O tym, jak do Starych Juch przyjechała raz muzułmanka kupić ziemię oraz o skokowym rozwoju swojej biblioteki opowiada ngo.pl Beata Klaus-Gramacka.
Małgorzata Borowska: – Proszę powiedzieć, kim jest Harrisa?
Beata Klaus-Gramacka: – Muzułmanką, która przyjechała na jeden dzień do Starych Juch, żeby zorientować się, czy można kupić tu ziemię. Spędziła u nas jeden dzień, razem z tłumaczką. Tłumaczką była animatorka, Lena Rogowska, a w postać Harrisy wcieliła się jedna z wolontariuszek z Wolontariackiego Ośrodka Wsparcia z Ełku. Tak wyglądała międzykulturowa „prowokacja”, przeprowadzona w Starych Juchach w ramach programu „Biblioteka miejscem spotkań wielu kultur”.
A dlaczego to była „prowokacja”?
B.K.-G.: – Pomysł na to działanie narodził się podczas warsztatu dla bibliotekarek, dotyczącego wielokulturowości. Zastanawialiśmy się w jego trakcie, na jakie grupy mniejszościowe biblioteka powinna się otworzyć. Okazało się, że nasza wieś i gmina ma wielokulturową historię – mieszkali tu m.in. Mazurzy, ale dziś społeczność Starych Juch jest raczej monokulturowa. Postanowiliśmy sprawdzić, jak zareagowaliby nasi mieszkańcy, gdyby pojawił się wśród nich ktoś nie tylko zupełnie obcy, ale również odmienny kulturowo. Czy pojawiłyby się uprzedzenia? Komentarze? Wykluczające zachowania? Tak narodziła się postać Harrisy. Przyjechała do wsi w nikabie – jednym z tradycyjnych muzułmańskich nakryć głowy dla religijnych kobiet i czarnej sukni. Wyglądała wiarygodnie. Nie mówiła jednak po arabsku, więc żeby zachować wiarygodność szeptała do swojej tłumaczki, Leny, na ucho. Wolontariuszkę łatwo było ukryć pod strojem, do roli tłumaczki potrzebowaliśmy jednak „obcej” osoby, bo wszyscy nas we wsi znają i „prowokacja” szybko wyszłaby na jaw.
A tak – jak przebiegła?
B.K.-G.: – Udała się! Kobiety najpierw udały się do lokalnego sklepu, żeby spytać, czy są w Starych Juchach działki do sprzedania. Pani ze sklepu nie miała żadnych oporów, żeby opowiedzieć o tym, co wie. Co prawda swobodnie rozmawiała jedynie z Leną, a Harrisie nie patrzyła w oczy. Skierowała jednak dziewczyny do Urzędu Gminy. Po drodze nie było osoby, która nie zwracałaby na nie uwagi!
Nikt się nie poczuł oszukany?
B.K.-G.: – Po zakończeniu akcji wróciłyśmy do miejsc, które odwiedziła Harrisa z wyjaśnieniem, o co chodziło. Wszyscy przyjęli ją z uśmiechem i zadowoleniem. Przy okazji i my, i nasi wolontariusze zainteresowaliśmy się w ogóle kulturą muzułmańską. Obejrzeliśmy w bibliotece film, „Dziewczyna w trampkach”, o Saudyjce, która marzy o tym, żeby móc jeździć rowerem. Odbyła się po nim burzliwa dyskusja – szczególnie o prawach kobiet. Dlatego – mimo tego, że nasza biblioteka nie bardzo ma się na kogo otwierać – pomyślałyśmy, żeby pociągnąć temat wielokulturowości i rozbudować działania edukacyjne tego dotyczące. Mamy również pomysł na to, żeby nawiązać współpracę z oddziałami różnych związków religijnych na Mazurach, żeby dowiedzieć się, przedstawiciele jakich wyznań funkcjonują w pobliżu.
Mówiła Pani, że w prowokacji uczestniczyli wolontariusze i wolontariuszki. Biblioteczni?
B.K.-G.: – Tak. Lokalny Klub Wolontariusza jest formalnie zarejestrowany przy Stowarzyszeniu na rzecz Rozwoju Gminy Stare Juchy, ale „wykluł się” przy bibliotece i tutaj działa.
A jak to się stało?
B.K.-G.: – Jak zaczynałam pracę w tutejszej bibliotece siedem lat temu, to użytkownicy myśleli o bibliotece w tradycyjnych kategoriach – przychodzimy jedynie po książkę i wychodzimy. Mnie chodziło o to, żeby mieć nie tylko czytelników, ale i użytkowników. I żeby do biblioteki przychodziło więcej młodzieży. Dlatego najpierw powstały koła zainteresowań, a osoby, które przychodziły na zajęcia utworzyły potem Klub Wolontariusza.
I to są dziś wolontariusze i wolontariuszki biblioteki?
B.K.-G.: – Tak, chociaż nie tylko. Ostatnio realizują już drugi własny projekt z Programu Działaj Lokalnie, na rzecz dzieci i młodzieży. W ubiegłym roku pojechali do jednej z najbardziej wyalienowanych w gminie wsi – Rogalik, w której nie ma nawet świetlicy wiejskiej i przeprowadzili tam serię warsztatów dla dzieci. Była nauka gry na bębnach, animowane zabawy. Wtedy poznali wieś i potrzeby dzieciaków – okazało się, że jednym z ich większych marzeń są treningi piłki nożnej. Dzięki projektowi Klubu Wolontariusza przyjeżdża dziś do nich na zajęcia trener.
Z kimś jeszcze, oprócz Klubu Wolontariusza, żyjecie w symbiozie?
B.K.-G.: – W gminie jest wiele organizacji prężnie działających. Sama jestem w zarządzie Stowarzyszenia na rzecz Gminy Stare Juchy. Działamy wspólnie – Stowarzyszenie ma większy niż biblioteka dostęp do środków i „kadrę” (bo w bibliotece pracują dwie osoby), a biblioteka oferuje Stowarzyszeniu swoje zasoby: sprzęt, lokal i „dostęp” do użytkowników. To u nas odbywają się np. spotkania Kawiarenki Obywatelskiej, w których biorą udział przedstawiciele samorządu, organizacji pozarządowych, grup nieformalnych. Rozmawiamy o tym, co można by w miejscowości zrobić. Na początku spotykaliśmy się w bibliotece „przy okazji”, a teraz realizujemy wspólnie z Urzędem Gminy projekt „Bądź obywatelem” i aktualizujemy strategię rozwoju gminy.
To macie mocną pozycję.
B.K.-G.: – Chyba coraz mocniejszą. Decyzją Urzędu Gminy zlikwidowany zostanie Gminny Ośrodek Kultury, a zastąpi go w całości Biblioteka. Z programu Biblioteka Plus Instytutu Książki, z pomocą samorządu (bo potrzebny był wkład własny) wyremontowaliśmy budynek, więc biblioteka będzie pełnić nową rolę, na wzór skandynawski. Będzie miejscem spotkań i będzie do tego dostosowana. Znikną bariery architektoniczne dla osób z niepełnosprawnością, pojawią się nowe sale, w tym kinowa, gdzie będzie można zasiąść i wirtualnie obejrzeć operę. W nowej bibliotece będzie też miało miejsce Centrum Aktywności Lokalnej.
Jak udało się przekonać samorząd, żeby zlikwidował GOK, a nie odwrotnie?
B.K.-G.: – Uważam, że pogląd o bibliotekach w ogóle zmienia się na lepsze. Naszą bibliotekę ludzie postrzegają jako miejsce spotkań, użytkowników jest więcej niż czytelników. I to powszechnie wiadomo. Poza tym, myślę, samorząd widział potencjał oraz dużą korzyść finansową w Programie Biblioteka Plus, bo Instytut Książki finansuje remont na poziomie 75%. Nową bibliotekę otwieramy w październiku!
Jak się Pani znalazła w bibliotece na wsi?
B.K.-G.: – Na własne życzenie. Pracowałam wcześniej w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Ełku, ale stąd pochodzę i tu udało mi się przenieść.
Jest różnica między pracowaniem w miejskiej i wiejskiej bibliotece?
B.K.-G.: – Jest, i ta różnica jest najlepsza. Tu wszystkich znam i z każdym czytelnikiem jestem w stanie porozmawiać i go zapamiętać – w Ełku nie miałam tej możliwości. To mała miejscowość, ale sporo jest osób napływowych. To duży plus, bo większość – poszukując swojego miejsca w nowej społeczności – zaczyna na jej rzecz prężnie działać. Osiedliła się na przykład niedawno na Mazurach była pracownica japońskiej korporacji. Z założeniem, że będzie przede wszystkim wekować ogórki. Nie minęło pół roku – i działa w Stowarzyszeniu!
Źródło: Fundacja Rozwoju Społeczeństwa Informacyjnego