Bank Żywności SOS w Warszawie w ciągu roku jest w stanie zorganizować ponad 5 tys. ton żywności wartej ponad 14 mln zł i przekazać ją potrzebującym. Aby tego dokonać, musi mieć pieniądze. Skąd je pozyskuje?
Pierwszy rzut oka na wykaz rocznych przychodów robi wrażenie. W 2013 roku Bank Żywności SOS zakończył z wynikiem ponad 17 mln zł. Szybko jednak można się zorientować, że zdecydowana większość tej kwoty to wartość artykułów spożywczych, które fundacji udało się pozyskać (i przekazać potrzebującym). Na tym polega specyfika tej organizacji. Po wyłączeniu z wykazu „darów żywności” przychody nieznacznie przekraczają milion złotych. Gdy przyjrzymy się jeszcze dokładniej: struktura przychodów jest bardzo typowa. Zdecydowanie dominują dotacje. W 2013 roku fundacja uzyskała ich 841 tys., w tym 762 tys. zł z budżetu gminy i 75 tys. z budżetu państwa. Do tego doliczyć trzeba zwrot pieniędzy z Europejskiego Programu Pomocy Żywnościowej (PEAD): 136 tys. zł.
W 2013 roku z odpisu 1% podatku na konto organizacji trafiło 9 tys. zł. Z darowizn: 33 tys. zł.
Przychody (pieniężne) fundacji w ciągu ostatnich kilku lat prezentują się stabilnie: wahają się od ponad 800 tys. do miliona złotych. Wartość pozyskanej żywności, w zależności od roku, wynosi od 13 do 22 mln zł.
Magazyn przede wszystkim
Misja organizacji opiera się na dwóch filarach: z jednej strony bank pozyskuje żywność, której grozi zmarnowanie. Artykuły spożywcze to głównie towary wycofane z obrotu ze względów marketingowych lub takie, którym wkrótce zakończy się termin ważności. Fundacja dostaje je od hipermarketów, producentów, rolników. Drugi filar to przekazanie żywności tym, którzy jej najbardziej potrzebują. Bank obsługuje 170 organizacji, które przekazują żywność dalej i pomagają w sumie ponad 50 tysiącom osób.
Nie byłoby to możliwe bez magazynu. Zlokalizowana w podwarszawskich Regułach hala o powierzchni 800 m kw. wyposażona jest w tzw. regały wysokiego składowania, wózki widłowe, wagę towarową, dwie chłodnie oraz jedną mroźnię. To umożliwia przyjmowanie i przechowywanie praktycznie każdego rodzaju żywności.
Bieżące funkcjonowanie magazynu to główny koszt działalność fundacji. Czynsz i opłaty miesięcznie pochłaniają ok. 25 tys. zł.
– Dla nas to ogromne pieniądze. Próbowaliśmy wynająć jakiś magazyn od miasta, ale urząd nie ma niczego, co mogłoby zaspokoić nasze specyficzne potrzeby. Najbardziej opłacalne byłoby dla nas po prostu użyczenie terenu, na którym postawilibyśmy nowy magazyn. Po dwóch latach inwestycja by się zwróciła. Ale z tym też jest kłopot – skarży się Magdalena Krajewska, prezeska, a zarazem dyrektorka Banku. Do tego dochodzą koszty transportu towarów. W zdecydowanej większości przypadków pokrywa je fundacja. Jeden kurs kosztuje od kilkuset do ponad tysiąca złotych, w zależności od długości trasy.
Bank prowadzi również kampanie edukacyjne i akcje społeczne, które mają służyć pokazywaniu problemów związanych z niedożywieniem oraz marnowaniem żywności. Te działania uzupełniają główny cel: połączenie tych, którzy mają nadmiar żywności i tych, którym jej brakuje.
Misja bez odstępstw
Dotychczas strategia pozyskiwania środków była prosta: opierała się na monitorowaniu ogłoszeń konkursowych z różnych źródeł i ubieganiu się o dotacje, które ściśle wpisują się w wąsko określone cele organizacji.
– Trzymamy się naszych zadań. Bardzo bym nie chciała, aby bank żywności w pewnym momencie przekształcił się w organizację szkoleniową czy ośrodek wsparcia – podkreśla Magdalena Krajewska. – W przypadku projektów edukacyjnych również mamy określoną grupę docelową i cele kampanii, poza które nie wychodzimy. Staramy się też o granty na rozwój wolontariatu. Mamy cztery tysiące wolontariuszy, bez ich pomocy wielu rzeczy nie dalibyśmy rady zrobić.
Pieniądze udaje się pozyskać z Urzędu Miasta st. Warszawy i od wojewody mazowieckiego. Szczególne znaczenie ma dotacja z urzędu miasta, bo jest wieloletnia i pozwala na stabilne prowadzenie działań. Ale środki od wojewody też są ważne. Wojewódzki konkurs dotacyjny ogłaszany jest co rok. Wśród zadań znajduje się wsparcie wychodzenia z bezdomności, w tym: „programy wspierająco-aktywizujące realizowane przez banki żywności”.
To według Krajewskiej daje pewne poczucie stabilności, chociaż widzi ona również niedogodności związane z takim modelem finansowania. Chciałaby móc ubiegać się o wsparcie z poszczególnych źródeł wskazując całościową (lub ogólną) liczbę osób, którym zostanie udzielona pomoc. – Teraz musimy dostosowywać się do różnych grup. Bo jeden wydział lub urząd rozpisuje konkursy na dzieci, drugi na dorosłych, trzeci na emerytów, a czwarty na bezdomnych. To bardzo utrudnia nam życie, a szczególnie organizacjom, z którymi współpracujemy – żali się Krajewska. Skarży się również na stosowany przez niektóre biura miasta system przekazywania dotacji dopiero po rozliczeniu poprzedniej transzy.
Komisje i konkursy
Bank Żywności SOS prowadzi działania rzecznicze w komisjach dialogu społecznego: Komisji Dialogu Społecznego ds. Bezdomności – Radzie Opiekuńczej, Komisji Dialogu Społecznego ds. Pomocy Najuboższym oraz Komisji do spraw Organizacji Wspierających.
– Udział w tej ostatniej traktujemy jako nasz sposób na strategiczne podejście do projektów, konkursów, polityki realizowanej przez miasto. W pozostałych komisjach działamy, ponieważ chcemy wspierać organizacje, z którymi współpracujemy. Zależy nam na tym, by wiedzieć jakie są potrzeby tych organizacji i jakie plany na współpracę ma Miasto – mówi Magdalena Krajewska.
Ludzie
Fundacja zatrudnia sześć osób na umowę o pracę. W okresach wzmożonej aktywności pracują tu również dodatkowe osoby na umowę-zlecenie. Średnie zarobki w Banku to 2,7 tys. zł netto. – Uważam, że moi pracownicy, w porównaniu z innymi organizacjami w Warszawie, zarabiają mało, choć są niesamowicie zaangażowani. Te sześć osób operuje rocznie pięcioma milionami kilogramów – mówi Krajewska. – To zresztą nie jest tylko kwestia docenienia czyjejś pracy, ale po prostu stabilności funkcjonowania organizacji. Prowadzimy specjalistyczną działalność, która wymaga specjalistycznych umiejętności i stabilnego zespołu.
Rozliczaniem projektów zajmują się dwie osoby: asystent administracyjno-finansowy oraz dyrektor lub koordynator projektu. Pozyskiwaniem dotacji zajmuje się jedna osoba współpracująca z zespołem. Fundacja nie korzysta z pomocy fundraisera.
Magdalena Krajewska potwierdza to, co wynika ze sprawozdań: Sytuacja finansowa organizacji jest dosyć stabilna. – Nie jest doskonała, ale jest w miarę przewidywalna. Jesteśmy w stanie zapewnić funkcjonowanie magazynu, ale nie możemy podjąć się wielu dodatkowych działań, które chcielibyśmy realizować – podsumowuje.
Skąd nie przychodzą pieniądze
Piętą achillesową Banku Żywności jest znajdowanie indywidualnych darczyńców, prywatnych sponsorów oraz zachęcanie podatników do odpisania 1% podatku. Środki uzyskane w ten sposób nie pozwoliłyby nawet na utrzymanie samego magazynu przez okres dwóch miesięcy. Czemu ludzie nie garną się do wspierania banku żywności? – Być może dlatego, że my nie pomagamy bezpośrednio ludziom, tylko pośrednio? Do nas nie można przyjść i zobaczyć osoby potrzebującej – mówi Krajewska.
Wolontariusze
Wolontariusze to z kolei mocny punkt Banku Żywności SOS. Rocznie przewija się przez organizację cztery tysiące ochotników, głównie zaangażowanych przy różnego rodzaju akcjach (np. zbiórkach żywności). Ważną grupą wśród wolontariuszy są osoby zaangażowane w projektach edukacyjnych. To często dietetycy, którzy dzielą się swoją ekspercką wiedzą.
Główna siła ochotniczych rąk skierowana jest jednak nie tam, gdzie jest najważniejszy obszar działań. – Zbyt dużo osób w magazynie przyniosłoby więcej szkody niż pożytku – tłumaczy Krajewska. Ale nawet tam spotkać można wolontariuszy. Codziennie przychodzą tam pracować podopieczni schroniska prowadzonego przez Kamiliańską Misję Pomocy Społecznej.
Wartość rocznej pracy wolontariuszy akcyjnych Magdalena Krajewska wycenia na 200 tys. zł. Wolontariusze stali, czyli ci, którzy pomagają w magazynie oraz organizacji akcji, to kolejne 100 tys. zł.
Na zarządzanie wolontariatem i jego rozwój Bank Żywności dostaje od miasta dotację wieloletnią.
Czas na dywersyfikację
Fundacja ma świadomość, że źródła finansowania warto dywersyfikować. W strategii na najbliższe lata wśród najważniejszych celów, obok przekonania kolejnych firm, by przekazywały żywność, jest pozyskanie pieniędzy od podmiotów biznesowych. – Chcielibyśmy, aby coraz większym wkładem w nasze projekty były dotacje od biznesu. To ogromne wyzwanie. Wymaga od nas przeformułowania całkowicie podejścia do naszych finansów. Mam też świadomość, że nigdy nie zrównoważymy wielkości źródeł publicznych i prywatnych – ocenia.