Organizacja pozywa giganta internetowego. „Decyzje Facebooka powinny podlegać kontroli sądowej”
– Domagamy się przywrócenia strony oraz przeprosin ze strony Facebooka. Ale sprawa ma znaczenie strategiczne: chcielibyśmy, żeby ten przypadek był impulsem do wprowadzenia takich zmian systemowych w działaniu platformy, żebyśmy mieli możliwość kwestionowania decyzji o blokowaniu treści, jeśli uznajemy, że niesłusznie ogranicza naszą wolność słowa – mówi Dorota Głowacka z Fundacja Panoptykon, która wspiera Społeczną Inicjatywę Narkopolityki w procesie wytoczonym Facebookowi.
Ignacy Dudkiewicz, NGO.pl: Społeczna Inicjatywa Narkopolityki z pomocą Fundacji Panoptykon pozywa giganta, czyli Facebooka. O co poszło?
Dorota Głowacka, Fundacja Panoptykon: – SIN jest organizacją działającą na rzecz redukcji szkód związanych z używaniem substancji psychoaktywnych. Prowadzą edukację narkotykową, ostrzegają przed niebezpiecznymi substancjami i konsekwencjami brania narkotyków, ale są również świadomi, że są i zawsze będą ludzie, którzy będą ich używać. W związku z tym SIN skupia się na tym, by wyrządzali oni jak najmniejszą krzywdę sobie i otoczeniu. To działanie na wskroś społecznie pożyteczne i uznawane przez wiele organizacji międzynarodowych, takich jak ONZ, za ważny element działań na rzecz zdrowia publicznego.
Ale Facebooka to nie przekonało.
– W zeszłym roku organizacja została zablokowana na Facebooku. Najpierw zniknęła prowadzona przez nią grupa, następnie cała strona, która istniała od 2011 roku, a także jedno z kont z na Instagramie. Przez lata ta strona nie wzbudzała zastrzeżeń moderatorów, a nagle została zablokowana.
Dlaczego?
– Na tym właśnie polega sedno sprawy, że nie wiadomo. Nie pojawiło się wyjaśnienie tej decyzji, poza ogólnym stwierdzeniem, że naruszono Standardy społeczności portalu (jednak bez wskazania, które dokładnie punkty).
Dlatego najważniejszym problemem, na który chcemy zwrócić uwagę, jest arbitralność i brak przejrzystości decyzji podejmowanych przez Facebooka.
Nie umiemy nawet powiedzieć, czy dana treść, która doprowadziła do zablokowania strony i grupy, rzeczywiście powinna zniknąć z Facebooka – nie wiemy bowiem, który konkretnie wpis był powodem nałożenia blokady. W efekcie z niejasnych przyczyn mocno ograniczono organizacji możliwość działania. Dla SIN i wielu innych organizacji Facebook jest dziś przecież bardzo ważnym narzędziem pracy.
Mówi pani o promocji?
– Także, ale nie tylko. Facebook służył SIN-owi przede wszystkim do komunikowania się z odbiorcami, w tym udzielania bezpośredniej pomocy osobom w sytuacjach awaryjnych, a także do zarządzania grupą wolontariuszy czy prowadzenia działań fundraisingowych. Dzięki Facebookowi utrzymywali kontakt z całą społecznością skupioną wokół tematu – a od tego zależy skuteczność ich działań edukacyjnych. Grupą docelową SIN-u są ludzie, w większości młodzi, którzy są obecni w mediach społecznościowych, do których trudno dotrzeć za pośrednictwem innych kanałów, ponieważ na przykład coraz mniej korzystają z mediów tradycyjnych. Badania potwierdzają ponadto, że użytkownicy substancji psychoaktywnych są często odporni na edukację kierowaną z góry, od ekspertów, w szkołach itd., a znacznie bardziej podatni na poziome formy komunikacji, związane z budowaniem bezpośredniego zaangażowania. Portale społecznościowe są do tego idealne. W efekcie blokady SIN stracił więc kluczowy kanał docierania ze swoim przekazem i działaniami do swoich odbiorców, co w praktyce oznaczało odebranie im możliwość realizowania w pełni swojej misji.
I musiał zaczynać od nowa?
– Tak. Przez kilka miesięcy próbował działać bez Facebooka, ale okazało się to bardzo trudne. W końcu założył nową stronę, ale działacze żyją w poczuciu niepewności i mają stałą obawę, że w każdej chwili może zostać nagle usunięta.
Ponieważ Facebook nie wytłumaczył swojej decyzji, to wciąż nie wiedzą, co zrobili źle i czego unikać, aby nie narazić się na kolejną blokady w przyszłości. Trzeba ponadto odbudowywać od zera zasięgi – a zablokowana strona SIN-u była obserwowana przez 16 tysięcy osób.
Dodajmy jednocześnie, że od początku swoich działań działacze SIN dokładali starań, by wszystko, co robią, było zgodne z prawem i regulaminami platform, z których korzystają.
No dobrze, ale czy w ogóle działacze SIN próbowali się odwoływać od tej decyzji?
– Oczywiście! Ale mechanizm, który oferował Facebook, czyli w praktyce przycisk, który SIN mógł nacisnąć, żeby zgłosić zastrzeżenie do nałożonej blokady, nie dawał w mojej ocenie możliwości skutecznego zakwestionowania decyzji portalu.
Dlaczego?
– Po pierwsze dlatego, że – jak już mówiłam – działacze SIN nie otrzymali uzasadnienia decyzji. Po drugie, nie istniała techniczna możliwość przekazania swojej argumentacji – nawet gdyby było wiadomo, do czego należy się odnieść. Nie wiadomo, kto rozpoznawał odwołanie, nie przekazano żadnego uzasadnienia podtrzymania decyzji. Tak naprawdę nie wiadomo nawet, czy ktoś rzeczywiście ponownie zajął się sprawą. SIN otrzymał po prostu informację, że strona została trwale usunięta.
SIN wysłał również pismo pocztą tradycyjną do Facebooka, ale pozostało bez odpowiedzi. Jego działacze próbowali też korzystać z różnych innych formularzy Facebooka, a nawet dowiadywać się nieformalnymi kanałami o przyczyny blokady, ale nigdy nie uzyskali tej informacji. To pokazuje, że użytkownik jest bezbronny wobec często przypadkowej czy błędnej decyzji platformy, która może zostać podjęta na przykład bez zrozumienia kontekstu opublikowania danego wpisu.
Czego dokładnie domaga się SIN w sądzie?
– Sprawa toczy się na podstawie przepisów o ochronie dóbr osobistych. Domagamy się przywrócenia strony oraz publicznych przeprosin ze strony Facebooka. Zależy nam na tym, żeby sąd stwierdził, że Facebook – usuwając grupę i stronę SIN w sposób arbitralny i nietransparentny – naruszył prawo.
Sprawa ma jednak znaczenie strategiczne, walczymy o szersze cele. W tym sensie nie chodzi tylko o to, żeby przywrócić profil konkretnej organizacji. Chcielibyśmy, żeby ten przypadek był impulsem do wprowadzenia zmian systemowych – wzmocnienia praw użytkowników platform internetowych, czyli przede wszystkim zagwarantowania skutecznej możliwości kwestionowania ich decyzji o blokowaniu treści, jeśli uznajemy, że niesłusznie ogranicza naszą wolność słowa.
A konkretnie?
– Po pierwsze, potrzebne jest wprowadzenie przez platformy elementów sprawiedliwej procedury przy moderowaniu treści, czyli zapewnienie większej transparentności podejmowanych decyzji oraz stworzenie skutecznej drogi odwoławczej. Warto, żeby użytkownik wiedział między innymi, czy decyzję podjął algorytm, czy człowiek, jaką treść i dlaczego uznano za naruszenie, w jaki sposób ją zidentyfikowano, a także żeby mógł przedstawić argumenty na swoją obronę. Odwołanie powinna rozpatrywać osoba niezaangażowana w podjęcie pierwotnej decyzji, w jasno określonych ramach czasowych. Problem dotyczy zresztą nie tylko Facebooka, ale wielu platform internetowych o dominującej pozycji w jakimś obszarze rynku.
Co więcej, uważamy, że powinna istnieć możliwość zweryfikowania ostatecznej decyzji platformy przed niezależnym zewnętrznym organem – takim jak sąd. Bo to sąd ma najlepsze kompetencje do tego, żeby rozpoznawać spory dotyczące wolności słowa.
No dobrze, ale jak to właściwie jest z jurysdykcją polskiego sądu nad Facebookiem?
– To jeden z istotnych elementów sprawy, choć niezwiązany bezpośrednio z jej istotą. Możliwość pozwania Facebooka w Polsce, a nie w Kalifornii czy Irlandii, jest warunkiem realnej możliwości dochodzenia swoich praw przez polskich użytkowników portalu. Odsyłanie ich do sądów zagranicznych w praktyce ogranicza prawo do sądu, czyni je iluzorycznym. Chcemy, żeby jasno wybrzmiało, że polski sąd jest właściwy do rozpoznawania takich sporów.
Na jakim etapie jest sprawa?
– 7 maja złożyliśmy pozew z wnioskiem o zabezpieczenie powództwa, w którym domagamy się przywrócenia zablokowanej grupy, strony i konta na Instagramie na czas trwania postępowania. Jesteśmy więc na początku drogi i trudno w tej chwili mówić bardziej konkretnie o ramach czasowych tego postępowania.
A co jeśli Facebook uzna, że dla świętego spokoju przywróci stronę, byście tylko przestali się go czepiać?
– Powtórzę, że myślimy o sprawie w kategoriach strategicznych. Walczymy o ideę i rozwiązania systemowe, do których wprowadzenia ta sprawa może się przyczynić. Dlatego zależy nam na wyroku – nie myślimy o zawarciu ugody, ale o tym, by wywalczyć rozwiązanie, które będzie miało szersze znaczenie. To są cele, które przyświecają zarówno nam, jak i samemu SIN-owi.
Czy takich sytuacji, jaka spotkała SIN, jest wiele?
– Trudno oszacować skalę problemu ze względu na brak możliwości zebrania kompleksowych danych, ale z doniesień medialnych czy sygnałów, które do nas napływają, wiemy, że dotyczy on zarówno organizacji i inicjatyw, które prowadzą społecznie pożyteczną działalność, jak i zwykłych użytkowników. Znamy wiele przypadków, kiedy tak zwana „prywatna cenzura” dotknęła dziennikarzy i reporterów, publikujących relacje z istotnych społecznie wydarzeń, artystów czy aktywistów. Te przypadki budzą szczególne zaniepokojenie, ponieważ często chodziło o usunięcie treści stanowiących istotny wkład w debatę publiczną.
Proszę o przykład.
– Najbardziej skrajne sytuacje dotyczą blokowania przez Facebooka materiałów dokumentujących brutalność policji albo naruszenia praw człowieka podczas konfliktów zbrojnych. Zdarzało się, że Facebook usuwał tego typu materiały, co utrudniało monitorowanie takich wydarzeń przez organizacje zajmujące się ochroną praw człowieka, które działają na przykład na terenie Syrii.
Dość znamienne było usunięcie zdjęcia nagiej dziewczynki uciekającej przed bombardowaniem napalmem podczas wojny w Wietnamie czy archiwalne zdjęcie z II wojny światowej, zamieszczone przez Centrum Anny Frank w Amsterdamie, przedstawiające rozebrane i wygłodzone żydowskie dzieci przetrzymywane przez nazistów. Oba Facebook usunął ze względu na to, że rzekomo promowały nagość.
Inny przykład? Modelka plus size, której zdjęcie zostało zablokowane – chociaż promowało wydarzenie organizowane przez organizację feministyczną w Australii – ponieważ rzekomo naruszyło standardy Facebooka dotyczące promocji zdrowego stylu życia.
I naprawdę nic się nie da w takiej sytuacji zrobić? Szum nie wystarcza?
– Często zdarza się, że te najbardziej kuriozalne przypadki rzeczywiście zyskują rozgłos i następnie są przywracane przez Facebooka, który wówczas przyznaje się do błędu, tłumacząc że nie jest nieomylny.
Ale to nie jest rozwiązanie, bo nie każdy zablokowany użytkownik może liczyć na takie zainteresowanie opinii publicznej i mediów. A chcielibyśmy, żeby każdy miał równe prawo do skutecznego kwestionowania blokady.
Przypadków cenzury jest wiele. A ile podobnych spraw sądowych pani zna?
– Bardzo niewiele. Wiem o jednym procesie we Francji i jednym w Niemczech. Nie słyszałam o żadnym prawomocnie zakończonym postępowaniu w podobnej sprawie. To proces precedensowy.
Dla niektórych pewnie precedensowy również z tego względu, że uderzający w ich opinii w prywatną przedsiębiorczość. Będą argumentować, że Facebook jest prywatną firmą, a jak się komuś nie podoba, jak działa, to nie musi z niego korzystać.
– Facebook ma szczególną pozycję na rynku. To najpopularniejsze medium społecznościowe, w Polsce dociera do 80% internautów, czyli ma zasięg większy niż dwa największe portale informacyjne razem wzięte. Z drugiej strony przez swoją specyfikę stał się ważnym źródłem nie tylko informacji, ale też komunikacji z innymi osobami. W efekcie jest to firma, która ma dziś bardzo duży wpływ na to, w jaki sposób korzystamy z wolności słowa. Dlatego uważamy, że w tych obszarach, w których działalność prywatnej firmy dotyka naszych praw podstawowych, powinniśmy mieć nad tym większą kontrolę.
Co więcej, z uwagi na dominującą, bezkonkurencyjną dzisiaj pozycję Facebooka na rynku, efekt sieci i inne specyficzne cechy tego narzędzia, organizacja, która została zablokowana przez portal, nie ma w praktyce żadnej równorzędnej alternatywy, z której mogłaby korzystać, żeby w ten sam sposób realizować swoją misję.
Taka władza nad obiegiem informacji w sieci powinna wiązać się z odpowiednią odpowiedzialnością.
Jakiś czas temu Ministerstwo Cyfryzacji podjęło działania na rzecz wspierania polskich użytkowników w sytuacjach cenzurowania ich działalności przez Facebooka. To nie wystarczy?
– Niestety, nie. Cieszy mnie, że polski rząd dostrzega problem nadmiernego, arbitralnego blokowania treści przez Facebooka, ale propozycja Ministerstwa nie odpowiada na problemy, na które zwracamy uwagę w sprawieSIN. To nadal sam portal arbitralnie decyduje o tym, co powinno z niego zniknąć, w oparciu o niejasne kryteria, bez wystarczających gwarancji chroniących użytkowników przed nadużyciami. Resort stworzył po prostu infrastrukturę, za pośrednictwem której można poprosić Facebooka o ponowną analizę tego, czy na pewno dana treść powinna zostać zablokowania, czy nie. Ostateczną decyzję podejmuje jednak wciąż sam portal. Nie zmienia się też nic w kwestii wprowadzenia niezależnej, zewnętrznej kontroli nad tymi decyzjami. W jednostkowych przypadkach propozycja Ministerstwa może więc pomóc w przywróceniu zablokowanej treści czy konta, ale z pewnością nie rozwiązuje problemu na poziomie systemowym.
A czy już dziś, póki brakuje systemowych rozwiązań, można sformułować jakieś rekomendacje dla organizacji społecznych? Jak zminimalizować skutki obecnego stanu rzeczy dla ich działań?
– Facebook jest ważnym narzędziem w pracy organizacji społecznych. Nie bez powodu postanowiliśmy wesprzeć akurat SIN. Zależało nam na tym, żeby wzmocnić kogoś, kto używa Facebooka do prowadzenia działalności w interesie publicznym. Jeśli dojdzie do systemowych zmian, o które walczymy, między innymi angażując się w tę sprawę, bezpieczniejsi będziemy wszyscy – również organizacje społeczne i wszyscy, którzy wykorzystują Facebooka w społecznie pożytecznych celach.
A co można robić już teraz? Warto pracować nad stworzeniem alternatywnych kanałów komunikacji z odbiorcami – dzięki temu można być w mniejszym stopniu zależnym od nieprzewidywalnych decyzji Facebooka. Tyle tylko, że to nie zawsze jest możliwe, zwłaszcza w sytuacji, w których nasza misja wiąże się z docieraniem do ludzi, których najłatwiej jest znaleźć w mediach społecznościowych.
Dorota Głowacka – prawniczka w Fundacji Panoptykon, w której zajmuje się zagadnieniami związanymi z ochroną praw człowieka w kontekście nowoczesnych technologii, w szczególności swobody wypowiedzi i prawa do prywatności. Doktorantka na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Łódzkiego.
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.