Roma Łojewska. Znacznie gorsza od ciężkich paczek jest biurokracja
– Jestem choleryczką i potworną gadułą – mówi Roma Łojewska, szefowa Stowarzyszenia Sąsiedzkiego „ARIADNA” i wieloletnia przewodnicząca Komisji Dialogu Społecznego ds. Pomocy Najuboższym. Jest stanowcza, szczera do bólu i ma gołębie serce. Ten, kto przyjdzie do jej Stowarzyszenia, nigdy nie wyjdzie z kwitkiem.
– Ludzie mówią, że rozdajemy biednym żarcie, ale to nie do końca prawda. Robimy znacznie więcej – mówi Roma Łojewska. – Do każdego podchodzimy indywidualnie, bo każda bieda jest inna. Z Kozłowską trzeba trochę pogadać, Majewskiego zapytać o zdrowie, a Grabowskiemu od czasu do czasu napisać jakiś dokument i pokierować do odpowiedniego urzędu – mówi.
Stowarzyszenie liczy 34 członków i całą masę wolontariuszy. Trudno powiedzieć, ilu dokładnie, ale kiedy organizują świąteczną zbiórkę żywności, do pomocy zgłasza się nawet 60 osób. Siedzibę mają w jednym z ursynowskich bloków. W środku biuro, magazyn i kilka przybłąkanych kotów.
Działają na Ursynowie już 13 lat. Na początku utrzymywali się ze składek własnych. Jak czegoś brakowało, trzeba było się zrzucić. Po dwóch latach pojawiły się pierwsze dotacje, ale do dziś nie mają ani jednego etatu.
Bezduszna biurokracja
Znacznie gorsza od ciężkich paczek jest jednak biurokracja. Obecnie jej Stowarzyszenie przekazuje żywność mniej więcej 500 mieszkańcom. Ale kiedy przyjdzie ktoś nowy i poprosi o kilka podstawowych produktów, Łojewska nie może sięgnąć do magazynu po zapasy. Najpierw musi złożyć zamówienie, a człowiek musi poczekać. – Wie pan ile? Czasem i miesiąc! To chyba nie jest normalne, co? – denerwuje się.
Albo te obowiązkowe szkolenia. Jej Stowarzyszenie musi organizować kursy dla osób, które otrzymują żywność. – Śmiech na sali! – ocenia Łojewska. – Przyjdzie do mnie bezdomny i z czego ja mam go szkolić? Z racjonalnego gospodarowania budżetem? Tymi butelkami, które nazbiera ze śmietnika? – znowu się denerwuje.
Ale szkolenia oczywiście robi. Stara się dobierać ludzi, którzy mogą na nich jakoś skorzystać. Ale zdania nie zmieni. – Zbędne obciążenie dla organizacji i pieniądze wyrzucone w błoto! – przekonuje.
Z Posiadałów na Ursynów
Pomagała od dziecka. Urodziła się w Posiadałach, małej wsi niedaleko Mińska Mazowieckiego. Dookoła bieda, było więc komu pomagać. Będąc w podstawówce, razem z przyjaciółmi rąbała sąsiadom drzewo i odśnieżała chodniki.
Kiedy, już jako dorosła kobieta, wprowadziła się do jednego z ursynowskich bloków, od razu założyła komitet domowy. – Obejmował ponad sto mieszkań i reprezentował interesy lokatorów przed spółdzielnią mieszkaniową – wyjaśnia. Wciąż reprezentuje, bo choć minęło już trzydzieści lat, komitet nadal działa i ma się dobrze, właśnie załatwia mieszkańcom monitoring. Roma Łojewska jest przewodniczącą.
Gruzowisko i kupa śmieci
Kilkanaście lat temu zaangażowała się w działanie jednej z wolskich organizacji pomocowych. Jeździła z Ursynowa na Wolę przez dwa lata, ale w końcu przestała, bo na własnym podwórku też było sporo do roboty.
– Zamarzyłam o własnym stowarzyszeniu i zarażałam tym pomysłem innych. Zanim się obejrzałam, miałam już 22 chętnych do zakładania organizacji – opowiada. Poszli do prezesa Spółdzielni Mieszkaniowo-Budowlanej „Imielin”, by wynegocjować jakiś lokal. Dostali pięćdziesięciometrową suterenę przy Warchałowskiego 6, za co do dziś są mu ogromnie wdzięczni.
Łojewska nie szczędzi Spółdzielni ciepłych słów. – Do dziś są nam szalenie życzliwi. Nie płacimy czynszu, tylko rachunki. A jak nam się żarówka przepali, wystarczy jeden telefon, a elektryk przychodzi po 10 minutach. I nie weźmie od nas ani grosza – mówi.
Start był jednak trudny, bo lokal był kompletną ruiną. – Gruzowisko i kupa śmieci – wspomina Łojewska. – Trzeba było robić ściany, podłogę, hydraulikę i elektrykę – wylicza. Ale dali radę. Jeden dał malarza, drugi załatwił hydraulika, trzeci kupił rury, czwarty farbę, Spółdzielnia też pomogła. Łojewska żałuje tylko, że nikt tego nie nagrywał. Dzisiaj można by pokazywać innym, jako wzorowy przykład pracy społecznej.
KDS
Jest przewodniczącą Komisji Dialogu Społecznego ds. Pomocy Najuboższym. – Właściwa osoba na właściwym miejscu – zapewnia Joanna Galek z Banku Żywności SOS w Warszawie, która uczestnicy w spotkaniach KDS-u. – Pani Roma lubi mieć wszystko pod kontrolą, sprawuje rządy twardą ręką – mówi.
Spotkania KDS odbywają się raz na dwa miesiące, przychodzi około 10 osób. – Dziewczyny z Urzędu Miasta na bieżąco przekazują nam niezbędne informacje, a jak trzeba, to i naczelnik wydziału do nas przyjdzie – mówi Roma Łojewska. – Lubię te nasze spotkania, ale co tu dużo mówić: KDS działa nędznie. Ludzie są zaangażowani w działalność własnych organizacji i nie chce im się robić nic ponadto – mówi, jak to ona, bez owijania w bawełnę.
Łojewska przewodniczy Komisji już siódmy rok z rzędu. Kiedyś powiedzieli jej, że jak koń dobrze ciągnie, to się go nie zmienia. – Żeby im tylko ten koń nie padł – śmieje się.
Z nadzieją w przyszłość
Marzy jej się, by parlament przegłosował w końcu ustawę o niemarnowaniu żywności. Dziś duże sklepy wyrzucają produkty, których data ważności się kończy. Nowa ustawa nałożyłaby na nie obowiązek, by taką żywność przekazywały organizacjom pozarządowym. Projekt ustawy ma szerokie poparcie wśród parlamentarzystów, ale w tej kadencji Sejmu nie przeszedł. Roma Łojewska liczy na kolejną.
Opowiada o kierowniku jednego z dużych marketów, który dał jej kiedyś po cichu cały samochód przydatnej do spożycia żywności. Była lekko uszkodzona, musiała iść do utylizacji, ale kierownik sklepu nie mógł znieść myśli, że tyle jedzenia szlag trafi.
– Nielegalnie dał mi to żarcie – przyznaje Łojewska. – Ale wie pan, ile osób z niego skorzystało? – pyta z nieskrywaną satysfakcją.
Źródło: inf. własna (warszawa.ngo.pl)