Koalicja na rzecz Ochoty, Partnerstwo dla Mokotowa, Moje Wierzbno, Moje Sielce, Mój Służewiec, Partnerstwo dla Powiśla – lokalne partnerstwa powstają, aby rozwiązywać problemy społeczne, koordynować działania i budować koalicje różnych środowisk, instytucji i władz samorządowych.
Program Rozwoju Partnerstw Warszawskich realizuje Stowarzyszenie BORIS w ramach Stołecznego Centrum Współpracy Obywatelskiej. Zakłada on wsparcie takich inicjatyw partnerskich, na które składają się: badania, edukacja, doradztwo, moderacja spotkań, seminaria. A wszystko zaczęło się kilkanaście lat temu…
– Ideą partnerstw, jako BORIS zaczęliśmy zajmować się w 1993 r. Powołaliśmy wtedy Forum na rzecz Pomocy Osobom Niepełnosprawnym. To była dość szeroka koalicja, choć później zostały w niej głównie organizacje pozarządowe. Ale i tak przez trzy lata udało się zrobić wiele różnych rzeczy – w tym pierwsze miejsca parkingowe dla niepełnosprawnych kierowców – głównie w Gminie Centrum, z którą wtedy współpracowaliśmy. Właśnie współpraca jest kluczową sprawą w partnerstwie – wyjaśnia Paweł Jordan, prezes BORIS-a. – Ale trzeba pamiętać, że partnerstwo to nie tylko koalicja terytorialna. To różnego typu formy współpracy – między organizacjami, między organizacjami a urzędem, między różnymi instytucjami samorządowymi. Jeżeli partnerzy nie dublują swoich działań, synergizują swoją działalność, rozmawiają, to wtedy łączą swoje zasoby i lepiej rozwiązują zdiagnozowane problemy. I o to właśnie chodzi w partnerstwie – dodaje.
Wymiana wspólnych działań
– W partnerstwie szukamy różnych zasobów – finansowych, organizacyjnych, intelektualnych. Czasami ludzie mówią – co ja mogę wnieść do powstającej koalicji? Każdy ma jeden podstawowy zasób, który daje – to czas, jaki poświęca na spotkania z innymi, na dyskusję, na analizę, co można razem zrobić, na wspólne działania – przekonuje Zbigniew Wejcman ze Stowarzyszenia BORIS.
W 2001 r. z inicjatywy klubu osiedlowego Surma, Ośrodka Pomocy Społecznej Dzielnicy Ochota, Stowarzyszenia BORIS oraz liceum im. Kołłątaja powstała Koalicja na rzecz Ochoty. To najstarsze partnerstwo, jakie działa w Warszawie. Obecnie tworzy je ponad 30 organizacji oraz instytucji.
– Istniejemy prawie dziesięć lat, ale nie mamy regulaminu, ani podpisanego porozumienia. Działamy w ramach umowy społecznej. Mamy pewne zasady, do których się odwołujemy – równość, otwartość, apolityczność, a także pewną strukturę – działamy w komisjach problemowych. Regularnie się spotykamy, wymieniamy się informacjami, współpracujemy ze sobą, planujemy działania, rozpoznajemy potrzeby, wspieramy i inicjujemy różne wspólne projekty, warsztaty, pikniki – opowiada Iwona Kamińska z Koalicji na rzecz Ochoty.
Bardziej sformalizowaną strukturę ma Partnerstwo dla Mokotowa, które powstało w grudniu 2007 r. z inicjatywy Wydziału Spraw Społecznych i Zdrowia Urzędu Dzielnicy Mokotów we współpracy ze Stowarzyszeniem BORIS, lokalnymi organizacjami oraz instytucjami.
– Na pewno potrzebna jest ranga partnerstwa. To istotne, że jest ono doceniane przez władze samorządowe, przez wójta, burmistrza, prezydenta, że jest to dla nich ważna idea, a co za tym idzie – różne instytucje publiczne poważnie traktują takie partnerstwo, bo mają niejako pokazane, że trzeba wspólnie działać. Rola władzy samorządowej, ale samoograniczająca się rola, jest dość istotna w funkcjonowaniu partnerstwa – mówi Paweł Jordan.
– Partnerstwo dla Mokotowa chce budować długofalową współpracę między instytucjami, urzędem, a organizacjami pozarządowymi na rzecz rozwiązywania problemów społecznych w dzielnicy. Nasze partnerstwo polega na wspólnej identyfikacji potrzeb, na wspólnie realizowanym i uzgodnionym wcześniej programie lub działaniach – zapewnia Bogdan Piec, naczelnik Wydziału Spraw Społecznych i Zdrowia na Mokotowie.
Takie założenia mają wszystkie warszawskie koalicje, bo właśnie o to chodzi w partnerstwach lokalnych.
Partnerstwo to przede wszystkim ludzie!
Deklarację Partnerstwa dla Mokotowa podpisało wielu przedstawicieli organizacji społecznych, instytucji, ludzi, którym zależy na tym, aby coś pozytywnego się działo wokół ich miejsca zamieszkania, a także Wydział Spraw Społecznych i Zdrowia, który włączył się jako koordynator partnerstwa ze strony samorządu dzielnicy.
– Partnerstwo to przede wszystkim ludzie. Mamy stałe osoby, które biorą udział w naszym partnerstwie z policji, straży miejskiej, ośrodków pomocy społecznej, z rady dzielnicy, organizacji pozarządowych, instytucji kultury, oświaty, a nawet z parafii – przekonuje Bogdan Piec.
– Jeżeli jest stały przedstawiciel środowiska czy instytucji w partnerstwie, to wtedy ma on całe spektrum wiedzy oraz informacji i może kompetentnie uczestniczyć w pracach powołanej koalicji – zapewnia Zbigniew Wejcman.
Partnerstwo zakłada przede wszystkim równość partnerów. Nie ma żadnej hierarchii – nikt nie jest ważniejszy. Ktoś, kto reprezentuje urząd nie ma większej siły decyzyjnej, chociaż jest silniejszym partnerem niż np. wolontariusz z organizacji.
– Jeżeli ludzie nie czują owej równości, wtedy szybko się wypisują z takiej koalicji, bo uważają, że to kolejna watowana aktywność – wyjaśnia Zbigniew Wejcman.
– Nie jesteśmy sformalizowaną grupą, ale tworzy ją kilkadziesiąt podmiotów. To oddolna, sąsiedzka inicjatywa. Zaczęliśmy się spotykać z takiej wewnętrznej potrzeby dwa lata temu. Odbyło się to przy okazji Europejskiego Dnia Sąsiada w maju w 2009 r. Mieliśmy potrzebę stworzenia czegoś, jako organizacje i instytucje. Stworzyliśmy więc Festiwal Powiślenia. Pokazuje on pewien mechanizm naszej pracy – jest to wzajemne wsparcie się na różnym poziomie – opowiada Katarzyna Fedorowicz z Partnerstwa dla Powiśla. – Zrobiliśmy sobie diagnozę tego, co posiadamy i w ramach tego, każdy z partnerów dokłada coś do wspólnego koszyczka działań. Jeśli jakaś organizacja wie, jak pisać wnioski, to to robi. Jeśli ktoś dysponuje przestrzenią, w której możemy się spotkać, to udostępnia nam tę przestrzeń. Budujemy nasze partnerstwo wciąż zacieśniając więzy między sobą. Lepiej się poznajemy, a co za tym idzie, lepiej wspólnie pracujemy. Pewne projekty rodzą się nam wtedy naturalnie. Przez kontakty towarzyskie odnajdujemy jakieś nici porozumienia, które, jestem pewna, zaowocują dobrymi pomysłami i projektami w przyszłości na rzecz Powiśla i jego mieszkańców – dodaje.
– Partnerstwo to nie pływanie we mgle – musi być na nie pomysł i konstrukcja. Jest to systematyczna i długofalowa praca i muszą być zachowane reguły gry. Musi być to zorganizowane działanie, jakoś zaplanowane, co nie oznacza, że nie może być w różnych momentach spontaniczne, ale jeśli myślimy realnie o długofalowym partnerstwie, o zmianie społecznej, jakie ma ono przynieść, to musi mieć ono swoją oś, konstrukcję, organizację, która prowadzi to partnerstwo w określonym kierunku – zapewnia Paweł Jordan.
I wiele partnerstw tak właśnie funkcjonuje, nieważne, czy ich działania przypieczętowane są jakimś aktem, pod którym podpisali się partnerzy, czy ma ono mniej sformalizowaną strukturę.
Rozwój przez pączkowanie
– Partnerstwo dla Mokotowa działa na rzecz całej dzielnicy, ale w 2009 r. doszliśmy do wniosku, że trzeba się bardziej skoncentrować na obszarach kryzysowych. Wyodrębniliśmy trzy takie miejsca – Wierzbno, Sielce oraz Służewiec i doszliśmy do wniosku, że trzeba im poświęcić więcej uwagi. Opracowaliśmy mikroprogram rewitalizacji społecznej tych terenów. I wspólnie z BORIS-em oparliśmy ją o koncepcję zespołów rejonowych. Ich członkowie tworzą system współpracy dla całego środowiska. I tak powstały mniejsze partnerstwa – Moje Sielce, Moje Wierzbno i Mój Służewiec. Każde z nich ma swoją specyfikę. W jednym jest więcej organizacji, w innych więcej instytucji. Każde jest inne, ale działają coraz prężniej – przekonuje Bogdan Piec.
Partnerstwo Moje Sielce powstało we wrześniu 2009 r. Jego misją było zainteresowanie wspólnym działaniem mieszkańców Sielc na rzecz poprawy jakości ich życia, a także skoordynowanie działań różnych instytucji, które działają na tym terenie. W skład partnerstwa weszli przedstawiciele instytucji samorządnych, szkół podstawowych, organizacji pozarządowych, służb porządkowych, mieszkańcy, wolontariusze. Członkowie partnerstwa chcą jeszcze je rozszerzyć o przedstawicieli sektora biznesu. Po zdiagnozowaniu różnych problemów, skupiono się na poszerzeniu oferty edukacyjno-kulturalnej dla dzieci i mieszkańców Sielc.
– W tym roku sporo udało się nam zrobić. Przygotowaliśmy warsztaty dla mam, warsztaty plastyczne i fotograficzne dla młodzieży, zajęcia taneczne, zajęcia wizażu, zorganizowaliśmy letni i jesienny piknik, plener malarski, piknik zdrowia psychicznego. Niedawno odbył się też świąteczny jarmark na Mokotowie. I przygotowujemy się już do wielu działań w przyszłym roku – wylicza Alicja Walicka z Partnerstwa Moje Sielce.
Coraz bardziej zauważane są także działania Partnerstwa Moje Wierzbno. Tutaj ciągle też dochodzą nowi partnerzy i nowe organizacje. W prace włączają się szkoły, straż miejska. Działa strona internetowa, wychodzi lokalna gazeta. W ramach partnerstwa zorganizowano dzień sąsiada, projekt dla młodzieży „Zielone mnie kręci”, zrobiono przedstawienie, przygotowano pikniki, Akademię Mam, warsztaty dla dzieci i dorosłych, Święto Racławicka, Podwórkową Gwiazdka, jasełka, ognisko. Wyłonili się też naturalni liderzy i planują zrobić wiele nowych rzeczy w przyszłym roku. Jak mówią – będą festyny rodzinne, będzie się rozrastała Akademia Mam, tak samo jak gazeta i portal internetowy, a także będą się odbywały zajęcia dla seniorów, bo to kolejna grupa mieszkańców, o której się myśli na Wierzbnie.
– Mój Służewiec to najmłodsza inicjatywa partnerska na Mokotowie. Grupa zaczęła się spotykać od października 2010 r. Jedne osoby przychodzą, inne odchodzą, ale to zupełnie normalna sprawa w partnerstwach. Najważniejsze, że może dołączyć do nas każdy, kto chce działać na rzecz poprawy jakości życia na Służewcu, bo nasze partnerstwo to grupa apolityczna, mogą ją tworzyć osoby w różnym wieku. A wyzwania, jakie przed nami stoją, to rewitalizacja Służewca bez marginalizacji jego mieszkańców – wyjaśnia Anna Żelazowska.
Pomimo, że Mój Służewiec działa zaledwie dwa miesiące, to już dużo się tu wydarzyło – odbyły się np. spotkania z mieszkańcami, na których opowiedzieli oni o swoich problemach, a w ankietach opisali swoje potrzeby. 11 grudnia zorganizowano służewiecki festyn świąteczny i choć był bardzo duży śnieg i mróz szczypał w uszy, przyszło na niego wiele osób. Wyłoniło się też kilku liderów, którzy chcą działać na rzecz lokalnej społeczności.
– Ta aktywność cały czas się rozwija i myślę, że w następnych latach na Mokotowie przybędzie lokalnych partnerstw – może uda się je rozwinąć na Sadybie, Czerniakowie i na Stegnach. W tym momencie dzielnica byłaby pokryta siecią lokalnych koalicji. Można powiedzieć, że byłaby to wtedy wzorcowa społeczność dzielnicowa, w której funkcjonują partnerstwa na całym terenie. Do tego dążymy i myślę, że w perspektywie najbliższych dwóch lat tak właśnie będzie – twierdzi Grzegorz Okoński, zastępca burmistrza Dzielnicy Mokotów.
Potrzebne jest wsparcie!
– Nasze wsparcie partnerstw, jako Stowarzyszenia BORIS to bardzo silna rola animacyjno-edukacyjna. Pomagamy ludziom zobaczyć, czym jest społeczność lokalna, jakie może mieć zasoby, a jakie problemy. To jest taki proces prowadzenia partnerów poprzez integrację. Pomagamy im wypracowywać plan wspólnego działania i budować relacje między ludźmi, żeby im się chciało wspólnie pracować. Bo jak nie będzie im się chciało wspólnie czegoś zrobić, to nic z partnerstwa nie wyjdzie – zapewnia Paweł Jordan.
Bogdan Piec nie ma wątpliwości, że partnerstw nie ma co tworzyć na siłę. Musi być potrzeba takiej działalności, pomysł na nią, musi wyłonić się grupa liderów, a także bardzo istotne jest wsparcie władz, bo wtedy łatwiej zdobyć środki na działalność.
– Pieniądze są bardzo istotne, bo partnerstwo cementuje się wtedy, gdy ma środki na wspólne działania. Można organizować się oddolnie, ale partnerstwo rozpada się bez pieniędzy – mówi Piec.
Podobnego zdania jest Zbigniew Wejcman.
– Partnerstwo bez dobrego systemu finansowego ze strony np. samorządu, bez wmontowania w przemyślaną strategię miałoby bardzo duże trudności – przekonuje.
Także Marcin Wojdat, szef stołecznego Centrum Komunikacji Społecznej twierdzi, że „władza powinna pielęgnować i podlewać partnerskie inicjatywy”, przy czym „podlewanie” to nic innego jak dotacyjne ścieżki dla organizacji pozarządowych, które zajmują się sąsiedzkimi i partnerskimi aktywnościami. Zresztą, w niektórych konkursach ofert ogłoszonych w tym roku w Warszawie można było zdobyć fundusze właśnie na taką działalność.
– Trzeba też pokazywać partnerskie działania tym wszystkim, którzy mają konewki, żeby chcieli podlewać te inicjatywy – przekonuje Wojdat.
Uwaga na zagrożenia!
Powstające partnerstwa nie powinny wyręczać w działaniach żadnych państwowych czy samorządowych instytucji, tylko działać na rzecz lokalnej społeczności. Dlatego od czasu do czasu, przygotowując kolejny piknik czy warsztat warto się zastanowić, co partnerstwo wnosi do lokalnego życia. Jak mówi Paweł Jordan – „trzeba pogłębiać wiedzę, po co to wszystko robimy, czemu to wszystko służy”.
– Istnieje niebezpieczeństwo, że partnerstwo przerodzi się w towarzystwo wzajemnej adoracji, zatraci swój społeczny cel, dlatego musi wychodzić do mieszkańców danego rejonu i otwierać się na ich potrzeby, które przecież też się zmieniają – zauważa Bogdan Piec.
Nie wszystkim też może starczyć sił, aby działać długofalowo.
– Partnerstwo jest jednym z narzędzi służących rozwojowi zasobności lokalnej, pewnej tożsamości z miejscem i odpowiedzialności za nie, ale jest narzędziem dość wymagającym i przynoszącym efekty po kilku latach. Partnerstwo bardzo długo się kształtuje i buduje, ale im dłuższy jest ten proces, tym większa szansa, że będzie ono trwałe – przekonuje Zbigniew Wejcman.
Dlatego warto, aby partnerstwa wymieniały się doświadczeniami, zacieśniały między sobą współpracę, żeby przedstawiciele poszczególnych koalicji spotykali się ze sobą i dyskutowali o różnych, ale ważnych dla nich sprawach.
Spojrzenie w przyszłość
Jeszcze kilka lat temu nikt nie wierzył, że idea partnerstw lokalnych ma szanse przetrwania. Jednak ostatnie dwa lata pokazały, że sprawdziła się ona w działaniu. Już nie jest takie nieprawdopodobne, aby w ciągu najbliższych lat Warszawa pokryła się siecią partnerstw w każdej dzielnicy.
– To wyzwanie dla polityki publicznej w Warszawie. Już widać, że stołeczny samorząd jest bardzo zainteresowany tym, aby wspierać partnerstwa. Robi to na przykład poprzez Stołeczne Centrum Współpracy Obywatelskiej, które prowadzi BORIS. To trzyletni program, w którym są środki na proces edukacji i budowania partnerstw – wyjaśnia Zbigniew Wejcman. – Drugim elementem tej odpowiedzialności samorządu są dzielnice, które są coraz bardziej samodzielne i kreują lokalną politykę. Obecnie pracują z nami Mokotów, Ochota i Śródmieście. Istnieje w nich system finansowego wsparcia integracji mieszkańców i to wykorzystują partnerstwa, aby prowadzić działania akcyjne albo długofalowe. Jestem pewny, że przy dobrym zasilaniu, życzliwych władzach samorządowych, przy entuzjazmie organizacji pozarządowych partnerstwom będzie się dobrze wiodło – dodaje.
– Na partnerstwo trzeba patrzeć w kategoriach siły synergii. To nie jest suma wysiłku poszczególnych osób w koalicji. To coś więcej – chodzi o współpracę poszczególnych środowisk, wykorzystywanie placówek publicznych, tworzenie lokalnych centrów integracji mieszkańców. Widać, że partnerstwo ma zdecydowaną przewagę nad tradycyjnymi formami współpracy społecznej, bo dzięki niemu naprawdę docieramy do spraw najbardziej interesujących mieszkańców. Nie wymyślamy zza biurka, co ludziom jest potrzebne, tylko otrzymujemy autentyczne odpowiedzi na rzeczywiste problemy – przekonuje Grzegorz Okoński. – Korzyści z partnerstwa są praktycznie na każdym kroku i dlatego warto tę ideę rozwijać. Z perspektywy Mokotowa uważam, że budowanie partnerstw w dzielnicy jest strzałem w dziesiątkę.
– A ja chciałbym, aby Warszawa była miastem partnerskim, żeby budowanie w niej partnerstw uruchomiło długofalową energię, która będzie sprzyjała rozwojowi stolicy – dodaje Paweł Jordan.
Pobierz
-
201012131146520625
608457_201012131146520625 ・38.72 kB
-
201012161314520538
610079_201012161314520538 ・38.72 kB
Źródło: inf. własna ngo.pl