W ostatnich dniach ruszył kolejny element działań promocyjnych organizacji Polski Czerwony Krzyż w ramach propagowanej przez nich akcji – Bardzo Dobre Maniery. Idea sprowadza się do prostego gestu – skrzyżowania sztućców w uczestniczących w akcji restauracjach, czym wyrażamy chęć doliczenia do naszego rachunku 5 zł, jakie zasilą konto PCK.
Sukces kampanii Bardzo Dobre Maniery chyba Was nieco was zaskoczył?
Wojciech Kowalik: To wszystko zaczęło się od skromnego pilotażu realizowanego we wrześniu tego roku, który rozpoczęliśmy wraz z czterema restauratorami. A rozeszło jak ogień. Bardzo szybko dostaliśmy się bez większego wysiłku do mediów, bardzo wielu ludzi zaczęło nam okazywać własne wsparcie w zakresie przyłączania restauracji i wpłacania tych datków. To wszystko zasługa przyrostów organicznych. Warto pamiętać, że za stworzenie tej kreacji, a także kolejnych reżyser, ani 25-osobowa ekipa nie otrzymały wynagrodzenia, podobnie Mirosław Zbrojewicz. To są rzeczy, które są bezkosztowe.
Dlaczego takie rzeczy udaje się realizować?
WK: To kwestia przekonania, przede wszystkim zaangażowanych w projekt. Na pewno idzie za tym wiara w to, że polski przemysł kreatywny powinien wspierać tego typu inicjatywy, bo one są widoczne globalnie. Z punktu widzenia naszej branży to wydarzenie i rodzaj działań poprawiających nasz image na arenie międzynarodowej. I to w znaczącym stopniu. Ta kampania już została nagrodzona na jednym z europejskich festiwali, co jest istotne dla polskiej branży reklamowej. Z uwagi na specyfikę pracy w reklamie i niewiele ponad 20-letnią tradycję, a więc tak naprawdę brak tradycji i brak dobrej szkoły reklamy w Polsce powstaje u nas bardzo mało dobrych rzeczy. Więc gdy już coś powstaje, to najbardziej ambitni i utalentowani ludzie chcą ci pomóc, bo chcą być częścią czegoś istotnego. Takie przypadki dają większą dowolność kreatywną, a my mamy świadomość tego, że możemy pracować z ludźmi otwartymi, którzy nie boją się pewnych rozwiązań. Kolejną sprawą jest czysta wiara w to, że ten pomysł faktycznie zadziała. Agencje i domy produkcyjne powinny się angażować w akcje charytatywne tak często jak tylko się da. Wiele osób z tej branży jest chyba trochę nadwrażliwymi i takie działanie to wynik właśnie tej cechy. W moim przypadku to w dużej mierze raczej czysta fascynacja pomysłem, determinacja i chęć zrealizowania go. W momencie gdy trzymam w ręku wyniki realizacji, widząc, że to działa to staje się tłem mojego życia.
WK: Z punktu widzenia specyfiki mojej i Maćka pracy wynika to bardzo dobrze.
Dlaczego to co zrobiliście przebija się tak fantastycznie do szerokiej opinii publicznej?
WK: To Zasługa świeżości i kreatywności.
MK: I to jest na tyle intuicyjne i zakorzenione w naszym codziennym zachowaniu, że większość ludzi przychodząc do restauracji uczestniczącej w akcji otrzymuje prosty komunikat, który rozumieją i oceniają jako fajny. A za tym idzie ciekawość tego jak to działa. Więc ta świeżość i dopasowanie pomysłu do marki Czerwonego Krzyża i naszej codziennej kultury i zachowania czyni ten pomysł szalenie lotnym.
Jak to wyglądało od samego początku?
Agata Sczotka-Sarna: Zaczęliśmy z czterema restauracjami, dwoma w Warszawie i dwoma w Krakowie. Zainteresowanie mediów sprawiło, że natychmiast zgłaszały się kolejne. Ścieżki dotarcia były różne. Kolejne przyłączały się dość szybko. W ciągu 3 miesięcy do akcji dołączyło się w sumie 19 restauracji.
Jak wyglądają pierwsze efekty z tytułu akcji?
ASS: Restauracje zaczęły się zgłaszać i te darowizny, które są w poszczególnych restauracjach są naprawdę różnorodne. Uśredniając – z każdej restauracji otrzymujemy miesięcznie około 100 wpłat.
Dołączenie nowej restauracji to czasochłonny proces?
ASS: Z każdą restauracją podpisujemy odpowiednie dokumenty, porozumienia. To trwa. Kolejne 17 restauracji, które chcą się przyłączyć do akcji będą dołączały stopniowo. Z naszej strony wygląda to tak, że wręczamy im materiały, których Czerwony Krzyż nie finansuje ze swoich środków zbieranych w ramach Dobrych Manier. We wszystkim pomagają porozumienia – z dużą drukarnią, która to dla nas robi i z dużym dostawcą papieru, a to pozwala na wydrukowanie setek tysięcy podkładek informujących o akcji. Bez takiego partnera ciężko jest zadbać o takie ilości, jakich potrzebujemy dostarczać do restauracji. I to nie jest tak, że to wszystko odbywa się bez kosztów. Te koszty są ponoszone. Pytanie kto je ponosi. Czy organizacja, czy darczyńcy. Konstrukcja programu pozwala na ułatwienie paru działań. Dla przykładu – inaugurujące spotkanie prasowe miało miejsce w restauracji uczestniczącej w akcji, w innej kręciliśmy spoty promujące. To są ważne rzeczy. Jednak jakieś koszty zawsze są. Świetny aktor zagra za darmo, ale trzeba już wynająć owcę.
Ostatnia, trzecia część rozmowy zostanie opublikowana jutro o godz. 11.
Źródło: Technologie.ngo.pl