Przeglądarka Internet Explorer, której używasz, uniemożliwia skorzystanie z większości funkcji portalu ngo.pl.
Aby mieć dostęp do wszystkich funkcji portalu ngo.pl, zmień przeglądarkę na inną (np. Chrome, Firefox, Safari, Opera, Edge).
Moi rodzice i dziadkowie urodzili się w Warszawie, całą wojnę obie rodziny przeżyły w stolicy. Bardzo dużo wiedziałam o wojnie i Powstaniu, które zdziesiątkowało moją rodzinę. Przygnała mnie tutaj także miłość do Warszawy, którą wpoili mi moi rodzice. To miasto jest dla mnie najważniejszym miejscem na świecie - mówi Joanna Król, wolontariuszka Muzeum Powstania Warszawskiego.
Anna Samel, Muzeum Powstania Warszawskiego: – Pamięta Pani swoją pierwszą wizytę w Muzeum?
Joanna Król: – Tak, przyszłam tutaj jako osoba zwiedzająca. To było na otwarciu Muzeum w 2004 roku. Po roku znów byłam tu z wizytą. To był mój pierwszy kontakt z Muzeum.
Czy już wtedy pojawiła się myśl o tym, żeby zaangażować się społecznie w życie tej instytucji?
J.K.: – Nie, wtedy jeszcze pracowałam zawodowo i w ogóle nie myślałam o wolontariacie. Ta myśl zrodziła się w momencie, kiedy odeszłam na emeryturę, uwolniłam się od różnych zobowiązań. Najpierw przez trzy lata podróżowałam, a potem zaczęło mi się niesamowicie w domu nudzić. Nie byłam zbytnio zaangażowana w opiekę nad wnukami, więc zaczęłam się rozglądać za jakimś zajęciem, które pozwoliłoby mi zabić czas. Na początku myślałam o tym, aby zająć się dziećmi w hospicjum lub dziećmi ulicy. Ale ponieważ przepracowałam 40 lat w zawodzie z dziećmi niepełnosprawnymi, to nastąpiło przesilenie. I wtedy trafiłam na takie maleńkie ogłoszenie w Rzeczpospolitej, że Muzeum poszukuje wolontariuszy. Przyszłam tutaj, wypełniłam ankietę i zgłosiłam swój akces.
Czy te pierwsze wizyty w Muzeum miały jakiś wpływ na to, że zdecydowała się Pani rozpocząć przygodę z wolontariatem właśnie tutaj?
J.K.: – Wizyty nie, ale historia mojej rodziny tak. Moi rodzice i dziadkowie urodzili się w Warszawie, całą wojnę obie rodziny przeżyły w stolicy. Bardzo dużo wiedziałam o wojnie i Powstaniu, które zdziesiątkowało moją rodzinę. Przygnała mnie tutaj także miłość do Warszawy, którą wpoili mi moi rodzice. To miasto jest dla mnie najważniejszym miejscem na świecie. I pomyślałam sobie, że Muzeum to bardzo fajne miejsce do pracy, szczególnie, że świadkowie tamtej historii zaczęli powoli odchodzić. To pokolenie moich rodziców i krewnych – kilka lat temu zmarła moja ostatnia ciotka, która pamiętała Powstanie. Dla mnie jest to taki rodzaj metafizyki, łączenia się z nimi poprzez to miejsce. Szczególnie że moja rodzina mieszkała na Woli, ja się urodziłam na Woli. I także umiejscowienie tego Muzeum sprawiło, że z przyjemnością tutaj przychodzę. Wolontariat zapełnia mi w twórczy sposób czas na emeryturze. Same dobro z tego wypływa!
Nie miała Pani żadnych wątpliwości przed przyjściem do Muzeum?
J.K.: – Nie. Co prawda nie wiedziałam, gdzie trafię, ale od razu skierowano mnie na ekspozycję i szybko uświadomiłam sobie, że to jest to. Przez 40 lat byłam nauczycielem, więc nie miałam żadnych problemów z kontaktem z ludźmi. Nie bałam się stanąć przed grupą zwiedzających i do nich mówić. Tylko musiałam najpierw pogłębić swoją wiedzę na temat Powstania. Przez pierwszy rok pracy tutaj przyglądałam się wszystkiemu, co się działo na ekspozycji. A potem zachęcono mnie do przystąpienia do egzaminu na przewodnika. Bardzo podoba mi się oprowadzanie wycieczek i myślę, że będzie mi bardzo smutno, gdy nadejdzie czas, kiedy będę musiała z tego zrezygnować.
Spośród różnego rodzaju zajęć, jakie wolontariuszom oferuje Muzeum, Pani wybrała właśnie bycie przewodnikiem. To była Pani decyzja?
J.K.: – Ekspozycja muzealna była pierwszym miejscem, do którego trafiłam i w żadnym innym nie pracowałam. Ta praca mnie tak pochłonęła, że nie wyobrażam sobie, że mogłabym robić coś innego. Jestem w to bardzo zaangażowana. Spotykają mnie tu miłe chwile, kiedy po zakończeniu wycieczki zwiedzający mi dziękują, są wzruszeni. Szczególnie się cieszę, kiedy dzieci słuchają z zainteresowaniem – nie każdą grupę dziecięcą czy młodzieżową da się porwać i to jest ogromne wyzwanie.
Na czym polega praca przewodnika w Muzeum?
J.K.: – Przychodzę do Muzeum na czterogodzinny dyżur dwa razy w tygodniu, zgodnie z grafikiem. Oprowadzam zazwyczaj jedną, dwie wycieczki, obsługuję kino albo spaceruję po Muzeum i udzielam informacji, jeśli zwiedzający mają jakieś pytania.
Wspominała Pani, że do roli przewodnika musiała się Pani dokształcać. Te dodatkowe nakłady pracy nie odstraszyły Pani?
J.K.: – Gdybym musiała pogłębiać wiedzę matematyczną czy przyrodniczą, to pewnie bym się jeżyła. Ale jestem humanistką i pogłębianie wiedzy poprzez czytanie książek jest dla mnie przyjemnością. Na emeryturze czytam bardzo dużo – nadrabiam czas, którego wcześniej nie miałam na książki. I teraz chłonę wszystko, co ukazuje się na temat Powstania. Ostatnio przeczytałam np. „Rzeź Woli”, którą gorąco polecam. Znaleźć w niej można fascynujące opowieści, niezwykle poszerzające wiedzę na temat tego, czym było Powstanie.
Wykorzystuje Pani informacje pozyskiwane z lektur w późniejszych rozmowach ze zwiedzającymi?
J.K.: – Tak, szczególnie opowieści o życiu ludności cywilnej w czasie Powstania. Moja narracja jako przewodnika bardziej skupia się na opisywaniu przeżyć ludności cywilnej niż opowiadaniu, gdzie i kiedy walczyło jakie zgrupowanie. Wydaje mi się, że możliwość spojrzenia na Powstanie z tej właśnie strony jest ciekawsza.
Pamięta Pani jakiś szczególny moment w czasie swojej pracy w Muzeum?
J.K.: – Jedno wydarzenie bardzo utknęło mi w pamięci. Któregoś dnia oprowadzałam Powstańca – mężczyznę, który w czasie Powstania miał 16 lat. Podczas wizyty w Muzeum był już na wózku inwalidzkim, przyjechał z opiekunem i dwoma wnuczkami. Oprowadzałam go po Muzeum, a na koniec wyszliśmy na spacer do Parku Wolności. Pokazałam mu tam księgę, w której zapisane są nazwiska poległych Powstańców. Ten pan poprosił mnie, abym odnalazła nazwiska jego kolegów z oddziału, którzy zginęli podczas Powstania. To był bardzo wzruszający moment i oboje się rozpłakaliśmy. Zapamiętam tę chwilę na długo – on to wszystko pamiętał, a ja to wszystko słyszałam. Kilka dni później otrzymałam od niego najpiękniejszy bukiet biało-czerwonych róż. Do kwiatów dołączony był piękny list, który na długo pozostanie w mojej pamięci.
Czy taka historia, jak ta powoduje, że chce się tutaj Pani przychodzić?
J.K.: – Nie tylko takie wzruszające momenty motywują mnie do pracy w Muzeum. Przede wszystkim mam ogromną potrzebę bycia z ludźmi. Na ekspozycji pracują w większości młode osoby i fantastycznie mi się z nimi rozmawia. Mimo, że jestem dla nich trochę jak z wykopaliska, to lubią kontakt ze mną. Przychodzą do mnie ze sprawami rodzinnymi, prywatnymi. A mi to jest bardzo potrzebne. Świetnie się czuję w Muzeum. I dopóki fizyczne siły mi pozwolą to będę tu przychodzić.
Czy Pani zdaniem wolontariat jest dobrym sposobem na spędzanie czasu na emeryturze?
J.K.: – Bardzo dobrym sposobem! Wszystkim to polecam. Moim zdaniem starszym ludziom wystarczy tylko złożyć dobrą ofertę, aby zaangażowali się do pomocy. Wolontariat dla seniorów jest super.
A czy dla osoby w Pani wieku, z Pani doświadczeniem wolontariat może być jeszcze rozwijający?
J.K.: – Oczywiście, że tak. Ja musiałam znacznie poszerzyć swoją wiedzę. Wolontariat rozwija, choć i tak wszystko zależy od człowieka. Mnie się czasami też nie chce w ogóle wychodzić z domu, ale przez to, że wzięłam na siebie to zobowiązanie, to mobilizuje mnie to do aktywności. Nie jestem wolna od dolegliwości, jakie mają ludzie w moim wieku. Ale wydaje mi się, że mam ich znacznie mniej niż inni, właśnie dzięki temu, że jestem aktywna. Zresztą nie tylko wolontariat – każdy rodzaj działalności dla seniorów uważam za bardzo chwalebny. Tym ludziom wystarczy dać wędkę i oni sami sobie nałapią rybek.
Jak podać im tę wędkę, jak ich zachęcić do aktywności społecznej?
J.K.: – Niestety skok technologiczny, który ma od wielu lat miejsce, niesamowicie wykluczył wielu starszych ludzi z życia społecznego. Mnie samej sporo czasu zajęło opanowanie telefonu komórkowego, do dziś nie jestem zaprzyjaźniona z komputerem. A teraz wszystko załatwia się przez Internet. Rozwój technologiczny powoduje, że ci starsi ludzie gdzieś zostali zgubieni. Można zachęcać do wolontariatu w Internecie, ale to trafi tylko do niewielkiej części starszych ludzi, którzy posługują się komputerem.
Czego życzyłaby Pani sobie i innym wolontariuszom na nowy rok?
J.K.: – Wszystkim wolontariuszom tego samego – żeby tkwili w wolontariacie, bo warto. Trzeba sobie wybrać taki rodzaj działalności, który sprawia dużo przyjemności.
Rozmawiała: Anna Samel
Anna Samel – od wielu lat związana z III sektorem, współpracuje z Centrum Wolontariatu Muzeum Powstania Warszawskiego, prowadząc wywiady z wolontariuszami.
Ten tekst został nadesłany do portalu. Redakcja ngo.pl nie jest jego autorem.
Teksty opublikowane na portalu prezentują wyłącznie poglądy ich Autorów i Autorek i nie należy ich utożsamiać z poglądami redakcji. Podobnie opinie, komentarze wyrażane w publikowanych artykułach nie odzwierciedlają poglądów redakcji i wydawcy, a mają charakter informacyjny.