Niewiele organizacji pozarządowych w Warszawie kieruje swoją ofertę bezpośrednio do rodziców, którzy w pojedynkę wychowują dzieci. Miasto pomaga tylko tym, którzy znajdują się na krawędzi przetrwania. Tymczasem według warszawskiego Urzędu Statystycznego w powiecie żyje ponad 125 tys. osób (w tym 109 tys. kobiet), które są ze swoimi dziećmi same.
Zapewnienie dziecku przeciętnie komfortowych, stabilnych, bezpiecznych warunków do życia przez mniej więcej 20 lat, zarówno pod względem finansowym, jak i emocjonalnym, jest trudne nawet dla dwójki rodziców. Tym bardziej dla samotnej matki, czy ojca. Tym bardziej, że do samotnego rodzicielstwa mało kto bywa przygotowany.
Zostajesz sam lub sama
Rzeczywistość, wiadomo, dla jednych jest prostsza, dla innych – bardziej skomplikowana. Są także przypadki skrajne. Pomiędzy ekstremum dodatnim (osoby z zamożnych rodzin, którym na co dzień pomagają rodzice, przyjaciele, sąsiedzi oraz obecny i były partner lub partnerka) i ujemnym (osoby, które nie mają pomocy znikąd, mieszkania, wykształcenia ani pracy) mieści się tak zwana większość. Ludzie, którym właściwie nie ma czego zazdrościć, ale ciągle jakoś dają sobie radę. Często los lub były partner postawili ich przed faktem dokonanym: zostajesz sam lub sama z dzieckiem. Nikt nie proponował dzielenia się obowiązkami i odpowiedzialnością, nie pytał, na ile oceniają swoje siły i możliwości i jaki układ wydałby się im sprawiedliwy i najlepszy dla dziecka. Czego potrzebują, żeby dać sobie radę. Jak można im pomóc w tej trudnej sytuacji? Nie mają czasu, by walczyć o siebie, o swoje prawa, o prawa swoich dzieci, bo muszą skupić się na przetrwaniu do pierwszego.
Samotni rodzice borykają się z problemami w pracy, problemami wychowawczymi, wykluczeniem społecznym – nie tylko ze względu na ich niepopularny status, ale również dlatego, że mając małe dziecko jest im trudno np. wieczorem wyjść z domu, zapisać się na jakieś dodatkowe zajęcia, prowadzić życie towarzyskie. Wielu walczy z problemami finansowymi i długami, z permanentnym uczuciem samotności, depresją, niepokojem, z brakiem czasu dla siebie, z brakiem zrozumienia i wsparcia z zewnątrz, z wypaleniem zawodowym, wyczerpaniem emocjonalnym i fizycznym.
W wielu wypadkach – także z przemocą psychiczną i ekonomiczną ze strony byłego partnera, ignorowaniem przez niego potrzeb dziecka lub manipulacjami. W wielu wypadkach – także z jego rodziną. Często brakuje im znajomych, przyjaciół.
Samotni rodzice nie chodzą do lekarza, nie dokształcają się, nie dbają o siebie, nie są na czasie. Nie prowadzą życia seksualnego, nie mówiąc o możliwości poszukiwania kogoś, kto by zaspokoił ich zwykłą, ludzką potrzebę bycia kochanym.
Prosić o pomoc nie ma właściwie gdzie, a desperacja jest źle widziana. Dlatego samotny rodzic zazwyczaj stara się być dzielnym bez względu na wszystko, dać sobie radę za wszelką cenę, po cichu, żeby nie widać było dramatu.
Niewidzialni dla systemu
I dlatego samotni rodzice są niewidzialni dla systemu. Nie robią wielkich karier i nie mają wpływów, nie pisze się o nich w kolorowych magazynach, raczej nie mogą się swoją sytuacją pochwalić. Protestują tylko wtedy, kiedy naprawdę muszą. Paradoksalnie, bywają ofiarami własnej zapobiegliwości, zaradności. Oni i ich dzieci. Im więcej im się udaje, tym bardziej są niewidoczni, po uszy w swoich sprawach, pędzący z wywieszonym językiem do domu.
Nawet w trudnych i groźnych sytuacjach kryzysowych, które przecież mają prawo zdarzyć się każdemu – samotni rodzice nie mają nikogo, kto by im pomógł lub ich wsparł. Chyba, że sami sobie zorganizują taką pomoc.
Miasto nie oferuje żadnych programów czy projektów specjalnie profilowanych dla nich. Nie ma instytucji, które szczególnie dbałyby o tę grupę rodziców. Mało jest także organizacji, które znają się na rzeczy i mogą fachowo pomóc. Są oczywiście stowarzyszenia, które wspierają rodziców w walce o uznanie prawa do kontaktów z dzieckiem po rozstaniu, ale są to inne problemy. Rodzice, którzy po rozwodzie nie zostają z dziećmi i zamiast, jak karze tradycja, odwrócić się na pięcie i odejść w siną dal unikając płacenia alimentów, chcą jednak być w życiu dziecka i pełnić swoją rolę – bywają traktowani jeszcze gorzej niż ci, którzy sam na sam boksują się z wychowaniem dzieci.
Alimenty to nie prezenty
Pojawiają się jednak organizacje, które starają się zapełnić tę lukę. Jedną z nich jest Stowarzyszenie „Alimenty to nie prezenty”. Powstało w 2016 r. Siedziba stowarzyszenia mieści się w Warszawie, ale zasięg działania jest ogólnopolski. Bo „Alimenty to nie prezenty” zmienia przede wszystkim mentalność ludzi i polskie prawo. Organizację założyło i prowadzi kilka samotnych mam, ale wspierają je setki, a może tysiące samotnych rodziców i nie tylko. Widać to np. na facebookowej stronie organizacji.
„Alimenty to nie prezenty” walczą m.in. z powszechnie panującym przekonaniem, że za dziecko obowiązkowo, w 100 % odpowiedzialny jest tylko ten rodzic, przy którym ono zostaje po rozstaniu (w 96% przypadków jest to mama), a nie oboje rodziców. Według tego przekonania ten drugi rodzic ma prawo wybierać sobie prawa i obowiązki.
– Udało nam się nagłośnić problem. Chciałyśmy żeby we wszystkich mediach mówiono o tym, że alimenty to nie prezenty, ale prawo dziecka i obowiązek rodzica. Że ofiarami niepłacenia alimentów są dzieci, a nie – jak sądzi wielu ludzi – dłużnicy, którzy są karani za to, że nie płacą. Niepłacenie alimentów to przemoc ekonomiczna, do której często dodawana jest przemoc psychiczna czyli nieangażowanie się „dochodzącego” rodzica w życie dziecka – opowiada Joanna Łukaszewicz z zarządu stowarzyszenia.
Dziewczyny ze Stowarzyszenia samodzielnie i za własne pieniądze przeprowadziły kampanię informacyjną – wydrukowały 15 tys. ulotek z informacjami o problemie z płaceniem alimentów w Polsce. Najwięcej mówią o nim liczby: 600 tys. spraw u komornika, niektóre z nich dotyczą jednego dziecka, inne – czworga, 230 tys. dzieci dostaje pieniądze z Funduszu Alimentacyjnego. W sumie około miliona dzieci jest utrzymywanych przez jednego z rodziców. W skali kraju to o kilkaset tysięcy osób więcej niż mieszkańców Krakowa, Poznania czy Wrocławia. Inaczej mówiąc: co siódme polskie dziecko utrzymuje tylko jeden rodzic, zazwyczaj jest nim mama. Średnie zadłużenie polskiego dłużnika alimentacyjnego to 35 tys. złotych. Średnie alimenty to 500 zł miesięcznie.
– Podczas kampanii informacyjnej zbierałyśmy również podpisy na ulicach. Nie chodziło nam o jakąś konkretną liczbę podpisów, ale o to, żeby nagłośnić problem. Za pierwszym razem, w 2015 r. zebrałyśmy 10 tys. podpisów pod petycją o zniesienie tzw. progu alimentacyjnego. Aby każdy samotny rodzic mógł liczyć na pomoc państwa. Za drugim razem, w 2016 r. podpisów było o tysiąc więcej. Tym razem „podpisywałyśmy” petycję do ministra sprawiedliwości w sprawie artykułu 209 Kodeksu Karnego oraz ustawy o pomocy osobom uprawnionym do alimentów – opowiada Joanna Łukaszewicz. Nowa ustawa weszła w życie 31 maja 2017 r.
W najbliższych miesiącach okaże się co dalej. Wszystko zależy od tego, jak na nowe rozporządzenia zareagują dłużnicy i polskie sądy. „Alimenty to nie prezenty” stara się przekonać miejskich i gminnych radnych do tego, by organizowali dla dłużników tzw. prace społeczne, poprzez które odpracują oni długi. Fundusz alimentacyjny to także pieniądze samorządów, więc radni powinni interesować się ich oszczędzaniem. Stowarzyszenie zorganizowało na ten temat konferencję, z udziałem przedstawicieli Ministerstwa, gminnych urzędników. Z kilkuset mazowieckich radnych swoje zainteresowanie problemem wyraziła jedna osoba, radna z warszawskiej Białołęki. Konferencja się nie odbyła.
Przystań na Mariensztacie
Być może już niedługo warszawscy samotni rodzice zyskają jeszcze jeden stały adres, pod którym będą mogli szukać pomocy i wsparcia. Na warszawskim Mariensztacie powstaje właśnie „Przystań na Mariensztacie” Fundacji Mam Balans. Na razie trwa remont siedziby organizacji przy ul. Bednarskiej. W najbliższych miesiącach rozpocznie się rekrutacja pracowników, zapisy rodziców zainteresowanych warsztatami, coachingiem, nabór dzieci do przedszkola i do świetlicy szkolnej, nabór wolontariuszy, jednym słowem – wielka rekrutacja wszystkich.
Całość wymyśla, organizuje i koordynuje Marta Herman, fundatorka i prezeska Fundacji, prywatnie – samodzielna mama Bruna.
– Chcemy wspierać samotnych rodziców na rynku pracy. Będzie można u nas porozmawiać z coachem, zastanowić się nad rozwojem kariery zawodowej, przekwalifikować się, znaleźć pracę. Pomożemy też wynegocjować takie warunki w pracy, w których samotny rodzic będzie mógł się wykazać – opowiada Marta Herman. – Bywa, że samotny rodzic jest postrzegany jako gorszy pracownik tylko dlatego, że potrzebuje elastycznych godziny pracy. A to można i warto negocjować z pracodawcą.
Przystań na Mariensztacie docelowo będzie przedsiębiorstwem społecznym. Obok prowadzenia zwykłej działalności biznesowej będzie próbować rozwiązać realny problem społeczny. W wypadku Fundacji Mam Balans tym problemem jest wykluczenie i trudna sytuacja samotnych rodziców na rynku pracy. Dlatego w Przystani na Mariensztacie pracować będą głównie samodzielne mamy i ojcowie.
Świetlica na Mariensztacie pomieści kilkanaścioro dzieci w wieku szkolnym. To dla tych rodziców, którzy stają czasem przed wyborem: rzucić pracę czy odebrać dziecko ze szkoły. W świetlicy dziecko odrobi lekcje, zje obiad, zajmie się czymś ciekawym.
Fundacja Mam Balans chce również walczyć także ze stereotypami na temat samodzielnych rodziców. Planuje kampanię społeczną na ten temat.
– W wielu środowiskach samotne wychowywanie dziecka to po prostu wstyd, a samotni rodzice to ofiary losu, nieudacznicy, zawsze w tarapatach. Spotkałam się z takim podejściem nawet w urzędach. Istnieje też stereotyp, że samodzielni rodzice to kiepscy pracownicy, bo przecież tacy zajęci. Chcemy to zmienić. W mojej opinii trudno znaleźć lepiej zmotywowanego pracownika niż samotna mama albo tata. To często mistrzowie organizacji, osoby wytrenowane w szybkim rozwiązywaniu problemów, empatyczne i odpowiedzialne – mówi Marta Herman.
Dowiedz się, co ciekawego wydarzyło się w III sektorze. Śledź wydarzenia ważne dla NGO, przeczytaj wiadomości dla organizacji pozarządowych.
Odwiedź serwis wiadomosci.ngo.pl.
Źródło: inf. własna [warszawa.ngo.pl]
Skorzystaj ze Stołecznego Centrum Wspierania Organizacji Pozarządowych
(22) 828 91 23