Włochy to jedna z trzech dzielnic (obok Rembertowa i Wilanowa), w których nie zawiązała się dzielnicowa komisja dialogu społecznego. Dlaczego? Stowarzyszeń i fundacji, działających we Włochach, ciągle nie ma zbyt wielu…
– Jest ich około piętnastu – mówi Mikołaj Foks, rzecznik prasowy dzielnicy, odpowiedzialny m.in. za kontakt z NGO-sami. – Powołanie komisji to tylko kwestia czasu. Myślimy o tym bardzo poważnie. Jej zawiązanie musi jednak wyniknąć z jakiejś konkretnej potrzeby. To musi być odpowiedź na realne oczekiwania i następstwo wcześniejszego procesu – mówi i zauważa, że sprawy idą w dobrym kierunku. Liczba organizacji, działających w dzielnicy, z roku na rok rośnie.
Jednym z głównych zadań dzielnicowych komisji dialogu społecznego jest delegowanie przedstawicieli do komisji konkursowych, które decydują o podziale dzielnicowych środków na współpracę z organizacjami. Komisje oceniające oferty współtworzą więc dzielnicowi urzędnicy oraz lokalni pozarządowcy. Co w sytuacji, jeśli w dzielnicy nie ma DKDS-u? W skład komisji oceniających, obok urzędników, wchodzą przedstawiciele NGO-sów z ogólnomiejskich komisji dialogu społecznego. Tak jest m.in. we Włochach.
Czy pozarządowcy z dzielnicy nie woleliby jednak sami współdecydować o podziale publicznych środków? – Organizacja, która zasiada w zespole oceniającym nie może startować w konkursie. Większość NGO-sów woli więc zrezygnować z oceniania innych i samemu wziąć udział w konkursie, otrzymywać dotację i działać – wyjaśnia Jolanta Piecuch, szefowa Stowarzyszenia Sąsiedzkie Włochy. Większość włochowskich organizacji współpracuje finansowo z Urzędem – realizują zadania samorządu. – Brakuje organizacji, o charakterze obywatelskim, takich jak nasza – mówi szefowa Stowarzyszenia. – Sami nie staraliśmy się o powołanie dzielnicowej komisji, bo skupiliśmy swoje siły na ogólnomiejskiej Komisji Dialogu Społecznego ds. Architektury i Planowania Przestrzennego – tłumaczy.
Zdaniem Mikołaja Foksa sytuacja, w której o podziale dzielnicowych środków współdecydują pozarządowcy z innych dzielnic, ma swoje plusy. – Po pierwsze, wnioski konkursowe oceniają osoby z zewnątrz, a to gwarantuje pewną niezależność. Po drugie, mając na uwadze fakt, że we Włochach trzeci sektor to dość wąskie środowisko, pozwala nam to uniknąć sytuacji, w której jedna organizacja patrzy na drugą wilkiem, bo w tym roku nie otrzymała dotacji.
Obecna sytuacja ma jednak także minusy – przyznaje rzecznik dzielnicy: – Osoby z zewnątrz mogą nie znać dobrze specyfiki naszej dzielnicy, jej potrzeb oraz działających tu NGO-sów. W efekcie, pomimo dobrych intencji, mogą zabiegać o dofinansowanie słabszych organizacji.
Jako jeden z przykładów dobrej współpracy organizacji z Urzędem, Mikołaj Foks wymienia Club Zioma Janka. To klub środowiskowy dla młodzieży, prowadzony przez Stowarzyszenie na rzecz Kultury Młodzieżowej Aktywacja. – To modelowy przykład na to, jak współpracować z młodymi ludźmi – mówi rzecznik. – Ten klub idealnie wpisuje się w młodzieżową kulturę. Instruktorzy proponują zajęcia, atrakcyjne z punku widzenia młodych, mówią ich językiem, po prostu nadają na tych samych falach.
Stowarzyszenie Aktywacja już od kilku lat otrzymuje dotacje z Urzędu Dzielnicy, jednak włochowianie od Zioma Janka współpracują z dzielnicą także pozafinansowo. Trzy minuty spacerem od siedziby Urzędu znajduje się rondo Jerzego Wojnara, pilota szybowcowego i saneczkarza. Pośrodku ronda wiadukt, a jego filary: szare, ponure, brudne. Urzędnicy wpadli więc na pomysł, by skrzyżowaniu ulic: Aleja Krakowska, Łopuszańska, Hynka nadać nowe, bardziej kolorowe, oblicze. Zwrócili się do podopiecznych klubu, by przygotowali projekt graffiti. – Dla młodych to nie tylko przestrzeń do kolejnego street art-u, ale przede wszystkim okazja, by namalować coś, czego odbiorcami będzie bardzo szeroka grupa mieszkańców – mówi Mikołaj Foks. Młodzież przygotowała projekt, a dzielnica wystąpiła o zgodę do Zarządu Dróg Miejskich. – Zgodę już mamy. Mam nadzieję, że pod koniec czerwca uda nam się namalować graffiti – mówi rzecznik. – My damy farby, młodzież – czas i umiejętności.
Nie wszyscy relacje z władzami dzielnicy postrzegają różowo. Jolanta Piecuch, szefowa Stowarzyszenia Sąsiedzkie Włochy, organizacji zrzeszającej mieszkańców Starych i Nowych Włoch, współpracę z Urzędem ocenia krytycznie. – Jesteśmy stale marginalizowani. Dzielnica nie prowadzi z nami dialogu, nie jesteśmy dla niej partnerem – mówi z rozgoryczeniem. Jakiś czas temu jej organizacja zabiegała o ustawienie stojaków rowerowych m.in. przed budynkami domu kultury i biblioteki. – Dostaliśmy odpowiedź, że takie stojaki powinny stawiać wskazane instytucje, a nie Urząd Dzielnicy – relacjonuje. – A przecież dobrze wiemy, że domy kultury czy biblioteki to instytucje niskobudżetowe. Nie mają pieniędzy na stawianie rowerowych stojaków. Właśnie dlatego zwróciliśmy się z tym do zarządu dzielnicy. Jak na razie nieskutecznie.
Jolanta Piecuch nie traci jednak nadziei na współpracę. Światełkiem w tunelu jest nowa inicjatywa Stowarzyszenia – projekt „Włochowskie Skwery Miejskie”. Jego ideą jest przekształcenie niewykorzystywanych miejskich działek w lokalne skwery. – Chcielibyśmy otworzyć te miejsca dla mieszkańców. Wystarczy zadbać o zieleń, ustawić kilka ławek i zainstalować urządzenia siłowni plenerowej. Zarząd dzielnicy przychylił się do realizacji tego projektu.
Jego inauguracja miała miejsce w miniony weekend. Stowarzyszenie zorganizowało dwa spotkania z mieszkańcami, podczas których prowadziło konsultacje społeczne. – Bardzo zależy nam, aby to mieszkańcy zadecydowali, jak mają wyglądać ich skwery i co powinno się na tam znaleźć – mówi szefowa Stowarzyszenia Sąsiedzkie Włochy. – Otwiera się nowy rozdział, z którego bardzo się cieszymy, jednak nie wszystko wygląda tak, jakbyśmy sobie tego życzyli. Nikt z zarządu nie przyszedł na weekendowe spotkanie z mieszkańcami. Na stronie internetowej Urzędu nie zawisł też plakat informujący o akcji, o co prosiliśmy – wzdycha. – No, ale nadzieja umiera ostatnia!
Źródło: inf. własna (ngo.pl)