W połowie grudnia ruszył kolejny element działań promocyjnych organizacji Polski Czerwony Krzyż w ramach propagowanej przez nich akcji Bardzo Dobre Maniery. Idea sprowadza się do prostego gestu – skrzyżowania sztućców w uczestniczących w akcji restauracjach, czym wyrażamy chęć doliczenia do naszego rachunku 5 zł, jakie zasilą konto PCK.
Kampania rozpoczęła się we wrześniu br. od działań stricte informacyjnych. W ostatnich dniach rozpoczął się jej kolejny element – w serwisie YouTube pojawił się pierwszy z serii filmów propagujących akcję. Występuje w nich aktor Mirosław Zbrojewicz, zaś całą machinę promocyjną napędza popularny w blogosferze Maciej Budzich. Jak zapowiadają twórcy to dopiero początek niestandardowych działań, jakie zostaną skierowane do odbiorców.
O kampanii opowiadają przedstawiciele agencji Cheil Polska – Wojtek Kowalik i Maciej Kozina, a także Agata Szczotka-Sarna z PCK.
Redakcja Technologie.ngo.pl: Jak prowadzone są działania kampanii „Bardzo Dobre Maniery”?
Całej narracji tej części kampanii przyświeca jednak niszowość?
WK: To prawda, ale mimo wszystko jesteśmy już bliżej tego uniwersalnego komunikatu jaki chcieliśmy od początku przekazywać. I w coraz większym stopniu udaje się nam realizować podstawowe założenie wyrobienia w odbiorcach stałego nawyku.
Jak doszło do współpracy Polskiego Czerwonego Krzyża z agencją Cheil odpowiedzialną za koncept kampanii? I dlaczego sięgnęliście akurat po takie środki?
Czy w realizacji założeń organizacji pozarządowej warto sięgać po niestandardowe narzędzia?
ASS: To nie jest nasze pierwsze niestandardowe działanie. Wcześniej w niecodzienny sposób prowadziliśmy kampanię skupioną wokół AIDS. W sumie dwukrotnie sięgnęliśmy po aplikacje mobilne, w których informujemy o naszych akcjach. Staramy się co jakiś czas uruchamiać kolejne programy, analogiczne do już działających. Mieliśmy na przykład „Zbędne kalorie”, a to, w kwestii fundraisingu nie jest standardowe działanie, na dodatek nieszczególnie popularne w Polsce. W przypadku niestandardowych działań mamy więc za sobą inne, ale to jest pierwsze tak szerokie. Na dodatek u podstaw ma chęć wywołania jakiejś stałej zmiany społecznej. Takiego przykładu nie mieliśmy jeszcze w Polsce.
WK: Podstawowa różnica polega też na tym, że wszystkie dotychczasowe akcje znane w naszym kraju to były raczej jednorazowe działania. Były od początku obliczone na wywołanie pewnego szumu, zebranie pewnych dotacji, wywołanie konkretnego efektu, ale nigdy nie mogło to mieć przełożenia na długoterminowe działania. Na dodatek w takich przypadkach tego wielofalowego działania nie było rozpisanego w DNA konceptu. My jednak wymyślając tę ideę mieliśmy w świadomości problem głodu polskich dzieci. Kolejną sprawą jest to, że czegokolwiek byśmy nie robili, to nie oferowaliśmy rozwiązania tego problemu. Doszliśmy więc do wniosku, że jeśli wywołamy małą zmianę w społeczeństwie, to ten problem po prostu zniknie i zostanie rozwiązany przez nowe, wyrobione nawyki w społeczeństwie. Pamiętam pierwsze spotkanie w PCK, gdy upieraliśmy się przy przekonaniu, że nie jest to kolejna fundraisingowa akcja, ale recepta na lata. Mieliśmy w świadomości, że to jest coś, co będzie organicznie pięło się w górę.
Skąd z kolei niechęć do ich inaugurowania nowych, niecodziennych działań?
ASS: Mam wrażenie, że można to jest to związane z trzema elementami. Najważniejszą kwestią jest zmierzenie się dwóch stron, które w ten pomysł uwierzą. Jeśli to zagra, to mamy za sobą 80 proc. sukcesu. Mając wsparcie agencji osiągnięcie zamierzonego w kampanii efektu jest dużo łatwiejsze. Do każdej nowej rzeczy trzeba się przekonać, na drodze więc staje wiele oporów. Każda zmiana potrzebuje czasu na adaptację. To się nie dzieje w jeden dzień czy rok. Takie działanie trzeba rozpisywać na wiele czasu. My nad tym wciąż pracujemy, staramy się te kroki pchać do przodu nie zatrzymując się. Reagujemy na zasadzie reakcji i pójścia za ciosem.
Organizacji jest wiele, mniejszych i większych. Dlaczego każdej powinno zależeć na sięganiu po działania nietuzinkowe, niecodzienne?
ASS: Czemu istotna jest innowacja? Jeśli wciąż podążalibyśmy tą samą ścieżką, to w życiu byśmy nie dopłynęli do Ameryki. Tak się nie da, w kręgu tych samych pomysłów nic nowego się nie urodzi. Potencjał korzyści, jakie mogą powstać w wyniku spotkania z agencją i poznania danego pomysłu nie zawsze musi oznaczać pełnego sukcesu. To nie zawsze musi zadziałać. Ale może to zapoczątkować przełom w myśleniu organizacji, która dostrzeże, że jest coś o czym nie pomyśleliśmy do tej pory i może warto nad tym przysiąść. Nie ma gwarancji, że tak jak w naszym przypadku ten pomysł wypali i będzie świetnie grał. Ale wydaje mi się, że gdy te trzy elementy, a więc pomysł, ludzie i wola działania będą, to to jest połowa ewentualnego sukcesu.
WK: W mojej opinii agencje reklamowe w skali globalnej powinny funkcjonować właśnie w ten sposób. Problemem wśród nich jest to, że wymyślają szereg generycznych pomysłów, które można zrealizować z jakąkolwiek marką. Zaś w przypadku tej realizacji zaintrygowaliśmy pomysłem, który może zadziałać wyłącznie z jedną marką i nie jest przeszczepialny gdziekolwiek indziej. Z uwagi na specyfikę, symbolikę ogólnoświatowej organizacji Red Cross, a także z uwagi na to, że akurat ta organizacja zajmuje się tego typu problemami, kompletnie niemożliwym wydaje się możliwość zrealizowania tej idei pod jakąś inną marką czy brandem. Takie inicjatywy są najważniejsze rozchodzą się w społeczeństwach najszybciej.
Pozostałe części rozmowy opublikujemy jutro, a także w Boże Narodzenie.
Źródło: Technologie.ngo.pl