– Niewybaczalny błąd? Zaangażować do projektu nadgorliwego koordynatora. Ma być leniem i nic nie robić, bo to młodzież ma wziąć sprawy w swoje ręce – mówi Artur Łęga z Polskiej Fundacji Dzieci i Młodzieży, koordynator programu „Równać Szanse”. I zachęca do składania wniosków konkursowych. Jest na to czas do 25 października.
Rafał Gębura, ngo.pl: – Przekazujecie organizacjom granty, które pozwalają realizować projekty wyrównujące szanse młodych ludzi z małych miejscowości. Dlaczego Oliwier z Warszawy ma łatwiej od Karola ze wsi?
Artur Łęga: – Wie pan, jak wygląda dzień Karola? Wychodzi rano na przystanek, wsiada do gimbusa, jedzie do szkoły, wraca do domu, wychodzi na podwórko. Wszędzie spotyka tych samych kolegów. Monotonia. Oliwier w Warszawie jedzie do gimnazjum tramwajem albo metrem. W szkole ma jedną grupę kolegów, na podwórku drugą, w klubie pływackim trzecią. W jednej może być liderem, w drugiej zwykłym szarakiem. To daje mu znacznie większe możliwości rozwoju kompetencji społecznych.
To, że Warszawa jest cool, wszyscy wiedzą. Oliwier jest z dużego miasta i ma powód do dumy. Karol nierzadko wstydzi się swojego pochodzenia. Ma przez to niższe poczucie własnej wartości. Oliwier, mieszkając w dużym mieście, ma większe pole do osiągania sukcesów. Jeśli jest kiepski w piłkę nożną, to idzie na basen i zostaje świetnym pływakiem. Karol nie ma w okolicy żadnego basenu. Statystyki pokazują, że Karol ma też słabiej wykształconych i mniej zarabiających rodziców.
W związku z tym sam jest słabiej wykształcony?
– Niekoniecznie. Wiedza Karola i Oliwiera jest porównywalna. Wyniki testów gimnazjalnych pokazują, że różnice w poziomie wiedzy pomiędzy uczniami z dużych miast i wsi są niewielkie. Większe dysproporcje można odnotować pomiędzy poszczególnymi dzielnicami Warszawy.
Na czym więc polega różnica?
– Dzieci z miasta mają o niebo lepiej rozwinięte umiejętności komunikacyjne. Te z mniejszych miejscowości świetnie dogadują się ze sobą, ale kiedy tylko pojawia się ktoś z zewnątrz, zapada cisza. Wstydzą się odezwać. Pamiętam spotkanie z młodzieżą ze wsi pod Tymbarkiem, gdzie rozpoczęła się realizacja jednego z projektów. Próbowaliśmy ich zagadywać, a oni nic. Ściana. Wróciliśmy do nich po roku. Jeden z nas poszedł z nimi pogadać. Minęło 30 minut, 45… Nie ma chłopa. Zaczęliśmy zastanawiać się, czy wszystko jest w porządku. Okazało się, że młodzi, realizując swój projekt, odnieśli sukces. Tym razem mieli mnóstwo do powiedzenia. Nie chcieli gościa wypuścić.
Na czym polegał projekt, który tak ich odmienił?
– Proste działanie artystyczne: górale grali, tańczyli, śpiewali. Komisja ekspercka programu „Równać Szanse”, która przyznawała dotację, miała wątpliwości, czy takie działanie faktycznie wyrównuje szanse. Warto było zaryzykować. Projekt stworzył młodym płaszczyznę do działania i okazję do odniesienia sukcesu. Parę lat później dowiedziałem się od koordynatorki, że część osób poszła na studia, część założyła własne biznesy. Coś niesamowitego! Kiedy wspominam tamto pierwsze spotkanie, nie dałbym za nich złamanego grosza.
Co takiego powinien mieć w sobie projekt, żeby komisja konkursowa przyznała organizacji grant?
– Stawiamy na pracę w grupie, bo to najbardziej pożądana umiejętność na rynku pracy. Czasem słyszę narzekania nastolatków, że koordynator zmusza ich do współpracy z kolegami, których nie lubią. Przytakuję ze zrozumieniem i namawiam, żeby przynajmniej spróbowali. Wracam po pół roku i okazuje się, że problem już dawno nie istnieje. Teraz się uwielbiają. Po prostu nie mieli okazji się poznać. Młodzi powinni współpracować również z lokalnymi partnerami. Dlatego projekty często zmuszają ich, żeby porozmawiali z wójtem, przewodniczącym rady, lokalnym biznesmenem, społecznikiem. Każde spotkanie to dla nich cenna lekcja.
Jakie błędy może popełnić organizacja?
– Zaangażować do pracy nadgorliwego koordynatora. Ma być leniem i nic nie robić, bo to młodzież ma wziąć sprawy w swoje ręce. Wie pan, jak ciężko takich znaleźć? (śmiech)
Mam taki test dla koordynatorów. Grupa nastolatków organizuje wycieczkę do Warszawy. Wyjazd jest w środę o szóstej rano. Rezerwacje noclegów zrobione, zaliczki wpłacone, bilety do muzeum kupione. Dzień wcześniej okazuje się, że młodzi coś zawalili i nie ma autokaru. „Co pan robi?” – pytam koordynatora. „No jak to co? Sięgam po telefon i załatwiam drugi” – odpowiadają najczęściej.
To źle?
– Fatalnie! Lepiej dla młodych będzie, jeśli przyjdą następnego dnia na zbiórkę i pocałują drzwi autokaru, którego tam nie będzie. Wyciągną z tej sytuacji wnioski i nigdy więcej nie popełnią podobnego błędu. Porażka też może być rozwijająca. Jeśli dorosły uratuje sytuację, młodzi niczego się nie nauczą.
Co z biletami i zaliczkami?
– Przepadły. Trzeba wziąć kapelusz, przejść się po ludziach z kasą, opowiedzieć, co się stało, przyznać się do porażki i poprosić o wsparcie. Na koniec dnia może okazać się, że udało się zebrać dwa razy więcej niż potrzeba. Porażkę można przekuć w sukces.
Czy temat projektu ma znaczenie?
– Musi być realizacją pasji i zainteresowań uczestników. Czasami koordynatorzy sami wymyślają temat projektu. Próbują narzucić go młodym, ale efekt najczęściej jest taki, że ich to kompletnie nie interesuje. W ten sposób nie uda się wyzwolić emocji, inwencji, współpracy.
Od tematu ważniejszy jest sposób realizacji projektu. Dla przykładu: mamy masę działań teatralnych – młodzi robią spektakl. Raz jest tak, że taki projekt daje im niewiele, innym razem osiągają spektakularny sukces.
Od czego to zależy?
– Przypuśćmy, że zdiagnozowaliśmy u nastolatków potworny opór przed publicznymi występami i projekt teatralny ma im jakoś pomóc. To może wyglądać w ten sposób, że przez pięć miesięcy odbywają się próby, a na koniec jest wielki występ dla wójta, radnych, proboszcza i komendanta policji. Młodzi zacisną szczęki, zepną pośladki, odegrają spektakl, dostaną oklaski, ale tak naprawdę nic im to nie da. Nie przestaną bać się publicznych występów. Co innego, kiedy zamiast jednego wystawią ich dziesięć. Niech to będzie proces oswajania się z widownią. Jaka jest najbezpieczniejsza grupa odbiorców dla nastolatka?
Rówieśnicy?
– Najgorsza! Krytyczni, złośliwi… Bezpieczną grupą są przedszkolaki. Niech zaczną od występu dla małych dzieciaków. Im się wszystko podoba. Później wystawią spektakl dla seniorów. Oni też będą zachwyceni, choćby z grzeczności. Młodzi będą stopniowo nabierali pewności siebie. A i finalny występ będzie o niebo lepszy.
Kto dokładnie może starać się o dofinansowanie i jakie są szanse na przyznanie grantu?
– Organizacje pozarządowe, gminne domy kultury, biblioteki, ale też nieformalne grupy dorosłych. Projekt ma być kierowany do nastolatków z miejscowości do 20 tys. mieszkańców. Do zdobycia są granty do 8,5 tys. zł na 6-miesięczne działanie. Jesteśmy w stanie dofinansować do 110 takich projektów. Mamy też drugi konkurs na 15-miesięczne projekty do 40 tys. zł. Ten drugi wystartuje w styczniu.
Źródło: inf. własna (ngo.pl)