem przy stole i rozmawia. Prywatność zapewnia gwar bawiących się dzieci.
Podziel się wiedzą
Rodzice przychodzą do Klubiku nie tylko na kawę i pogaduchy, ale chcą się również dzielić swoją wiedzą. Jeśli ktoś ma pomysł, żeby zorganizować jakieś warsztaty, nic nie stoi na przeszkodzie, żeby to zrealizować. Okazuje się, że wcale nie muszą to być rodzice z Klubiku. Do Stu Pociech zgłosiły się panie ze stowarzyszenia „Nośmy dzieci”. Namawiają rodziców, by swoje pociechy nosili w chustach i „miękkich nosidełkach”. Na Freta prowadzą warsztaty, na których uczą, jak zawiązać chustę, żeby maluszek był w niej odpowiednio ułożony. W końcu okiełznać dwumetrową płachtę materiału wcale nie jest tak łatwo. – Ideą fundacji było to, żeby Klubik nie stał się tylko „sklepem z usługami”, gdzie się przychodzi z dzieckiem o ustalonej porze, a po zajęciach wychodzi do swoich spraw – mówi Magda Bylka-Górska. – Chcieliśmy zintegrować ludzi, żeby z nami na przykład współtworzyli warsztaty, włączali się w działalność dla innych. Sporo osób, które teraz pracują w zespole Stu Pociech, znalazło się tu dzięki temu, że kiedyś mieli pomysł na zajęcia i go u nas zrealizowali. Cały czas zapraszamy do tego, że jeśli ktoś ma jakąś ciekawą propozycję, żeby przyszedł do fundacji, a my mu ją pomożemy zrealizować.
Brykają bez mam
W Stu Pociechach bardzo dużo się dzieje. Można wymienić Klubik Maluchów i Rodziców – sztandarowy projekt, zajęcia edukacyjne dla dzieci, na których dzieciaki odbywają w wyobraźni wyprawę na przykład na Spitsbergen, zajęcia Brykamy bez mamy – o charakterze przedprzedszkolnym. – W delikatny sposób wyprowadzamy dziecko spod ramion rodzicielskich i przyzwyczajamy je do funkcjonowania w grupie rówieśników – wyjaśnia Magda Bylka-Górska. – Niedługo ruszy nowość: warsztaty dla osób, które przygotowują się do roli rodzica.
Pracownicy Stu Pociech zapraszają na stronę internetową fundacji, gdzie można znaleźć codziennie aktualizowany kalendarz zajęć oraz zajęcia dopiero planowane.
Zajęcia w Stu Pociechach są częściowo płatne – za wejście do bezpłatnego z założenia Klubiku, trzeba jednak zapłacić dziesięć złotych „zrzutkowego” na kawę, herbatę i kanapki dla maluchów. Rodzice, z którymi rozmawiałam, uważają, że nie jest to duża kwota, jak na to, co mogą otrzymać w zamian. Niektóre warsztaty są współfinansowane z pieniędzy miejskich, niektóre są płatne. Informacja o tym, które są płatne i ile kosztują jest zamieszczona na stronie. – Staramy się, żeby to nie były ceny zaporowe, żeby z zajęć mogli skorzystać wszyscy chętni – mówi Magda Bylka-Górska. – Na przykład warsztaty rodzicielskie kosztują 360 zł za dziesięć spotkań po trzy godziny. To są w tym momencie jedne z najniższych opłat za tego typu warsztaty w Warszawie.
Na zdjęciu Magda
Źródło: inf. własna (ngo.pl)