Przeglądarka Internet Explorer, której używasz, uniemożliwia skorzystanie z większości funkcji portalu ngo.pl.
Aby mieć dostęp do wszystkich funkcji portalu ngo.pl, zmień przeglądarkę na inną (np. Chrome, Firefox, Safari, Opera, Edge).
ngo.pl używa plików cookies, żeby ułatwić Ci korzystanie z serwisuTen komunikat zniknie przy Twojej następnej wizycie.
Dowiedz się więcej o plikach cookies
Zakończyła się sesja plenarna „Przemilczane pytania czyli o rzeczach, które nie są takie proste, jak nam się wydaje”. Prowadzący Alina Gałązka z redakcji ngo.pl oraz Łukasz Domagała z sieci SPLOT. Przeczytaj relację minuta po minucie…
W panelu biorą udział: Katarzyna Batko-Tołuć, Stowarzyszenie Liderów Lokalnych Grup Obywatelskich, Paweł Jordan, Centrum Wspierania Aktywności Lokalnej, Ewa Kulik-Bielińska, Fundacja im. Stefana Batorego, Katarzyna Łotowska, Ośrodek Wspierania Organizacji Pozarządowych, Marcin Wojdat, Pełnomocnik Prezydenta m.st. Warszawy ds. współpracy z organizacjami pozarządowymi.
Reklama
Gości wita Alina Gałązka. Sesja zapowiada się jako bardzo interesujące ćwiczenie intelektualne :)
Objawiła się silna (i głośna) grupa widzów z Białegostoku!
Łukasz Domagała: argumenty za „procedurami”: By proces był sprawiedliwy i transparentny, ocenę wniosku powinni przeprowadzać niezależni, osobno oceniający eksperci, którzy przyznając punkty za poszczególne elementy. Najważniejsza jest dobra realizacja zadania publicznego, szczegółowo opisane procedury i kryteria, by nikt nie zarzucał kumoterstwa.
Alina Gałązka: argumenty za „intuicją”: Aby dobrze wydawać pieniądze, trzeba wiedzieć komu się je daje (dobrze mieć bezpośrednią wiedzę nt. organizacji). Ocena obiektywna nie jest możliwa, anonimowi eksperci też mają gust. Obwarowanie procedurami, punktami, kryteriami, zabija istotę projektów, innowacyjność, chęć do ponoszenia ryzyka.
12.51: Ewa Kulik-Bielińska: Jestem w luksusowej sytuacji - nie wydaję pieniędzy publicznych, więc mogę się pomądrzyć. Ocena nie jest w pełni obiektywna. Eksperci też mają swoje doświadczenia. Eksperci często znają się na tematach konkursów, ale nigdy sami nie zrealizowali żadnego projektu.
Na początku należy zadać najprostsze pytanie - co chcesz robić, po co i jaki efekt osiągnąć? Tylko w ten sposób można znaleźć perłę. Rola oceniającego - pomoc w realizacji pomysłu. Wniosek nie powinien być jedyną podstawą przyznawania dotacji. Zwłaszcza, że są już wyspecjalizowane firmy zajmujące się pisaniem wniosków.
12.55: Marcin Wojdat: Od siedmiu lat jestem urzędnikiem. Pieniądze publiczne wydaje nie samorząd, ale organizacje, które realizują projekty za środki otrzymane od samorządu. W tym pytaniu dla mnie bardziej chodzi o konkurs na to, komu je przekazać. Kto ma ostatecznie te pieniądze wydawać. A to wymaga procedur. I zdaję sobie sprawę z tego, że te procedury teraz są trudne. Szczególnie dla organizacji pozarządowych. W procedurach konkursowych jest to trudniejsze niż w przetargach. W przetargach sprawdza się, czy zadanie zostało zrealizowane, czy się odbyło. W konkursach urzędnicy skupiają się na sprawdzaniu faktur i dokumentów, a nie na tym, co zostało zrobione. Papierkowej roboty jest tak dużo, że nie ma czasu na nic innego.
Jednak chciałbym podkreślić, że procedury są potrzebne. Ale powinny być dostosowane do organizacji pozarządowych. Uproszczone. Teraz procedury są głupie.
Katarzyna Batko-Tołuć: Moja organizacja korzysta ze środków prywatnych. Jest to świadoma decyzja - aby uniknąć problemów związanych z pozyskiwaniem środków publicznych.
15 lat temu pracowałam w programie PHARE - pieniądze publiczne, organizacje były mało doświadczone, ale pieniądze udało sie fajnie rozdawać - w porozumieniu z organizacjami.
Dyskusja, na co te pieniądze chcemy wydawać - nie unikniemy jej.
13.00: Przechodzimy do drugiego pytania: Czy idea 1% się udała?
Łukasz Domagała: argumenty za: Idea 1% się sprawdziła, bo np. ludzie usłyszeli o organizacjach pożytku publicznego, dużo pieniędzy idzie bezpośrednio do tych organizacji na cele społeczne.
Alina Gałązka: argumenty przeciw: Idea się nie sprawdziła – tylko ci, którzy potrafią się promować, dostają pieniądze. 1% zabił filantropię, ludzie wskazują państwu na co ma przeznaczyć publiczne pieniądze i czują się zwolnieni ze wspierania działalności społecznej z prywatnych pieniędzy.
13.05: Ewa Kulik-Bielińska: Jestem krytykiem 1%. Chociaż widzę jego blaski. 10 mln ludzi wie o tym, że istnieje organizacja pozarządowa - tyle osób przekazało ten 1%. Wiedzą o nich i ludzie młodzi, i starzy. Dla organizacji, które do nas aplikują, te pieniądze są ważnym źródłem przychodów, które ją uniezależniają od samorządów. Są to pieniądze nie znaczone, które możemy wydawać na nasze cele statutowe. Na to, co aktualnie jest najbardziej potrzebne, a nie na to, co mamy zapisane w budżecie projektu.
Katarzyna Łotowska: Zwracam uwagę - 1% to są pieniądze publiczne. Możliwość powiedzenia światu o istnieniu organizacji pozarządowych jest ważna. 80% podatników w woj. podlaskim przekazało 1%. 4 organizacje zebrały tyle pieniędzy, ile pozostałych 26. Ta czwórka się nie zmienia. Dlaczego tak się dzieje? Pierwsza organizacja w tej czwórce jest ogólnopolska.
Od kilu lat bierzemy udział w kampanii informacyjnej o 1%. Z roku na rok jest coraz lepiej, ale nie finansujemy tych organizacji, które są najbliżej podatnika, lokalnych.
Ewa Kulik-Bielińska: Sami jesteśmy winni. Przez ten mechanizm, mając status OPP, stajemy się automatycznie podmiotem na rynku. I stosujemy mechanizmy, które na rynku są skuteczne. Pokazujemy biedne chore dzieci. Używamy ich rodziców do tego, żeby pokazać ich tragedię, żeby więcej pieniędzy do nas trafiło.
Alina Gałązka: Co należy zmienić? Co dalej? Czy pomysły zamienienia 1% na 2% jest dobry?
Katarzyna Łotowska: 2% to jest fantastyczna perspektywa, ale musimy się edukować, czym te pieniądze są.
Marcin Wojdat: rola samorządu - aby 1% "szedł" na określone cele - promocja tego. Jestem zwolennikiem zmiany subkont - być może potrzebny nowy mechanizm dedykowany takiej działalności.
13.14: Trzecie pytanie: Czy wchodzenie trzeciego sektora do polityki to dobry czy zły pomysł. Jak oceniamy, gdy lider organizacji jest politykiem partyjnym lub urzędnikiem?
Łukasz Domagała: to zły pomysł: dla zachowania niezależności, „twarzy” sektor powinien odmawiać udziału w polityce. To są dwa inne światy i nie warto ich mieszać. Pełnienie dwóch ról przez jedną osobę (lidera organizacji i urzędnika/polityka) stawia tę organizację wyżej od pozostałych.
Alina Gałązka: dobry pomysł: to dowód na siłę sektora, który przejmuje stery od niewydolnej administracji. Nie ma innego sposobu, by zmienić coś w polityce. Polityka to także służba publiczna, tak jak bycie urzędnikiem czy społecznikiem.
Katarzyna Łotowska: Co nazywamy polityką? Czy samorząd w małej gminie to polityka? Zaczęliśmy dzisiejszy dzień od pokazania Jacka Kuronia. To jest doskonały przykład na połączenie tych dwóch światów. Samorząd to my. To nie jest inny dziwny świat. Samorząd służy nam. Jesteśmy w stanie wzbogacić ten świat o wrażliwość, etykę, poczucie obywatelskości. Jako organizacje powinniśmy przestać ustawiać się w roli petenta. Decydując się na wejście do polityki bierzemy odpowiedzialność.
Katarzyna Batko-Tołuć: Łączenie stanowisk to jest coś innego niż pójście do polityki - zgadzam się z tym. Ale łącznie stanowisk - poważny problem. W małych społecznościach - kto ma działać, jeśli nie ci, którzy się znają na sprawach społecznych?
Problem wynika z polityzacji. Jeśli ktoś piastuje stanowisko burmistrza, wójta i jest członkiem organizacji, to w następnej kadencji organizacja może być zniszczona.
Wielu działaczy społecznych staje się pełnomocnikami ds. NGO - no, bo kto ma to robić. Ale przez to rezygnują z funkcji w NGO-sach. W ten sposób stajemy się pionkami w grze politycznej.
Zmiany przywództwa w organizacji powinno się dokonywać w dobrych czasach - czyli np. wtedy, gdy lider odchodzi do samorządu.
Obieg aktywnych osób jest zamknięty także dlatego, że ci, którzy dostają władzę - nie potrafią się jej pozbyć. Zamykamy dostęp dla nowych w ten sposób, nie mają szansy się nauczyć.
Łukasz Domagała: pytanie do Marcina Wojdata: jak to w praktyce wygląda?
Marcin Wojdat: Zostałem pełnomocnikiem, kiedy w Warszawie rządziła inna partia. Teraz mam już trzeciego szefa. Zachęcam kolegów i koleżanki z sektora, żeby wchodzili do polityki i do urzędów. Bo oni mają inną wrażliwość. I mogą ją przekazać. Ale to, co chciałbym podkreślić: należy wtedy zrezygnować z bycia prezesem czy członkiem organizacji, w której się wcześniej działało. Żeby nikt nie mógł nam zarzucić stronniczości. Ważne jest też, żeby nie używać organizacji do polityki. Nie wykorzystywać ich marki do politycznych gier.
Paweł Jordan: A co z nauczycielami? Pracownikami służb społecznych? To także wymaga namysłu.
Ewa Kulik-Bielińska: nie dajmy się zwariować. Nie uważam, że jeśli jest się urzędnikiem, to powinien przestać działać. Więcej zaufania. Nie dajmy się zwariować.
Łukasz Domagała: Pytanie do sali: Kto jest za wchodzeniem do polityki? Kto za stronieniem od niej?
Wiele osób się wstrzymało, ale więcej głosów za tym, aby się trzymać z daleka.
Marcin Wojdat: boję się, że mówimy o polityce partyjnej.
Alina Gałązka: nie, bo decyzje polityczne na poziomie lokalnym są ważne dla organizacji.
13.29: Czwarte zagadnienie: Co powinno być głównym nurtem trzeciego sektora – profesjonalni dostawcy usług publicznych czy zakorzenione lokalnie spontaniczne wolontarystyczne działania oddolne?
Łukasz Domagała: Solą ziemi tego sektora jest entuzjazm, spontaniczność, zaangażowanie, misja a praca za pieniądze.
Alina Gałązka: Administracja potrzebuje silnego partnera do profesjonalnej realizacji zadań (zgodnie z prawem i procedurami). Lepiej, by usługi społeczne były dostarczane przez organizacje, „model niemiecki”.
Paweł Jordan: Najważniejszą sprawą jest jak pozyskiwać nowych ludzi do sektora. Jak ich włączać. Lokalna społeczna energia jest największą siłą. I niestety często się zdarza, że organizacje lokalne nie reprezentują tej energii. Nie docierają do obywateli. A trzeba, żeby organizacje się na nich otwarły. I tu profesjonalizacja nie pomoże, i nie rozwiąże tego problemu.
13.37: Alina Gałązka: pytanie do Marcina Wojdata - czy nie wolałbyś mieć za partnera profesjonalnego partnera, a nie stowarzyszenie, które spontanicznie zapomniało o rachunku?
Marcin Wojdat: jeśli mówimy o realizacji zadań publicznych, każdy chce, aby były realizowane jak najlepiej. Ale inicjatywa ich realizacja może być spontaniczna. Chcę mieć profesjonalnych partnerów, którzy są także spontaniczni.
Alina Gałązka: Składanie wniosku do miasta - spontanicznie się nie da, bo trwa to trzy miesiące. A jeżeli chce się coś zmienić w zadaniu - procedury także są trudne.
Marcin Wojdat: Jeżeli mieszkańcy zrobią coś spontanicznie dla swoich sąsiadów wcale nie znaczy, że nie zrobią tego profesjonalnie.
Alina Gałązka: trudno mówić o spontaniczności, gdy organizacje, realizując zadania, muszą się wykazać wskaźnikami.
Marcin Wojdat: Nie wszystkie organizacje realizują zadania publiczne.
Głos z sali: Brawo dla Wojdata!
Marcin Wojdat: Nie wszystkie organizacje realizują zadania publiczne. 50% sektora w twoim myśleniu jest spontaniczne, a ta połowa, która się decyduje na realizację zadań publicznych - nie jest spontaniczna? Protestuję.
Ewa Kulik-Bielińska: Są rzeczy, których nie można robić spontanicznie, tylko trzeba zaplanować. Na przykład opieka nad osobami starszymi.
Marcin Wojdat: Ja naprawdę nie wykluczam, że realizując zadania publiczne tracę na spontaniczności.
Katarzyna Batko-Tołuć: Profesjonalizm jest czymś zupełnie innym, niż to, o czym tutaj rozmawiamy. Chodzi o to, żeby realizować nasze cele statutowe, realizować naszą misję. Rozwijać się. A to mogę robić jednocześnie spontanicznie i z wykorzystaniem środków publicznych.
13.40: Zbliżamy się do finiszu: piąte zagadnienie: Czy bycie społecznikiem zwalnia z oceny jakości, skuteczności oraz jawności działania, inaczej mówiąc: czy społecznik jest świętą krową?
Alina Gałązka: zwalnia: organizacje są wartością samą w sobie i nie wszystko musi być doskonałe, wystandaryzowanie. Sektor to miejsce dla amatorów, pasjonatów – ludzkiej aktywności – a nie tylko profesjonalistów. Ważny jest proces, nie rezultat.
Łukasz Domagała: nie zwalnia: Jak osoby przychodzą do organizacji po pomoc lub ofiarują czas, pieniądze to oczekują, że organizacje zrobią to dobrze. Tak budowane jest zaufanie publiczne. Ocena służy sprawdzeniu, czy ci się udaje realizować misję. Nie możemy ciągle domniemywać, że robimy dobrze tylko dlatego, że towarzyszy nam poczucie misji.
13.42: Paweł Jordan: Z doświadczenia: ludzie z organizacji, którzy przychodzą po poradę, nie znają się kompletnie merytorycznie na tym, co robią. Sektor z ludzką twarzą wszystko wpuści – każde zawalenie terminu, niedotrzymanie słowa. Przecież nie będziemy się handryczyć. Mamy przecież ludzką twarz. Nie zgadzam się z tym, a spora część ludzi sektora tak robi.
13.50: Katarzyna Batko-Tołuć: Czy możemy sobie odpuszczać w organizacji pewnie sprawy? Każda organizacja ma jakąś misję. I oceniając ją musimy patrzeć, czy ona ją realizuje i czy nie krzywdzi. Jak organizacja spełnia te warunki pojawiają się kolejne pytania? Czy jest rzetelna? Terminowa? Wywiązuje się ze zobowiązań? Sektor z ludzką twarzą to sektor, który potrafi zatrudniać ludzi różnych: i takich, którzy mają wizję i rozkręcają działania, i takich, którzy pilnują terminów. My w organizacjach jesteśmy trochę jak człowiek orkiestra. Ciągle musimy się uczyć nowych rzeczy.
Ewa Kulik-Bielińska: Po pierwsze nie szkodzić, ale też przydałoby sie pomagać. Demonizujemy profesjonalizm. W biznesie też go nie widzę zbyt często, ale tam można go sprawdzić: na końcu jest zysk. U nas - czy powstało jakieś dobro? Nie można myśleć w ten sposób: jeśli zrobię komuś krzywdę - sobie, czy podopiecznym - to nic się nie stało, bo robię to nieprofesjonalnie.
Łukasz Domagała: Pytań mogłoby być więcej, zapraszamy do dyskusji w kuluarach! Dziękujemy!
Teksty opublikowane na portalu prezentują wyłącznie poglądy ich Autorów i Autorek i nie należy ich utożsamiać z poglądami redakcji. Podobnie opinie, komentarze wyrażane w publikowanych artykułach nie odzwierciedlają poglądów redakcji i wydawcy, a mają charakter informacyjny.