Skarby w górach. Szerpowie Nadziei pomagają osobom z niepełnosprawnościami zdobyć szczyty
W ciągu dwóch godzin zapełniła się lista osób z niepełnosprawnościami, chętnych do zdobywania dwutysięczników z Szerpami Nadziei. Harcerze i ludzie gór szykują kolejną wyprawę, podczas której – jeśli będzie taka potrzeba – będą wnosić na plecach dzieci i dorosłych, marzących o wejściu na szczyt. I dbać o nich, jak o skarby.
Wszystko zaczęło się w 2020 roku od Maćka Skowronka, harcerza cierpiącego na dziecięce porażenie mózgowe czterokończynowe, który dołączył do 36. Harcerskiej Drużyny Czerwonych Beretów, Hufiec Jastrzębie-Zdrój. Mimo że są drużyny, specjalizujące się w pracy z harcerzami z niepełnosprawnościami, Maciek chciał czegoś więcej. – Chciał być ze zdrowymi i robić to, co oni, wychodzić poza ramy – opowiada Marta Mazur-Sokołowska ze sztabu Szerpów Nadziei.
– Maciek dołączył do drużyny Sopla, czyli Krzyśka Sobczyka. Robił to, co reszta harcerzy, tylko na swój sposób. Bo Maciek, pomimo że jeździ na wózku na co dzień, ma bardzo dużo energii: potrafi zejść z wózka i przemieszczać się samodzielnie. Na czterech kończynach oczywiście. Podczas zajęć w terenie często ktoś zgłaszał znalezienie porzuconego wózka inwalidzkiego, a to tylko Maciek go „zaparkował” w parku, żeby móc uczestniczyć w zgrupowaniu swojej drużyny.
Potem był obóz w Bieszczadach, na który Maciek pojechał z harcerzami. To było pierwsze wyzwanie. – Osoba zdrowa zupełnie inaczej funkcjonuje w warunkach biwakowych niż na co dzień, a co dopiero człowiek z niepełnosprawnością. Już na samym początku zepsuł się wózek. Dla niektórych mógłby to być poważny problem, ale dla chłopaków z drużyny Sopla to było po prostu wyzwanie, któremu trzeba sprostać.
Jednym z punktów obozu było wejście całej drużyny na Tarnicę. Wszyscy głowili się, jak to zrobić z Maćkiem, bo nikt nie chciał go zostawić. Uznano, że jak idzie drużyna, to w całości. Więc Krzysiek Sobczyk z Kubą Flaszem, który jest zaprzyjaźniony z Maćkiem, wzięli największy plecak, jaki mieli, powycinali w nim otwory na nogi, zapakowali do niego Maćka i wnieśli go na Tarnicę.
Potem sami przyznali, że to było szalone przedsięwzięcie, bo nie byli do niego przygotowani ani fizycznie, ani kondycyjnie. A Maciek nie jest okruszkiem, tylko rosłym facetem – zaznacza Marta Mazur-Sokołowska.
To wejście na Tarnicę okazało się przełomem. W listopadzie Maciek z drużyną Czerwonych Beretów zdobył Giewont. Nosidło, w którym został wniesiony na szczyt, było już mniej prowizoryczne, ale pożyczone. Takie nosidło wygląda jak nosidło dla dziecka, tylko w rozmiarze XXL. Reakcją na sukces wyprawy był szeroki odzew ze strony osób z niepełnosprawnościami, ich rodziców, opiekunów i przyjaciół. Pytali o możliwości uczestniczenia w zdobywaniu szczytów. Wtedy narodził się pomysł organizowania tego na skalę ogólnopolską.
Pierwsza edycja programu Szerpowie Nadziei odbyła się w 2021 roku. Do udziału zgłosiło się czternaście osób z różnymi niepełnosprawnościami. Maciek Skowronek z Kubą Flaszem zdobyli wtedy Szpiglasowy Wierch, 2172 m n.p.m.
– Na szczyt wchodzili od strony Doliny Pięciu Stawów, to jest ta cięższa droga, po łańcuchach. Kuba opowiadał potem, że miał chwilę zwątpienia, czy im się uda. Wtedy Maciek szepnął mu do ucha, że całkowicie ufa jemu i jego decyzjom. Wtedy Kuba spiął się w sobie, kryzys minął i zdobyli ten szczyt. Wzruszam się, kiedy o tym mówię – wyznaje Marta Mazur Sokołowska.
Wiosną 2022 roku postanowiono poszerzyć akcję. Ogłoszono nabór zewnętrzny, w ramach którego zaklasyfikowano ponad 40 Skarbów, czyli osób z niepełnosprawnościami. Razem z Szerpami i asystentami, powstała grupa ponad dwustu osób.
– To była już duża ekipa – wspomina Marta Mazur-Sokołowska. – Osoby niepełnosprawne musiały dotrzeć do Zakopanego, a potem już wszystkim się zajmowaliśmy. Swój basecamp mieliśmy na polanie Głodówka. Wszyscy tam się nie zmieścili i wiele osób z niepełnosprawnościami miało wynajęte bardzo wygodne kwatery. W dzień przyjazdu zorganizowaliśmy spotkanie integracyjne, a potem Szerpowie ćwiczyli wpinanie i wypinanie nosideł, prowadzenie wózków, hamowanie i zakręcanie – przy różnej wadze uczestników i stromych zboczach to wcale nie jest takie proste. Następnego dnia, podzieleni na pięć drużyn, ruszyliśmy w góry. Cztery drużyny na Kozi Wierch, 2291 m n.p.m., jedna ekipa z osobami z niepełnosprawnościami intelektualnymi – do Doliny Pięciu Stawów i jedna do Morskiego Oka.
Akcja Szerpowie Nadziei jest dla wszystkich, niezależnie od wieku lub rodzaju niepełnosprawności.
– Jest dziewczynka na wózku, którą wszyscy nazywamy księżniczką Zuzią, bo na nasze wyprawy zawsze się stroi w różowości i cekiny. Musi być stale podłączona do specjalnej aparatury i nie ma możliwości spionizowania, więc jest wnoszona. I w Tatrach jest przeszczęśliwa. Jest też były harcerz i instruktor po pięćdziesiątce, który uległ wypadkowi. Uszkodził kręgosłup i znalazł się na wózku. Nasza wyprawa była jego pierwszym wyjściem w góry od wypadku – mówi Marta Mazur-Sokołowska.
W wyprawach uczestniczą osoby niepełnosprawne intelektualnie, fizycznie, jak również takie, u których te deficyty są sprzężone. Najmłodszy Skarb miał dwa lata, a najstarszy 56. Najcięższy, który był wnoszony na szczyt, ważył 78 kilogramów. Nie oznacza to jednak, że cały trud spada tylko na Szerpów.
– Podczas zdobywania szczytu górskiego obie osoby wchodzą: zarówno ta nosząca, jak i noszona – podkreśla Marta Mazur-Sokołowska. – To nie jest tak, że człowiek z niepełnosprawnością wisi w tym nosidle. Zachowanie nienaturalnej pozycji przez wiele godzin jest ogromnym wysiłkiem, bo pracują mięśnie, które na co dzień nie są używane, kiedy osoba jeździ na wózku.
Jeśli chodzi o Szerpów, najmłodsi to nastoletni harcerze, ale są też osoby dojrzałe ze świetną kondycją. Najliczniejszy jest zawsze zespół „nosiczów”, czyli osób, które wnoszą niepełnosprawnego na górę. Ponieważ jest to ogromny wysiłek fizyczny, te osoby muszą się zmieniać optymalnie co siedem minut.
Na trasie potrzebny jest też człowiek, który przyszykuje miejsce odpowiednie na zmianę, bo zawsze trzeba wtedy przystanąć, przysiąść, przepiąć nosidło – to skomplikowana operacja. Dlatego też zespół „nosiczów”, przypadający na jedną osobę, wynosi sześć osób – wtedy Szerpowie mogą odpocząć.
W zeszłym roku jedyną weryfikacją, jeśli chodzi o zakwalifikowanie na Szerpę, był formularz zgłoszeniowy, a w nim informacje dotyczące stanu zdrowia, wagi i sprawności. Ale nie tylko. – Zwracaliśmy uwagę również na profil na Facebooku. Jak widzieliśmy, że ktoś często jest w górach, można było wysnuć wniosek, że zna się na rzeczy. Nie trzeba było zresztą popisywać się ogromnymi umiejętnościami górskimi, bo potrzebowaliśmy różnych osób: wyjście na Morskie Oko ze Skarbami wymaga na przykład dobrej kondycji, a nie górskich umiejętności. Kryteria nie były więc surowe, ale wszyscy uczestnicy okazali się odpowiedzialni i godni zaufania – mówi Marta Mazur-Sokołowska.
Chęć udziału w tegorocznej edycji Szerpów Nadziei zadeklarowało wielu uczestników wyprawy z 2022 roku. – To im dajemy pierwszeństwo, bo są sprawdzeni i ufamy ich umiejętnościom. Jednak ponieważ tegoroczna akcja będzie większa, będziemy potrzebować dodatkowych ludzi. Dlatego też będzie nabór na nowych Szerpów, ale dopiero wtedy, gdy zaklasyfikujemy wszystkie Skarby. Musimy wiedzieć dokładnie, jakie mają niepełnosprawności i jakie będą miały potrzeby. Bo to pod indywidualne wymagania każdego z nich rekrutujemy osoby, które będą ich wspierać. Najprawdopodobniej w kwietniu odbędzie się szkolenie z turystyki górskiej dla Szerpów, którzy się zakwalifikują. Będzie w nich uczestniczyła patronka naszej akcji Monika Witkowska, która podzieli się swoim doświadczeniem z gór. Uczestnicy wyprawy będą też mieli okazję się wcześniej poznać i zintegrować. Bo to ważne, żeby ludzie się znali.
Źródło: informacja własna ngo.pl