Piotr Bielski precyzyjnie definiuje swój zawód – instruktor jogi śmiechu. Zajmuje się propagowaniem jogi śmiechu, praktykowanej w stu sześciu krajach metody budowania zdrowia i optymizmu.
Nic z rutyny
O tym, że śmiech to zdrowie, mówi coraz wyraźniej nauka, a joga śmiechu została zapoczątkowana z intencją pomocy w zwiększaniu odporności organizmu przez lekarza internistę z Indii dr Madana Katarii, u którego Piotr miał przyjemność się uczyć.
– Moje życie na co dzień jest bardzo ciekawym życiem. Nie ma w nim nic z rutyny. W tym tygodniu najpierw byłem w Poznaniu, gdzie prowadziłem zajęcia dla Opery Poznańskiej, stamtąd wróciłem do mojego schronienia w lesie, domu, w którym razem z żona i córeczką Rozalią spędzamy miłe chwile i gdzie jest dobra atmosfera do pisania kolejnej książki. Potem wybraliśmy się do Cieszyna, w którym podczas polsko-czeskiego wydarzenia „Święto Herbaty” przez dwa dni prowadziłem zajęcia z jogi śmiechu i opowiadałem o swoich podróżach po Indiach i książce „Indie z miłością i śmiechem”. Po drodze wstąpiłem do Łodzi, żeby odwiedzić mamę. Dzisiaj natomiast w Warszawie miałem bardzo miłe spotkanie z Filipem Chajzerem i gronem absolwentów moich kursów instruktorskich, którzy mieli czas o siedemnastej przyjść do Studia Jogi i razem praktykować, czego efektem będzie opublikowany na YouTubie film – opowiada Piotr, który prowadzi jednocześnie i fundację, stawiającą sobie za cel „know how” radości, i firmę. Misją Fundacji Jogini Śmiechu jest kreowanie najbardziej roześmianego państwa świata i najbardziej roześmianej planety w kosmosie!
– Poruszam się po różnych obszarach, tutaj przydaje się tak samochód, jak i statek. Gdy nie da się lądem, dopłynę wodą – zapewnia.
Wewnętrzne dziecko
Piotr skończył studia w Łodzi socjologię i stosunki międzynarodowe oraz studia doktoranckie, chociaż niezakończone doktoratem. Nie mieścił się w ramach nauki, bardziej cenił bycie z ludźmi i pracę ze studentami niż siedzenie pośród książek. Pracował jako dziennikarz m.in. w „Przekroju”.
Już na studiach z siostrą i przyjaciółmi założył Fundację na rzecz Kultury Żywej „Białe Gawrony”, która zajmowała się dzieciakami z ulicy Wschodniej. Zorganizowali m.in. święto tej ulicy inspirowane kulturą Hiszpanii, gdzie rok studiował. W tej chwili fundacja już nie istnieje. Współpracował też z Centrum Edukacji Obywatelskiej.
W międzyczasie poznał swoją przyszłą żonę. Razem postanowili spełnić swoje wspólne marzenie i pojechali do Indii. O Indiach i jodze śmiechu słyszał jako dwudziestolatek. Wtedy otrzymał stypendium w Schumacher College w Anglii.
– Założycielem szkoły jest Satish Kumar, Hindus, który niezwykle interesująco opowiadał o tym, że duchowość to jest to, co czujesz w sercu bez czekania na gratyfikację. Uczyłem się tam po raz pierwszy prostych technik medytacji – opowiada.
Szkoła oparta była na zasadach Gandhiego, który był bliski temu, że filozofia nie jest tylko tym, co jest w naszej głowie, w oderwaniu od życia. Wspólnie z innymi uczniami pracował w kuchni, w ogrodzie, potem była część na medytacje, prace społeczne, prace z emocjami, a tylko jedna trzecia czasu poświęcona była nauce sensu stricto, chociaż cała edukacja zachodnia oparta jest na umyśle.
– Ten pobyt był jak pierwsze zasiane indyjskie ziarno. Kiedy po prawie dziesięciu latach od powrotu z Anglii usłyszałem o jodze śmiechu, moje wewnętrzne dziecko się cieszyło – podkreśla. Przed wyjazdem do Indii szukał interesujących tematów, zadzwonił do Wacława Idziaka, swojego mentora z czasów stypendium Ashoka Poland i on przypomniał, że jest taki ruch społeczny jak joga śmiechu. – Jestem mu za to niezmiernie wdzięczny i w tym miejscu serdecznie go pozdrawiam. W Indiach spotkałem wiele klubów śmiechu. Poszedłem za tym – mówi.
Chrzest bojowy
Ukończył więc kurs instruktorski w Indiach. Gościł w domu dr. Katarii. Po powrocie do Polski na warszawskich Polach Mokotowskich zapraszał ludzi do praktyki jogi śmiechu. Chrztem bojowym było dla niego poprowadzenie jogi śmiechu w więzieniu.
– Udało mi się prostym przekazem z serca przekonać więźniów, że za pomocą tej techniki mogą poczuć się lepiej, odstresować się, zapomnieć o nie najlepszej sytuacji, w której się znaleźli. Ważne było to, że traktowałem się ich jak równych sobie ludzi, bez oceniania – mówi.
Z powodu ograniczonej przestrzeni więźniowie chodzili w kółko za sobą. – Zresztą obserwuję to też w korporacjach czy innych miejscach. Człowiek za człowiekiem w kółko chodzi. Zawsze przekonuję do tego, żeby spróbować chodzić swoją własną drogą. Dużo dało mi to, że studiowałem za granicą, bo nam się wydaje, że wiemy i znamy wszystko, a za granicą okazuje się, że wiedzą i robią to inaczej. Bo znamy tylko jeden sposób. Sposobów może być wiele – mówi.
Szlifowanie diamentu
Początkom działalności towarzyszyło spore medialne zainteresowanie. Po roku zajmował się już tylko jogą śmiechu. – Jeszcze niedawno, kiedy mówiłem o jodze śmiechu, ludzie robili wielkie oczy ze zdziwienia, dzisiaj sam jestem zapraszany do bibliotek, banków czy instytutów zdrowia. Wiem też, że powstały już pierwsze prace licencjackie czy magisterskie na temat jogi śmiechu – mówi.
– Mam to szczęście, że nie chodzę codziennie rano do pracy, której nie lubię. Nazywam to życiem w awangardzie szczęśliwości. Wiem też, jak dużo ode mnie zależy. Idę swoją drogą. Zresztą taki jest przekaz jogi śmiechu, że jesteśmy odpowiedzialni za swoje życie, możemy budować swój nastrój, budować swoje szczęście i temu szczęściu pomagać. Wyzwaniem jest opór umysłu dorosłego, który zastanawia się, mnoży problemy i obawia się, co inni pomyślą. Warto się przez to przebić i swój diament oszlifować, by pięknie świecił – podkreśla.
Jego największymi zaletami są: wiara w siebie, w to, co robi oraz przedsiębiorczość, dystans do siebie i dystans do tego, czym się zajmuje, poczucie humoru i kreatywność. Wadą i zaletą jest też to, że nie potrafi zmieścić się w żadnych narzuconych ramach oraz pewien rodzaj nieśmiałości.
– Nie chciałbym się ludziom narzucać. Lepiej czasem dłużej zamilknąć i odezwać się czy napisać wtedy, kiedy ma się ważną sprawę, czy głębszą myśl – wyjaśnia.
Etap walki w sensie, żeby zmienić ludzi i ich przekonywać do swoich racji, ma już dawno za sobą. Uważa, że to nie ma sensu. Lepiej trafiać do zainteresowanych, można też opowiadać, inspirować i motywować.
Serce i naturalność
Poza jogą śmiechu Piotr uwielbia jeździć na rowerze i ogromnie się cieszy, że tę pasję przekazuje swojej córeczce. Lubi też tańczyć i pływać. Docenia filmy, które nie są standardowe, np. „Disco polo”. Ostatnio chętnie tańczy z córką co rano do piosenki Dawida Podsiadło „Małomiasteczkowy”, bo jest w niej serce i naturalność. Ceni twórczość włoskiego reportażysty Tiziano Terzaniego, bo jest autentyczny, szczerzy i spójny. W swojej twórczości pokazał siebie w świecie i świat przez siebie.
Na wsi podoba mu się to, że wszyscy sobie mówią „dzień dobry”, a jak mieszkał w Warszawie „dzień dobry” mógł usłyszeć, tylko od ludzi ze swojej klatki, z sąsiedniej już niekoniecznie.
Więcej: joginsmiechu.pl i fb: Jogin Śmiechu
Poznaj ludzi sektora pozarządowego, dowiedz się, kto jest kim w NGO. Odwiedź serwis ludziesektora.ngo.pl.
Nie chciałbym się ludziom narzucać. Lepiej czasem dłużej zamilknąć i odezwać się czy napisać wtedy, kiedy ma się ważną sprawę, czy głębszą myśl