Squattersi w noclegowni dla bezdomnych. Chcą działać
Squattersi z Elby przenieśli się do noclegowni dla bezdomnych, by pokazać prezydent Warszawy, czym jest kultura alternatywna. Obserwatorzy z Helsińskiej Fundacji mają poważne zastrzeżenia do piątkowej akcji policji.
Mieszkańcy squatu i członkowie jego kolektywu przyjechali wczoraj starym busem pod noclegownię dla bezdomnych przy ul. Stawki. Wynieśli pianino, bębny, pompowane materace, a nawet rowerowe składaki. Chłopak w ciemnych okularach grał na gitarze i śpiewał piosenkę, która powstała specjalnie na tę okazję: "Bo walc to jest taniec, prosty jak kaganiec. Dla jednych komisja, dla drugich eksmisja. By ogół mieszkańców nie mylił się w tańcu. Tu są wyższe sfery, a tam kontenery. Walc, walc, chcesz mieszkanie, to walcz".
Anarchizująca młodzież z Elby nie tylko tam mieszka. Stworzyła na Elbląskiej centrum alternatywnej kultury. Przez lata zorganizowali setki koncertów, debat, projekcji filmów, na które przyjść mógł każdy, bo wstęp był za darmo.
- Nie jesteśmy stroną konfliktu, ale jeżeli będzie taka chęć, to miejscy mediatorzy są gotowi, by pomóc w jego rozwiązaniu - mówi Bartosz Milczarczyk, rzecznik miasta. Dodaje: - Nie twierdzimy wcale, że artystyczne działania grupy z Elby są nieciekawe. Sam widziałem squattersów kuglarzy podczas ogniowego show. Bardzo efektowne. Zastanawiamy się, jak miasto mogłoby im pomóc. Formalizacja działalności ułatwiłaby staranie się o lokal miejski na działalność kulturalną.
Ale squattersi brak formalizacji traktują jako swoją niezależność. To m.in. oni bronili baru mlecznego Prasowy. W 2010 roku domagali się zbadania sprawy po śmiertelnym postrzeleniu przez policjanta nigeryjskiego handlarza na Stadionie Dziesięciolecia. Pomagali wdowie po nim.
Squattersi nie ukrywają, że nie mają żadnej umowy z właścicielem terenu przy Elbląskiej. Ale podkreślają, że nie zajęli siłą czyjegoś mieszkania, tylko opuszczone i zrujnowane baraki, z których przez lata nikt nie korzystał. Twierdzą, że piątkowa akcja odbyła się bez żadnego uprzedzenia. A ochroniarze mieli być brutalni. Doszło też do starć policją, która użyła pałek i gazu łzawiącego.
Na miejscu byli obserwatorzy z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
Właściciel terenu - firma StoraEnso - twierdzi, że ochroniarzy wysłał nowy najemca. Przedstawiciele spółki spotkali się wczoraj ze squattersami. Ale nie doszło do przełomu - StoraEnso chce, by nielegalni lokatorzy wynieśli się do piątku. Ci twierdzą, że potrzebują więcej czasu - nawet półtora roku. Squattersi na swojej stronie zapraszają na demonstrację w piątek. Jej szczegółów jeszcze nie podali.
Źródło: www.warszawa.gazeta.pl