Oleg Samoilenko: W pandemii najtudniejsze było zrozumienie, że twoje możliwości są mniejsze niż potrzeby ludzi
– W pandemii do Armii Zbawienia zgłaszało się po pomoc wiele nowych osób, z nowych środowisk, które nagle znalazły się w sytuacji kryzysowej. Niektórzy z nich już znaleźli pracę, ale chcą z nami zostać, teraz jako wolontariusze – rozmowa z Olegiem Samoilenko, dyrektorem Armii Zbawienia w Warszawie.
Zanim porozmawiamy o pomocy podczas pandemii, powiedz nam krótko, czym jest Armia Zbawienia.
Oleg Samoilenko, dyrektor Armii Zbawienia w Warszawie: – Armia Zbawienia powstała w 1865 roku w Wielkiej Brytanii, ale obecnie działa w 133 krajach świata, gdzie posiada własne szkoły, szpitale, schroniska i ma przeróżne programy. Pomimo tego, że jesteśmy organizacją chrześcijańską, pomagamy wszystkim bez dyskryminacji. W Polsce działamy od 2005 roku, obecnie w czterech miastach. W 2020 roku oficjalnie zarejestrowaliśmy również naszą Fundację. Mamy wiele planów.
Czy podczas pandemii coś się zmieniło w Twojej pracy?
– Tak, bardzo wiele. Nie zamykaliśmy się pomimo ograniczeń, ponieważ większość naszych podopiecznych nie ma dostępu do Internetu. Poza tym, jak możemy pomóc głodnym poprzez Zoom?
Główna zmiana polegała na tym, że bardzo zmienił się „skład” naszych podopiecznych. Wcześniej przychodziło do nas wiele osób w kryzysie bezdomności lub osób starszych, ale podczas pandemii zaczęli do nas przychodzić ludzie z klasy średniej. Niemal wszyscy zostali zmuszeni do ubiegania się o paczkę żywnościową, ponieważ stracili pracę w hotelach, restauracjach lub jako przewodnicy miejski. Dla tych ludzi był to jedyny dochód, utracony w ciągu jednego dnia.
Dla bezdomnych w Warszawie jest ogromna lista miejsc, w których mogą zjeść, ubrać się. Wielu z nich śmieje się, że nie ma potrzeby pracować, bo wszystko będzie im dane. A gdzie ma się udać pani, która ma 70 lat i która przez całe życie pracowała jako przewodniczka i została z kilkusezłotową emeryturą teraz? Lub pracownik hotelu, który nie przyjmuje gości przez rok i nie ma z czego płacić pensji.
Czy te osoby będą teraz stałymi klientami Armii Zbawienia?
– Nie sądzę, bo dla wielu była to po prostu sytuacja kryzysowa, kiedy absolutnie nie było gdzie się zwrócić. Niektórzy już znaleźli pracę, ale chcą z nami zostać, teraz jako wolontariusze.
Co było najtrudniejsze w tym roku pracy w pandemii?
– Zrozumienie, że twoje możliwości są mniejsze niż potrzeby ludzi. Pamiętam, jak przyszła Głucha Pani, która nie znała języka polskiego i potrzebowała umówić się na wizytę do lekarza. Wydaje się, że to taka prosta sprawa, ale dla niej to było praktycznie nierealne, bo wszystko w maseczkach, nie można czytać z ust, nie możesz nawet wytłumaczyć dokąd idziesz przy wejściu do poradni, a tłumacz google nie zawsze pomaga.
Pamiętam też babcię z dwójką wnuków z Białorusi, którzy nocą przez Ukrainę uciekali do Polski przez las. Chciałbym im pomóc, ale gdzie znaleźć dla nich mieszkanie i co zrobić, jeśli podczas pandemii wszystko jest zamknięte, a urzędy działają tylko online.
Jak wyglądała sytuacja z wolontariuszami?
– Mogę powiedzieć, że bez naszych wolontariuszy nie byłoby możliwe zrobienie wszystkiego, co robimy. Są cudowni. Cały czas pomagali i nadal to robią. Dzięki programowi „Ochotnicy Warszawscy” przybyło do nas wielu wspaniałych ludzi, którzy poświęcają nie tylko swój czas, ale także swoje serca.
Jakie macie plany na najbliższą przyszłość?
– Nadal przyjmujemy rzeczy do naszego Punktu Pomocy przy Ząbkowskiej, ubrania, buty. Zazwyczaj brakuje męskich. Stopniowo będziemy prowadzić nasze wymienniki. Mamy wiele planów na lato dla młodzieży, ale nie zapominamy też o starszych, którzy najbardziej czekali na ponowne spotkanie w klubie seniora.
Źródło: Armia Zbawienia
Skorzystaj ze Stołecznego Centrum Wspierania Organizacji Pozarządowych
(22) 828 91 23