„Znaczna część społeczeństwa jest ogłupiana przez kłamliwą propagandę biomedyczną utrzymującą, że nie byłoby medycyny bez doświadczeń na zwierzętach”, mówi prof. Andrzej Elżanowski w wywiadzie dla projektu TAAT (Teenagers Against Animal Testing). Projekt realizują pod patronatem Fundacji Viva w ramach Ogólnopolskiej Olimpiady Zwolnionych z Teorii licealiści z Olsztyna, Oliwia, Zofia i Filip.
24 kwietnia obchodzony jest Światowy Dzień Zwierząt Laboratoryjnych, nazywany też Międzynarodowym Dniem Przeciwko Wiwisekcji. ONZ uznaje go za dzień światowego upamiętnienia zwierząt laboratoryjnych.
TAAT: – Panie Profesorze, działa Pan od lat w obszarze ochrony zwierząt. Czy w Pana opinii społeczeństwo jest dziś wystarczająco wyedukowane w zakresie problemu testów na zwierzętach oraz ogólnego poszanowania ich praw?
Prof. Andrzej Elżanowski: – Nie jest i trudno, żeby było, bo nie ma komu ludzi edukować. Programy nauczania nie zawierają przekazu o podmiotowości, szczególnie doznaniowości (sentience) zwierząt na żadnym poziomie nauczania, łącznie ze studiami z tzw. nauk o życiu (life sciences). Na dodatek znaczna część społeczeństwa jest ogłupiana przez Kościół, a w sprawie doświadczeń przez kłamliwą propagandę biomedyczną, utrzymującą, że nie byłoby medycyny bez doświadczeń na zwierzętach. Byłaby, chociaż inna, oparta głównie na odpowiedzialnych badaniach klinicznych i pacjentach nie uważających testowania terapii za poniżenie do statusu „królików doświadczalnych”, czyli istot niższych.
Nie ma Pan Profesor wrażenia, że kiedy człowiekowi jest wygodnie – zwierzęta nie mają uczuć i nie cierpią, bo nie są podobne do człowieka (na przykład w hodowlach przemysłowych), a kiedy człowiek potrzebuje, żeby były do nas podobne w zakresie odczuwania bólu i cierpienia – na przykład podczas testów na zwierzętach – wtedy udowadnia się, że są do nas bardzo podobne. Czyli, że jednocześnie odmawiamy im prawa do bólu i cierpienia oraz forsujemy tezę, że jednak są takie same, jak my i cierpią tak samo, co uzasadnia wykonywanie na nich testów?
– Tak, to jest znana sprzeczność, która jest głównie ignorowana jako niewygodna prawda. Sprzeczność ta jest złagodzona przez prawne ograniczenia eksperymentowania na naczelnych i zakaz co do zasady eksperymentowania na pozaludzkich hominidach (człowiekowatych), czyli tzw. małpach człekokształtnych (great apes), co zresztą jest też przykładem inkluzywnego gatunkizmu.
Jest jakieś konkretne doświadczenie na zwierzętach, które szczególnie Pana Profesora oburzyło? Wiemy, że nie może Pan zdradzać szczegółów procedowania wniosków przed komisją etyczną, której był Profesor członkiem. Ale może jest w historii testów na zwierzętach coś, co może być przykładem skrajnie nieetycznych działań w laboratoriach.
– Przykłady okrucieństwa z niedalekiej przeszłości są liczne. Za dobry przykład mogą posłużyć działania amerykańskich dentystów: Shapiro i Kokicha, którzy wywoływali odkształcenia szczęk u makaków jawajskich. W głowach małp instalowano śrubami rusztowania. Jedną stronę obciążano nawet pięciokilogramowym ciężarem. Dwa samce makaka były w tym doświadczeniu unieruchomione w krześle doświadczalnym przez 120 i 105 dni. Natomiast dwie samice były za słabe, żeby wytrzymać unieruchomienie w krześle. W związku z tym zostały umieszczone w klatkach. Jednej udało się zdjąć rusztowanie, co natychmiast poskutkowało unieruchomieniem w krześle. Zwierzę się nie poddawało, więc zostało zabite po 84 dniach udręki. Druga samica nagle umarła w klatce w 93 dniu testu. Autorzy przyznali, że „przy obecnym poziomie technologii ortodontycznej kliniczna aplikacja badania jest wątpliwa”. Natomiast w przypadku Polski nie ma porównywalnej dokumentacji, bo nie było i nadal nie ma komu jej robić. Ale na pewno nie było i nie jest lepiej…
Co Pana Profesora najbardziej zaskoczyło, gdy zaczął się Pan zagłębiać w temat testów na zwierzętach w polskich laboratoriach?
– Ignorancja i lekceważenie 3R, czyli metod alternatywnych w szerokim sensie. Wbrew wymaganiu unijnej Dyrektywy 2010/63/UE w Polsce de facto nie ustanowiono ośrodka zajmującego się metodami alternatywnymi. Nominalnie ma pełnić tę funkcję Krajowa Komisja Etyczna, która nie ma do tego ani kompetencji, ani środków.
Jaki cel w walce o prawa zwierząt jest dla Pana Profesora najważniejszy? A jaki jest realny w najbliższych pięciu latach?
– W skali Unii i Polski to wprowadzenie zwierząt do ustaw zasadniczych czyli konstytucji, bo tego zależy wszystko inne. Wydaje się to możliwe przy okazji zmiany/nowelizacji traktatu, jeżeli do tego dojdzie. W Unii Europejskiej prawdopodobny jest zakaz hodowli futerkowych po opracowaniu tematu przez EFSA (Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności). Globalnie to zakaz, czy też ograniczenie koszmarnego transportu zwierząt w handlu międzynarodowym, zwłaszcza do krajów muzułmańskich. Ale to pewno nierealne.
Czy są obszary, w których testy na zwierzętach są rzeczywiście akceptowalne etycznie?
– Na to nie ma i nie może być jednoznacznej odpowiedzi. Zależy jakie testy i jaka świecka etyka, pomijając dogmatyzmy religijne. Fundamentalna dla odpowiedzi na to pytanie jest relatywna ocena życia i cierpienia osobnika Homo sapiens w porównaniu z osobnikiem innego gatunku ssaka. Jeżeli nawet uznać każde życie ludzkie za bezwzględnie bardziej wartościowe, co jest nie do obronienia, to zapewne trzeba by za wzorem utylitarystów, takich jak Peter Singer czy Raymond Frey, pewien zakres inwazyjnych eksperymentów dopuścić, ale i tak zakres ten byłby ułamkiem tego, co się wykonuje obecnie, ponieważ zwierzęta są obecnie traktowane jako zasób do rutynowej działalności badawczej, nawet jeżeli korzystanie z tego zasobu wiąże się, ku utrapieniu większości eksperymentatorów, z pewnymi rygorami.
Obecny zakres i sposób wykorzystania zwierząt do doświadczeń pozostaje w oczywistym konflikcie ze świecką etyką, zarówno utylitaryzmem, jak i tym bardziej deontologią. Pragmatycznie, z konieczności narzuconej przez moralność publiczną, pewno trzeba zaakceptować przynajmniej testy naturalnych i przez to nierównych w działaniu zależnie od partii szczepionek, bo śmierć kilku osób z powodu wywołania choroby zahamowałaby na długo wszelką ochronę zwierząt doświadczalnych.
Czy istnieją naukowe przesłanki, które uniemożliwiają zaprzestanie lub choćby ograniczenie testów na zwierzętach? A może jest odwrotnie?
– I tu dochodzimy do problemu nadużywania terminu „testy”. Jeżeli mamy na myśli testy s.str., to znaczy testowanie leków/terapii dla ludzi, to oczywiście zaprzestania ich uniemożliwiają tylko przesłanki moralne, wywodzące się z wyewoluowanej biokulturowo, zastanej moralności publicznej, wynikające z traktowania samych siebie jako bytów kategorialnie wyższych od wszystkich podmiotów pozaludzkich. Ale już leki weterynaryjne muszą być ostatecznie testowane na zwierzętach właśnie z przesłanek naukowych, co nie wyklucza możliwości testowania ich przy ratowaniu, może nawet bardziej ryzykownym, chorych zwierząt zamiast przerabiania na odpady zdrowych.
Ale nie wszystkie eksperymenty na zwierzętach są testami. Są też badania prawdziwie podstawowe, to znaczy badania zwierząt, ich organizmu, zachowań etc, dla poznania ich samych, a nie jako modeli. Na przykład pobieranie krwi od dzikich zwierząt w ramach badań populacyjnych genetycznych etc., co może być wykonane niskoinwazyjnie, ale też badania działania mózgu, które są często wysokoinwazyjne. Powstaje trudne pytanie czy i w jakim stopniu takie badania powinny być ograniczone. Ja dopuściłbym tylko niskoinwazyjne, czyli łagodne i ustanowił moratorium na badania wymagające kraniotomii do czasu szybko ulepszających się metod obrazowania, nawet pojedynczych neuronów! Ale mnie nikt nie będzie pytał…
Jak wygląda porównanie liczby testów i ich dotkliwości w USA i w Polsce?
– Nie mam ilościowych danych, dotyczących dotkliwości. Wątpię, czy takie dane istnieją dla USA, bo tam nie ma prawa wymuszającego kategoryzację stopnia inwazyjności każdego doświadczenia. W ogóle Dyrektywa 2010/63/UE, którą skrytykowałem na początku, jest i tak bardziej restryktywna niż regulacje w Stanach Zjednoczonych, gdzie dominuje „wolna amerykanka”. To działa demoralizująco na europejskich młodych naukowców, wracających ze stypendiów. Maksymalna dotkliwość na gryzoniach jest pewno podobna, ale w USA wykonuje się dużo więcej dotkliwych eksperymentów, również na innych zwierzętach, łącznie z małpami. Ostatnio głośno było na przykład o projekcie Neurolink finansowanym przez Elon'a Musk’a. Krótko mówiąc – jest źle.
Czy w Polsce dostęp do informacji o wykonywanych testach na zwierzętach w jednostkach publicznych jest wystarczający, by można było ocenić ich realną skuteczność, na przykład na podstawie liczby substancji skierowanych do badań klinicznych lub tych, które otrzymały zgodę regulacyjną i realnie trafiły na rynek?
– Nie jest. Zajrzyjcie do streszczeń nietechnicznych, udostępnianych na stronie Krajowej Komisji Etycznej i w bazie Unii Europejskiej. Skuteczność jest znikoma. Jeżeli coś trafia na rynek to z prywatnych firm albo joint ventures, tak jak na przykład Centrum Nauk Biologiczno-Chemicznych UW i Molecure SA. I wtedy proces testowania ukrywany jest jako tajemnica firmowa. Dostęp do tych informacji jest bardzo trudny dla społeczeństwa.
Czy uważa Pan Profesor, że postęp moralny ludzi jest ograniczony przez brak poszanowania praw zwierząt oraz ciągłe prowadzenie na nich testów laboratoryjnych? A być może to właśnie postęp moralny jest kluczem do rzeczywistej zmiany w zakresie ograniczenia testów na zwierzętach?
– To dotyczy przede wszystkim produkcji zwierzęcej i korzystania z jej produktów. Od dawna twierdzę, że produkcja zwierzęca powoduje lub znacząco przyczynia się do zacofania moralnego wsi, które jest niezależnie wykazane, na przykład w publikacji Stevena Pinkera „The Better Angels of our Nature”. Ale produkcja zwierzęca pośrednio sprzyja eksperymentatorom, którzy od XVII w. używają argumentu „tu quoque” („ty też”), albo argumentują, że skoro zwierzęta są tak masowo zabijane w przyziemnych celach konsumpcyjnych, to jak można im przeszkadzać w eksperymentach… Tak, jest zwrotna zależność postępu moralnego i traktowania zwierząt.
Andrzej Elżanowski – polski zoolog, paleontolog i bioetyk, profesor nauk biologicznych. Wykłada na Wydziale Artes Liberales Uniwersytetu Warszawskiego. Od lat działa na polu humanitarnej ochrony zwierząt i publikuje na temat etyki traktowania zwierząt. Obecnie działa jako Przewodniczący Polskiego Towarzystwa Etycznego oraz jest członkiem 1. Lokalnej Komisji Etycznej ds. Doświadczeń na Zwierzętach w Warszawie.