Chciałby doczekać czasów, kiedy Mokotów, najgęściej zaludniona dzielnica Warszawy, będzie miał duży budżet, swoje centrum kulturalne i sensowną politykę lokalową dla organizacji. Piszemy o Robercie Rzeszutku, przewodniczącym Dzielnicowej Komisji Dialogu Społecznego (DKDS) z Mokotowa.
W lokalu na Dzielnej – rejwach. Salę frontową zajmuje wielki stół, przy stole przedszkolaki lepią z gliny artystycznie pokrzywione choinki. Stukają wałkami do ciasta, wciskają w szarą masę blaszane foremki.
Sale tylne zajmują worki z cementem, krzątają się tam w strojach roboczych członkowie Stowarzyszenia Ceramiczno-Ekologicznego „Amfora”. Dziś malarze, na co dzień – instruktorzy, ceramicy. Przygotowują sobotnie przyjęcie – wtedy „Amfora” otworzy się uroczyście w Śródmieściu.
– Czuję, że złapiemy długi oddech – mówi mi Krzysztof Skain May, malarz, performer, scenograf, który świadczy w stowarzyszeniu „wolontariat artystyczny” – prezes nauczył się pisać projekty, trochę „rozkręcimy” tę firmę.
Jedyny kandydat
„Firmę” rozkręca Robert Rzeszutek, przewodniczący Dzielnicowej Komisji Dialogu Społecznego na Mokotowie. Tam „Amfora” działała ostatnie trzy lata, a ostatnie dwa Robert był przewodniczącym DKDS. Ceramikiem został z zamiłowania, przewodniczącym – z przypadku.
– Do przyjścia na spotkanie DKDS skłoniła mnie Monika Starczewska z Wydziału Kultury – wspomina Robert Rzeszutek. – Okazało się, że to jest spotkanie wyborcze i że jestem jedynym kandydatem na przewodniczącego.
W styczniu 2014 kończy się druga kadencja Rzeszutka. Rozmawiamy i o Mokotowie, i o Śródmieściu, bo przewodniczący jest też w prezydium śródmiejskiego DKDS, a siedziba Stowarzyszenia „Amfora”, które zakładał na Mokotowie, właśnie się przenosi do Centrum.
Herbatę pijemy z kubków z porcelitu – robota własna, ręczna Roberta Rzeszutka. Słodzić mogę miodem ze słoika lub cukrem z zielonej doniczki – pozostałość z zakładu produkcyjnego przewodniczącego. Zamknął go, gdy powstało stowarzyszenie.
Glina ma głębię
Rzeszutek wychował się na Ochocie. Jest warszawiakiem w pierwszym pokoleniu, ojciec pochodzi z Przasnysza, mama – z Rzeszowa. Z dzieciństwa ma sentyment do Kina Ochota, biegali tam z chłopakami, na „Klub Samotnych Serc Sierżanta Pieprza” nawet kilka razy.
Z wykształcenia jest metrologiem. To zawód najbardziej ścisły ze ścisłych. Gdyby Rzeszutek pracował w zawodzie, sprawdzałby między innymi urządzenia do pomiarów, np. wagi sklepowe. Woli glinę, chociaż jest nieprzewidywalna.
– Ma w sobie taką głębię – mówi Rzeszutek – glina jest kapryśna, nigdy nie wiem, jak wyschnie i co wyjdzie z pieca. Nie ma wzoru fizycznego, który okiełzna glinę.
Zanim Rzeszutek odkrył dla siebie ceramikę, robił sztukaterię gipsową. Ponad dziesięć lat wykańczał mieszkania gipsowym dekorem (przy jednym z takich zleceń poznali się z Krzysztofem Skainem Mayem). Miał też zakład produkcji doniczek pod Warszawą. Jak wciągnęła go ceramika, przeczytał wszystko, co było dostępne w Bibliotece Narodowej, drugie tyle ściągnął z aukcji internetowej do własnej biblioteki, zamknął zakład donic porcelitowych i otworzył „Amforę”.
– Stowarzyszenie poleciła nam założyć Bożena Kosińska z Wydziału Kultury – wspomina Robert. – Mówiła, że bez niego urząd żadnej aktywności wesprzeć nie może.
Wie to dobrze Magdalena Nowosad, która prowadziła Pracownię Ceramiczną „Amfora” na Odolańskiej.
– Próbowałam negocjować czynsz za lokal, ale ponieważ pracownia była zarejestrowana jako działalność gospodarcza, to nawet jeśli prowadziła zajęcia edukacyjne, nie mogła być dofinansowana.
Robert Rzeszutek znalazł Magdę Nowosad na Odolańskiej.
– Jest osobą, która nie liczy się z czasem, jak się w coś zaangażuje. Mnie zaoferował wsparcie. Dzięki temu, że założył stowarzyszenie, zajęcia zaczęły być dofinansowywane. Zorganizowaliśmy Lato w Mieście, ludzie zaczęli przychodzić, zyskaliśmy na znaczeniu.
Na początku zajęcia ceramiczne organizowali przede wszystkim dla dzieci.
– Rozwijają motorykę i wyobraźnię przestrzenną – mówi Magdalena Nowosad z pracowni ceramicznej na Odolańskiej. – To ważne umiejętności, nie wykształcą się od pracy na komputerze czy gier na konsoli.
Gips i porcelit to były przedsięwzięcia biznesowe, a ceramika jest przedsięwzięciem uspołeczniającym. Najlepiej to widać po seniorach.
Ceramicznie zorganizowani seniorzy
Było tak: do „Amfory” na Mokotowie dziadek przyprowadzał wnuczka. Na zajęcia dla dzieci. (Dzieciom rozwija się na nich motoryka i wyobraźnia: zaczynają od wyciskania z foremek, a po roku lepią w trójwymiarze). Potem „Amfora” uruchomiła zajęcia dla seniorów.
– Pamiętam, że na kilka pierwszych zajęć dowoziła go córka – wspomina Rzeszutek – a potem przychodził sam, na najwcześniejsze zajęcia. Był zawsze pół godziny przed rozpoczęciem.
Seniorów z Mokotowa zajęcia w glinie wciągnęły i skłoniły do spotkań. Widują się regularnie – dwa razy w tygodniu po dwie godziny. Nikt inny nie korzysta z pracowni ceramicznej tak często. Przychodzący tam sympatycy wyrobów ceramicznych zrzeszyli się w pierwszym w Polsce Ceramicznym Klubie Seniora. Rzeszutek uważa go za swój największy sukces.
Sukces jednego spotkania
Na przewodniczącego Komisji awansował błyskawicznie – przyszedł na pierwsze spotkanie, był jedynym kandydatem i został wybrany. Mówi, że pierwszej kadencji nie ma co wspominać, bo nic się nie działo. Liczba spotkań – pięć, liczba osób na spotkaniu – średnio cztery. Spotkania krótkie, pisanie z nich protokołów to nie był wysiłek. Rzeszutek podejrzewa, że marazm wkradł się do Komisji z powodu przekonania, że z ówczesnym zarządem dzielnicy nie da się współpracować, bo nie odpowiada na pisma.
W drugiej kadencji przewodniczący osiągnął jeden ważny sukces: zaprosił na spotkanie zarząd Mokotowa. Zapowiedzieli obecność burmistrz i wiceburmistrzowie. Rzeszutek martwił się, że społecznicy nie przyjdą i będzie wstyd przed władzami. A frekwencja była przełomowa – ponad dwadzieścia osób. Do tego, od tamtego czasu utrzymuje się na podobnym poziomie. Rzeszutek jest optymistą:
– To było dobre spotkanie, padła ważna deklaracja współpracy. Zostaliśmy zaproszeni do tworzenia budżetu obywatelskiego dzielnicy. Ludzie chyba poczuli, że są możliwości.
Gdzie jest centrum?
Z trzech społecznych zmian, których chciałby doczekać na Mokotowie, dwie nadają się od razu nie na DKDS, ale do prezydent stolicy.
– Chciałbym, żeby zmienił się algorytm dzielenia budżetu między dzielnice miasta. Obecnie Mokotów ma budżet najniższy dochód na jednego mieszkańca, bo ma najwięcej mieszkańców. To przekłada się np. na dotacje oświatowe, które są niskie, ale także na pieniądze dla organizacji pozarządowych. Z winy takiego podziału budżetu jest ich bardzo mało.
Rzeszutek chciałby także, żeby określono „centrum” Mokotowa. Jakkolwiek brzmi to filozoficznie, ma bardzo społeczny wymiar:
– Śródmieście ma swoje centrum, z którym jest kojarzone. Ludzie przyjeżdżają dla tych miejsc do Śródmieścia. A mnóstwo ludzi mija Mokotów tylko dlatego, że jedzie tamtędy do pracy. Może gdyby Mokotów miał swoje centrum, warto byłoby się tu zatrzymać, przyjechać.
Trzeciej zmiany Robert Rzeszutek chce doczekać wkrótce, bo leży w gestii Dzielnicowej Komisji. To polityka lokalowa Mokotowa dla organizacji. Obecnie – uważa Robert – taka polityka nie istnieje. Miejsca oferowane na preferencyjnych warunkach społecznikom są w takim stanie, że nikt ich nie chce opłacać – twierdzi przewodniczący. Być może dlatego organizacji w Komisji jest mało albo są nieaktywne.
– Wierzę, że to się wkrótce zmieni, bo zarząd dzielnicy mówił wyraźnie na spotkaniu o woli współpracy.
Być może przewodniczącemu potrzeba jeszcze roku. Po dwóch kadencjach ma szansę. W styczniu w DKDS odbędą się wybory.
Źródło: inf. własna ngo.pl