Jak sam twierdzi, integrowanie i animowanie środowisk lokalnych jest jego pasją. Jednym z długofalowych narzędzi do realizacji tego celu są Rady Działalności Pożytku Publicznego, których nie tylko inicjuje powstanie, ale jest i członkiem, zarówno na poziomie lokalnym, jak i regionalnym. Zapraszamy do przeczytania wywiadu z Markiem Olechnowiczem.
Piotr Kotlarek: – Na naszym portalu publikujemy wywiady z osobami aktywnie działającymi w Radach Działalności Pożytku Publicznego. Trudno znaleźć osobę bardziej doświadczoną od pana. Obecnie jest pan członkiem dwóch rad, ale było ich więcej.
Marek Olechnowicz: – Tak się złożyło. Wcześniej byłem członkiem i przewodniczącym RDPP Powiatu Gdańskiego pierwszej kadencji, a obecnie jestem członkiem Pomorskiej RDPP oraz wiceprzewodniczącym RDPP Gminy Cedry Wielkie. Ale w tym drugim przypadku przyjąłem plan inicjowania, ugruntowywania, edukacji, wzmacniania członków i… usuwania się na bok przy czujnym wspieraniu i monitorowaniu prac.
Jako przewodniczący Rad Organizacji Pozarządowych uznałem wraz z Radą Powiatu Gdańskiego, że słusznym będzie zwrócenie się do Starosty, a następnie do wójtów gmin z naszego powiatu o powołanie rady. W gminach, w których się to udało, staraliśmy się umiejscowić lokalnego lidera. Zanim to zrobiliśmy przygotowywaliśmy liderów przed spory czas – ok. 10 lat. W sytuacji powiatu i gminy miejsca mojego zamieszkania nie było wyjścia – należało w pierwszych kadencjach objąć przewodnictwo… była to jasna rekomendacja środowiska, a następnie wszystkich powołanych członków Rady.
Wspomniał pan o Radach Organizacji Pozarządowych. Pomorze to specyficzny region pod względem działalności III sektora. Sieć reprezentacji tworzonych przez organizacje pozarządowe jest bardzo rozbudowana.
M.O.: – Mamy w województwie pomorskim dość ładnie „poukładane klocki pozarządowe” – mamy Pomorską Radę Organizacji Pozarządowych jako reprezentację środowiska w regionie. Mamy też lokalne ROP-y na poziomie powiatowym, niemal wszystkie powiaty są nimi objęte. Buduje się na tej bazie sieć liderów, którzy integrują środowisko, zbierają potrzeby, animują – robiąc to razem mamy sporą siłę przebicia... To jest też podstawa dla powstawania RDPP, choć nie wszędzie się one sprawdzają. Lada chwila prześlemy opis naszego modelu „w Polskę” – może gdzieś się przyda...
A gdzie się sprawdzają najbardziej?
M.O.: – Tam, gdzie dojrzały organizacje, gdzie obecni są świadomi, gotowi, mający oparcie w środowisku liderzy NGO-sów, liderzy społeczności lokalnych. Tam, gdzie nie kłóci się to z istniejącymi, dobrze prosperującymi reprezentacjami NGO-sów – wszędzie tam rady są niezwykle potrzebne. Mam doświadczenie środowiska pozarządowego, w którym RDPP „zamieszała” w temacie współpracy, wprowadziła niepotrzebny bałagan, przeszkodziła w powolnym, ale jednak budowaniu coraz zdrowszych relacji z samorządem. Pewnie trzeba się będzie z niej – chociaż na jakiś czas – wycofać, lepiej przygotować liderów, całe środowisko. Może za kilka lat znowu ją powołamy.
Można więc postawić wniosek, że bez liderów trudno współpracować z lokalnymi społecznościami. A czego w tych społecznościach brakuje?
M.O.: – Potrzeba świadomych sukcesików składających się na duże, a te na wielkie sukcesy lokalnych środowisk, lokalnych społeczników, NGO-sów. Fajnie, gdyby działo się to wraz z lokalnymi włodarzami, samorządami. Sukcesiki i sukcesy są niezbędne, aby ci, którym się chciało, ale już się nie chce, na nowo odkryli, że „to ma sens”... Potrzeba jest wspólnoty – niestety obecnie w moim odczuciu jest to swoista utopia, bo „wychodzę na wieś, a tam pusto... wchodzę na facebooka, a tam... cała wieś...” – niemniej to tylko pozór, bo większość tęskni za realnymi więziami, za spotkaniem, za rozmową, za spojrzeniem prosto w oczy, za uśmiechem i płaczem, gdy trzeba. I wierzę, że ta „tapeta”, ta maska pęknie i ludzie wyjdą na ławki, na chodniki, na ścieżki piesze i rowerowe... już powoli da się to zaobserwować, bo to jest rzeczywista potrzeba.
Widać, że praca na rzecz budowy tej wspólnoty jest dla pana bardzo ważna
M.O.: – Praca nad rozwojem społeczeństwa obywatelskiego, nad ponownym obudzeniem aktywności społecznej, obywatelskiej, lokalnej, jest niezbędna. Inaczej wpadniemy w pułapkę przypadkowości w wielu sferach życia – a nie o to chodzi. Generalnie czuję wewnętrzną potrzebę integrowania i animowania środowiska, zwłaszcza pozarządowego – to moja pasja. Niejako przy okazji rodzi się z tego sporo różnych działań, a z nich dość często wykluwa się jakieś dobro – jakie? To już nie do mnie należy ocena.
A jaka jest w tym rola Rad Działalności Pożytku Publicznego? Czy z pana obserwacji mają one wpływ w budowę społeczeństwa obywatelskiego?
M.O.: – Nie wiem nawet, czy rada ma mieć bezpośredni wpływ – docelowo z pewnością tak. Na dziś – widzę jej rolę jako swoistego „zarazem ucznia i nauczyciela dialogu” – jeśli w tym dialogu dokona się wypracowanie dobrych rozwiązań, propozycji, znajdą się wspólnie akceptowalne – a może nawet wspólnie wypracowane pomysły. Najpierw jednak niech rada będzie środowiskiem, w którym wszyscy nauczą się wzajemnie słuchać, rozumieć. Niech nauczą siebie nawzajem a następnie środowisko.
To obiecująca wizja, ale dotycząca przyszłości, bliższej lub dalszej. A czym namacalnym już dzisiaj mogą pochwalić się Rady, co można pokazywać za wzór innym? Jest coś takiego?
M.O.: – Oczywiście. W województwie pomorskim nie ma choćby problemu z „konstytucją współpracy” czyli Programem Współpracy – przygotowujemy razem, przekonujemy urzędników i NGO-sy razem – zespół międzysektorowy, który od lat pracuje wspólnie, gdzie Pełnomocnik Marszałka Województwa robi wszystko, by rozumieć racje organizacji pozarządowych, a PROP siada na fotelu urzędnika czy samorządowca, by sobie i innym uświadomić jak długa jest droga do niektórych zmian, które wszyscy razem uznajemy za słuszne. Takich przykładów jest więcej.
Chętnie posłucham…
M.O.: – Możemy pochwalić się bardzo czynnym udziałem w wypracowywaniu Regionalnego Programu Operacyjnego i poszczególnych programów tematycznych. Udziałem przedstawicieli NGO-sów w lokalnych Zespołach Zintegrowanych Porozumień Terytorialnych w woj. pomorskim. Wspólna nagroda Bursztynowego Katamaranu w kategorii dla Jednostki Samorządu Terytorialnego, najlepiej współpracującego z organizacjami pozarządowymi oraz dla organizacji pozarządowej za najlepszą partnerską współpracę.
Czy lokalne organizacje pozarządowe zgłaszają się do pana lub innych członków i zgłaszają swoje propozycje tematu prac rady?
M.O.: – Tak – często. A reagujemy, gdy jest taka potrzeba, wspólnie – RDPP i PROP.
A czy członkowie Rady konsultują to, co ma być wypracowane z innymi organizacjami?
M.O.: – Sieciowanie w kontekście lokalnych ROP daje taką możliwość – korzystamy z niej na bieżąco.
To jeszcze zapytam, jak wygląda współpraca pomiędzy członkami rady? Czy przedstawiciele różnych stron chcą ze sobą pracować, czy widać dobrą wolę?
M.O.: – Tak – współpracujemy, rozumiemy się nawzajem, choć czasem zabiera to trochę czasu. Jesteśmy z tego dumni, choć na pewno sporo jeszcze pracy przed nami.
Wiele rzeczy już udało się wam zrobić. Można powiedzieć, że wysoko zawiesiliście sobie poprzeczkę. Jakie więc są wyzwania na przyszłość?
M.O.: – Chcielibyśmy choć kilka naszych rozwiązań, propozycji przenieść w inne miejsca – może dla całej Polski... może dalej... Chcielibyśmy pomóc w uporządkowaniu kwestii reprezentacji NGO-sów w różnych gremiach – ogólnopolsko i lokalnie. Widać gołym okiem, że jest w tym względzie coś do zrobienia, ale tylko jeśli będziemy to robić razem. Razem z reprezentacjami na poziomie wojewódzkim, razem z Siecią SPLOT czy też z Ogólnopolską Federacją Organizacji Pozarządowych.
Artykuł powstał w ramach projektu „RADY POŻYTKU do STANDARDowego UŻYTKU” współfinansowanego z Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego.