– Partnerstwo powinno być w miarę możliwości wyrównane, co nie znaczy równe. Bo takie nigdy nie będzie. Zawsze ktoś będzie miał większy wpływ, a ktoś mniejszy – mówi Paweł Jordan, prezes Stowarzyszenia BORIS w rozmowie z warszawa.ngo.pl
Radosław Wałkuski: – Po co nam partnerstwa lokalne?
Paweł Jordan, Stowarzyszenie BORIS: – Są dwie perspektywy. Jedna bardzo przyziemna i krótkofalowa. Wiele warszawskich działań, imprez, wystaw, pikników, takich jak na przykład Sielecki Festyn Sąsiedzki, „Ochota na sport” (dzień sportu osób niepełnosprawnych) czy sąsiedzka wigilia, po prostu nie doszłoby do skutku. To są konkretne rzeczy, które można długo wyliczać.
Jednocześnie, na trochę innym poziomie, dzieje się coś jeszcze ważniejszego. Mimo że organizacje i instytucje często konkurują ze sobą lub nie dostrzegają siebie nawzajem, to jednak dzięki partnerstwom budujemy powoli w Warszawie kulturę współpracy. To jest niezwykle ważne. Ludzie zamiast patrzyć na sprawy ze swojego punktu widzenia, dostrzegają, że warto współpracować z innymi. Zaczynają myśleć: „to się nam wszystkim opłaca”.
Co jest kluczowe w budowaniu koalicji?
P.J.: – Zawsze podkreślamy: partnerstwo jest wynikiem dyskusji i współpracy. To nie znaczy, że w każdym przedsięwzięciu uczestniczą wszyscy partnerzy. Często robi to ta część, która „specjalizuje się” w danym temacie. Synergia może też polegać na tym że działanie podejmowane przez jedną instytucję czy organizację jest promowane przez całą sieć. Kluczowy znaczenie ma jednak wzajemny szacunek, chęć rozmowy i wspólnego działania.
Drugie, niezwykle ważne wyzwanie to stała relacja z mieszkańcami. Partnerstwa nie mogą zatrzymywać się jedynie na poziomie instytucjonalnym. W dialog i działania trzeba włączać mieszkańców. Oczywiście nie jest to łatwe, bo ludzie zazwyczaj nie garną się do współpracy. Ale trzeba próbować. Partnerstwo nie może istnieć samo dla siebie, w oderwaniu od lokalnych potrzeb.
Jak oceniasz kondycje partnerstw w Warszawie? Jak wypadamy na tle innych miast?
P.J.: – Uważam, że jest to bardzo rozwojowy kierunek. Mamy obecnie w stolicy 11 partnerstw lokalnych i dwunaste – branżowe, zajmujące się sprawami osób niepełnosprawnych intelektualnie. Ta liczba rośnie. W ubiegłym roku zawiązało się koalicja na Młynowie – Młyn na Woli. Na Żoliborzu Partnerstwo dla Zatrasia i Rudawki pączkuje, dzięki czemu pojawiły się kolejne: Na osiedlach Marymont i Kaskada, Żoliborz Oficerski i Sady Żoliborskie. To dobra tendencja, bo jedno partnerstwo raczej nie powinno obejmować całej dzielnicy tylko mniejsze osiedla. Bardzo wzmocniło się również partnerstwo na Targówku oraz wspomniane przeze mnie partnerstwo branżowe. Warszawa, obok Gdańska i Wrocławia należy do wąskiej grupy miast, które konsekwentnie budują system partnerstw lokalnych.
Partnerstwa w stolicy rozwijają się, choć oczywiście nie zawsze jest różowo. Na przykład bardzo aktywne wcześniej partnerstwo na Powiślu nieco przygasło. W dużej mierze z powodu braku wsparcia ze strony urzędu dzielnicy.
No właśnie. Czy twoim zdaniem Urząd Miasta i urzędy dzielnic w wystarczającym stopniu pomagają lokalnym koalicjom?
P.J.: – Nie da się na to pytanie odpowiedzieć jednoznacznie. Z jednej strony – Centrum Komunikacji Społecznej wspierał ruch partnerstw od samego początku. Ale życzliwość ze strony CKS nie musi automatycznie przekładać się na zaangażowanie ze strony poszczególnych biur czy dzielnic. W samych urzędach dzielnic nastawienie różnych wydziałów może być zróżnicowane. W jednej dzielnicy w integrację partnerstw angażuje się wydział polityki społecznej, ale brakuje zainteresowania ze strony ośrodka pomocy społecznej. A w innej na odwrót. Istotne jest też podejście wydziałów kultury i edukacji, bo przecież partnerstwa starają się skupiać wszystkie podmioty z danego terenu. Ono też jest bardzo zróżnicowane.
Na Żoliborzu partnerstwo lokalne ma dużą aprobatę polityczną. W prace koalicji włączają się burmistrz i radni, co nadaje rangę temu przedsięwzięciu. Na Woli na każdym spotkaniu jest obecna dyrektorka OPS, a naczelnik wydziału polityki społecznej również jest bardzo aktywny. Może to zaskakiwać, ale zielone światło dane z góry bardzo wzmacnia partnerstwo.
W jaki sposób samorząd może wspierać powstawanie i rozwój takiej współpracy między instytucjami i organizacjami?
P.J.: – Przede wszystkim bardzo potrzebna jest instytucja edukacyjna, która systemowo pomaga, szkoli, angażuje do działania. Właśnie taka jak BORIS. Nieskromnie powiem, że nasze wsparcie dla rozwoju partnerstw jest kluczowe.
Niesłychanie istotne jest też strategiczne podejście władz do tematu lokalnej współpracy wielosektorowej. Jeżeli miasto, dzielnica mówią „To jest ważny kierunek. Chcemy iść w tę stronę” to szanse na sukces partnerstwa zwiększają się wielokrotnie.
Trzeci filar to wsparcie finansowe – dofinansowanie projektów, którymi zajmuje się partnerstwo. Nie wszystkie działania da się zrobić w oparciu o zasoby partnerów. Potrzebne są dodatkowe środki na działania partnerskie.
Jaka jest recepta na udane partnerstwo?
P.J.: – Czynników sukcesu jest kilka. Przede wszystkim: ludzie i chęci. Jeżeli członkowie próbują na sztywno zachować swoje role zawodowe, to ta współpraca się nie udaje. Wchodząc do partnerstwa trzeba zostawić na zewnątrz zbroje swoich sztywnych ról zawodowych. Musi zagrać jakaś chemia. Ważne, abyśmy lubili ze sobą przebywać i pracować.
Druga rzecz to jasne poukładanie tego, co chcemy robić. Potrzebujemy pewnej struktury. Określenia kto za co odpowiada i koordynacji działań, wypracowania systemu komunikacji, by nikt nie czuł się pominięty.
Wreszcie: wzajemny szacunek i jak sama nazwa wskazuje – partnerstwo. Choć zasoby partnerów są różne, to wszyscy powinni mieć możliwość współdecydowania i współdziałania. Partnerstwo powinno być w miarę możliwości wyrównane, co nie znaczy równe. Bo takie nigdy nie będzie. Zawsze ktoś będzie miał większy wpływ, a ktoś mniejszy.
A jakie widzisz największe trudności i bariery w rozwoju partnerstw w Warszawie?
P.J.: – Na pewno pewnym problemem są rotacje wewnątrz partnerstw. Ktoś przychodzi, ktoś odchodzi. W końcu jest to formuła dobrowolna. Czasem zdarza się tak, że osoby, które się mocno angażowały, z jakiegoś powodu muszą się wycofać. Powstaje dziura energetyczna. Wtedy trzeba o tym rozmawiać i szukać rozwiązań. To nie jest łatwe, ale nie jest też nie do przezwyciężenia.
Partnerstwa miewają też trudności z równowagą między wykonywaniem zadań a budowaniem dobrego procesu. Często zamiast szybko realizować jakieś przedsięwzięcie, lepiej się do niego przygotować i pracować nad nim w taki sposób, by osoby, które uczestniczą w przygotowaniach, dobrze się z tym czuły.
Istotne jest też umiejętne dzielenie się odpowiedzialnością i zadaniami. Często powtarza się scenariusz, w którym liderzy dużo biorą na siebie, a pozostali się do tego przyzwyczajają. Potem ci liderzy zaczynają się czuć przeciążeni, a reszta osób czuje się tym zaskoczona. Planując konkretne działania trzeba pamiętać o dzieleniu się odpowiedzialnością i włączaniu pozostałych partnerów.
Jak zainicjować współpracę? Co zrobić, by od początku się dobrze układała?
P.J.: – Najlepiej zacząć od znalezienia sojuszników. Pójść i porozmawiać z tymi ludźmi, którzy naszym zdaniem mogliby się w taką inicjatywę włączyć. Nie startować z oficjalnym spotkaniem, ale raczej omówić to w luźnej atmosferze. Warto się do tego przygotować – przyjrzeć się partnerstwom, które już działają i mają swoje sukcesy. Dopiero potem zorganizować otwarte spotkanie rozpoczynające działanie partnerstwa.
Paweł Jordan – Prezes Stowarzyszenia Biuro Obsługi Ruchu Inicjatyw Społecznych BORIS, trener – superwizor w Stowarzyszeniu Trenerów STOP, autor książek na temat budowania zespołu, wolontariatu, rozwoju społeczności lokalnych. Ukończył studia w ramach Instytutu Stosowanych Nauk Społecznych UW. Jeden z inicjatorów Centrum Wolontariatu, sieci SPLOT, Funduszy Lokalnych, Stowarzyszenia Trenerów Organizacji Pozarządowych, Centrów Aktywności Lokalnej i wielu innych inicjatyw. Dzięki swym nowatorskim pomysłom został przyjęty do Stowarzyszenia Ashoka – organizacji skupiającej innowatorów społecznych z całego świata. Z jego rad korzystał także m.in. UNDP Umbrella Project oraz Open Society Institute N.Y. Odznaczony Srebrnym Krzyżem Zasługi, Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski oraz odznaczeniem „Zasłużony dla Warszawy”.